Życia nie da się odłożyć na później

2024-06-09 10:30:00(ost. akt: 2024-06-07 18:37:50)
Magdalena Cejman

Magdalena Cejman

Autor zdjęcia: arch.prywatne

Najbardziej lubię wiersze, które przypływają do mnie jak białe żaglówki. Taka myśl wchodzi do głowy, układa się w słowa i chce być zapisana. Wszystko płynie niemal samo — mówi Magdalena Cejman - utalentowana poetka, która wnikliwie obserwuje świat.
— "Nasiona ciszy" to twój kolejny autorski tomik.
— Tak, to mój trzeci tomik wierszy. I choć tytułem nawiązuje do pierwszego, to jego zawartość jest zupełnie inna niż dwa poprzednie.
"Zdania milczeniem odziane" były rezultatem udziału w konkursie. Książka została wydrukowana jako nagroda. Znajdują się w niej jedne z pierwszych tekstów lirycznych z okresu liceum, studiów. Drugi tomik "Na granicy spadających liści" to teksty z późniejszego okresu życia. Ostatni to generalnie wiersze z okresu 2016-2022.

— Jakie to uczucie trzymać w rękach własną książkę?
— Zawsze to jest ogromna radość. Sama praca nad zbiorem jest czasochłonna, a ponieważ jestem mamą trójki dzieci, które wychowuję sama, muszę mocno główkować jak gospodarować czasem, żeby pogodzić wszystkie obowiązki.
Zbiór wierszy jest dość obszerny jak na zeszyty literackie i bardzo mnie cieszy, że stanowi pewną całość.

— Tak "od kuchni" - jak wyglądają przygotowania tomiku?
— Kiedy już uzbiera się materiał do wydania, w głowie pojawi się zamysł, jak ta publikacja ma wyglądać, trzeba znaleźć środki, dokonać korekty, wykonać wszelkie prace graficzne. Swój czas poświęca na to kilka osób. Najgorsze jest to sprawdzanie literówek, ponieważ programy płatają nam figle. Czasem zmienia się układ graficzny, przeskakują wersy, zdarzają się błędy, usterki w układzie strof. Wystarczy, że coś dołożysz lub zabierzesz i już nie można być pewnym, że nie zaszły jakieś zmiany.

— Nerwy związane z promocją były?
— Zależy o co pytasz. Ja występuję przed publicznością niemal od dziecka, brałam udział w konkursach recytatorskich poetyckich, występowałam w kole teatralnym i sam kontakt z ludźmi mnie nie stresuje. Bardziej stresujący był dla mnie fakt, że Piotr Kozikowski trzymał pytania, które miały paść na spotkaniu, w sekrecie niemal do samego końca, a kiedy je wyjawił, nie było absolutnie już czasu na przygotowania. Dlatego zastanawiałam się, czy odbiorcom będzie przyjemnie słuchać dość spontanicznych odpowiedzi.

— I jaki był odbiór tych spontanicznych odpowiedzi? Patrzyłaś na publiczność i co widziałaś?
— Wzruszenie. Część osób obecnych potwierdziła na koniec, że poruszyliśmy z Piotrem tą rozmową ich wrażliwe struny. Tematy wierszy, które pojawiają się w tym tomiku dotykają nas wszystkich: nadzieja, miłość, rodzina, wiara, przemijanie, utrata bliskich i pytania o to, co dalej, kiedy zakończy się nasze ziemskie życie.

— Jakie odczuwasz emocje związane z odbiorem czytelników?
— Relacje bezpośrednio po promocji były bardzo pozytywne. Uczestnicy mówili, że teksty trafiają do ich wrażliwości, że są wzruszające i dotykają emocji dla nich trudnych, których sami doświadczyli, przez co teksty stają się dla nich szczególnie bliskie i wyjątkowe.

