Niespodziewany finał igrzysk w Meksyku

2022-01-15 12:00:00(ost. akt: 2022-01-14 22:58:10)
Polscy jeźdźcy przed wylotem do Meksyku (od lewej): Jan Kowalczyk, Piotr Wawryniuk, Antoni Pacyński i Marian Kozicki

Polscy jeźdźcy przed wylotem do Meksyku (od lewej): Jan Kowalczyk, Piotr Wawryniuk, Antoni Pacyński i Marian Kozicki

Autor zdjęcia: archiwum domowe

JEŹDZIECTWO\\\ Sportowym wydarzeniem 1968 roku były igrzyska w Meksyku. Polskę reprezentowało 186 zawodników, wśród których był Antoni Pacyński, dla którego olimpijska przygoda po powrocie do kraju zakończyła się... wyrzuceniem z kadry.
Antoni Pacyński, który od lat 50. XX wieku tajniki jeździectwa poznawał w podbartoszyckich Liskach, przyznał, że dzięki koniom zjeździł kawał świata, jednak głównie były to kraje tak zwanej demokracji ludowej, natomiast Meksyk to był zupełnie inny kawałek świata. Przez wiele lat długa podróż morska była jedną możliwością dotarcia do Ameryki Południowej, jednak w 1968 roku olimpijczycy do Meksyku już polecieli samolotem. O ile jednak lekkoatleta, na przykład sprinter, w taką podróż zabierał torbę lub dwie, mieszcząc w nich cały swój sprzęt, o tyle koń w żadnej torbie się nie zmieścił, a poza tym musiał dotrzeć na miejsce w jak najlepszej kondycji. Jak zatem wyglądała podróż polskich koni do Meksyku? Otóż najpierw pojechały pociągiem do Paryża, a stamtąd, wspólnie z końmi francuskimi, belgijskimi i angielskimi, odleciały na olimpiadę.
Co ciekawe, polscy jeźdźcy polecieli razem z koszykarzami... cztery tygodnie przed rozpoczęciem igrzysk.

- Wiele obiektów jeszcze nie było przygotowanych, poza tym odbywały się burzliwe protesty przeciwników organizacji olimpiady, więc nad bezpieczeństwem czuwało wojsko - wspomina Antoni Pacyński. - Któregoś dnia kierowca zawiózł nas z wioski olimpijskiej - było to jakieś 30 kilometrów - na stadion, który miał być główną areną igrzysk. I chociaż byliśmy z kierowcą, który miał wszystkie wymagane przepustki, to na stadionie niespodziewanie zostaliśmy zatrzymani, po czym kazano się nam położyć na ziemi, jednocześnie przykładając nam broń do pleców. Sytuacja bardzo niekomfortowa... Żołnierze zwolnili nas dopiero wtedy, gdy nasz przewodnik przyprowadził jakiegoś dowódcę.

W ten oto niecodzienny sposób polscy jeźdźcy zapoznali się z murawą olimpijskiego stadionu, na którym już niedługo mieli walczyć o medale. Zanim jednak do tego doszło, to wcześniej trenowali w „końskiej” części wioski olimpijskiej. Warto zauważyć, że obecnie zawody jeździeckie już nie są organizowane na stadionach olimpijskich, tylko na obiektach do tego przeznaczonych i z odpowiednim podłożem.
Jak w Meksyku na olimpijski start na wielotysięcznym stadionie reagowały konie? - Były przyzwyczajone i do zawodów organizowanych na trawie, i do obecności kibiców, bo imprezy w Europie też często mogły się pochwalić dużą publicznością. Nawet w Olsztynie swego czasu stadion w Kortowie był wypełniony do ostatniego miejsca - opowiada pan Antoni.
Podczas zagranicznych startów polskim sportowcom przysługiwała niewielka dieta, z naciskiem na określenie „niewielka”.

