Teatr jest przestrzenią do rozmowy
2024-04-01 09:00:00(ost. akt: 2024-03-27 18:30:15)
Aktorka, pedagożka teatralna, tłumaczka języka migowego, działdowianka. Kobieta pełna pasji i zaangażowania. Natalia Świniarska w swojej pracy pokazuje, że teatr jest żywy - nie tylko do oglądania i oklasków, ale jest dziś przede wszystkim przestrzenią do dialogu i rozwoju obu stron.
— 27 marca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Teatru czy aktorzy jakoś szczególnie go świętują?
— Tak, jak najbardziej. To jest nasze święto. Nie ukrywam, że zawsze staram się tego dnia grać, być na scenie. W tym roku też się udało. Razem z moją grupą, którą tworzę w Olsztynie, a jest to grupa, która składa się z olsztyńskich niesłyszących, mamy spektakl "Moje ręce krzyczą". Ten spektakl powstał jako mój projekt dyplomowy na studiach pedagogika teatru w Instytucie Teatralnym w Warszawie.
— O czym jest spektakl?
— Spektakl opowiada ogólnie o środowisku osób g/Głuchych. Powstał na podstawie 15 rozmów, wywiadów z osobami g/Głuchymi, które czują przynależność do kultury głuchych. Jest takim krzykiem rąk na temat środowiska osób g/Głuchych, na temat barier, braku dostępności, ale też pokazuje kulturę tych osób, bogactwo polskiego języka migowego, jego możliwości performatywne.
— To świętowanie w niecodzienny sposób.
— Odkąd świadomie świętuję ten dzień to zawsze staram się być tego dnia na scenie, albo robić coś ważnego zawodowo dla mnie, żeby osobiście, indywidualnie uświęcić ten dzień. Tym razem gramy ten spektakl dla młodzieży w Kętrzynie. Tym bardziej będzie wyjątkowo, bo będzie też ten wymiar edukacyjny. W Działdowie będziemy również. Będziemy grać dla szkół przed południem, a po południu spektakl otwarty dla publiczności czy grup seniorskich. Po występie często słyszymy, że to jest ważny spektakl dla osób słyszących. Uświadamiający i przełamujący stereotypy, które być może mamy zakodowane. Choćby taki, że uczy nas się mówić "głuchoniemy", że to jest poprawnie i kulturalnie. A to jest określenie pejoratywne dla osób głuchych, bo oni nie słyszą, ale nie są niemi. Oni się kontaktują, mają własny język. Osoba niesłysząca czy osoba głucha to jest poprawne określenie.
— Jak wyglądała Twoja droga do bycia aktorką?
— Moja historia teatralna nie jest typowa. Miałam gdzieś w sobie takie pokłady twórcze, ale byłam bardzo wstydliwym dzieckiem. Wszystko co robiłam w tym zakresie odbywało się w domu dla rodziców albo z siostrą. Mamy wiele materiałów domowych z różnych naszych wygłupów. W tym zawsze był teatr. Ale ta moja wstydliwość i zamknięcie w sobie blokowało mnie. Rodzice próbowali mnie popychać choćby do szkoły muzycznej, ale ja nie dałam się zaciągnąć. Ta wstydliwość była silniejsza. Dziś oczywiście żałuję, bardzo. To przygotowanie solidne ze szkoły muzycznej bardzo by mi się przydało. Śpiewam i brakuje mi teraz tego przygotowania muzycznego. Ten teatr w pewnym momencie przyszedł trochę znikąd. Dziś widzę, że rzeczywiście jak coś jest człowiekowi pisane, przeznaczone czy zapisane w gwiazdach to prędzej czy później przyjdzie. W pewnym momencie, po prostu z dnia na dzień postanowiłam zdawać do szkoły aktorskiej.
— Po maturze?
— Po maturze miałam iść na prawo, bo byłam na profilu dziennikarsko-prawniczym. Moja przyjaciółka bardzo chciała zdawać na ASP, bo pięknie rysowała i malowała. Wtedy pomyślałam, że może ja będę zdawać do szkoły teatralnej. Wspierałyśmy się w tym, każda w swojej dziedzinie się przygotowywała, ale udało się i jej i mnie. Co prawda mnie po roku, bo te przygotowania samodzielne bez osoby, która się na tym zna to za mało. Równocześnie też studiowałam na UWM filozofię.