— Obawiasz się odbioru swoich wierszy? Jakiejś krytyki może?
— Myślę, że każdy twórca zastanawia się jak zostanie odebrane to, co przedstawia. Ja swoje teksty pokazałam najpierw Ani Czuraj-Struzik. To była szkoła podstawowa. Ona dodała mi odwagi, by pisać i się rozwijać. Później na studiach podzieliłam się swoimi tekstami z dr Zbigniewem Chojnowskim i dr Renatą Makarewicz, żeby wyrazili swoje opinie. Oboje docenili wrażliwość, ładne metafory i dali wskazówki do dalszego rozwoju. Poza sporadycznymi publikacjami na łamach Gazety Olsztyńskiej i Tygodnika Ciechanowskiego nie odważyłam się publikować. Kiedyś moje teksty przeczytał Stefan Żagiel i poprosił, żebym ich przysłała więcej. To on namówił mnie do wysłania wierszy na konkurs literacki i od tego konkursu "wyszłam z szuflady". Zdaję sobie sprawę, że może pojawić się krytyka. Jesteśmy różni i podobają się nam odmienne rzeczy. Jednak typowy hejt pojawia się najczęściej ze strony osób, które same nie robią zbyt wiele. I on pojawia się w każdej dziedzinie sztuki, nie tylko w literaturze. Ja nie musiałam się jeszcze mierzyć z typową krytyką. Do tej pory trafiały do mnie same pozytywne opinie. I jest to niezwykle przyjemne, że teksty i kolejna promocja się podobały.

— Co jest dla Ciebie inspiracją?
— Tak naprawdę inspiracją może być dla twórcy wszystko. Obserwacja otoczenia przynosi czasem niespodziewany impuls i coś zaczyna kiełkować w naszej duszy. Są teksty, które są odpowiedzią na to, co działo się w kraju, w polityce, jednak ogromna większość, to zamknięta w wersach obserwacja ludzi i ubrane w słowa ich przeżycia, emocje, reakcje.
Ludzie często mają problem z zaakceptowaniem siebie, czyli właśnie osoby, która jest wewnątrz, pod spodem, bez "tytułów, wykształcenia, orderów, stanowisk". Mnie interesuje osobowość, ponieważ to ona buduje osobę, obraz człowieka, o którym chcę napisać. Nasza percepcja samego siebie jest zaburzona, przez to jak patrzą na nas inni lub jak nie patrzą, a ja w swoich tekstach staram się znaleźć to "ja" osoby, która była impulsem do napisania wiersza i rozważam na ile to ja jest prawdziwe.

— Wiersze "piszą się same" czy poprawiasz je, "grzebiesz w nich"?
— Z tym bywa różnie. Najbardziej lubię wiersze, które przypływają do mnie jak białe żaglówki. Taka myśl wchodzi do głowy, układa się w słowa i chce być zapisana. Wszystko płynie niemal samo. Czasem wstaję kilka razy przed snem, by coś zanotować. Bywają też takie teksty, po których wiem, że słowa nie uwydatniają emocji tak, jak to poczułam, czy chciałam wyrazić i wtedy szukam dłużej, wracam do utworu i poprawiam, żeby jak najlepiej oddał złapaną w słowo chwilę. Część utworów to "szkatułki" na wspomnienia, zaklęte piękne lub ważne chwile ujęte w wersy. Uważam, że to wspaniały dar od Boga, móc przeżywać i potem mieć możliwość przekazać to innym w formie tekstu lirycznego czy piosenki.

— Dużo masz nieopublikowanych wierszy?
— Bardzo dużo i niekiedy trafiają one do pieca. Tak zakończyła żywot książka, która nie spełniła moich oczekiwań. Teraz zaczęłam pracę nad nią od nowa. Dzięki próbom się rozwijamy. Nie jest to stracony czas.

— Co sprawia, że nie decydujesz się na publikację niektórych?
— Wszystko zależy od własnej percepcji świata i tego czym jest, czy jest dla nas ważny, czy tekst, który opublikujemy jest dla nas ważny i oddaje to w jaki sposób na ten świat patrzymy. Wiersze do tomiku "Nasiona ciszy", to droga przez różne doświadczenia kobiety, na różnych etapach życia. Teksty te łączy jednak miłość, której ta kobieta się uczy, dzięki relacji, która zmienia jej jestestwo i sposób patrzenia na świat. Mała dziewczynka obserwowała, że ludzie wokół niej mają różne role i nakładają różne maski. Ona sama nauczyła się te maski przymierzać. Kiedy spotkała swój bliźniaczy płomień poleciała jak ćma do ognia. Trzeba jednak pamiętać, że miłość nie tylko dodaje nam skrzydeł i pozwala się rozwijać wewnętrznie, ale także potrafi mocno zmienić nasze życie, które bywa trudne.