- Dostawaliśmy tzw. drink geld, czyli pieniądze na napoje chłodzące. Tyle że na przykład podczas zawodów w Niemczech mała butelka jakiegoś soku kosztowała więcej niż nasza całodzienna dieta. W Meksyku było podobnie. Niestety, jeździectwo nigdy nie było jakoś doceniane i dotowane, ale muszę przyznać, że kilka miesięcy przed przed igrzyskami dostałem nowy sprzęt, w tym włoskie siodło, które służyło mi potem przez wiele lat, oraz kompletny strój jeździecki. Niestety, w Meksyku nasz wynik był nieciekawy - przyznaje Pacyński. - Jechałem na Cirrusie. Był to koń Jana Kubiaka, który na co dzień na nim jeździł, ale w kraju właśnie na Cirrusie udało mi się tak dobrze zaliczyć olimpijskie kwalifikacje. Jednak w Meksyku były nienaturalne warunki z powodu dużej wysokości nad poziomem morza, w efekcie konie słabły, wyglądają niekiedy jak dętki, z których wypuszczono powietrze. Zdarzyło się, że w rywalizacji drużynowej jeden z koni rosyjskich odmówił współpracy przed ostatnią przeszkodą. Ja też miałem problemy, chociaż w konkursie indywidualnym, w którym użyłem zwykłego wędzidła, Cirrus skakał nie najgorzej, a przede wszystkim się nie zatrzymywał. Ostatecznie zająłem 38. miejsce. Niestety, przed konkursem drużynowym działacze przekonali mnie, bym założył kiełznanie, z którym jeździł na tym koniu Kubiak. Mnie to kiełznanie nie odpowiadało, bo było za ostre, no i już na pierwszej przeszkodzie koń się zatrzymał. Historia powtórzyła się na przeszkodzie numer dwa, ale potem już nie miał szans się zatrzymać, bo podniosłem bat do góry niczym szabelkę i pomknąłem do mety. Tor po naszym przejeździe wyglądał jednak jak po przejściu tajfunu, bo tyle błędów popełniliśmy. W efekcie w klasyfikacji generalnej zajęliśmy jedenaste miejsce, ale za to wyprzedziliśmy Rosjan.

Po powrocie do kraju zaczęło się polowanie na czarownice, czyli szukanie winnych nieudanego olimpijskiego startu. - Władze Polskiego Związku Jeździeckiego wzięły nas na „rozwałkę” - opowiada pan Antoni. - Zarzucono nam, że zlekceważyliśmy start, stąd wynik daleki od oczekiwań. Koledzy położyli uszy po sobie, natomiast ja wygarnąłem bez ogródek, że co prawda to my, zawodnicy, przywieźliśmy taki, a nie inny wynik, ale bezczelnością jest zarzucanie nam braku zaangażowania. Przecież to była olimpiada, być może najważniejszy start w naszej karierze! To było jak policzek, dlatego musiałem zareagować, dodając, że przecież za słaby wynik w znacznej mierze także odpowiadają działacze, których po kolei wymieniłem. No i jedynym efektem tego spotkania było wyrzucenie mnie z kadry.
* Dalszy ciąg za tydzień
ARTUR DRYHYNYCZ

Antoni Pacyński
Urodził się 29 maja 1943 w Jarosławiu. Polski jeździec, lekarz weterynarii, olimpijczyk z Meksyku w 1968 roku. Osiem lat wcześniej na mistrzostwach Europy juniorów wywalczył dwa srebrne medale - indywidualnie i drużynowo - w konkursie skoków przez przeszkody. Podczas bogatej w sukcesy kariery był także 16-krotnym medalistą mistrzostw Polski:
* złoty medal: w skokach przez przeszkody w 1963 (na koniu Don Hubertus); w ujeżdżeniu w 1971 (Leonidas), 1972 (Porfir), 1974 (Porfir)
* srebrny: w skokach przez przeszkody w 1957 (Bosman), 1960 (Bolgami), 1966 (Chrenowska), 1975 (Postawa); w ujeżdżeniu w 1970 (Leonidas), 1976 (Porfir), 1978 (Porfir)
* brązowy: w skokach przez przeszkody w 1965 (Chrenowska), 1967 (Remus); w ujeżdżeniu w 1966 (Fordon), 1973 (Porfir), 1975 (Porfir)


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5