Wypowiedziane marzenia stają się rzeczywistością
2024-02-18 09:00:00(ost. akt: 2024-02-18 14:02:33)
KULTURA || Geppetto marzył o synu, więc wystrugał sobie Pinokia. Pan Grzegorz Kacperski marzył o książkowym debiucie literackim, więc wymyślił... Andrzejka. Bohater opowiadań dyrektora podstawówki w Rożyńsku Wielkim bawi, śmieszy, ale też skłania do przemyśleń.
— „Perypetie Andrzejka” są pańskim książkowym debiutem, aczkolwiek słowo pisane nie jest przecież Panu obce.
— Tak, to mój debiut literacki na skalę wydawniczą i choć niewielką, to wciąż jest to jakaś skala. Od ponad dwóch lat piszę felietony do naszego diecezjalnego miesięcznika „Martyria”. Cieszą się dosyć dużym zainteresowaniem i są poczytne.
— Tak, to mój debiut literacki na skalę wydawniczą i choć niewielką, to wciąż jest to jakaś skala. Od ponad dwóch lat piszę felietony do naszego diecezjalnego miesięcznika „Martyria”. Cieszą się dosyć dużym zainteresowaniem i są poczytne.
— Na co dzień jest Pan dyrektorem szkoły (SP im. Kard. S. Wyszyńskiego w Rożyńsku Wielkim), od 20 lat nauczycielem i wychowawcą, ale też społecznikiem angażującym się w przeróżne inicjatywy. Jakie okoliczności skłoniły Pana do napisania opowiadań?
— Na każde zakończenie roku szkolnego staram się w jakiś nietuzinkowy sposób żegnać z absolwentami danego rocznika. Czasem jest to jakaś piosenka, którą dla nich zaśpiewam, innym razem – mimo, że nie jestem malarzem – obraz itd. W tym roku pomyślałem sobie, że napiszę opowiadanie uczniom kończącym klasę VIII. Napisałem jedno, drugie, trzecie... Wydrukowałem uczniom dwa opowiadania z morałem, aby mieli pamiątkę po swoim nauczycielu i wychowawcy. Co do opowiadań – zrobiło się ich 10 plus prolog i epilog. Kolega który był świadkiem na moim ślubie, a od ponad 20 lat pracuje w wydawnictwie w Gdańsku, po przeczytaniu kilku rozdziałów powiedział, że nie mogę tego nie wydać. Wydałem to prywatnym wydawnictwem, z pomocą dobrych ludzi i przyjaciół, którzy mi to częściowo sfinansowali. No i jest książka. Osoby które już ją przeczytały mówią, że jest bardzo sympatyczna w odbiorze. Otrzymałem taką fajną wypowiedź od znajomej: „Grzegorz, to się trochę czyta tak jak Pismo Święte – gdziekolwiek nie otworzysz, to zawsze ma sens i każdy zawsze znajdzie coś dla siebie, czy ma lat 13, 30, czy lat 60”. To bardzo miłe, że ludzie tak przyjemnie ją odbierają.
— Na każde zakończenie roku szkolnego staram się w jakiś nietuzinkowy sposób żegnać z absolwentami danego rocznika. Czasem jest to jakaś piosenka, którą dla nich zaśpiewam, innym razem – mimo, że nie jestem malarzem – obraz itd. W tym roku pomyślałem sobie, że napiszę opowiadanie uczniom kończącym klasę VIII. Napisałem jedno, drugie, trzecie... Wydrukowałem uczniom dwa opowiadania z morałem, aby mieli pamiątkę po swoim nauczycielu i wychowawcy. Co do opowiadań – zrobiło się ich 10 plus prolog i epilog. Kolega który był świadkiem na moim ślubie, a od ponad 20 lat pracuje w wydawnictwie w Gdańsku, po przeczytaniu kilku rozdziałów powiedział, że nie mogę tego nie wydać. Wydałem to prywatnym wydawnictwem, z pomocą dobrych ludzi i przyjaciół, którzy mi to częściowo sfinansowali. No i jest książka. Osoby które już ją przeczytały mówią, że jest bardzo sympatyczna w odbiorze. Otrzymałem taką fajną wypowiedź od znajomej: „Grzegorz, to się trochę czyta tak jak Pismo Święte – gdziekolwiek nie otworzysz, to zawsze ma sens i każdy zawsze znajdzie coś dla siebie, czy ma lat 13, 30, czy lat 60”. To bardzo miłe, że ludzie tak przyjemnie ją odbierają.
