Niecierpliwie czekam na opinie i reakcje

2021-05-28 15:00:00(ost. akt: 2021-05-25 15:23:25)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

LITERATURA || Mieszkająca pod Bartoszycami Monika Skabara wydała właśnie swoją trzecią powieść. „Trzeci dziedzic” znowu zabierze czytelników w świat m.in. dużych pieniędzy i wyrazistych bohaterów o bardzo silnych charakterach.
— Pokazując światu trzecią w ciągu roku książkę wciąż odczuwasz emocjonujące podniecenie?
— Oj tak. Jednak towarzyszą mi zupełnie inne uczucia niż przy pierwszym i drugim tomie. Przed premierą „Rosyjskiej księżniczki” zjadał mnie stres, czy ktoś będzie chciał ją przeczytać. Przed premierą „Odzyskanej korony” denerwowałam się, bo wiedziałam, że to książka w innym, lżejszym klimacie niż jej poprzedniczka. Bardzo bałam się reakcji na taką zmianę. A teraz? Teraz się nie stresuję. Poprawiłam wiele błędów, które popełniłam przy poprzednich częściach, posłuchałam rad i krytycznych opinii, dzięki czemu wiele się nauczyłam i mam wręcz pewność, że to najlepszy tom tej trylogii. Czekam z niecierpliwością na opinie i reakcje czytelników, ale już bez stresu, a raczej z dużą dozą ekscytacji.

— O drugim tomie „Dziedzictwa”, czyli „Odzyskanej koronie”, mówiłaś, że jest utrzymany w trochę innym klimacie niż „Rosyjska księżniczka”, którą debiutowałaś. Czym tym razem, wydając „Trzeciego dziedzica”, zaskakujesz swoich czytelników?
— Niebanalną historią (uśmiech). Poruszyłam tu kilka bardzo ważnych tematów, ale nie zwolniłam tempa wydarzeń. Ta część klimatem dużo bardziej przypomina „Rosyjską księżniczkę” niż „Odzyskana korona”.

— Dużo jest w „Trzecim dziedzicu” nawiązań do poprzednich książek? Osobiście bardzo lubię, kiedy w kolejnych powieściach jednego autora pojawiają się delikatne nawiązania do jego wcześniejszej twórczości.
— Całkiem sporo. Udało mi się powiązać wszystkie trzy książki, połączyć je wspólną historią. Przeplatają się tu wątki, które znamy z pierwszego i drugiego tomu. No i przede wszystkim znowu pojawią się bohaterowie, których pokochali czytelnicy, między innymi Sasza, która skradła serca wszystkich.

— Już wcześniej mówiłaś, że „Trzeci dziedzic” będzie zamykał cykl „Dziedzictwo”. Trzymasz się tego, czy zostawiłaś sobie jednak jakąś furtkę do kolejnej części?
— Na chwilę obecną nie planuję kontynuacji tej serii. Być może w jakichś Antologiach pojawią się bohaterowie „Dziedzictwa”, ale to tylko jako ewentualność.

Fot. Archiwum prywatne

— Jak określiłabyś kolejne części „Dziedzictwa”? Czym się one, poza fabułą i bohaterami oczywiście, różnią?
— Różnią się przede wszystkim warsztatem. Mam świadomość tego, ile pracy w swój warsztat pisarski już włożyłam i wiem, ile jeszcze pracy przede mną. Drugi tom ma najlżejszą fabułę. Pierwszy i trzeci są dość mroczne. A poza tym mam nadzieję, że udało mi się utrzymać ogólne założenie, aby to kobiety alfa były tu na pierwszym miejscu (uśmiech). Uwielbiam takie twarde kobiety, które radzą sobie z przeciwnościami losu i takie właśnie są bohaterki moich książek.

— Świat twoich dotychczasowych książek obraca się wokół mafii, przemocy, ogromnych pieniędzy, silnych charakterów. Zasiadając do pisania robiłaś swego rodzaju research, czy one po prostu siedziały w twojej głowie?
— Jedyny research jaki naprawdę zrobiłam dotyczył miejsc, w których rozgrywa się akcja książek. Ponieważ nie widziałam żadnego z nich, długo musiałam „spacerować” po tamtejszych ulicach na Google Street View, żeby wiedzieć jak je opisać (uśmiech). A wszystko inne to po prostu fikcja literacka i moja wyobraźnia, które przelałam na papier.