— A dlaczego akurat wiersze? A nie np. proza?
— Wiersze są dla mnie naturalnym środkiem wyrazu od najmłodszych lat. Poetyzowałam jako dziecko swoje wypowiedzi. Dorośli porównywali mnie do Ani z Zielonego Wzgórza. Próby prozatorskie co jakiś czas są podejmowane, ale zwyczajnie brakuje mi na nie czasu. Praca, obowiązki domowe, wychowanie dzieci i chęć spędzania czasu z ukochaną babcią, sprawiają, że wiersz jako zwarta forma jest mi bliższy. Poza tym poezja ma ogromną przewagę nad prozą. Daje nieskończoną liczbę interpretacji zależną od czytelnika, jego poziomu wrażliwości, doświadczenia życiowego. Poezja jest magiczna, potrafi w metaforze ukryć słowa o miłości, śmierci, zmartwychwstaniu. Jest mową ducha i niesie nadzieję, że dotknie duszy odbiorcy i zostawi na niej trwały ślad.

— A Ty sama co czytasz najchętniej? Masz swoich ulubieńców?
— Lubię czytać książki. Bardzo dużo czasu poświęcam tym związanym z psychologią, parapsychologią, okultyzmem. Poza tym uwielbiam Słowackiego, Asnyka i w ogóle poezję. Kocham też serię fantasy "Miecz prawdy" Terry'ego Goodkinda.

— W Twoich wierszach można się przeglądać jak w lustrze. Czytasz je po jakimś czasie i pamiętasz uczucia kiedy je pisałaś i też się przeglądasz?
— Tak. Pamiętam niemal każdy szczegół, ponieważ dla mnie metafory są czytelne. Natomiast nie wszystkie wiersze są opisem moich bezpośrednich przeżyć. Są też takie, gdzie ja zostałam poruszona, a nawet wstrząśnięta tym, co usłyszałam w wiadomościach. I upust emocjom dałam w tekście.

— Wyłania się obraz bardzo wrażliwej, ale i mocno stąpającej po ziemi kobiety. Co Ci pomaga znaleźć tę równowagę?
— Myślę, że kiedy jest się bardzo wrażliwym, bardzo łatwo zranić taką osobę. Łatwo ufamy, łatwo otwieramy serce. Potem życie, a właściwie ludzie, których spotykamy na swojej drodze, uczą nas, że nie warto oddawać serca, poświęcać się, że nie zawsze na dobro inni odpowiadają dobrem. Ja niezwykle łatwo przywiązuję się do ludzi. Bardzo źle znoszę rozłąkę, rozstania, stratę. Kiedy dziecko zostaje wiele razy zranione, doznaje rozczarowań zaczyna się uczyć, że trzeba się chronić. Jako nastolatka podchodziłam już z dystansem do ludzi, miałam zwartą grupę przyjaciół, którzy obecnie rozjechali się po świecie. Nie okazywałam emocji na zewnątrz. Zapisywałam je w wierszach. Nie "ryzykowałam swojego serca", ponieważ nie znalazłam osoby, która mogłaby się nim zaopiekować. Za to spełniałam się twórczo i zawodowo. A kiedy przyszła miłość, straciłam głowę, rozsądek i cały poukładany świat się przewartościował. Twarde stąpanie po ziemi wymogło na mnie życie, rola matki, pomoc dziadkom. Kiedy stałam się odpowiedzialna za kolejne życia musiałam zrobić, co w mojej mocy, żeby dzieci miały dobre warunki. Nie chciałam też zawieść swoich dziadków, którzy bardzo wiele zrobili dla mnie i poświęcili mnóstwo czasu i energii, by wspomóc moich rodziców. Dzięki nim mogłam pójść na studia, rozwijać się. Kiedy trzeba pogodzić ze sobą wiele ról społecznych i obowiązków, a jest się w tym samemu, trzeba być zorganizowanym. To nie jest wybór, to raczej pewien przymus. Myślę, że ci którzy znają mnie najlepiej, wiedzą, że równowaga jest wynikiem sumiennego wykonywania obowiązków, niepoddawania i ogromnej wiary, że to, co robimy ma jakiś większy sens. Życia nie da się odłożyć na później. Nie można też się poddać, w chwilach trudności i zwątpienia, no bo jaki przykład da się wtedy dzieciom? Każdy dzień to kolejna szansa, żeby przeżyć go lepiej, blisko osób, które się kocha. I to chyba jest ten złoty środek. Mieć nadzieję, że kiedyś my będziemy naprawdę szczęśliwi parząc na własną przeszłość i ludzi, którzy są obok nas.
Gosia Grabowska


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5