Marzyłam, żeby zostać aktorką

2024-07-14 14:01:00(ost. akt: 2024-07-12 10:41:48)
Kasia Janke

Kasia Janke

Autor zdjęcia: arch.prywatne

Zawodowo pracuje w Urzędzie Miasta Działdowo i współpracuje z organizacjami pozarządowymi. Prywatnie jest kociarą i zwierzolubem. Ma dom z ogrodem i pasję podróżniczą i rękodzielniczą. Udziela się w organizacjach pozarządowych na rzecz zwierząt. Mama i babcia. Ostatnio na działdowskiej scenie mogliśmy ją oglądać w roli królowej Małgorzaty w spektaklu „Iwona księżniczka Burgunda” wg sztuki Witolda Gombrowicza. Katarzyna Janke opowiedziała mi o swojej największej pasji.
— Skąd pasja do aktorstwa?
— To było ze mną od zawsze, od dzieciństwa. Kochałam grać, nigdy nie miałam lęku przed wystąpieniami publicznymi. W przedszkolu jak wszystkie dzieci brałam udział w przedszkolnych teatrzykach, do dziś to pamiętam, bo sprawiało mi to olbrzymią radość. W czasach szkolnych należałam do kółka teatralnego i w domu kultury i w szkole. Zawsze mnie to bardzo kręciło.
Oczywiście chciałam zostać aktorką. To było moje marzenie, ale raz, że fizycznie nie bardzo do standardów studenta szkół teatralnych pasowałam, dwa, nie miałam wsparcia w tych marzeniach. Nikt tej pasji nie traktował poważnie, bo to w moim otoczeniu wydumane pomysły były. Zresztą ja zawsze miałam same dziwne pomysły na życie (śmiech). No i miałam straszliwą wadę wymowy.
— Zdecydowanie pozbyła jej się pani.
— Pozbyłam się. Sama. Byłam tak zdeterminowana, by iść do szkoły teatralnej, że mając lat 15, zawzięłam się, i ćwiczeniami skorygowałam seplenienie.
— Złożyła pani dokumenty do szkoły teatralnej?
— W moim nastoletnim życiu wydarzyło się wiele rzeczy, które nadwyrężyły moje poczucie własnej wartości i odebrały mi całą pewność siebie. Mimo, że w ogólniaku nadal pielęgnowałam pasję w kółku teatralnym to jednak nie odważyłam się złożyć dokumentów.
— I przyszedł taki moment, że postanowiła pani wrócić do grania w lokalnym teatrze?
— Ja nigdy z teatru nie zrezygnowałam. Na studiach też należałam do kół teatralnych. Potem w dorosłości pasję rozwijałam poprzez regularne wizyty w teatrze. Kiedy powstawało koło teatralne dla dorosłych przy MDK-u w Działdowie to niestety z opóźnieniem zauważyłam ogłoszenie. I gdy się zgłosiłam to grupa była już zamknięta. Nie załapałam się wtedy. Później przez jakiś czas mieszkałam w Warszawie. Kiedy wróciłam do Działdowa to Marzenka Bielecka odezwała się do mnie (Marzanna Bielecka-Maćkowiak – instruktor teatralny, reżyser prowadząca grupę Pewni-Niepewni w Działdowie – przyp.red.). I to ona sama zaproponowała mi bym dołączyła do grupy. Wypadła im jedna aktorka z przygotowywanej sztuki i musieli ją zastąpić. Oczywiście, że byłam chętna! I w ten sposób znowu należę do koła teatralnego.
— Od ilu lat?
— To już 12 lat.
— W jakich sztukach czuje się pani najlepiej?
— Prawdę mówiąc ja lubię po prostu być na scenie. Mogę grać krzesło, grać rolę z tła, trzymać halabardę byle być na deskach. Lubię role, które wymagają ode mnie pracy nad nią. Bardzo żałuję, że to nie jest mój zawód. Ja myślę o kreowanej postaci, „śpię” z nią, zastanawiam się kim jest, co czuje. Lubię budować rolę kompletnie. Czasem mi wychodzi czasem nie. Nie chodzi mi tu o efekt na scenie tylko czy zrobiłam to co ja chciałam pokazać. Nie zawsze mi się to udaje. Są postacie, które są dla mnie mało dostępne. Bardzo lubię też wygłupiać się. Mimo że raczej nie jestem aktorką komediową, może nie mam w sobie takiej iskry rozweselającej, ale wygłupiać się naprawdę lubię. Bardzo dobrze wspominam rolę Dziadunia w „Kto się boi Pani Eś?”. Zawsze myślałam, że bardziej lubię klasykę, ale Marzenka przekonała nas do tak różnych sztuk... Niektórych odjechanych, a niektórych konwencjonalnych i wszystkie były fajne.
— Najtrudniejsza rola?
