Ten Pan i ta Pani są w sobie zakochani!

2024-02-14 08:00:00(ost. akt: 2024-02-16 09:08:25)

Autor zdjęcia: MCH

Przeżyłam dotychczasowe życie tak, jak powinno być, a teraz poznałam w klubie właśnie jego. I nie żałuję tych ostatnich 5 lat… bo kocham go — wyznaje z dziewczęcą czułością pani Maria, przytulając się do pana Stanisława. Para wyjątkowych 85-latków z Ełku spędza złotą jesień życia skąpana w iście wiosennej miłości.
Ona przyjechała do Ełku na furmance jako mała dziewczynka i spędziła tutaj całe swoje życie – poświęciła się pracy i rodzinie. On przybył do stolicy Mazur jako młody chłopak – od początku był architektem własnego losu. I można by powiedzieć, że oboje swoje już „przeżyli” – mieli własne rodziny, dochowali się dzieci. Już kochali. Ale los tak chciał, że na złote lata zapolował na nich niechybiający myśliwy, którego nieomylna strzała wleciała 5 lat temu do ełckiego Klubu Seniora Senior+ i połączyła ich gorącym uczuciem. Od tamtego czasu para zakochanych młodzieńczą miłością 85-latków każdy dzień wykorzystuje w myśl horacjańskiego „carpe diem”.

Pani Maria (stoi nad p. Stefanem) poznała swojego ukochanego w ełckim Klubie Seniora Senior+

NAJWAŻNIEJSZA JEST RODZINA

Maria Bielak w Ełku żyje już 79 lat, a nadal świetnie pamięta okoliczności, w jakich tutaj trafiła. Na szczęście jej podróż do stolicy Mazur nie była długa.
— Jestem nierodowita, ale przyjechałam w 1946 roku z Grajewa, na furmance i zawinięta w pierzynę, abym nie zamarzła. Miałam 6 lat. Tutaj jeszcze były powojenne gruzy. Niektóre rzeczy pamiętam, bo w Ełku poszłam do I klasy. I tutaj już zostałam, założyłam rodzinę. Lubię stabilność i spokój. Rodzina dla mnie jest wszystkim — podkreśla 85-letnia pani Maria.

Marysia wyszła za mąż bardzo młodo, bo już w wieku 18 lat. Od 1964 r. pracowała w ełckich „Kablach” (Elektrim), skąd po 34 latach wybrała się na zasłużoną emeryturę. W jej długim życiu nie brakowało przykrych chwil. Jedną z takich była przedwczesna śmierć męża, który chorował na raka wątroby i zmarł w wieku 55 lat. Na szczęście państwo Bielak zdążyli zadbać o rodowe drzewo. A te obecnie rozrasta się w obficie i w błyskawicznym tempie.
— Już jestem prababcią. Wnuków muszę najpierw policzyć (śmiech), a prawnuków mam 10, w tym za granicą. Dzieci mam 4 – po równo chłopców i dziewczynek — mówi z animuszem dumna babcia.

Jej optymizm nieco przygasa, gdy nachodzą ją inne rodzinne wspomnienia.
— Miałam trójkę rodzeństwa, ale już ich z nami nie ma. Jestem najmłodsza i ich wszystkich przeżyłam… — dodaje.

SELF-MADE STANISŁAW

— Jestem z byłego województwa warszawskiego, spod Mławy, a w Ełku jestem od 1969 roku – przyjechałem do wojska. Jako młody chłopak dostałem nakaz pracy w Instytucie Melioracji Użytków Zielonych w Warszawie i zostałem skierowany do Biebrzy (k. Grajewa). W Ełku odsłużyłem 2-letnie wojsko i do tej pory tutaj siedzę. Pamiętam, jak w mundurze wybrałem się do dyrektora POM-u (Państwowy Ośrodek Maszynowy) zapytać, czy nie da mi pracy. Powiedział: „proszę bardzo, proszę przyjść”. I tym sposobem związałem się z Ełkiem już na zawsze. W POM-ie pracowałem jako technik mechanizacji rolnictwa, inspektor, a potem magazynier. A potem POM rozwiązano, bo w 91 roku wszystko upadło. Praca w POM-ie była, gdy były PGR-y, gdy spółdzielnie produkcyjne i rolnicy naprawiali u nas ciągniki, maszyny itd. Przepracowałem tam 29 lat — przedstawia się w biograficznej formie Stanisław Banach, narzeczony pani Marii.

