Do naszej redakcji zgłosił się Czytelnik, który twierdził, że w domu noclegowym w Bartoszycach bezdomni okradani są z jedzenia. — Dostają ochłapy, a co lepsze kąski kierownik sobie wywoził do domu — twierdził mężczyzna. Informacja się potwierdziła. Po dziennikarskim śledztwie, prowadzonym wspólnie z dziennikarzami Polsatu, złapaliśmy kierownika na gorącym uczynku. 28 maja o godz. 16.15 reportaż na ten temat wyemituje Polsat.
O tym, że nie cała żywność ze zbiórek charytatywnych trafia do potrzebujących mówiło się w Bartoszycach od lat. Nikt dokładnie nie rozliczał zebranego jedzenia. Sprzyjało to wyciekaniu żywności do osób które bynajmniej nie są biedne i głodne. Po informacji Czytelnika wraz z ekipą telewizyjną Polsatu postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda ten proceder. Kilka dni obserwowaliśmy Kazimierza Ch., kierownika noclegowni dla bezdomnych w Bartoszycach. Oto wyniki naszego dziennikarskiego śledztwa.
Kazimierz Ch. wraz pracownikami Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej i Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, codziennie odbiera żywność z jednego z marketów. Jest ona przeznaczona dla pensjonariuszy domu noclegowego oraz dla potrzebujących mieszkańców miasta. Jedzenie jest przewożone do magazynu znajdującego się w MOPSie. Jednak, jak się okazało, nie wszystko do niego trafia. Sfilmowaliśmy, jak kierownik w godzinach pracy część żywności ładuje do swojego samochodu. Po pracy wywozi ją do domu. Pojechaliśmy za nim. Pod domem poprosiliśmy go o pokazanie zawartości bagażnika. Na początku zaskoczony Kazimierz Ch. twierdził, że ma tam tylko kilkadziesiąt bochenków suchego chleba dla znajomego, który hoduje kury. Jednak po bardziej szczegółowej kontroli pojazdu okazało się, że jest tam jeszcze dziewięć litrów mleka, kilka kilogramów jabłek i pomarańczy, jajka, kilka kilogramów warzyw, sałatki rybne, kilkanaście porcji boczku, kiełbasy salami. Wszystko, jak sam przyznał Kazimierz Ch., pochodziło z magazynu MOPS.
— Moralne to może nie jest, ale człowiek też chce jakoś swoją sytuację poprawić — broni się złapany na gorącym uczynku Kazimierz Ch.
Kierownik noclegowni jedzenie dla bezdomnych wozi od kilku lat. Przekonywał nas, że sytuacje, kiedy coś sobie zabierze do domu, zdarzały się sporadycznie, a bezdomni również otrzymują takie samo jedzenie. Zapytaliśmy bezdomnych, czy to, co znaleźliśmy w bagażniku kierownika noclegowni, również do nich trafiało.
— Chyba od święta — twierdzi jeden z nich. — Na co dzień dostawaliśmy taką żywność, którą w normalnych domach nie daje się dla zwierząt.
Co na to Stefania Michalik-Rosa, dyrektor MOPS w bartoszycach, w budynku którego znajduje się noclegownia dla bezdomnych?
— Jestem zażenowana i zaskoczona tym, co się stało. Nie sądziłam, że takie sytuacje mogą się u nas zdarzyć — dziwi się dyrektor. — Opieka społeczna jest taką sferą, gdzie wszyscy pracownicy powinni legitymować się uczciwością, dlatego takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.
Dom noclegowy jest prowadzony przez organizację pozarządową, wybieraną przez MOPS na podstawie konkursu. Od 1996 roku zajmuje się tym Polski Komitet Pomocy Społecznej.
— Po tym, co się stało, skontaktuję się z dyrekcją PKPS w Olsztynie i poproszę o stosowne wyjaśnienia — zapewnia dyrektorka MOPS.
Czy wcześniej nie było sygnałów, że nie cała żywność trafia do bezdomnych?
— Nie mieliśmy żadnych sygnałów — twierdzi Michalik-Rosa. — Gdybyśmy je mieli, to na pewno byśmy na nie reagowali.
— Jestem tym wszystkim zszokowana — mówi Irena Napiórkowska, dyrektor biura zarządu wojewódzkiego PKPS w Olszynie. — Po raz pierwszy taki incydent zdarzył się w naszej organizacji. Ten pan na pewno poniesie surową karę — dodaje.
Sprawą zajęła się bartoszycka policja.