— Skąd przy aktorstwie wzięło się zainteresowanie językiem migowym i tą formą sztuki?
— Kiedy skończyłam oba kierunki to rozpoczęłam studia pedagogiki opiekuńczej z socjoterapią i tam była propozycja uczestnictwa w kursie języka migowego. A wcześniej jeszcze w szkole teatralnej prowadziłam warsztaty dla grupy olsztyńskich g/Głuchych i to była grupa mocno integracyjna pod względem wieku. Wtedy już bardzo mnie zaintrygował ten język. Tu znowu wracamy do tego przeznaczenia. Pojawia się w człowieku pewien rodzaj fillingu, kiedy napotykamy na swojej drodze, coś co nas w momencie zachwyci i wiemy, że trzeba w to pójść. Ja miałam tak z językiem migowym. Po tych warsztatach był robiony reportaż i wywiady. Pamiętam jak powiedziałam, że mnie zafascynował ten język i chciałabym w przyszłości nauczyć się migować. Kolega zza kamery mnie poprawił, że migać. Śmialiśmy się z tego, ale po latach ten język migowy do mnie wrócił.
— Jak wrócił trzeba go wykorzystać?
— Tak, zaczęłam widzieć możliwości przekucia tego w pracę teatralną z osobami g/Głuchymi. Równolegle uczyłam się posługiwać poprawnie tym językiem, żeby w przyszłości móc pracować jako tłumacz języka migowego. Okazją był mój dyplom z pedagogiki teatru, którą podyplomowo robiłam w Warszawie. I wtedy zrobiłam pierwszy spektakl tylko z osobami g/Głuchymi. To właśnie spektakl "Moje ręce krzyczą". Grywamy go obecnie.
— Czyli ta droga do aktorstwa była kręta?
— Droga do samego aktorstwa była trudna, ale do tego co robię dziś była dosyć kręta. Po 5 latach bycia aktywną w zawodzie widzę, że zaczynam budować siebie w tej aktorskiej społeczności. Widzę dopiero gdzie chcę być w tym zawodzie i gdzie jest moje miejsce. Skończyłam szkołę aktorską i bardzo chciałam grać w teatrach. I tak sobie ubzdurałam, że muszę być w teatrze na tym etacie. Starałam się o etat, a on nie przychodził, jak w przypadku wielu, wielu ludzi po szkołach teatralnych, bo tych etatów jest po prostu za mało. Jeździłam w teatrze objazdowym, grywałam spektakle dla dzieci i nauczyłam się bardzo tego teatru w praktyce. Tu nie ma całego zaplecza np. pań garderobianych, trzeba samemu przeszyć coś, pokombinować, ustawić światła. Być sobie sterem, żeglarzem i okrętem. W pewnym momencie poczułam, że czegoś mi brakuje. Zaczęłam działać jako instruktor teatralny, wchodzić w różne grupy społeczne i pracę z nimi. Zobaczyłam potencjał teatru w sferze edukacyjnej i to mnie bardzo zaczęło interesować. Te dwie strony są we mnie. Dziś nie wyobrażam sobie być tylko aktorką teatralną lub tylko pedagożką teatru, to już jest we mnie połączone jako teatr w całości.
— Dziś teatr ma więcej do zaoferowania niż kiedyś?
— Dziś teatr ma ogromne funkcje społeczne i walory edukacyjne w sobie. To jest kompatybilne. Teatr to już nie jest tylko miejsce, w którym się ogląda spektakl i bije brawo i podziwia, ale to miejsce, które włącza. Sprawia, że jesteś odbiorcą, ale też i twórcą. Staje się dialogiem, spotkaniem, rozmową, a nie tylko wysłuchaniem monologu.
— Mnóstwo tego.