85-latek również w swoim życiu zdążył zadbać o stworzenie rodziny i dochowanie się dzieci. Teraz one trzymają pieczę nad drzewem rodu Banachów.
— Ożeniłem się po wojsku, w wieku 24 lat. Mam 4 dzieci – 3 dziewczynki i chłopaka. Wnuczki są w Anglii, syn w Islandii, córka we Włoszech. Dzieci dały mi 6 wnuczków, a oni już 3 prawnuków — mówi dumny senior.

GADKA SZMATKA

Podobno prawdziwi romantycy potrafią zakochać się nawet na odległość, ale w przypadku naszej pary seniorów miłość odnalazła ich na miejscu, w ełckim Klubie Seniora Senior+, i nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Ale na pewno wyjątkowa, bo można nieco przewrotnie powiedzieć, że pojawienie się w życiu pani Marii nowego kawalera było niejako zwiastowane. I to nie przez byle kogo!
— Pamiętam, że na pierwszą Wielkanoc w Klubie był ksiądz i prezydent. A on przyszedł w maju. Zakochaliśmy się w sobie dopiero latem, gdy było już ciepło — tłumaczy pani Marysia.

Panu Stanisławowi jego przyszła Pani w oko wpadła momentalnie i od razu obudziła w nim flirtownego dżentelmena w najlepszym wydaniu.
— Poznaliśmy się w Klubie i tak gadka szmatka, to odprowadził mnie do domu, to zabawiał rozmowami i pytał: „A pani mieszka sama?” — wspomina pani Maria.
— Przecież nie pójdę na kupę dzieci (śmiech) — tłumaczy się zainteresowany.
— Ja mieszkam i jestem sama, dzieci się porozchodziły no i… gadka szmatka, i tak jesteśmy razem już od 5 lat… — uśmiecha się pani Marysia, ściskając rękę ukochanego.

Okrągłe pięciolecie będą świętować w maju, miesiącu wręcz idealnym na celebrowanie miłosnych rocznic i związanych z tym uniesień. Ale w ich sercach chyba gra wieczna wiosna, bo cieszą się sobą każdego dnia dojrzałego związku.
— Bardzo dużo rozmawiamy, zarówno o problemach osobistych, jak i rodzinnych, ale też wymieniamy doświadczenia, mówimy o…
— O tym, co będzie na obiad (śmiech) — wtrąca pan Stanisław, którego zdecydowanie, ale jednak z czułością, karci klepnięciem w ramię uśmiechnięta pani Marysia.


Z racji wieku para zakochanych seniorów ma swoje życiowe przejścia, w tym ze zdrowiem – pani Maria ma rozrusznik serca i jest po bypassach, pan Stanisław również jest sercowcem. Tyle że w ogóle tego po nich nie widać. To z pewnością zasługa ogromnej mocy miłości oraz faktu, że para seniorów codziennie aktywizuje się w ramach zajęć w Klubie Seniora. Pani Marysia szczególnie miło wspomina pierwsze lata ich związku.
— Do czasu covida (pandemia – przyp. red.) co miesiąc chodziliśmy do Rydza (Hotel Rydzewski) na przeróżne zabawy, dużo spacerowaliśmy i odwiedzaliśmy ECK (Ełckie Centrum Kultury). No, a potem przyszedł covid i skończyły się zabawy. I powiem, że lepiej się czuliśmy, jak prowadziliśmy właśnie takie aktywniejsze życie towarzyskie.
— Pamiętam, jak ten ECK budowali… — dodaje zasłuchany pan Stanisław.

JEST, JAKI JEST

O ile zabawy się skończyły, to miłość nadal trwa. Mało tego – sądząc po tym, z jaką czułością mówią o sobie nawzajem, można śmiało zakładać, że ta miłość zakwita na nowo wraz z każdą wiosną.
— Wie pan co, jaki on jest, taki jest, ale jest. A tak naprawdę – warto jego pochwalić, chociaż może nie powinnam. Gdy byłam chora na covid, który bardzo ciężko przeszłam, to on biedny przychodził z pieskiem pod balkon… — wspomina pani Marysia.
— Bo tak było, nie można było do mieszkania wchodzić… — mówi pan Stanisław.
— Dokładnie. On umie wszędzie się obejść i zachować. Wart jest poszanowania i tej miłości — mówi z przekonaniem 85-latka.

