E. Lickiewicz || Muzyczne półwiecze niezwykłej pedagog

2024-05-03 12:00:00(ost. akt: 2024-05-03 16:02:05)
Elżbieta Lickiewicz

Elżbieta Lickiewicz

Autor zdjęcia: Elżbieta Lickiewicz / FB

Pianistka, propagatorka sztuki muzycznej, a przede wszystkim miłośniczka pracy z dziećmi i młodzieżą – w czwartek 25 kwietnia Elżbieta Lickiewicz świętowała 50-lecie pracy artystycznej. To doskonała okazja, aby przypomnieć sylwetkę zasłużonej pedagog.
Wielu kojarzy ją „tylko” jako ełczankę, ale Elżbieta Lickiewicz de facto jest rodowitą łodzianką. To tam przyszła na świat i od najmłodszych lat podświadomie czuła, że najbardziej fascynuje ją ten muzyczny.
Już w wieku przedszkolnym rodzice zaczęli mnie posyłać na lekcje gry na fortepianie i po trzech miesiącach nauki akurat rozpoczął się nabór do Podstawowej Szkoły Muzycznej (z przedmiotami ogólnokształcącymi). Na egzamin zaprowadził mnie tata. Pamiętam niesamowite tłumy i sam egzamin, mimo że byłam małym dzieckiem. Spytali, czy uczę się grać, więc usiadłam i „coś” zagrałam. Poprosili mojego tatę i powiedzieli, że przyjmą córkę do szkoły, ale do drugiej klasy. Tata był w szoku, tłumaczył, że przecież ja nie umiem jeszcze pisać i czytać, na co powiedzieli mu, że ma mnie w wakacje nauczyć i biorą mnie do tej II klasy. No i uczyła mnie mama, ale mimo tego odstawałam od pozostałych. Rodzice chcieli mnie przenieść, ale nauczycielka się nie zgodziła – mówiła, że dam sobie radę. No i skończyłam tę II klasę z samymi piątkami.


NA MUZYCZNYM SZLAKU


Po ukończeniu PSM muzykalna Ela, jako jedna z najlepszych uczennic szkoły, dostała się do liceum bez egzaminu (obie szkoły muzyczne były pod jedną dyrekcją). Bardzo miło wspomina ten czas i nawiązane wówczas cenne i wartościowe znajomości.
Miałam wśród kolegów w liceum takie znakomitości jak Włodek Korcz, Michał Urbaniak, Czesio Majewski. To wszystko są tuzy muzyczne i moi starsi koledzy. Szczycę się, że miałam takich w liceum. Zresztą nasza szkoła była na bardzo dobrym poziomie.

Kolejnym etapem muzycznej edukacji pani Eli była Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna, gdzie była jedną z wyróżniających się studentek, o czym świadczy fakt, że na III i IV roku otrzymywała od uczelni – jako jedna z zaledwie trzech studentek – stypendium naukowe, w wysokości 1000 zł. Wówczas były to spore pieniądze – dość powiedzieć, że socjalne było prawie trzy razy mniejsze (360 zł). Poduszka finansowa i dobre wyniki w nauce pozwalały jej się angażować – jak przystało na artystkę zresztą – w przeróżne eventy.
Ogólnie byłam taka trochę przebojowa – działałam w organizacjach młodzieżowych, organizowałam koncerty itd. Po prostu nie zasklepiłam się tylko w wiedzy muzycznej.

Młoda, inteligentna i charyzmatyczna dziewczyna, do tego aktywna w środowisku studenckiej bohemy artystycznej, z pewnością przyciągała uwagę kolegów-artystów wszelkiego autoramentu. Ale u jej boku był już „Romeo”.
Pewnie, że jacyś tam koledzy się przyczepiali, ale jakoś nie zwracałam na to uwagi i się tym nie przejmowałam. Miałam swojego ulubionego i wystarczyło mi. I to przez niego wybyłam z Łodzi! — śmieje się pani Ela.

„INTELIGENCJA NISZOWA”


Jej narzeczony skończył studia na WAM i dostał przydział na staż do szpitala wojskowego w Wałczu. Początkowo rozmuzykowana dziewczyna była mocno rozczarowana, ale szybko się okazało, że ma tam co robić. Było nawet całkiem wesoło.
Pojechałam za nim, a tam nawet nie było szkoły muzycznej. Jednak mimo tego miałam kontakt z muzyką, bo byłam akompaniatorką zespołów tanecznych w MDK-u i uczyłam w Liceum Pedagogicznym dla Wychowawczyń Przedszkoli różnych przedmiotów muzycznych. Ostatniego roku mojego pobytu w Wałczu, na prośbę dyrektora MDK, prowadziłam „Audycje Muzyczne dla Inteligencji Niszowej”, w ramach których puszczałam muzykę, opowiadałam o kompozytorach itd. Kilka takich spotkań dla inteligencji wałeckiej miałam — wspomina z rozbawieniem pani Ela.

Po dwóch latach w Wałczu mąż otrzymał przydział służbowy do jednostki w Ełku i tak rozpoczął się największy rozdział w historii życia Elżbiety Lickiewicz. W stolicy Mazur pojawiła się, z małym dzieckiem w ramionach, pierwszego dnia wiosny 1973 r. Początkowo zakładała, że tutaj również tylko „pobędzie” jakiś czas, tym bardziej że doskwierał jej fakt, iż w Ełku nie było filharmonii, koncertów, dużych teatrów i zaawansowanych atrakcji kulturalnych. Ale była szkoła muzyczna i – jak pokazały kolejne lata – spory potencjał tutejszej młodzieży i urodzajny plon do doglądania.



