Braniewo nie planuje budowy schronów. W razie zagrożenia nastąpi ewakuacja poza powiat

2025-09-12 10:36:46(ost. akt: 2025-09-12 11:00:09)
Leszek Dziąg, starosta braniewski

Leszek Dziąg, starosta braniewski

Autor zdjęcia: EG

Czy Braniewo jest gotowe na kryzysową sytuację? W dobie rosnącego napięcia geopolitycznego i wojny za wschodnią granicą coraz częściej zadajemy sobie pytanie o nasze bezpieczeństwo. W rozmowie z Leszkiem Dziągiem, starostą braniewskim, pytamy o plany ewakuacji, brak schronów, przygotowania na wypadek konfliktu oraz realne zagrożenia, z jakimi może się mierzyć przygraniczny region.
— Panie Starosto, zacznijmy od podstawowego pytania. Ile mamy w Braniewie schronów albo miejsc ochrony ludności?
— W samym Braniewie są dwa takie miejsca. To naprawdę niewiele. Oczywiście nie mówimy o niemieckich bunkrach z czasów wojny — te są w całym powiecie, ale nie są przystosowane do ochrony ludności cywilnej. Obiekty, które są, nie zabezpieczą nawet niewielkiej części mieszkańców. Ponadto piwnice i podobne miejsca przekształcimy na budowle ochronne, służące do ukrycia się (nie mylić ze schronami), ale wymaga to czasu na przystosowanie do takich celów.
Nie będzie inwestycji w schrony przy granicy z Królewcem
Fot. EG
Nie będzie inwestycji w schrony przy granicy z Królewcem

— Czyli nie planujecie budowy nowych schronów?
— Nie w Braniewie. Po pierwsze, to są ogromne koszty, po drugie, jesteśmy zbyt blisko granicy, by miało to sens. W razie realnego zagrożenia większość mieszkańców będzie po prostu ewakuowana. Budowa schronów być może będzie rozważana dla tzw. struktur krytycznych, czyli straży pożarnej, służby zdrowia, zarządów dróg — tych jednostek, które muszą funkcjonować w czasie kryzysu.

— A co z oczekiwaniami mieszkańców? Wielu z nich mówi, że chciałoby mieć dostęp do schronów. Czy rozważacie np. modernizację starych niemieckich bunkrów?
— To nierealne. Te obiekty są nieprzystosowane i nie spełniają żadnych współczesnych norm. Poza tym schronienie całej ludności cywilnej w bunkrach to ogromne koszty, których nie udźwignie żaden powiat. Nawet Ukraina – mimo doświadczeń wojennych – nie była w stanie tego zrobić. Przyfrontowe miasta po prostu się ewakuuje.

— A co z powiatem? Czy tam będą powstawały jakieś miejsca ochrony ludności?
— W powiecie sytuacja wygląda podobnie. To przygraniczny teren, więc tu też główny nacisk będzie kładziony na ewakuację, a nie na budowę schronów. Nawet w bardziej oddalonych gminach nie planuje się takich inwestycji. To nadal zbyt blisko, by traktować te rejony jako bezpieczne.

— Mówił Pan, że trwa walka o pieniądze na ochronę ludności. Co to znaczy w praktyce?

— W praktyce oznacza to, że dopiero zaczynamy etap planowania. Tworzymy scenariusze ewakuacyjne, planujemy trasy, punkty zbiórek, przygotowujemy magazyny z wodą, żywnością, sprzętem. To wszystko dopiero się zaczyna. Program będzie rozłożony na lata. Realnie za 4-5 lat może uda się wdrożyć część działań w praktyce.

— Jakie środki są potrzebne?
— Na ten moment kilka, kilkanaście milionów złotych rocznie. Ale cały program może przewyższać roczny budżet powiatu. Dlatego staramy się o fundusze z różnych źródeł: województwa, ministerstw, krajowych i unijnych.

— Czyli ewakuacja to główny scenariusz?
— Tak. Trzeba sobie powiedzieć jasno: jeśli dojdzie do poważnego zagrożenia, nie będzie mowy o schronieniu mieszkańców w Braniewie. Ludzie będą wywożeni daleko poza powiat, bo nawet gminy oddalone o 30-40 kilometrów mogą być w zasięgu ognia. Należy liczyć się z wyjazdem poza województwo.

— Czy istnieją już konkretne drogi ewakuacyjne, punkty zbiórek?
— Plany są w przygotowaniu. Nie podam szczegółów, bo są one albo niejawną informacją, albo jeszcze niedopracowane. Ale będą wyznaczone drogi i miejsca zbiórek, które zostaną ogłoszone w razie potrzeby.

— Czy powiat przygotował jakieś materiały informacyjne dla mieszkańców, jak się zachować w razie zagrożenia?
— Tak, wkrótce będzie kolportowana broszura przygotowana przez MON. Zawiera praktyczne informacje: co spakować, jak się przygotować, jak się zachować. To taki pierwszy krok do edukowania mieszkańców i przeciwdziałania panice.

— Pojawia się też pytanie o środki transportu. Co z tymi, którzy nie mają samochodu?
— To będzie ogromne wyzwanie. Środków transportu może zwyczajnie zabraknąć. Część prywatnych pojazdów zostanie przejęta przez wojsko, szczególnie ciężarówki, terenówki, busy. Ludzie będą musieli liczyć na własne siły lub organizowane przez gminne władze punkty ewakuacyjne. Tyle że nie jesteśmy w stanie dziś przewidzieć skali potrzeb. Dużą rolę będą mieli do spełnienia wójtowie i burmistrzowie wspomagani przez powiat.

— Czy według Pana naprawdę powinniśmy się obawiać wojny?
— Żyjemy w świecie, który po II wojnie światowej nie wyobrażał sobie kolejnej wojny w Europie. A jednak mamy ją tuż za granicą. Ukraina została brutalnie zaatakowana mimo gwarancji bezpieczeństwa. Rosja to nieprzewidywalny kraj, a jeśli nie da się przewidzieć zachowań, to robi się niebezpiecznie.

— Czyli ta quasi-wojna, jak Pan to nazwał, już trwa?
— Moim zdaniem tak. Widzimy podpalenia, sabotaże, umieszczanie kamer przy torach, zakłócanie transportów, przyloty rosyjskich dronów i rakiet, niszczenie połączeń energetycznych i światłowodowych na Bałtyku, cyberataki na infrastrukturę krytyczną. Zdarzały się opisywane przez media krótkotrwałe naruszenia naszej i Bałtów przestrzeni powietrznej przez rosyjskie i białoruskie samoloty i śmigłowce. Do tego stała, zorganizowana presja migracyjna na granicy białoruskiej. To nie są przypadkowe zdarzenia. To już jest etap wojny hybrydowej. Dlatego musimy się przygotowywać. Nie po to, żeby straszyć, ale po to, żeby nie dać się zaskoczyć.

Rozmawiała Ewelina Gulińska

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B