Co istotne, jej rodzina – w tym najmłodsi familianci rodu – w pełni akceptują związek pary seniorów. A nawet więcej.
— Wnuczka przyjechała z Sopotu specjalnie do mnie na Dzień Babci. Przywiozła mi w prezencie bilety na koncert Czerwonych Gitar – dla mnie i dla niego. Dla babci i dziadka. Tak go uważają. Wszystko potrafi — podkreśla dumna z narzeczonego babcia.
Panu Stanisławowi z dżentelmeńskiej kultury za bardzo nie wypada potwierdzać, ale gdy prześledzić jego życie, to rzeczywiście jawi się jako tzw. self-made man, który z pewnością dałby sobie radę zawsze i wszędzie.

CZUŁY I… ZAZDROSNY

— W zasadzie to swoje życie zawdzięczam sobie. Zawodówkę wymyśliłem sobie sam, sam poszedłem do technikum, sam załatwiłem sobie pracę i mieszkanie. I dzieci zrobiłem też sam — śmieje się senior.
Taki brylancik z pewnością może być nie lada kąskiem dla innych klubowiczek, tym bardziej że to zaradny mężczyzna i czuły partner. No i przede wszystkim wciąż zakochany, bo – jak przystało na kawalerów opętanych młodzieńczą miłością – trochę zazdrosny.
— Jaki nowy chłop przyjdzie, to ja specjalnie mówię: „No, zobaczę, czy jest na czym oko zawiesić”, a on od razu do mnie: „Co? Masz jednego? To się go pilnuj!” — śmieje się seniorka, a w tle pan Stanisław potwierdza, że jak najbardziej.

Pan Stefan to fest kawaler, stąd p. Maria prewencyjnie ma oko na to, aby nie skradły go koleżanki

Skąpani w magii Amora narzeczeni mają swoje miłosne rytuały i obyczaje. Niektóre są charakterystyczne dla młodzieńczych zakochańców, co w kontekście celebrowania ich przez parę doświadczonych seniorów jest samo w sobie urocze.
— Telefon z rana zawsze musi być — mówi z przekonaniem pan Stanisław.
Zakochany senior dzwoni do swojej Pani codziennie o 6 rano, zresztą para stara się siebie regularnie „monitorować”, czy któreś nie potrzebuje drobnej lub większej pomocy. Pomaga też rodzina, która również jest w stałym kontakcie zarówno z babcią, jak i „dziadkiem”.

JA CIEBIE KOCHAM

— Całe życie nie piłam, nie paliłam, nie brałam narkotyków. Cieszę się, że urodziłam zdrowe dzieci. Dużo w życiu pomaga mi wiara (p. Marysia jest katoliczką). Człowiek powinien szanować samego siebie – nie latać po nie wiadomo czym, tylko pilnować gniazda rodzinnego, mieć przyjaciela i się kochać. To jest moja recepta na długie i szczęśliwe życie — tłumaczy pani Marysia.

Pan Stanisław w pełni się z nią zgadza. Też postawił na rodzinę, bo gdy już wychował swoje dzieci, pomógł we wzrastaniu dwójki wnuków, które do ich 3 .roku życia wychowywał praktycznie codziennie – był już na emeryturze i chętnie poświęcał im czas. Teraz Marysia i Staś każdą chwilę poświęcają sobie i korzystają ze wspólnego czasu w pełni. 5 lat razem to wystarczająco długo, aby poznać ukochaną czy ukochanego – jego/jej atuty i słabostki – i upewnić się w swojej miłości. Są pewni.
— Niczego nie żałuję. Przeżyłam dotychczasowe życie tak, jak powinno być, a teraz – po 30 latach – poznałam w klubie właśnie jego. I nie żałuję tych swoich ostatnich 5 lat… bo kocham go — wyznaje z dziewczęcą czułością pani Maria, przytulając się do pana Stanisława.

Maciej Chrościelewski


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B