— Chyba ostatnia, królowej u Gombrowicza. Nie udało mi się zrobić jej tak jak ja ją sobie wymyśliłam. Zobaczyłam to dopiero na nagraniu, że kompletnie inaczej miałam ją w głowie. A rok nad nią pracowałam. Miałam w ogóle nie gestykulować. A ja ciągle gestykuluję.
— Ale to było fajne, takie prawdziwe, pełne emocji.
— To chyba mało dało różnicy między królową w formie i w tych konwenansach, a królową szaloną, ze swoją poezją i swoją wizją świata.
— A rola, która przyszła niemalże naturalnie, najprościej?
— Dziadunio. Inna płeć, inny wiek, inny głos. Nic na poważnie i zgodnie z prawdą. Za taką postacią mogę się całkowicie „schować” i pokazać zupełnie inną siebie. To taka „ja” jaką pokazuję swojemu wnusiowi w zabawach.
— Czyli może jednak komedia?
— Ja w ogóle nie jestem śmieszna, tak mi się wydaje, że ludzie biorą mnie bardzo poważnie. Ale Dziadunio był śmieszny. Tak już został napisany, żeby był śmieszny.
— Najlepiej by były to postaci charakterystyczne? Wyraziste?
— Pewnie tak, najgorzej wspominam rolę takiej bezpłciowej dla mnie osoby. Nie pamiętam tytułu sztuki, poruszała problem molestowania dzieci. Grałam tam matkę dziewczynki, dla mnie to była najbardziej nijaka postać. Albo ja nie umiałam jej ciekawie zagrać.
— Pani Kasiu, a nie myślała pani żeby jeszcze gdzieś w castingach wziąć udział?
— Myślałam. Castingi przeglądam co jakiś czas, ale ogłaszane są głównie do takich programów jak Trudne Sprawy, a nie chciałabym tego firmować swoją twarzą.
— Reszta jest bardziej zamknięta tak?
— Tak, myślę, że przez agentów są zgłaszane osoby. Albo ze szkół teatralnych. Dla ludzi „z ulicy” z ulicy castingów nie ma. Pewnie trzeba by do jakiegoś banku twarzy się zarejestrować.
— Ma pani jakąś sztukę, w której bardzo chciałaby pani zagrać?
— Już była taka sztuka. Bardzo chciałam żebyśmy wystawili Masłowską „Między nami dobrze jest”. Pierwszy raz usłyszałam to z 15 lat temu jako słuchowisko radiowe i byłam zachwycona. To było coś takiego co my po prostu musieliśmy zrobić. I mogłam tam być byle kim, bo wszystkie postaci są świetnie napisane. Byłam Haliną a to postać pode mnie.
— Marzenia się nie kończą? Dalej poszukujecie?
— Tak, mamy już w planach kolejną na wrzesień. Nic nie zdradzę, bo to musi Marzenka sama ogłosić. Nie mam pojęcia kogo będę tam grała. Mamy różnorodny repertuar i to jest fajne, bo nie wchodzimy w jakieś schematy.
— Zaczynacie pracę we wrześniu żeby wystawić sztukę wiosną?
— Różnie. To zależy od długości sztuki, od ilości tekstu, zmian w scenografiach. Teraz planujemy na wrzesień, a nie odbyła się jeszcze ani jedna próba. Masłowska i Gombrowicz to były nasze najdłuższe sztuki i nad nimi naprawdę długo pracowaliśmy.
— Każdy z was sam proponuje jaką kolejną sztukę?
— Możemy. Akurat i Masłowska i Gombrowicz to były moje pomysły. Najczęściej jednak to Marzenka coś proponuje, ale bierze pod uwagę nasze zdanie i sugestie.
— Jesteście zamkniętą grupą czy w każdej chwili ktoś może dołączyć?
— To jest sekcja MDK-u, więc we wrześniu będą zapisy. Bardzo potrzeba nam młodych mężczyzn, czy w ogóle mężczyzn.
— Takie teatralne marzenia są do spełnienia w Działdowie?
— Jak najbardziej, teatralne, ale nie tylko teatralne. W Działdowie tyle się dzieje. Można śpiewać, tańczyć, malować, występować, pisać. To niewiarygodne miasto.
— A Pani sposób na tremę?
— Ja jestem zepsuta, ja się w ogóle nie boję wyjść na scenę.
— To jakie uczucia towarzyszą pani, kiedy wchodzi na scenę?
— To nie ja wychodzę na scenę to od razu zza kulis wychodzi postać. Postać jest w swoim świecie i ona się nie denerwuje tylko żyje swoim życiem. Tak mam.
— Czy jakieś przesłanie dla osób, które może gdzieś po cichu marzą o takich występach?
— Odważyć się, my też jesteśmy amatorami. Dopóki nie sprawdzimy się na scenie nie wiemy czy się do tego nadajemy. Trzeba albo się nie bać, albo postanowić przełamać lęk przed występami publicznymi i tyle.

Gosia Grabowska

Kasia Janke
fot. arch.prywatne

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5