— Wspominał pan, że absolwentom przekazał dwa opowiadania z morałem. Czy „Perypetie Andrzejka” mają określony przekaz?
— Książeczka z opowiadaniami to dość sympatyczny temat na to, aby przekazać swoje myśli, wewnętrzne przekonania, że świat jest piękny, dobry i trzeba o niego wspólnie dbać i myśleć o tym, co się dookoła nas dzieje, a nie tak sobie po prostu zwyczajnie żyć, nie licząc dni i nie przerabiając w głowie pewnych spraw. Jeżeli mam jakieś myśli, które toczą mi się w głowie, przelewam je na papier i daję radość ludziom, którzy to czytają i mogą dzięki temu oderwać się od codzienności. To jest takie moje motto.
— Książeczka z opowiadaniami to dość sympatyczny temat na to, aby przekazać swoje myśli, wewnętrzne przekonania, że świat jest piękny, dobry i trzeba o niego wspólnie dbać i myśleć o tym, co się dookoła nas dzieje, a nie tak sobie po prostu zwyczajnie żyć, nie licząc dni i nie przerabiając w głowie pewnych spraw. Jeżeli mam jakieś myśli, które toczą mi się w głowie, przelewam je na papier i daję radość ludziom, którzy to czytają i mogą dzięki temu oderwać się od codzienności. To jest takie moje motto.
— Książka jest okraszona gustownymi ilustracjami. Kto jest ich autorem i jak obszerne są „Perypetie Andrzejka”?
— To jest 50 stron z ilustracjami, które namalowała córka szwagra Marysia Marchel. Składem technicznym zajął się mój przyjaciel – świadek ze ślubu – a korektę zrobiła mi p. Monika Budnik, dyrektor-polonistka ze szkoły w Wiśniowie Ełckim. Pomoc finansową zadeklarował i obietnicy dotrzymał mój wieloletni przyjaciel p. Artur Zalewski z ełckiego Scanmedu, pomógł także p. Tomasz Krugły. No i tak udało się wspólnie te kilkadziesiąt stron wydać.
— To jest 50 stron z ilustracjami, które namalowała córka szwagra Marysia Marchel. Składem technicznym zajął się mój przyjaciel – świadek ze ślubu – a korektę zrobiła mi p. Monika Budnik, dyrektor-polonistka ze szkoły w Wiśniowie Ełckim. Pomoc finansową zadeklarował i obietnicy dotrzymał mój wieloletni przyjaciel p. Artur Zalewski z ełckiego Scanmedu, pomógł także p. Tomasz Krugły. No i tak udało się wspólnie te kilkadziesiąt stron wydać.
— Jakiego rodzaju perypetie przeżywa Andrzejek?
