Arkadiusz Monkiewicz. Pracodawca patrzy na dofinansowanie

2021-03-29 14:00:12(ost. akt: 2021-04-30 11:15:44)
Arkadiusz Monkiewicz

Arkadiusz Monkiewicz

Autor zdjęcia: archiwum domowe

Osoby niepełnosprawne są w stanie funkcjonować w świecie, o ile usunie się bariery. Zarówno architektoniczne, jak i tkwiące w przepisach o dofinansowaniu miejsc pracy. Te, które tkwią w samych niepełnosprawnych są do usunięcia.
O trudnościach, jakie napotyka osoba niepełnosprawna rozmawiam z Arkadiuszem Monkiewiczem. Poetą (członkiem Stowarzyszenia Bartoszycka Grupa Literacka "BARCJA"), sportowcem i zagorzałym sympatykiem dobrego rocka.

— Bariery i wykluczenie osób niepełnosprawnych. Zauważasz jakąś zmianę?
— Przede wszystkim w nas samych. Coraz częściej się otwieramy, wychodzimy z domu, spotykamy się z ludźmi. Miałem gorszą sytuację, kiedy mieszkałem na wsi i miałem spore kłopoty zdrowotne. To było tuż po skończeniu szkoły zawodowej. Przez wiele lat mieszkałem z rodziną w małej wsi pod Bartoszycami. Dla ludzi ze wsi, czy małych miejscowości start jest bardzo trudny, dużo gorszy.

— Czy spotkałeś się z wykluczeniem, a jeżeli tak to jakim?
— Nie. W ogólniaku była nawet taka sytuacja, że chciano zrobić lekcje, na które chodzą wszyscy, na parterze. Wtedy z kulami śmigałem po korytarzu i po schodach. Byłem również na rozstrzygnięciu konkursu literackiego organizowanego przez Fundację Anny Dymnej. Wszystko było tam zapięte na ostatni guzik, jeżeli chodzi o osoby niepełnosprawne. Ale uczestniczę też w konkursach literackich, na przykład wojskowych, gdzie są ludzie pełnosprawni. Pamiętam akcję, że wnosili mnie do Piwnicy pod Baranami na wózku.

— Jak myślisz, gdyby nie choćby bariery architektoniczne, to start w życie osób niepełnosprawnych byłby lepszy?
— Oczywiście że tak. Obecnie moje bariery to przede wszystkim architektoniczne. Bariery, które są w nas da się pokonać. Gorzej z architektonicznymi. Teraz mieszkam sam w mieście, mam mieszkanie komunalne, poruszam się sam na wózku. Radzę sobie. Choć nie zawsze jest łatwo. W Bartoszycach pewne wydarzenia kulturalne odbywają na przykład w Bramie Lidzbarskiej, gdzie słabo widzę moje wchodzenie po stromych schodach. Na szczęście zawsze znajdą się jacyś dobrzy ludzie, którzy pomogą na przykład wejść na schody, czy scenę w Bartoszyckim Domu Kultury. Jednak nie lubię, kiedy ktoś mnie wnosi. Chodzi także o dyskomfort, ponieważ wnoszenie czy znoszenie wózka wymaga pewnych umiejętności. Nie zawsze jest więc łatwo.

— Jak reagujesz, gdy ktoś chce Tobie pomóc? Przypomina mi się kreskówka, w której dziecko na siłę przeprowadza babcię przez jezdnię.
— Może lepiej, jeśli są ludzie nadgorliwi, niż w ogóle są niezainteresowani oferowaniem pomocy. Warto to wypośrodkować. Wolę mieć wybór.

— Powiedziałeś, że radzisz sobie. Jak to robisz?
— Trzeba odkopywać różne znajomości, starać się wychodzić i walczyć o przyszłość. Miałem takie szczęście, że na swojej drodze spotkałem wielu życzliwych, pozytywnie nastawionych ludzi. To oni mnie ukierunkowali, można nawet powiedzieć, że ukształtowali. To dzięki nim było mi dużo łatwiej.

— Arku, jesteś poetą, sportowcem. Przed pandemią uczestniczyłeś w koncertach, zarówno w lokalach, jak i na świeżym powietrzu. Co Tobie daje realizacja swoich pasji?
— To temat rzeka, przede wszystkim jednak nie myślę o codziennych problemach. Czuję, że mam po co żyć, realizuje siebie. Ludzie mnie widzą, czasami utożsamiają się z moimi problemami, ze mną uwrażliwiają. Mam kontakt z ludźmi. Mogę z tym co robię wyjść na zewnątrz, pokazać siebie i swoją pasję. To jest dla mnie bardzo ważne.

— Wiem, że wiele lat pracowałeś, a teraz nie. Co się zmieniło?
— Przez wiele lat, kiedy pracowałem, nie korzystałem z pomocy społecznej. Z dofinansowania, refundacji, PFRON-u, PCPR-u. Teraz zmusiła mnie sytuacja. Zmiana przepisów, pandemia. Zatrudniając osobę niepełnosprawną patrzy się na przykład na dofinansowanie. Jest to wykluczenie swego rodzaju, że nie liczy się fachowość i to co potrafię, a skala dofinansowania.

— Mocne stwierdzenie, że nie liczą się ludzie, ale kasa, czyli wysokość dofinansowania...
— Chcę pracować, nie chcę korzystać za darmo z różnych rzeczy, bo mi się należy. Praca daje mi dużo radości, kiedy mogę sam na siebie pracować i mogę korzystać z zarobionych przez siebie pieniędzy.

— Siedzisz w domu sam w wielkim mieście. Przepraszam, w niewielkim miasteczku, obecnie bez pracy...
— Czasami słyszę: "jak nie masz pracy to się pewnie nudzisz". Praca jest potrzebna, bo to kontakt z ludźmi. Przez lata pracowałem zdalnie, sam w domu i nie brakowało mi kontaktu z ludźmi. Praca była po to, żeby mieć pieniądze i realizować swoje inne potrzeby. Ja się nie nudzę, właśnie dzięki kontaktom, na przykład z grupą sportową Smok Orneta, na wyścigach, na handbike, czy literacko w "BARCJI". Ale także w bibliotece wojskowej, w klubie Poetica. Niestety, z powodu pandemii tych spotkań jest coraz mniej.

— W ten sposób koło naszej rozmowy domyka się i powracamy do pandemii. Życzę Tobie i wszystkim nam, by ten czas się zakończył. Człowiek jest przecież istotą społeczną i po prostu potrzebuje ludzi. Dziękuję Tobie za rozmowę.

Dariusz Dopierała

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5