— Tak czuję, że na ten moment chcę, by dużo przestrzeni w moim życiu zajmował język migowy i praca z głuchymi. Poza tym uważam, że należy mówić o tym, że Olsztyn bardzo historią teatralną głuchych stoi. Tu działała Pantomima Olsztyńska pod kierunkiem reżysera, profesora Bohdana Głuszczaka. W latach 70-tych i 80-tych był to fenomen na skalę międzynarodową. Była to grupa olsztyńskich niesłyszących, którzy wystawiali spektakle oparte na pantomimie, oparte na obrazie, na tych wartościach wizualnych. Były to takie widowiska muzyczno - obrazowe. To ważna historia dla teatralnego środowiska olsztyńskiego i dla środowiska głuchych.
— Do tego jeszcze powrót do Działdowa i sekcja teatralna.
— Tak z przyczyn ideowych i pobudek takiego patriotyzmu lokalnego (śmiech). Czułam potrzebę takiego powrotu z działaniami teatralnymi tutaj. By przekazać tej naszej społeczności czego się nauczyłam, po prostu podzielić się tym. I tak zaczęłam współpracę z MDK w Działdowie. Obecnie prowadzę grupę seniorską kabaretową "Tymczasowo zakręceni" i też niebawem będzie premiera spektaklu kabaretowego " Migawki z PRL-u". To czasy bliskie seniorom, to była ich inicjatywa. Staram się zawsze włączać ludzi w teatr, w pomysł, a nie tylko ciągnąć za sobą. Chcę zachęcać do wspólnej podróży, wspólnej przygody i raczej z perspektywy współpasażera. Takiego kierownika wycieczki, który jest jednocześnie w grupie pasażerskiej i nakierowuje na któreś strony, daje propozycje, wspiera. Teatr, o który mi chodzi nie ma być ekskluzywny tylko inkluzywny, zapraszający i włączający. Staram się tworzyć taką przestrzeń na rozwój kreatywności i na zmianę, bo zmiana to jakiś ruch, a ruch to życie. Okazjonalnie prowadzę też warsztaty dla dzieci czy dla dorosłych w MDK w Działdowie. Zdarza się też współpraca z młodzieżą przez szkoły średnie. I to są działania filmowe. Tworzymy autorskie etiudy filmowe, uczymy się jak od pomysłu przejść do realizacji, czyli przez scenariusz do wykreowania okiem kamery i zmontowania puścić taki swój twór w świat.
— Powinniśmy zachęcać dzieci do wizyt w teatrze i zajęć teatralnych?
— Tak. Tak jak do wielu innych działań, wyzwań, które sprawiają, że mamy przestrzeń na poszukiwanie siebie, na doświadczanie, na poznawanie, bo teatr to dla mnie przestrzeń na poszukiwania. W Olsztynie prowadzę zajęcia z techniki dramy. Ta technika nie ma zakończyć się spektaklem czy przedstawieniem. Tylko nastawiona jest na proces. Ten proces w teatrze dla mnie jest najistotniejszy. Szukamy w sobie nowych potencjałów, jakości, możliwości, wyrażania siebie, wyrażania własnego ja i przez to rozwoju siebie czy to kreatywności czy myślenia abstrakcyjnego, niestandardowego czy myślenia jednostkowego. To bardzo ważne. Teatr to jest takie miejsce gdzie możemy to w sobie rozbudzać, poznawać, doświadczać i rozwijać.
— Najlepszym sposobem na świętowanie dnia teatru jest pójście do teatru?
— Tak, ale myślę, że pójście do teatru i zrobienie czegoś dla siebie. Jeśli mamy możliwość to np. udział w warsztacie po spektaklu. Będzie odbiór po obejrzeniu, a następnie spotkanie z ludźmi i rozmowa o tym. Albo się zakorzeni to co się zobaczyło albo jeśli jest taka potrzeba to się wyrzuci z siebie. Dać sobie chwilę na przeżycie. Teatr ma być pretekstem do zmiany. Może nieść w sobie możliwość zmiany, jeśli się na nią otworzymy, jeśli będziemy na nią gotowi, jeśli podejmiemy ten trud i będziemy na tyle odważni, żeby spróbować coś zmienić, poszukać, przyjrzeć się czemuś, żeby poświęcić temu czas i energię. Ma nieść wartość społeczną, która ma oddziaływać na widza. Jeśli życzyć czegoś teatrowi to życzę czułych twórców i świadomych odbiorców.
Gosia Grabowska
— Tak, jak najbardziej. To jest nasze święto. Nie ukrywam, że zawsze staram się tego dnia grać, być na scenie. W tym roku też się udało. Razem z moją grupą, którą tworzę w Olsztynie, a jest to grupa, która składa się z olsztyńskich niesłyszących, mamy spektakl "Moje ręce krzyczą". Ten spektakl powstał jako mój projekt dyplomowy na studiach pedagogika teatru w Instytucie Teatralnym w Warszawie.
— O czym jest spektakl?
— Spektakl opowiada ogólnie o środowisku osób g/Głuchych. Powstał na podstawie 15 rozmów, wywiadów z osobami g/Głuchymi, które czują przynależność do kultury głuchych. Jest takim krzykiem rąk na temat środowiska osób g/Głuchych, na temat barier, braku dostępności, ale też pokazuje kulturę tych osób, bogactwo polskiego języka migowego, jego możliwości performatywne.
— To świętowanie w niecodzienny sposób.
— Odkąd świadomie świętuję ten dzień to zawsze staram się być tego dnia na scenie, albo robić coś ważnego zawodowo dla mnie, żeby osobiście, indywidualnie uświęcić ten dzień. Tym razem gramy ten spektakl dla młodzieży w Kętrzynie. Tym bardziej będzie wyjątkowo, bo będzie też ten wymiar edukacyjny. W Działdowie będziemy również. Będziemy grać dla szkół przed południem, a po południu spektakl otwarty dla publiczności czy grup seniorskich. Po występie często słyszymy, że to jest ważny spektakl dla osób słyszących. Uświadamiający i przełamujący stereotypy, które być może mamy zakodowane. Choćby taki, że uczy nas się mówić "głuchoniemy", że to jest poprawnie i kulturalnie. A to jest określenie pejoratywne dla osób głuchych, bo oni nie słyszą, ale nie są niemi. Oni się kontaktują, mają własny język. Osoba niesłysząca czy osoba głucha to jest poprawne określenie.
— Jak wyglądała Twoja droga do bycia aktorką?
— Moja historia teatralna nie jest typowa. Miałam gdzieś w sobie takie pokłady twórcze, ale byłam bardzo wstydliwym dzieckiem. Wszystko co robiłam w tym zakresie odbywało się w domu dla rodziców albo z siostrą. Mamy wiele materiałów domowych z różnych naszych wygłupów. W tym zawsze był teatr. Ale ta moja wstydliwość i zamknięcie w sobie blokowało mnie. Rodzice próbowali mnie popychać choćby do szkoły muzycznej, ale ja nie dałam się zaciągnąć. Ta wstydliwość była silniejsza. Dziś oczywiście żałuję, bardzo. To przygotowanie solidne ze szkoły muzycznej bardzo by mi się przydało. Śpiewam i brakuje mi teraz tego przygotowania muzycznego. Ten teatr w pewnym momencie przyszedł trochę znikąd. Dziś widzę, że rzeczywiście jak coś jest człowiekowi pisane, przeznaczone czy zapisane w gwiazdach to prędzej czy później przyjdzie. W pewnym momencie, po prostu z dnia na dzień postanowiłam zdawać do szkoły aktorskiej.
— Po maturze?
— Po maturze miałam iść na prawo, bo byłam na profilu dziennikarsko-prawniczym. Moja przyjaciółka bardzo chciała zdawać na ASP, bo pięknie rysowała i malowała. Wtedy pomyślałam, że może ja będę zdawać do szkoły teatralnej. Wspierałyśmy się w tym, każda w swojej dziedzinie się przygotowywała, ale udało się i jej i mnie. Co prawda mnie po roku, bo te przygotowania samodzielne bez osoby, która się na tym zna to za mało. Równocześnie też studiowałam na UWM filozofię.
— Skąd przy aktorstwie wzięło się zainteresowanie językiem migowym i tą formą sztuki?