— „Rosyjska księżniczka”, „Odzyskana korona” oraz „Trzeci dziedzic” ukazały się w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Albo jesteś tak literacko płodna, albo wszystkie historie miałaś już wcześniej wymyślone. Jak było?
— Zaczęłam pisać „Rosyjską księżniczkę” w listopadzie 2019 roku. Skończyłam po miesiącu i w zasadzie od razu zaczęłam pisać drugi tom. Tyle tylko, że nie potrafię pisać od a do z. Często w połowie pisania zostawiam tekst. Robię tak gdy utknę w martwym punkcie i zamiast się męczyć, zaczynam pisać coś zupełnie innego. Tak że nie miałam ich wymyślonych. Raczej miałam je rozgrzebane przez dłuższy czas i one powstawały w swoim tempie, gdzieś pomiędzy innymi historiami.

— Wydawanie kolejnych książek musiało wpłynąć na twój warsztat pisarski. Czujesz się „mocniejsza” w pisaniu niż rok temu?
— Zdecydowanie łatwiej przychodzi mi pisanie i dużo szybciej sama wyłapuję własne błędy. Co nie zmienia faktu, że nadal bardzo dużo pracy i nauki przede mną.

— Masz nadzieję, że tym razem, w ciągu najbliższych tygodni, uda się zorganizować promocję „Trzeciego dziedzica”, podczas której spotykałabyś się z czytelnikami na żywo?
— Oj, tak! Mimo, że od wielu lat nie oglądam telewizji, to jednak staram się śledzić doniesienia o sytuacji w kraju i czekam tylko na zielone światło, żeby móc coś zorganizować.

— Ludzie czytają twoje książki, a ty sama co czytasz?
— Szczerze? Aktualnie mam tak ogromny „stos hańby”, czyli książek, które bardzo chcę przeczytać, że aż wstyd mówić. Uwielbiam romanse, ale dobrym kryminałem i fantasy też nie pogardzę. Tyle tylko, że od grudnia nie mam czasu na czytanie. Praca nad kilkoma tekstami, poprawki, korekty zajmują bardzo dużo czasu.

— Znam cię od jakiegoś czasu i widzę, że jesteś wulkanem energii. Co cię tak napędza? Kawa? Joga? Jeszcze coś innego?
— Kawa to moje jedyne uzależnienie, ale nie dlatego, że mnie pobudza, bo niestety kofeina na mnie nie działa, ale dlatego, że kocham jej smak i aromat. A ta moja nadaktywność… Zawsze taka byłam (śmiech). Napędza mnie szczęście, dobra pogoda, pyszne jedzenie i takie małe życiowe radości. Jak tego nie ma, to kosmiczna energia (uśmiech). A tak zupełnie serio, to ja po prostu z natury taka jestem i staram się zarażać tą swoją energią wszystkich dookoła.

— Wydanie trzech książek, pojawianie się w mediach, zdobycie popularności w jakiejś grupie czytelniczej – czy to wszystko w jakiś sposób wpłynęło na twoje codzienne życie?

— Nie. Nadal traktuje to hobbystycznie i szczerze mówiąc, to nie zauważam ani popularności, ani zmiany w życiu. Ale to chyba wynika z tego, że nie zwracam uwagi na takie rzeczy, bo mam głowę zaprzątniętą milionem spraw jednocześnie.

— Piszesz i sukcesy twoich książek pokazują, że jesteś w tym dobra. Myślisz, że mogłabyś się spełnić również w innej dziedzinie sztuki? Może coś namalujesz, albo wyrzeźbisz w drewnie?

— Ależ ja maluję (uśmiech). Uwielbiam zarówno malowanie akrylami, jak i olejami. Oczywiście, kiedy mam czas, bo tego niestety mi brakuje. Kto wie, może kiedyś, jak już odchowam dzieci, będę mieć go na tyle dużo, że w końcu nauczę się rzeźbić, bo to od dawna mnie interesuje. Tak samo jak wyrabianie ceramiki.

— Patrzysz sobie na trzy swoje książki ustawione równo na półce i czujesz... No właśnie, co czujesz?
— Dumę. Naprawdę. To takie uczucie, które rozpiera mnie od środka i momentami nie daje wziąć głębszego oddechu. Patrzę na swoją trylogię i mam ochotę krzyczeć: „Ha! Zrobiłam to!”.

— Pod koniec kwietnia wrzuciłaś na swoja autorską stronę na Facebooku zdjęcie fragmentu umowy wydawniczej. "Nie zwalniam tempa" – dopisałaś. Czego możemy się spodziewać?

— Na ten rok w planie są jeszcze dwie książki (nad jedną właśnie bardzo intensywnie pracuję), a trzecia wyjdzie po nowym roku. Do połowy lipca czeka mnie jeszcze dużo pracy, a potem mam nadzieję na choćby krótki urlop od pisania, choć jak znam siebie, to właśnie wtedy wpadnie mi do głowy kolejna zwariowana historia i znowu przepadnę bez reszty w świecie moich bohaterów.

Grzegorz Kwakszys

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B