— W jednym z rozdziałów zachwyca się tym, że jadąc rowerem elektrycznym może zobaczyć dużo więcej otaczającego nas świata, bo skupia się na pięknie tego co widzi, a nie na sile mięśni, która napędza zwykły rower. I tak mogą odebrać ten przekaz dzieci. Ale dorosły już może sobie to opowiedzieć jako przenośnię, że do momentu, w którym jest na tzw. dorobku, musi wkładać dużo sił i energii, aby utrzymać się finansowo i dorobić. Kiedy osiągnie już samodzielność finansową jedzie już na tym rowerze na luzie i nie musi myśleć o tym, aby napędzić swoje prosperity. Dzięki temu może inaczej spojrzeć na świat. W innym rozdziale Andrzejek jedzie na wakacje i chciałby pojechać w góry, ale żona woli morze. Więc on – wiedząc jakie kobiety są przewrotne – proponuje jej... morze, a ona wówczas wybiera góry, czyli Andrzejek osiąga swój cel. Ale później następują na tym wyjeździe takie perypetie, że jak wrócił to doszedł do wniosku, że może jednak pomysł żony z morzem byłby lepszy, bo uniknąłby problemów. Rozdziały mają różną tematykę, są niebanalne w swojej prostocie, ale dające do myślenia i każdy kończy się puentą. Do tego książka jest napisana dużą czcionką, a opowiadania nie są długie – to 50 stron do przeczytania uśmiechnięcia się i miłego spędzenia wieczoru.
— W jednym z rozdziałów zachwyca się tym, że jadąc rowerem elektrycznym może zobaczyć dużo więcej otaczającego nas świata, bo skupia się na pięknie tego co widzi, a nie na sile mięśni, która napędza zwykły rower. I tak mogą odebrać ten przekaz dzieci. Ale dorosły już może sobie to opowiedzieć jako przenośnię, że do momentu, w którym jest na tzw. dorobku, musi wkładać dużo sił i energii, aby utrzymać się finansowo i dorobić. Kiedy osiągnie już samodzielność finansową jedzie już na tym rowerze na luzie i nie musi myśleć o tym, aby napędzić swoje prosperity. Dzięki temu może inaczej spojrzeć na świat. W innym rozdziale Andrzejek jedzie na wakacje i chciałby pojechać w góry, ale żona woli morze. Więc on – wiedząc jakie kobiety są przewrotne – proponuje jej... morze, a ona wówczas wybiera góry, czyli Andrzejek osiąga swój cel. Ale później następują na tym wyjeździe takie perypetie, że jak wrócił to doszedł do wniosku, że może jednak pomysł żony z morzem byłby lepszy, bo uniknąłby problemów. Rozdziały mają różną tematykę, są niebanalne w swojej prostocie, ale dające do myślenia i każdy kończy się puentą. Do tego książka jest napisana dużą czcionką, a opowiadania nie są długie – to 50 stron do przeczytania uśmiechnięcia się i miłego spędzenia wieczoru.
— Gdzie można znaleźć pańską książkę?
— Na tę chwilę w bibliotekach z regionu, w tym szkolnych. W tym tygodniu najprawdopodobniej trafią do Kalinowa, Pisanicy, pewnie do MBP w Ełku itd (zapewne już tam są - przyp. red.). Książka trafiła do Książnic Narodowych: Biblioteki Jagiellońskiej, Narodowej i 15 innych w kraju. Jeżeli jakaś biblioteka jest zainteresowana to mam egzemplarze, które bezpłatnie przekażę, bo wydałem ją z pomocą dobrych ludzi i nie poniosłem zbyt wielkich kosztów. Natomiast jeżeli nadal będzie tak duże zainteresowanie jak jest i nie zgłosi się jakiś inwestor, to zrobię dodruk i będę to rozprowadzał prywatnie. Liczę jednak, że inwestor się pojawi i będzie można tę książkę kupić w księgarniach w całej Polsce. Poczyniliśmy też pewne kroki i wysłaliśmy ją do miejsc, które mogą się nią zainteresować na skalę komercyjną. Mam „dobrą” informację zwrotną, ale przyszłość to póki co sfera marzeń. Jestem zresztą zwolennikiem werbalizowania marzeń. Jeżeli są zamknięte w naszych głowach, to nigdy nie staną się czymś więcej. Jeżeli natomiast je werbalizujemy – mówimy o nich – stają się rzeczywistością.