— Kiedy skończyłam oba kierunki to rozpoczęłam studia pedagogiki opiekuńczej z socjoterapią i tam była propozycja uczestnictwa w kursie języka migowego. A wcześniej jeszcze w szkole teatralnej prowadziłam warsztaty dla grupy olsztyńskich g/Głuchych i to była grupa mocno integracyjna pod względem wieku. Wtedy już bardzo mnie zaintrygował ten język. Tu znowu wracamy do tego przeznaczenia. Pojawia się w człowieku pewien rodzaj fillingu, kiedy napotykamy na swojej drodze, coś co nas w momencie zachwyci i wiemy, że trzeba w to pójść. Ja miałam tak z językiem migowym. Po tych warsztatach był robiony reportaż i wywiady. Pamiętam jak powiedziałam, że mnie zafascynował ten język i chciałabym w przyszłości nauczyć się migować. Kolega zza kamery mnie poprawił, że migać. Śmialiśmy się z tego, ale po latach ten język migowy do mnie wrócił.
— Jak wrócił trzeba go wykorzystać?
— Tak, zaczęłam widzieć możliwości przekucia tego w pracę teatralną z osobami g/Głuchymi. Równolegle uczyłam się posługiwać poprawnie tym językiem, żeby w przyszłości móc pracować jako tłumacz języka migowego. Okazją był mój dyplom z pedagogiki teatru, którą podyplomowo robiłam w Warszawie. I wtedy zrobiłam pierwszy spektakl tylko z osobami g/Głuchymi. To właśnie spektakl "Moje ręce krzyczą". Grywamy go obecnie.
— Czyli ta droga do aktorstwa była kręta?
— Droga do samego aktorstwa była trudna, ale do tego co robię dziś była dosyć kręta. Po 5 latach bycia aktywną w zawodzie widzę, że zaczynam budować siebie w tej aktorskiej społeczności. Widzę dopiero gdzie chcę być w tym zawodzie i gdzie jest moje miejsce. Skończyłam szkołę aktorską i bardzo chciałam grać w teatrach. I tak sobie ubzdurałam, że muszę być w teatrze na tym etacie. Starałam się o etat, a on nie przychodził, jak w przypadku wielu, wielu ludzi po szkołach teatralnych, bo tych etatów jest po prostu za mało. Jeździłam w teatrze objazdowym, grywałam spektakle dla dzieci i nauczyłam się bardzo tego teatru w praktyce. Tu nie ma całego zaplecza np. pań garderobianych, trzeba samemu przeszyć coś, pokombinować, ustawić światła. Być sobie sterem, żeglarzem i okrętem. W pewnym momencie poczułam, że czegoś mi brakuje. Zaczęłam działać jako instruktor teatralny, wchodzić w różne grupy społeczne i pracę z nimi. Zobaczyłam potencjał teatru w sferze edukacyjnej i to mnie bardzo zaczęło interesować. Te dwie strony są we mnie. Dziś nie wyobrażam sobie być tylko aktorką teatralną lub tylko pedagożką teatru, to już jest we mnie połączone jako teatr w całości.
— Dziś teatr ma więcej do zaoferowania niż kiedyś?
— Dziś teatr ma ogromne funkcje społeczne i walory edukacyjne w sobie. To jest kompatybilne. Teatr to już nie jest tylko miejsce, w którym się ogląda spektakl i bije brawo i podziwia, ale to miejsce, które włącza. Sprawia, że jesteś odbiorcą, ale też i twórcą. Staje się dialogiem, spotkaniem, rozmową, a nie tylko wysłuchaniem monologu.
— Mnóstwo tego.
— Tak czuję, że na ten moment chcę, by dużo przestrzeni w moim życiu zajmował język migowy i praca z głuchymi. Poza tym uważam, że należy mówić o tym, że Olsztyn bardzo historią teatralną głuchych stoi. Tu działała Pantomima Olsztyńska pod kierunkiem reżysera, profesora Bohdana Głuszczaka. W latach 70-tych i 80-tych był to fenomen na skalę międzynarodową. Była to grupa olsztyńskich niesłyszących, którzy wystawiali spektakle oparte na pantomimie, oparte na obrazie, na tych wartościach wizualnych. Były to takie widowiska muzyczno - obrazowe. To ważna historia dla teatralnego środowiska olsztyńskiego i dla środowiska głuchych.
