Mam odwagę sięgać po marzenia!

2024-04-25 00:06:05(ost. akt: 2024-05-19 14:50:59)
Śmiało można powiedzieć, że taniec to jej miłość. Jest niezwykle pracowita, utalentowana i potrafi zaskakiwać. Nawet kontuzje nie są dla niej przeszkodą, bo doskonale wie, co chce w przyszłości osiągnąć. Oto Maja Dowolnia, młoda ełczanka i tancerka.
— Maju, na co dzień mieszkasz w Ełku i tu zaczynałaś swoją przygodę z tańcem. I to już 8 lat temu!

— Zaczęłam tańczyć hip-hop, gdy miałam 7 lat. Od początku był to mój ulubiony styl. Moją pierwszą trenerką była Dominika Nowakowska. Zacząłem od zajęć indywidualnych, później dołączyłam do grupy. Byłam najmłodsza, więc musiałam gonić resztę. Razem jeździliśmy na pierwsze turnieje i tak minęły 4 lata. Otrzymałam już wtedy dużo wsparcia od rodziny i od Dominiki. Pewnego dnia, razem z moją trenerką, pojechałam na warsztaty do Białegostoku. Tam zobaczyłam ulotkę o obozie, który organizowało studio właśnie z Białegostoku. Wzięłam w nim udział i bardzo mi się podobało. Później, gdy Dominika zaszła w ciąże i na pewien czas zamykała swoje studio w Ełku, rodzice zgodzili się, żebym jeździła na zajęcia właśnie do Białegostoku. To było Whats Up Studio, w którym moją trenerką była Ada Kawecka, finalistka programu You Can Dance. Poznałam ją właśnie dzięki Dominice. Miałam wtedy 11 lat. Przez 2 lata tańczyłam w Whats Up Studio, ale moja grupa zaczęła się rozpadać. Zaczęliśmy szukać nowego rozwiązania i tak trafiłam do Studia Atom Białystok, w którym jestem teraz. Jestem bardzo zadowolona. Moją trenerką jest Edyta Jeronczuk. Razem z nami pracują jeszcze jej córka, Oliwia Jeronczuk, i Roksana Pluta. Dzięki temu studiu zaczęłam jeździć na większe zawody, jak te na Litwie czy w Krakowie.


— Obecnie masz 15 lat, uczysz się w liceum. Jak łączysz naukę w szkole z nauką tańca? Jak wygląda Twój dzień?

— Wracam do domu na przykład, tak jak w środę, po 14:00, kiedy tylko skończyłam zajęcia. Jem obiad i szybko przygotowuję się na trening. Na treningu spędzam zazwyczaj trzy godziny, chociaż czasami zostaję dłużej, gdy mamy kluczowe ćwiczenia, zależy to od decyzji trenerki. Czasami wracam do domu około 22:00 i od razu kładę się spać. A kiedy mam czas na naukę? Zazwyczaj uczę się w samochodzie. Ale jeśli jestem bardzo zmęczona, to wolę odpocząć w drodze, żeby mieć siłę i energię na trening. A żeby się pouczyć, muszę wtedy wstać wcześniej następnego dnia. Wydaje mi się, że mam zaufanie ze strony rodziców, bo wiedzieli, że poradzę sobie z nauką. Nawet teraz w liceum idzie mi dobrze. Mimo że jest ciężko, staram się być systematyczna. Niestety, dojazdy pochłaniają mnóstwo czasu. Normalnie jeździmy dwa razy w tygodniu na treningi, trwające po trzy godziny, lub nawet więcej, w zależności od sytuacji. Czasami zdarza się, że trzeba pojechać trzy lub nawet cztery razy, zwłaszcza gdy mamy treningi trwające cały dzień, przygotowujące nas do zawodów. Jest naprawdę ciężko na tych zajęciach, ale nasza trenerka bardzo mocno nas motywuje. Jednakże wymagania są wysokie, a treningi intensywne. Nasza grupa liczy 32 osoby, zróżnicowane wiekowo. Najmłodsza ma teraz 13 lat, a najstarsza 20. W tym roku połączyły się dwie grupy: "Atomizer", i "Atom Mini". Na zawodach startujemy w starszej kategorii. To sprawiło, że poziom rywalizacji znacznie wzrósł, ponieważ starsze osoby mają duże doświadczenie, ale też dzięki temu jesteśmy zmotywowani, aby nadążyć za nimi i podnieść nasz poziom.

— Jak wyglądają Wasze treningi?