— Przeszukaliśmy mieszkanie Kazimierza Ch. i zabezpieczyliśmy, jako dowód w sprawie żywność i rachunki kasowe — mówi Robert Koniuszy, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Bartoszycach. — Przesłuchaliśmy pracowników marketu skąd była odbierana żywność, pracowników PKPSu, oraz osoby bezdomne. Jeżeli się okaże, że zaistniało przestępstwo, kierownikowi noclegowni mogą być postawione zarzuty, które będą skutkowały karą nawet do do 5 lat więzienia.
28 maja o godz. 16.15 reportaż na ten temat wyemituje Telewizja Polsat w programie Interwencja.
Tomasz Miroński
Kazimierz Ch. wraz pracownikami Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej i Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, codziennie odbiera żywność z jednego z marketów. Jest ona przeznaczona dla pensjonariuszy domu noclegowego oraz dla potrzebujących mieszkańców miasta. Jedzenie jest przewożone do magazynu znajdującego się w MOPSie. Jednak, jak się okazało, nie wszystko do niego trafia. Sfilmowaliśmy, jak kierownik w godzinach pracy część żywności ładuje do swojego samochodu. Po pracy wywozi ją do domu. Pojechaliśmy za nim. Pod domem poprosiliśmy go o pokazanie zawartości bagażnika. Na początku zaskoczony Kazimierz Ch. twierdził, że ma tam tylko kilkadziesiąt bochenków suchego chleba dla znajomego, który hoduje kury. Jednak po bardziej szczegółowej kontroli pojazdu okazało się, że jest tam jeszcze dziewięć litrów mleka, kilka kilogramów jabłek i pomarańczy, jajka, kilka kilogramów warzyw, sałatki rybne, kilkanaście porcji boczku, kiełbasy salami. Wszystko, jak sam przyznał Kazimierz Ch., pochodziło z magazynu MOPS.
— Moralne to może nie jest, ale człowiek też chce jakoś swoją sytuację poprawić — broni się złapany na gorącym uczynku Kazimierz Ch.
Kierownik noclegowni jedzenie dla bezdomnych wozi od kilku lat. Przekonywał nas, że sytuacje, kiedy coś sobie zabierze do domu, zdarzały się sporadycznie, a bezdomni również otrzymują takie samo jedzenie. Zapytaliśmy bezdomnych, czy to, co znaleźliśmy w bagażniku kierownika noclegowni, również do nich trafiało.
— Chyba od święta — twierdzi jeden z nich. — Na co dzień dostawaliśmy taką żywność, którą w normalnych domach nie daje się dla zwierząt.
Co na to Stefania Michalik-Rosa, dyrektor MOPS w bartoszycach, w budynku którego znajduje się noclegownia dla bezdomnych?
— Jestem zażenowana i zaskoczona tym, co się stało. Nie sądziłam, że takie sytuacje mogą się u nas zdarzyć — dziwi się dyrektor. — Opieka społeczna jest taką sferą, gdzie wszyscy pracownicy powinni legitymować się uczciwością, dlatego takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.
Dom noclegowy jest prowadzony przez organizację pozarządową, wybieraną przez MOPS na podstawie konkursu. Od 1996 roku zajmuje się tym Polski Komitet Pomocy Społecznej.
— Po tym, co się stało, skontaktuję się z dyrekcją PKPS w Olsztynie i poproszę o stosowne wyjaśnienia — zapewnia dyrektorka MOPS.
Czy wcześniej nie było sygnałów, że nie cała żywność trafia do bezdomnych?
— Nie mieliśmy żadnych sygnałów — twierdzi Michalik-Rosa. — Gdybyśmy je mieli, to na pewno byśmy na nie reagowali.
— Jestem tym wszystkim zszokowana — mówi Irena Napiórkowska, dyrektor biura zarządu wojewódzkiego PKPS w Olszynie. — Po raz pierwszy taki incydent zdarzył się w naszej organizacji. Ten pan na pewno poniesie surową karę — dodaje.
Sprawą zajęła się bartoszycka policja.
— Przeszukaliśmy mieszkanie Kazimierza Ch. i zabezpieczyliśmy, jako dowód w sprawie żywność i rachunki kasowe — mówi Robert Koniuszy, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Bartoszycach. — Przesłuchaliśmy pracowników marketu skąd była odbierana żywność, pracowników PKPSu, oraz osoby bezdomne. Jeżeli się okaże, że zaistniało przestępstwo, kierownikowi noclegowni mogą być postawione zarzuty, które będą skutkowały karą nawet do do 5 lat więzienia.
28 maja o godz. 16.15 reportaż na ten temat wyemituje Telewizja Polsat w programie Interwencja.
Tomasz Miroński