Bycie tatą to najpiękniejszy dar od losu

2021-06-23 11:44:21(ost. akt: 2021-06-23 11:50:14)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Zbigniew Czekawy to skromny i pracowity człowiek. Strażak ochotnik, honorowy dawca krwi i osoba wrażliwa na ludzką krzywdę. Kochający mąż, wspaniały ojciec 5 dzieci i dobry dziadek 6 wnucząt. - Jestem dumny, że wychowaliśmy z żoną dobrze nasze dzieci. Są naszą dumą - mówi.
Pan Zbigniew Czekawy z Braniewa ma 55 lat. To bardzo ciekawa postać o dobrym sercu i wielkim optymizmie. Skromny, pracowity, niosący pomoc tam, gdzie jej potrzeba. Spotkać go można na różnych akcjach OSP, charytatywnych imprezach i akcjach krwiodawczych. Bezinteresownie, zawsze jest gotowy nieść pomoc innym ludziom.
Od 30 lat pracuje w zakładzie energetycznym, gdzie jest elektrykiem.
- Wiadomo z prądem nie ma żartów - mówi. - Zawsze jest obawa, jednak w tej pracy trzeba mieć zaufanie do współpracowników i wszystko dokładnie sprawdzać. Przez większość lat pracowałem jako monter na linii. Lubię swoją pracę, może dlatego już 30 lat w jednym zakładzie przepracowałem.

Dobry mąż, wspaniały ojciec
Prywatnie mąż Ewy i ojciec pięciorga dzieci: Marcina, Adama, Jędrzeja, Wojtka i Adelki, dziadek zakochany w swoich wnuczętach: Kubie, Lenie, Borysie, Maksymilianie, Blance i Tosi.
- Z żoną znamy się praktycznie od dziecka - śmieje się. - Nasze mamy pracowały w jednym zakładzie, który produkował portfele i paski w Braniewie. Razem jeździliśmy na zakładowe wycieczki, a później u znajomego na imprezie zagadałem do Ewy i tak się zaczęła nasza znajomość. Pokochaliśmy się i w 1987 roku wzięliśmy ślub.
Małżonkowie mieli dom, pracę, więc do szczęścia brakowało jedynie dzieci. Oboje pragnęli potomstwa, chcieli w domu słyszeć szczebiot dziecięcych głosów i tupot małych nóżek.
- Do dziś pamiętam to szczęście i radość kiedy pierwszy syn pojawił się na świecie - opowiada wzruszony pan Zbigniew. - To taki ogrom szczęścia kiedy patrzy się na tą małą kruszynkę. Brak słów aby to opisać. Wzruszenie zatyka gardło a miłość do dziecka wypełnia całe serce. Pierwsze słowo, samodzielny krok i każdy gest człowiek stara się zapamiętać. Kiedy na świecie pojawiła się czwórka chłopców, wiedziałem, że żona marzy o córce. I za piątym razem się udało. Urodziła się nasza Adelka. Było to dopełnienie naszego szczęścia. Kiedy patrzę na nasze dzieci to wiem, że dobrze je wychowaliśmy. Staraliśmy się zapewnić im godne życie. Czasem bywało ciężko, bo tylko ja pracowałem a żona zajmowała się prowadzeniem domu i opieką nad dziećmi, ale w domu nigdy nie brakowało jedzenia i miłości. Dziś dzieci są już dorosłe, mieszkają na swoim, ale w domu pojawiają się często. Odwiedzają nas, przywożą wnuki. Najweselej jest podczas świąt czy jakiś okazji rodzinnych, bo kiedy wszyscy się zjadą z żonami, wnukami to jest nas "pełna chata". W takich chwilach wiem, że jestem ogromnym szczęściarzem, bo mam cudowną rodzinę!
Dom i rodzina to bezpieczna przystań pana Zbigniewa. To w nich znajduje ukojenie, siłę i oparcie.
- Myślę, że bez rodziny człowiek jest ubogi, traci to, co najważniejsze. Dom jest moim azylem, tu odpoczywam i relaksuję się, tu ładuję swoje akumulatory. Rodzina daje mi siłę - zapewnia. - Kiedy patrzę wstecz nie żałuję niczego, mogę tylko być dumnym ojcem i dziadkiem.

Obrazek w tresci

Bezinteresownie dzieli się krwią
Owidiusz powiedział kiedyś, że człowiek jest wielki nie przez to, co ma, nie przez to, kim jest, lecz przez to, czym dzieli się z innymi. Człowiek, który cząstką własnego ciała dzieli się z innymi - godzien jest miłości i szacunku całego społeczeństwa... Honorowi Krwiodawcy - ich krew może uratować zdrowie i życie każdego z nas. Przyjmuje się, że 450 ml krwi może uratować nawet 3 osoby, dlatego statystycznie dzięki krwi oddanej przez pana Zbigniewa żyje ponad 120 osób.
Pierwszy raz oddał krew będąc w wojsku w marcu 1985 roku. Jak mówi nigdy nie robił tego dla pieniędzy, nagród, czy rozgłosu... Oddaje krew, bo chce pomagać innym i robi to dosłownie "całym sobą". Z całą pewnością uratował życie wielu ludziom.
Każdy człowiek, który decyduje się na oddanie krwi po raz pierwszy, ma jakiś cel. Pan Zbigniew chciał po prostu pomóc ludziom. Słyszał, że w szpitalach brakuje krwi, zawsze reagował i stawiał się na akcje poboru. I jakoś mu tak zostało. Jak tylko zdrowie pozwala, jest gotowy nieść pomoc.
—Warto dzielić się tą cząstką siebie — mówi. — Oddać krew to wielki czyn humanitarny. Człowiek czuje ogromną satysfakcję, że nasza krew komuś może pomóc. To całkowicie bezpieczne, nie ma żadnej możliwości zarażenia się chorobą. Mimo ogromnego postępu w medycynie, jak dotąd nie udało się wytworzyć substancji, która w pełni zastąpiłaby ludzką krew. Krew jest niezbędna w wielu sytuacjach, a jedynym jej źródłem są zdrowi ludzie, którzy rozumieją, że dzielenie się nią to rodzaj posłannictwa. Każda kropla krwi to jakich konkretny uratowany człowiek – czyiś ojciec, siostra, dziecko. Nie ważne jest kto, ważne, że to czyjeś życie. Świadomość krwiodawcy musi być taka, że odda krew i bezinteresownie tym komuś pomoże.

Obrazek w tresci

Ratuje ludzkie życie i mienie
Strażacy - ochotnicy stawiają się na każdy dźwięk syreny bez względu na porę dnia i nocy. Są zawsze tam, gdzie ktoś potrzebuje pomocy. Ofiarnie i bezinteresownie, narażając własne zdrowie i życie, ratują mienie, zdrowie i życie ludzkie. Idą tam, skąd inni uciekają. Tak, jak ich patron - św. Florian, nie są obojętni na krzywdę drugiego człowieka. I taki właśnie jest pan Zbigniew, który na dźwięk syreny biegnie ratować ludzkie życie i mienie.
- Straże ochotnicze to takie Małe Ojczyzny - skupiają kolegów, przyjaciół, całe pokolenia rodzin - tłumaczy. - Każda jednostka ma swoich druhów honorowych, z których młodsi koledzy biorą przykład i wysłuchują ich dobrych rad. Moim zdaniem takie wartości, jak pomoc innym, oddanie dla Ojczyzny, wynosi się z domu rodzinnego i tak było u mnie. Strażakiem był mój tata. Zawsze w domu byliśmy uczeni, że służba w wojsku to obowiązek każdego Polaka. Tak samo, że zawsze należy pomagać tym, którzy potrzebują pomocy. Strażakiem jest moja żona, syn, córka i wnuk. Myślę, że bycie strażakiem ochotnikiem to nie działalność społeczna, a pewnego rodzaju sposób na życie i chęć pomagania innym. Każdy z nas robi to poświęcając swój wolny czas. Gaszenie pożarów to już tylko kilkanaście procent naszych wyjazdów, pozostałe stanowią akcje ratownicze przy wypadkach drogowych, usuwanie następstw różnego rodzaju klęsk żywiołowych. Jestem dumny, że jestem strażakiem i mam ogromną satysfakcję, że mogę komuś pomóc w nieszczęściu. Powiem szczerze, że nigdy nie zastanawiałem się nad tym, dlaczego jestem strażakiem, ale chyba głównym powodem jest chęć niestania obojętnie wobec czyjejś krzywdy.

Joanna Karzyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5