— Na samym początku sezonu, czyli we wrześniu, zaczynamy intensywne przygotowania, które trwają aż do listopada. W tym czasie mamy ćwiczenia siłowe, aby zbudować formę i kondycję. Poza tym, dużo czasu poświęcamy na technikę i ćwiczenia choreograficzne, aby utrwalić ruchy i zapamiętać układy. Nauka formacji odbywa się zazwyczaj podczas ferii zimowych, kiedy do naszego studia przyjeżdża trenerka, Sandy Rzeźniczak. Wtedy intensywnie trenujemy przez kilka godzin dziennie, dopracowując układy i synchronizując ruchy w grupie. Turnieje zaczynają się zwykle w marcu. W zależności od sezonu, startujemy w zawodach średnio 5-6 razy. Nasza formacja trwa około 4 minut, co wymaga świetnej kondycji fizycznej i zapamiętania wszystkich fragmentów układu. Trenerka stawia przed nami wysokie wymagania, ale jednocześnie ufając nam, co motywuje nas do ciężkiej pracy i szybkiego uczenia się. Dzięki temu szybko rozwijamy się i widać postępy, o to właśnie mi chodziło.


— Podczas występów na pewno towarzyszą Wam ogromne emocje, do tego dochodzi stres. Domyślam się, że czasami niestety coś pójdzie nie tak. Jak sobie radzisz z porażkami?

— Wydaje mi się, że wsparcie od trenera jest najważniejsze. Jeśli coś się nie udało, trzeba powiedzieć trudno i postarać się, aby następnym razem to się nie powtórzyło. Na treningach często wykonujemy akrobacje i podnoszenia, więc musimy się na nich skupić. Raz coś wychodzi, raz nie. Na przykład na ostatnich zawodach popełniłam błąd w formacji, przez co byłam zmartwiona przez tydzień. Ale nie ma sensu się tym zamartwiać, bo czasu cofnąć się nie da. Trzeba się zastanowić, poprawić na treningu i popracować nad tym, co poszło źle. Na początku bałam się akrobacji i podnoszeń, ale trzeba zaufać grupie. Jak się boimy, to nic z tego nie będzie. Trzeba przełamać strach. Trzeba zbudować zaufanie, ale kiedy już je mamy, wszystko staje się łatwiejsze.

— Z których zawodów i nagrody jestem najbardziej dumna?

— Ostatnie zawody na Litwie były naprawdę świetne. Przyjechały grupy z Litwy, Ukrainy, Białorusi, Niemiec i oczywiście z Polski, w tym i my. Zawody polegały na występach grup w różnych kategoriach. Grand Prix, czyli główna nagroda, była jak marzenie, i właśnie udało nam się ją zdobyć! To było ogromne osiągnięcie, biorąc pod uwagę, że w poprzednim roku nie udało się nam tego dokonać. Nasza trenerka wymyśla naprawdę fantastyczne stroje. To dodatkowo zwraca uwagę sędziów i publiczności, co zawsze się opłaca. Dostajemy za to bardzo dużo punktów, co świadczy o zaangażowaniu naszej trenerki. W tym roku nasz temat to czarna pantera. Technika, choreografia, stroje, ustawienia, fryzury - wszystko to ma wpływ na odbiór naszego występu. To nie tylko taniec, ale także energia, wiele czynników, które decydują o tym, czy wygramy zawody, czy nie.

— Domyślam się, że Twoja przyszłość, Twoje marzenia związane są właśnie z tańcem. Zdradzisz je nam?

— Od 8. roku życia marzę, żeby polecieć do Stanów, do Los Angeles i tam tańczyć. Patrząc na Mańka (Mariusz Maniek Kotarski - red.), polskiego tancerza, który tańczył na przykład z Jennifer Lopez, widzę, że wszystko jest możliwe. Ja również chciałabym pójść tą drogą. Chciałabym się wybrać na warsztaty prowadzone przez Mańka i Sandy. Baza tancerzy to takie warsztaty, które odbywają się co miesiąc, na których uczymy się różnych tańców i technik. Dużo dzieciaków w Polsce chce tam się dostać. W tamtym roku byłam na obozie, na którym byli właśnie tancerze z Bazy, zaprosili mnie na casting. Niestety skręciłam kostkę i musiałam zrezygnować. Mocno to przeżyłam... Chcę się rozwijać, pokazywać, doskonalić, to naprawdę duża szansa. Miałam już wcześniej wziąć w nich udział, ale niestety nie miałam możliwości ze względu na kontuzję.

— No właśnie. Niestety kontuzje mogą chyba czasami pokrzyżować plany?

— Oczywiście, nie wszystko idzie gładko. Kontuzje się zdarzają. Ja sama miałam poważne złamanie, ale to mnie nie powstrzymało przed uczestnictwem w obozie tanecznym, nawet w gipsie. Trenerzy mówili mi, żeby przestać, ale nie mogłam przestać robić tego, co kocham. To właśnie miłość do tańca sprawiła, że walczyłam, mimo przeciwności losu. Była też taka sytuacja, że miałam kontuzję przed zawodami w marcu na Litwie, ale zaryzykowałam, wystartowałam i było warto. Nie tylko nie zaszkodziłam grupie, ale też zdobyliśmy razem Grand Prix, co było fantastycznym przeżyciem. Gdybym tego nie zrobiła, mogłabym żałować. Cieszę się, że ryzykowałam, bo dzięki temu nie tylko zdobyliśmy nagrodę, ale też czułam się ważną częścią grupy. To było naprawdę super!


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5