Pani Weronika i jej zielona bajka mchem tkana

2024-01-08 12:00:00(ost. akt: 2024-01-08 13:36:13)
Weronika Piotrowska spełnia się prowadząc swoją "Zieloną Pracownię"

Weronika Piotrowska spełnia się prowadząc swoją "Zieloną Pracownię"

Autor zdjęcia: Weronika Piotrowska / FB

Najczęściej sięgają po olejki przypominające im las i igliwie, do tego lubią olejek lawendowy i cytrusowe. Na Boże Narodzenie dominuje jabłko, cynamon i czekolada — mówi o gustach swoich klientów Weronika Piotrowska, szefowa „Zielonej Pracowni” – miejsca pełnego zieleni i leśno-owocowych zapachów.
„Zielona Pracownia” – bo tak nazywa się firma pani Weroniki – wygląda jak sklepik z pamiątkami, aczkolwiek sklepikiem nie jest, a jeżeli już traktować go jako taki, to trzeba przyznać, że jest bardzo unikalny. Dlaczego?

W mojej Zielonej Pracowni „dzieje się” dużo. Wyklejam, tnę, pakuję, wysyłam itd. Część asortymentu to asortyment do odsprzedaży, tzw. prezentówka, typu kubeczki, ramki, świeczki itd. ale główną pracą, którą się zajmuję, są rzeczy wykonywanie ręcznie, typu wianuszki, kompozycje do wnętrz, dekoracje z mchu chrobotka — mówi sympatyczna właścicielka wyjątkowego biznesu i z pasją wylicza zalety tej uniwersalnej i chętnie widzianej w domach ozdoby.


Mech chrobotek to mech stabilizowany, to rzecz naturalna, aczkolwiek nie rośnie. Jest bardzo cenną i łatwą w utrzymaniu ozdobą, bo nie trzeba go przycinać, ładnie wygląda i pochłania wilgoć z otoczenia, więc nie trzeba go podlewać. Do tego chrobotek nie jest alergiczny. Z racji tych atrybutów często wykorzystuje się go w rękodzielnictwie i domowych dekoracjach. Można też nim udekorować żonę albo męża — śmieje się szefowa „Zielonej Pracowni”.

SOSNOWO & CYTRUSOWO

Oprócz ozdób z mchu Weronika Piotrowska wykonuje również świece sojowe. W okresie świąt okolicznościowych, na czele z Bożym Narodzeniem, właścicielka „Zielonej Pracowni” tworzy kompozycje tematyczne, bardzo lubiane przez klientów. Ci równie chętnie sięgają po wspomniane świece. Nie bez powodu, bo naturalne olejki w nich zawarte mają bardzo pozytywny wpływ na nasz nastrój, a nawet zdrowie fizyczne.

Używam wyłącznie naturalnego wosku sojowego i prawdziwych, równie naturalnych olejków. Knoty są z reguły bawełniane lub drewniane, te ostatnie bardzo fajnie skrzą. Takiej świecy nie robi się na zasadzie nasączania knotu. Robię perfumowanie na całej woskowej mieszaninie i z tego tworzę swoje świece.


Najczęściej sięgają po olejki przypominające im las i igliwie, do tego lubią olejek lawendowy i cytrusowe. Na Boże Narodzenie dominuje jabłko, cynamon i czekolada — mówi o gustach swoich klientów szefowa „Zielonej Pracowni”.
Pani Weronika wykonuje także kompozycje na pomniki i groby, stąd nie może dziwić fakt, że w jej sklepo-pracowni można kupić znicze, wkłady o przeróżnych rozmiarach i zdobieniach.

U SIEBIE, NA SWOIM

Weronika pochodzi z małej miejscowości Pisanica k. Ełku, z której „w świat” wyruszyła, gdy miała ok. 23 lata. Była to duża wyprawa, bo aż na daleką Islandię. Na wyspie ognia i lodu pracowała 5 lat.