— Na tę chwilę w bibliotekach z regionu, w tym szkolnych. W tym tygodniu najprawdopodobniej trafią do Kalinowa, Pisanicy, pewnie do MBP w Ełku itd (zapewne już tam są - przyp. red.). Książka trafiła do Książnic Narodowych: Biblioteki Jagiellońskiej, Narodowej i 15 innych w kraju. Jeżeli jakaś biblioteka jest zainteresowana to mam egzemplarze, które bezpłatnie przekażę, bo wydałem ją z pomocą dobrych ludzi i nie poniosłem zbyt wielkich kosztów. Natomiast jeżeli nadal będzie tak duże zainteresowanie jak jest i nie zgłosi się jakiś inwestor, to zrobię dodruk i będę to rozprowadzał prywatnie. Liczę jednak, że inwestor się pojawi i będzie można tę książkę kupić w księgarniach w całej Polsce. Poczyniliśmy też pewne kroki i wysłaliśmy ją do miejsc, które mogą się nią zainteresować na skalę komercyjną. Mam „dobrą” informację zwrotną, ale przyszłość to póki co sfera marzeń. Jestem zresztą zwolennikiem werbalizowania marzeń. Jeżeli są zamknięte w naszych głowach, to nigdy nie staną się czymś więcej. Jeżeli natomiast je werbalizujemy – mówimy o nich – stają się rzeczywistością.
— Jedną z pana licznych pasji jest muzyka. Czy Grzegorz Kacperski marzy też o dużej karierze na scenie?
— Jestem muzykiem amatorem, mamy swój zespół, w którym śpiewam i gram na gitarze. Tworzymy, gramy też na imprezach, ale raczej hobbystycznie, „do tańca i do różańca” – od klasyków polskiego rocka, przez Krawczyka, po disco polo. Z tym że to nie jest klasyczne disco polo, bo gramy całym zespołem, na instrumentach i tylko na żywo. Nie żyjemy z muzyki tylko dla muzyki, dlatego być może w tej pasji jest tak dużo zaangażowania i fajnie nam wychodzi. Pomaga mi to w złapaniu balansu w życiu codziennym.
— Jestem muzykiem amatorem, mamy swój zespół, w którym śpiewam i gram na gitarze. Tworzymy, gramy też na imprezach, ale raczej hobbystycznie, „do tańca i do różańca” – od klasyków polskiego rocka, przez Krawczyka, po disco polo. Z tym że to nie jest klasyczne disco polo, bo gramy całym zespołem, na instrumentach i tylko na żywo. Nie żyjemy z muzyki tylko dla muzyki, dlatego być może w tej pasji jest tak dużo zaangażowania i fajnie nam wychodzi. Pomaga mi to w złapaniu balansu w życiu codziennym.
— Czy można spodziewać się kontynuacji andrzejkowych perypetii, tudzież, że powstaną alternatywne opowiadania np. o fochach Zosi?
— Wie pan co, dobry pomysł (śmiech) – „Fochy Zosi” byłyby super drugą częścią „Perypetii Andrzejka”, z tym że jako mężczyzna jestem w stanie opowiedzieć jak świat odbiera i rozumie chłopiec. O tym dlaczego Zosia ma focha mogłaby napisać raczej jakaś moja koleżanka, z prostej przyczyny – tutaj potrzebne jest spojrzenie z perspektywy drugiej płci (śmiech). To ciekawe i nie wykluczam, że coś jeszcze powstanie.
— Wie pan co, dobry pomysł (śmiech) – „Fochy Zosi” byłyby super drugą częścią „Perypetii Andrzejka”, z tym że jako mężczyzna jestem w stanie opowiedzieć jak świat odbiera i rozumie chłopiec. O tym dlaczego Zosia ma focha mogłaby napisać raczej jakaś moja koleżanka, z prostej przyczyny – tutaj potrzebne jest spojrzenie z perspektywy drugiej płci (śmiech). To ciekawe i nie wykluczam, że coś jeszcze powstanie.
— Dziękuję za rozmowę.
rozmawiał: Maciej Chrościelewski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez