A gdzie są kobiety?

2024-05-26 14:00:00(ost. akt: 2024-05-24 16:23:38)
Sylwia Zientek

Sylwia Zientek

Autor zdjęcia: Gosia Grabowska

Sylwia Zientek rzuciła prawo i zajęła się pisaniem. To autorka wielu książek o Polkach - artystkach. Tych zapomnianych i tych nieznanych. Opowiedziała o swojej drodze do ich odkrywania.
— Skąd pomysł, by rzucić prawo i zająć się pisaniem?
— Pisanie to była moja pierwsza pasja i pierwsze marzenie z dzieciństwa. Przez wiele lat ono we mnie dojrzewało. Studiując czy pracując ciągle gdzieś z tyłu głowy miałam tę myśl, żeby pisać książki. Długo pisałam do szuflady, wstydziłam się z tym wyjść do ludzi, ale powoli, bardzo powoli doszło do publikacji. Ja tez późno debiutowałam, bo miałam 38 lat. To nie był wczesny debiut (śmiech).

— Był jakiś punkt zwrotny?
— Tak. To nie był wesoły punkt zwrotny, ale był. To była śmierć mojej mamy. To dla mnie ważny moment w życiu, który wiele rzeczy przedefiniował. Chwilę później kończyłam te 38 lat i pomyślałam wtedy, że nie mogę dłużej czekać. I albo wyjdę z tym co piszę do ludzi, albo już zawsze będę to robiła tylko do szuflady. To mnie w jakiś sposób dość drastycznie zbudowało.

— Skąd wziął się pomysł, żeby pisać o Polkach znanych, nieznanych i zapomnianych?
— To też jest wynik mojej ewolucji, która następowała przez wszystkie te lata. Oczywiście sztuką interesowałam się od dawna. Jeszcze od czasów szkoły podstawowej, ale to zawsze byli mężczyźni. Jeździłam do muzeów, bo bardzo mnie to interesowało. Starałam się mówiąc tak kolokwialnie "zaliczyć" te duże muzea. Gdziekolwiek szłam tam byli tylko mężczyźni. Przez bardzo wiele lat ta kwestia nie generowała przede mną pytań. Po prostu tak było, bo tak wyglądał świat. I powoli w ramach takiego mojego rozszerzania świadomości zrodziło się we mnie to pytanie "a gdzie są kobiety?". Idziemy do muzeum a tam jeden pan, drugi, dwudziestu czy trzydziestu i ani jednej kobiety. W taki naturalny sposób ta kwestia ze mnie wypłynęła. Wtedy zaczęłam się interesować, zaczęłam szukać. Tych kobiet było bardzo mało jeszcze parę lat temu. Nam się wydaje, że np. Olga Boznańska to jest wielka gwiazda i ona była zawsze w kanonie sztuki polskiej. Nie, właśnie nie. To jest tak naprawdę kwestia ostatnich 10 może 15 lat, kiedy Boznańska w ogóle wyszła z cienia. I weszła do tego kanonu sztuki. A ona była jedną z pierwszych kobiet, która się w tym kanonie znalazła. To jest w zasadzie taka świeża sprawa.

— To jest tytaniczna praca, żeby zebrać informacje o tych artystkach?
— Tytaniczna na pewno też. Przede wszystkim to praca dająca ogromną satysfakcję. Tytaniczna i wyczerpująca, czasami frustrująca, bo rzeczywiście minęło już tyle lat od śmierci wielu z tych artystek. Ja bym chciała napisać o wielu paniach, ale prawdopodobnie nigdy tego nie zrobię. Po prostu jest za późno, żeby zebrać jakieś materiały. One najczęściej umierały samotnie niestety, bo jednak sztuka wymagała takiego kompletnego poświęcenia. W przypadku kobiet rzadko mówimy o takich sytuacjach, że miały udane życie rodzinne i karierę. To są w zasadzie przypadki ostatnich dziesięcioleci. Wcześniej to po prostu było niemożliwe, żeby pogodzić te dwa światy. One wybierały sztukę i to miało swoje konsekwencje. Odchodziły samotnie i jeśli nie miały przy sobie przyjaciółki czy kogoś takiego naprawdę bliskiego kto by się zaopiekował spuścizną to dzisiaj o tych kobietach nie wiemy nic. Zostało trochę prac, ale żeby się dowiedzieć czasami nawet tych podstawowych rzeczy jak np. data śmierci to jest to bardzo trudne do ustalenia. Nie mówię nawet o szczegółowych danych dotyczących przebiegu kariery czy życia osobistego. To jest bardzo trudne. Generuje to bardzo duży żal. To wielka szkoda, że wcześniej nie było takiej potrzeby, nie było takich trendów czy w świecie naukowym takiego parcia żeby zabezpieczyć jakieś dokumenty czy inne źródła wiedzy o ich. Generalnie to nie jest polska specyfika tylko specyfika światowa, że te kobiety w sztuce były postrzegane z taką małą estymą i nie uważano, że sztuka kobiet ma jakieś szczególne znaczenie i wartość. Dlatego nikt się nią nie interesował, ale na szczęście ta sytuacja się teraz dynamicznie zmienia.