Tam narodził się pierwszy taki pomysł, aby mieć własną działalność. Próbowałam coś robić, ale nie było to na taką skalę, jak sobie wyobrażałam. Tworzyłam w oparciu o igliwie, w okresie świątecznym tworzyłam różne wianki i wianuszki. Islandczycy uwielbiają przystrajać własne domy – aby się świeciło i było kolorowo – ale to nie jest kraj nastawiony na świętowanie Bożego Narodzenia — tłumaczy.

Po 5 latach para, która dochowała się już pierwszego dziecka, postanowiła wrócić do kraju. Weronika zdecydowała się na założenie własnej działalności w Ełku. U siebie i dla siebie pracuje od ponad roku.


Doszłam do wniosku, że „na swoim” będę czuła się lepiej – bezpieczniej i przede wszystkim będę miała czas spełniać się również w roli mamy i gospodyni domowej. Dzięki temu wiem, że w mojej rodzinie nie ma deficytów i ubytków, co daje mi poczucie spokoju.

Wraz z upływem czasu i po drobnych modyfikacjach wynikających z życiowej praktyki pani Weronice udało się wypracować optymalną formułę łączącą powyższe priorytety.

Szefowanie samej sobie nie jest łatwe. Wymaga to na pewno wielu predyspozycji, na czele z umiejętnością zaplanowania dnia i priorytetów. Samo bycie w firmie nic nie da. Aby prowadzić działalność, i aby miało to sens, należy włożyć mnóstwo zaangażowania. Ważne jest dla mnie również życie domowe i aby spiąć udanie całość i aby było dobrze, musi być współpraca w rodzinie. Tutaj mogę liczyć na męża Przemysława i rodziców. Otrzymuję również wsparcie od rodzeństwa i bliskich znajomych.

Szefowa „Zielonej Pracowni” doczekała się z małżonkiem dwójki ukochanych dzieci, z którymi mieszkają niedaleko Ełku. Miesiąc temu do rodziny dołączył kolejny familiant, Czaruś, kot rasy brytyjskiej. Choć czasami psoci, to każdego dnia daje rodzinie pani Weroniki dużo radości.


Wracając do biznesu – chwilę temu pani Weronika zmieniła lokalizację swojej pracowni.

Przez rok stacjonowałam w Centrum „Bazar” w Ełku, ale nadarzyła się okazja, aby przejść na mniejszy – oddalony dosłownie o 5 metrów – lokal, ale za to znajdujący się w lepszej lokalizacji. Mam grono stałych klientów, ale chciałabym pozyskać nowych i mam nadzieję, że bycie bardziej widoczną zwiększy te szanse — mówi pani Weronika i podkreśla, że o ile pomoc i rady bliskich są jak najbardziej wskazane i cenione, to jej biznes ma jedną szefową i jest nią ona.


Jeżeli chodzi o asortyment pracowni, to oprócz wymienionych ozdób z mchu i aromatycznych świec dużym powodzeniem cieszą się słodkie zestawy oraz kosze prezentowe. Można włożyć w nie dosłownie wszystko. Czasami jest to pomysł klienta, a czasami sama właścicielka proponuje coś od siebie.

JEJ CZAS

Architektka „Zielonej Pracowni” ma też „coś od siebie” dla naszych Czytelników.

Wszystkim tym, którzy chcieliby zrobić coś swojego, ale się boją lub wahają, radzę po prostu spróbować. Warto, ale należy mieć świadomość, że nikt nie da nam bileciku z przepisem na sukces. Tego się nie kupi. Jeżeli na obecnym etapie życia mamy potrzebę zrealizowania niespełnionych marzeń, to niezależnie od okoliczności – wieku, płci, stanu cywilnego – warto spróbować.


Pani Weronika się odważyła i spróbowała. I potwierdza, że było warto.

Uważam, że moment, w którym się znajduję obecnie to w 100 proc. mój czas i moje miejsce. Mam nieco ponad 30 lat, każdy ma możliwość spróbować. Co będzie za rok, dwa – nie wiem. Może odnajdę się lepiej w innej branży, być może otworzę kolejny punkt, albo przejdę do pracy w domu. Możliwości jest mnóstwo. Podstawą do wszystkiego jest chęć i zaangażowanie. Pozdrawiam serdecznie i życzę odwagi oraz sukcesów.

Maciej Chrościelewski


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5