— Do tego jeszcze powrót do Działdowa i sekcja teatralna.
— Tak z przyczyn ideowych i pobudek takiego patriotyzmu lokalnego (śmiech). Czułam potrzebę takiego powrotu z działaniami teatralnymi tutaj. By przekazać tej naszej społeczności czego się nauczyłam, po prostu podzielić się tym. I tak zaczęłam współpracę z MDK w Działdowie. Obecnie prowadzę grupę seniorską kabaretową "Tymczasowo zakręceni" i też niebawem będzie premiera spektaklu kabaretowego " Migawki z PRL-u". To czasy bliskie seniorom, to była ich inicjatywa. Staram się zawsze włączać ludzi w teatr, w pomysł, a nie tylko ciągnąć za sobą. Chcę zachęcać do wspólnej podróży, wspólnej przygody i raczej z perspektywy współpasażera. Takiego kierownika wycieczki, który jest jednocześnie w grupie pasażerskiej i nakierowuje na któreś strony, daje propozycje, wspiera. Teatr, o który mi chodzi nie ma być ekskluzywny tylko inkluzywny, zapraszający i włączający. Staram się tworzyć taką przestrzeń na rozwój kreatywności i na zmianę, bo zmiana to jakiś ruch, a ruch to życie. Okazjonalnie prowadzę też warsztaty dla dzieci czy dla dorosłych w MDK w Działdowie. Zdarza się też współpraca z młodzieżą przez szkoły średnie. I to są działania filmowe. Tworzymy autorskie etiudy filmowe, uczymy się jak od pomysłu przejść do realizacji, czyli przez scenariusz do wykreowania okiem kamery i zmontowania puścić taki swój twór w świat.
— Powinniśmy zachęcać dzieci do wizyt w teatrze i zajęć teatralnych?
— Tak. Tak jak do wielu innych działań, wyzwań, które sprawiają, że mamy przestrzeń na poszukiwanie siebie, na doświadczanie, na poznawanie, bo teatr to dla mnie przestrzeń na poszukiwania. W Olsztynie prowadzę zajęcia z techniki dramy. Ta technika nie ma zakończyć się spektaklem czy przedstawieniem. Tylko nastawiona jest na proces. Ten proces w teatrze dla mnie jest najistotniejszy. Szukamy w sobie nowych potencjałów, jakości, możliwości, wyrażania siebie, wyrażania własnego ja i przez to rozwoju siebie czy to kreatywności czy myślenia abstrakcyjnego, niestandardowego czy myślenia jednostkowego. To bardzo ważne. Teatr to jest takie miejsce gdzie możemy to w sobie rozbudzać, poznawać, doświadczać i rozwijać.
— Najlepszym sposobem na świętowanie dnia teatru jest pójście do teatru?
— Tak, ale myślę, że pójście do teatru i zrobienie czegoś dla siebie. Jeśli mamy możliwość to np. udział w warsztacie po spektaklu. Będzie odbiór po obejrzeniu, a następnie spotkanie z ludźmi i rozmowa o tym. Albo się zakorzeni to co się zobaczyło albo jeśli jest taka potrzeba to się wyrzuci z siebie. Dać sobie chwilę na przeżycie. Teatr ma być pretekstem do zmiany. Może nieść w sobie możliwość zmiany, jeśli się na nią otworzymy, jeśli będziemy na nią gotowi, jeśli podejmiemy ten trud i będziemy na tyle odważni, żeby spróbować coś zmienić, poszukać, przyjrzeć się czemuś, żeby poświęcić temu czas i energię. Ma nieść wartość społeczną, która ma oddziaływać na widza. Jeśli życzyć czegoś teatrowi to życzę czułych twórców i świadomych odbiorców.
Gosia Grabowska
osoba g/Głucha - pisane z małej "g" mówimy o sobie, która nie słyszy, pisane z dużej "G" mówimy o osobie, która utożsamia się ze społecznością osób Głuchych
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez