Jarosław Jończak z Bisztynka nie wygląda już, jakby połknął głaz. Ogromną przepuklinę, pozostałość po pobycie w szpitalu w Bartoszycach, usunięto mu w olsztyńskiej poliklinice. Mężczyzna zastanawia się, czy złożyć skargę na bartoszyckich lekarzy.
Jarosław Jończak trafił do szpitala w Bartoszycach po tym, jak spadł ze schodów. Uszkodził płuco i doznał odmy. Do szpitala pojechał po kilku dniach od urazu.
- Poddano mnie dwóm operacjom. Podczas pierwszej, gdy umieszczano mi w klatce piersiowej specjalną sondę, przebito mi jelito. Po opuszczeniu szpitala miałem na brzuchu rany, a później okazało się, że doznałem potężnej przepukliny - twierdzi Jończak.
Inaczej sytuację przedstawia Wiesław Pesta, ordynator oddziału chirurgii ogólnej i miniinwazyjnej szpitala w Bartoszcach.
- To nie prawda. Myśmy to jelito zszyli. Uratowaliśmy mu życie - odpowiada lekarz.
Mieszkaniec Bisztynka upiera się jednak przy swoim.
- Słyszałem jak lekarze podczas obchodu rozmawiali między sobą. Gdy w sondzie pojawił się ciemny płyn byli zaniepokojeni i mówili sami, że chyba przebili mi jelito - mówi Jończak.
W jakiś czas po wyjściu ze szpitala mężczyzna zgłosił się na badania kontrolne i zdjęcie szwów. Ponieważ rana po operacji się nie goiła, udał się do lekarza rodzinnego. Ten skierował go do szpitala w Biskupcu.
- Tam pytano mnie, jakim cudem pozwolili mi opuścić bartoszycki szpital - mówi Jończak.
"Pamiątką" po pobycie w szpitalu w Bartoszycach była ogromna przepuklina.
- Znajomi śmiali się ze mnie, że dostanę milion dolarów jako pierwszy mężczyzna na świecie, który urodzi dziecko - mówi mieszkaniec Bisztynka.
Jemu jednak wcale nie było do śmiechu.
- Lekarze z Biskupca nie chcieli podjąć się operacji, która usunęłaby przepuklinę. Dostałem skierowanie do polikliniki w Olsztynie. Chociaż uprzedzano mnie, że operacja będzie trudna, zdecydowałem się na nią - mówi przejęty Jończak.
Do polikliniki trafił 10 kwietnia, a 16 i 17 poddano go dwóm operacjom. Zabiegi polegały na ułożeniu narządów wewnętrznych na "swoim miejscu" oraz wszyciu specjalnej siatki.
- Nie komentowano przy mnie postępowania lekarzy z Bartoszyc. Słyszałem jedynie, że ordynator Pesta jest cenionym chirurgiem i lekarze byli zdziwieni tym, że zostałem wypuszczony w takim stanie, w jakim byłem - mówi Jończak. - Czuję się teraz dobrze i normalnie wyglądam. Lekarze z polikliniki zlikwidowali mi nawet bliznę pozostałą po operacji w Bartoszycach. Jeszcze nie wiem, czy złożę skargę na lekarzy z Bartoszyc. Chcę najpierw porządnie wyzdrowieć, a nie biegać teraz po sądach.
Andrzej Grabowski
- Poddano mnie dwóm operacjom. Podczas pierwszej, gdy umieszczano mi w klatce piersiowej specjalną sondę, przebito mi jelito. Po opuszczeniu szpitala miałem na brzuchu rany, a później okazało się, że doznałem potężnej przepukliny - twierdzi Jończak.
Inaczej sytuację przedstawia Wiesław Pesta, ordynator oddziału chirurgii ogólnej i miniinwazyjnej szpitala w Bartoszcach.
- To nie prawda. Myśmy to jelito zszyli. Uratowaliśmy mu życie - odpowiada lekarz.
Mieszkaniec Bisztynka upiera się jednak przy swoim.
- Słyszałem jak lekarze podczas obchodu rozmawiali między sobą. Gdy w sondzie pojawił się ciemny płyn byli zaniepokojeni i mówili sami, że chyba przebili mi jelito - mówi Jończak.
W jakiś czas po wyjściu ze szpitala mężczyzna zgłosił się na badania kontrolne i zdjęcie szwów. Ponieważ rana po operacji się nie goiła, udał się do lekarza rodzinnego. Ten skierował go do szpitala w Biskupcu.
- Tam pytano mnie, jakim cudem pozwolili mi opuścić bartoszycki szpital - mówi Jończak.
"Pamiątką" po pobycie w szpitalu w Bartoszycach była ogromna przepuklina.
- Znajomi śmiali się ze mnie, że dostanę milion dolarów jako pierwszy mężczyzna na świecie, który urodzi dziecko - mówi mieszkaniec Bisztynka.
Jemu jednak wcale nie było do śmiechu.
- Lekarze z Biskupca nie chcieli podjąć się operacji, która usunęłaby przepuklinę. Dostałem skierowanie do polikliniki w Olsztynie. Chociaż uprzedzano mnie, że operacja będzie trudna, zdecydowałem się na nią - mówi przejęty Jończak.
Do polikliniki trafił 10 kwietnia, a 16 i 17 poddano go dwóm operacjom. Zabiegi polegały na ułożeniu narządów wewnętrznych na "swoim miejscu" oraz wszyciu specjalnej siatki.
- Nie komentowano przy mnie postępowania lekarzy z Bartoszyc. Słyszałem jedynie, że ordynator Pesta jest cenionym chirurgiem i lekarze byli zdziwieni tym, że zostałem wypuszczony w takim stanie, w jakim byłem - mówi Jończak. - Czuję się teraz dobrze i normalnie wyglądam. Lekarze z polikliniki zlikwidowali mi nawet bliznę pozostałą po operacji w Bartoszycach. Jeszcze nie wiem, czy złożę skargę na lekarzy z Bartoszyc. Chcę najpierw porządnie wyzdrowieć, a nie biegać teraz po sądach.
Andrzej Grabowski