— Skąd zatem brać informacje? Dokąd kierujesz pierwsze kroki?
— Pierwsze kroki kieruję oczywiście do dokumentacji dotyczących wystaw. Wszystko w zasadzie zaczyna się od obrazu czy rzeźby. Jeśli mówimy o artystkach z XIX w czy początku XX w. to oczywiście sprawdza się przeróżne katalogi wystaw. Głównie tych paryskich, bo to też trzeba zaznaczyć, że praktycznie znakomita większość z tych artystek zaczynała swoje kariery czy edukowała się w Paryżu. Ponieważ ani w Warszawie, ani w Krakowie nie mogły tego robić. Nie były przyjmowane na uczelnie wyższe bardzo długo. Muszę to zaznaczyć - w Krakowie dopiero w 1920 r. mogły studiować na Akademii Sztuk Pięknych. We Francji było to możliwe dużo, dużo wcześniej. I te kobiety, które miały tę możliwość wyjeżdżały, żeby się tam uczyć. I tam startowały. Akurat archiwa francuskie, archiwa paryskie się zachowały. Tam nie było tak jak w Warszawie, że wojna obróciła wszystko w popiół. Dlatego tam się zaczyna. Bardzo ważnym źródłem jest też prasa, w niej też szukam. I tak krok po kroku przechodzi się do tych dokumentów osobistych, czyli poszukiwania aktu urodzenia, aktu zgonu, dokumentacji rodzinnej, poszukiwania członków rodziny o ile jakaś jest. Jeśli rodzina jest, żyją potomkowie to sprawa jest łatwiejsza. Oczywiście o ile chcą współpracować, a nie zawsze chcą.

— A nie chcą?
— To jest też ciekawy wątek, że niektórzy nie są zainteresowani tym, żeby pokazać spuściznę jakiejś artystki opinii publicznej. Jest jeden pan, który posiada bardzo dużo prac jednej z moich bohaterek nowej książki pt. "Tylko one" Zofii Piramowicz i w zasadzie przez kilkadziesiąt lat on tego nigdzie nie pokazał. Może trudno to zrozumieć, ale są mężowie — wdowcy, którzy nie chcą udostępnić dokumentów dotyczących dorobku żon. Myślę, że tu chyba kluczową rolę pełni zazdrość. Nie chcą pokazać tego co ich zmarłe żony osiągnęły. Bywa, że i dzieci jeśli są nie są zainteresowane, by pokazać twórczość matek, albo dalsza rodzina. To są bardzo indywidualne sytuacje. Kontaktowałam się z rodziną m.in. Alicji Halickiej to jest jedna z bohaterek "Polek na Montparnassie". Świetna artystka bardzo wszechstronna. Żyje jeszcze jej wnuczka taka pani ponad 90-letnia w USA i nie była jakoś specjalnie zainteresowana upowszechnianiem wiedzy o babce, ani dzieleniem się dokumentami. Powiedziała: ,,a Halicka malowała gdzieś w kuchni". To był takie stwierdzenie, które wydało mi się bardzo przykre. Niestety często tak jest, że po prostu rodzina niespecjalnie wierzy w potencjał.

— Odwrotnie się zdarza?
— Na szczęście tak. Zdarza się, że ktoś odkryje, że prababka czy ktoś z rodziny wyjeżdżał i studiował w Paryżu, wystawiał swoje prace i wtedy robi wszystko, by odszukać jakieś dokumenty czy zrobić wystawę. To jest bardzo różnie.

— Z którą artystką było, jak do tej pory, najtrudniej?
— Z wieloma było bardzo trudno. Między innymi z Esterą Karp. To bohaterka nowej książki "Tylko one". Chciałam już wcześniej o niej pisać. Wiem, że teraz Estera Karp wzbudza spore emocje i niedawno była wystawa, która ją wypromowała. Bardzo trudno było coś o niej znaleźć. Cały czas tych luk w jej życiorysie jest ogromnie dużo obawiam się, że w większości i tak nie da się ich wypełnić. Na znalezienie dokumentów jest po prostu za późno. Na pewno wspomniane przeze mnie Zofia Piramowicz - artystka z kręgu szkoły paryskiej. Ona w pewnym sensie miała zmarnowane życie przez małżeństwo, które nie doszło do skutku. Ona do niego dążyła, bardzo kochała Kazimierza Przerwę-Tetmajera. Zwodził ją mocno. Nigdy do tego małżeństwa nie doszło. Rodzina Piramowicz się nie zgadzała na to małżeństwo, uważali go za łowcę posagów. I chyba względem Piramowicz takie niestety były jego intencje. Nigdy nie wyszła za mąż i ten zawód miłosny spowodował to, że skupiła się na pracy artystycznej. I też było bardzo ciężko znaleźć informacje na jej temat. Liczę, że członkowie rodziny coś kiedyś ujawnią i pokażą światu to co mają.

Gosia Grabowska

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B