Na zapomnianej, ewangelickiej nekropolii grobów rodzin już nie znajdą

2016-10-20 19:20:00(ost. akt: 2016-10-23 16:21:00)
Dzieci Heleny Klein nie znalazły grobu swej mamy więc upamiętniły ją drewniana tablicą przymocowaną do drzewa.

Dzieci Heleny Klein nie znalazły grobu swej mamy więc upamiętniły ją drewniana tablicą przymocowaną do drzewa.

Autor zdjęcia: Andrzej Grabowski

Cmentarz ewangelicki w Bisztynku przypomina bardziej park porośnięty starymi drzewami. Już dawno został rozkradziony, choć wciąż jest odwiedzany przez rodziny zmarłych, które próżno szukają grobów swoich ojców i matek.
Cmentarz ewangelicko-augsburski przy ul. Grodzkiej widnieje w rejestrze zabytków województwa warmińsko-mazurskiego. Zapisy wskazują, że zmarłych zaczęto grzebać tam z początkiem XIX wieku. Cmentarz wpisano do rejestru 19 marca 1987 roku. Wtedy jeszcze można było tam zobaczyć dziesiątki nagrobków z marmurowymi tablicami i nazwiskami zmarłych. Do dziś zachowała się... jedna taka tablica, z 1939 rokiem jako datą śmierci.

O tym, że było to miejsce pochówku świadczą jeszcze cementowe ramy i resztki krzyży. Nie odczytamy nazwisk zmarłych, bo marmurowe tablice zostały rozkradzione. Nie tylko one. Wiele z nagrobków otoczonych było kutymi w żelazie ogrodzeniami. Część z nich, w przedziwnych okolicznościach, zostało "przeniesionych" na cmentarz komunalny przy al. Wojska Polskiego i wyznaczają teraz teren współczesnych grobowców rodzinnych.

W latach 90. XX wieku policjanci ujawnili na terenie cmentarza przypadek kradzieży. Przyłapany kamieniarz nie krył zdziwienia, że to co robi jest czynem zabronionym. Był przekonany, że wolno mu pozyskiwać marmurowe tablice, które po szlifowaniu nadawały się do wykorzystania w nowych nagrobkach.

Dziś ten cmentarz jest prawie całkowicie zapomniany, nawet przez obecnych mieszkańców. W dniu Wszystkich Świętych płonie tam zaledwie kilka zniczy.

Władze dopiero ok. roku 2004 zadbały o to miejsce, okalając je nowym ogrodzeniem. Wykonano je przy okazji tworzenia nowego cmentarza komunalnego, znajdującego się obok ewangelickiego.

Podczas jednej z przechadzek kilka lat temu zauważyliśmy na jednym z potężnych drzew swego rodzaju epitafium. Dzieci zmarłej w 1945 roku Helene Klein, nie mogąc odnaleźć nagrobka, upamiętniły swą mamę drewnianą tablicą w kształcie kapliczki.

Można z niej odczytać, iż Helene Klein pochodziła z miejscowości Dunajek k. Gołdapi (Duneiken — Kreis Goldap). "Dla upamiętnienia naszej mamy (...) dzieci: Artur, Heinz, Bruno, Herbert, Traute, Egon, Erwin" — wyrył ktoś w drewnie. Trudno było ustalić, czy pani Klein zmarła, czy została zamordowana w tragicznym dla Bisztynka 1945 roku. Jej wiek (43 lata) może świadczyć o tej drugiej możliwości. Mielibyśmy więc do czynienia ze świadectwem jednej z wielu ówczesnych zbrodni.

Cmentarz jest czasem odwiedzany przez krewnych osób tam pochowanych. Dwa lata temu przyjechał do Bisztynka syn Heinricha Blechera. Chciał odnaleźć mogiłę swego ojca, który spoczywał w czwartym grobie, w rzędzie pierwszym.

Te dwie cyfry zapisano w dokumencie, jaki mężczyzna posiadał przy sobie i przechowuje jak rodzinną relikwię. Dokument to oficjalne zawiadomienie.

"Wasz krewny Heinrich Blecher, urodzony 28.3.1919 r. w Rodheim, poległ/zginął 26.01.1945 r. w okolicach Bisztynka (Prusy Wschodnie). Położenie grobu: rząd 1, grób 4."

Bezduszne, urzędnicze pismo z możliwością "niepotrzebne skreślić" przy słowach "poległ/zginął".

Dokument wystawiono 16 kwietnia 1946 r. przez bliżej niezidentyfikowany urząd (pieczęć jest nieczytelna) zajmujący się informowaniem rodzin o poległych i najpewniej poszukiwaniem zaginionych.

Nie byliśmy w stanie w żaden sposób pomóc starszemu już człowiekowi, który na grób swego ojca specjalnie przyjechał po raz pierwszy do Polski. Gdy rozmawialiśmy z towarzyszącymi mu osobami nagle przyklęknął i do woreczka wsypał kilka garści cmentarnej ziemi. Zamilkliśmy, bo zdaliśmy sobie sprawę, że mężczyzna nie ma żadnych szans na odwiedzenie swego zmarłego ojca ani na przeniesienie jego szczątków w inne miejsce.

Synowi pozostanie po ojcu tylko bisztynecka ziemia i opisany już dokument oraz list zawiadamiający o śmierci, nadany pocztą polową nr 36 856 do jego matki przez chirurga Chartona.

Treść listu wskazuje, że na cmentarzu była kwatera pochowanych tu niemieckich żołnierzy, którzy zginęli w pobliżu miasteczka.

Poza żołnierzami było tu jednak pochowanych także kilkuset mieszkańców nie mających nic wspólnego z wojną. Spoczywają tu osoby, które przyczyniały się do rozwoju miasteczka. Niestety, zapomnieliśmy o nich.

Jeszcze przed 1 listopada przeczytacie także o innych zdewastowanych, zapomnianych a czasem ponownie odkrytych i uporządkowanych cmentarzach w powiecie bartoszyckim.

Andrzej Grabowski
a.grabowski@gazetaolsztynska.pl



Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. kuv #2094313 | 94.254.*.* 21 paź 2016 20:11

    Świetnie,a o nekropolii przy nowej plebanii "Na działkach"i koło Zacisza też ,coś będzie?! Czy jak zwykle cisza jak po nomen omen śmierci organisty?!!

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. dad #2094255 | 94.254.*.* 21 paź 2016 19:14

      Dobrze ,że grobów swoich ojców i matek nie szukają bliscy na cmentarzu przy nowej plebanii 'Na działkach" bo tam też nic nie znajdą ,no chyba ,że zaparkowane samochody i wydeptane ścieżki,a koło żacisza też nie ma co szukać w parku ,żadnych oznak nekropolii ,ale kupe psią i owszem znaleźć można bez trudu,

      odpowiedz na ten komentarz

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5