NOWE OTWARCIE


Tuż po przyjeździe do Ełku – w maju – pani Ela znalazła w niej zatrudnienie. Z racji jej wykształcenia, doświadczenia i braków kadrowych przywitano ją z otwartymi ramionami. I to był strzał w dziesiątkę dla obu stron. Zżyła się z gronem pedagogicznym, a przede wszystkim z uczniami i ich rodzicami.
Bardzo mi odpowiadała pani dyrektor, która była z jednej strony wymagająca, a z drugiej tolerancyjna, ale z wielkim poczuciem humoru i bardzo pogodna, a ja takich ludzi lubię. Ze mną jest taki problem, że jestem urodzoną nauczycielką i miałam świetne kontakty z podopiecznymi i ich rodzinami. Nawet z pierwszych lat pracy mam po dziś dzień przyjaźnie — wspomina.

Po sześciu latach pracy pani Eli zaproponowano posadę dyrektorki. Początkowo się wahała, obawiała, czy da sobie radę, ale zapewniano ją, że poradzi sobie doskonale.
Okazało się, że to wcale nie było takie proste, za to z jednego prostego powodu. Trafiłam na fatalny okres w historii naszej ojczyzny (stan wojenny – przyp. red.) i cała dekada lat 80. przypadła na moją kadencję. Namawiano mnie wiele razy, abym się zapisała do Partii, ale… na co mi Partia w szkole artystycznej? — śmieje się doświadczona pedagog.

Ełcką szkołą kierowała 12 lat i gdy wraz ze zmianą systemu nadeszły zmiany polityczne, przy okazji realizowano przetasowania również na niwie kulturalnej.
Przyszła moda na organizowanie konkursów. Ich cel tak naprawdę był jeden – pozbyć się starej gwardii i dać pracę swoim, niekoniecznie nadającym się do roli. Złożyłam swoją wizję na rozwój szkoły, miałam też wsparcie kadry. Nie ukrywam, że ku mojemu zaskoczeniu dyrektorem wybrano inną panią.

DZIEŁO ŻYCIA


Pani Ela przestała być dyrektorką w 1991 r., ale nie przestała kochać muzyki, a przede wszystkim pracy z młodzieżą. To skłoniło ją do podjęcia swojego największego życiowego dzieła, jakim było Studium Muzyczne.
Jako dyrektorka byłam na pełnych obrotach, a potem zostałam tylko z lekcjami i czegoś mi brakowało. Zastanawiałam się, czy nie otworzyć czegoś prywatnego i jak to zrobić. Z nieba spadł mi pastor Chojnacki, którego córkę uczyłam. To był przeuroczy człowiek, który wznowił tutaj działalność Kościoła Metodystycznego – wyremontował kościół i sąsiedni budynek, w którym założył szkołę języka angielskiego. Podzieliłam się z nim myślą o czymś „swoim”. Od razu zaoferował miejsce w budynku szkoły na moje studium muzyczne, co mi się bardzo spodobało.

Studium powstało w 1993 r. W pierwszym roku pani Ela miała pod skrzydłami „zaledwie” dziesiątkę uczniów. Potem zaczęło ich przybywać i musiała wynająć drugie pomieszczenie oraz zatrudnić nauczycielkę. Sam kościół okazał się bardzo wdzięczny akustycznie i po zakupie fortepianu padł pomysł, aby organizować tam koncerty.
Na początku były to koncerty uczniów i nauczycieli, a potem koncerty jubileuszowe np. piękny z okazji 5-lecia Studium. Zaprosiłam na niego mojego serdecznego przyjaciela Karola Nicze (nieżyjący już pianista, laureat VIII MKP im. Fryderyka Chopina w Warszawie; 1970), z którym uczyłam się w liceum i WSM – byliśmy zaprzyjaźnieni. Koncert był wspaniały, kościół zapełnił się po brzegi. Podobnie było następnego roku, na koncercie z okazji Światowego Roku Chopinowskiego. Umówiłam się z Karolem, że co jakiś czas będzie przyjeżdżał do mnie i koncertował, ale niestety pół roku później zmarł (1999 r.).

COŚ SIĘ KOŃCZY…


W ramach Studium pani Ela organizowała również koncerty ełckich muzyków, w tym kolegów. Była też aktywna muzycznie, np. zagrała w duecie z absolwentką. W pewnym momencie Studium musiało przenieść się z ul. Słowackiego.
Zmienił się pastor, potem kolejny, kościół podupadł, szkoła angielskiego została zlikwidowana, a w budynku odcięli prąd, gaz i ogrzewanie. Pomogła mi ówczesna dyrektor SP nr 2 pani Małgorzata Kopiczko, która zgodziła się wynająć mi pomieszczenie na Studium. I tam prowadziłam je już do końca – w sumie przez 26 lat. Gdy nadeszła pandemia, uznałam, że nauczanie online nie jest możliwe – to wymaga jednak obecności nauczyciela i ucznia przy instrumencie. I zamknęłam Studium.

Na szczęście dzieło życia pani Eli zostało godnie pożegnane uroczystą galą 25-lecia Studium Muzycznego w Ełku. Zasłużona pedagog również została uhonorowana w wyjątkowy sposób. W czwartek 25 IV w Szkole Artystycznej w Ełku odbył się benefis 50-lecia pracy artystycznej i pedagogicznej Elżbiety Lickiewicz. Wydarzenie uczciło wybitne osiągnięcia jubilatki oraz podkreśliło pamięć o latach, które poświęciła na wychowywanie muzycznych talentów.

Maciej Chrościelewski

Elżbieta Lickiewicz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5