Premiera w dobie pandemii, czyli rozmowa z Marcinem Kiszlukiem, opiekunem Grupy Teatralnej Bez Spinki z Wojciech
2020-08-17 07:38:46(ost. akt: 2020-08-17 07:50:54)
Gdyby nie pandemia, zagralibyśmy normalny spektakl. Musieliśmy to jednak odwołać i wybraliśmy na słuchowisko — mówi Marcin Kiszluk, pochodzący z Bartoszyc aktor Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie i opiekun grupy Bez Spinki z Wojciech.
— Grupa teatralna Bez Spinki przygotowała tym razem... słuchowisko. Na kanale Centrum Kultury Gminy Bartoszyce w serwisie YouTube można wysłuchać waszej interpretacji "Rewizora". Przygotowaliście słuchowisko, zamiast "normalnej" sztuki, w związku z pandemią?
— Tylko i wyłącznie. Gdyby nie pandemia, zagralibyśmy normalny spektakl, którego premiera miała odbyć się 5 kwietnia w Domu Kultury w Wojciechach. Musieliśmy ją jednak odwołać i dlatego zdecydowaliśmy się na słuchowisko.
— A może trzeba było pójść krok dalej i wypuścić premierę kolejnej sztuki w formie wideo?
— Trochę dziwi mnie to pytanie. Przecież 11 marca zostały zamknięte ośrodki kultury, nie mogły odbywać się żadne zajęcia, próby. Nie mogliśmy się więc spotykać. Żeby grupa funkcjonowała, wpadłem na pomysł, by łączyć się ze sobą na aplikacji Discord. W ten sposób robiliśmy próby. Wtedy też zdecydowałem, że zamiast spektaklu przygotujemy słuchowisko.
— Bardziej chodziło mi o moment, kiedy działalność ośrodków kultury została odmrożona.
— W tym czasie byliśmy już w zaawansowanych próbach do słuchowiska. Zbliżał się też okres urlopowy, co również należało brać pod uwagę. Słuchowiska to były pierwsze rzeczy, na które decydowały się teatry po okresie zamrożenia. To dość bezpieczna forma. Nawet spotykając się, możemy w taki sposób rozstawić mikrofony, żeby zachować bezpieczny dystans. Ale prawdę mówiąc, liczyłem się nawet z tym, że "Rewizora" nie nagramy w domu kultury, tylko poprzez Discorda.
Ale jeśli chodzi o ten "krok dalej", to mamy pewien pomysł. Chcielibyśmy zrobić coś w rodzaju Teatru Telewizji. Nie to, że jestem czarnowidzem, ale obawiam się, że ze względu na sytuację epidemiczną jeszcze długo nie będziemy mogli zrobić normalnego spektaklu, a jeśli będziemy mogli, to z ograniczeniami.
— Jak członkowie grupy poradzili sobie z nowym wyzwaniem?
— Znakomicie. Dla nas wszystkich było to nowe doświadczenie. Jako aktor wielokrotnie występowałem w słuchowiskach i robię to nadal, ale jako reżyser po raz pierwszy pracowałem przy takim projekcie. Zresztą w tym samym czasie nagrywałem jeszcze słuchowiska z dwoma grupami młodzieżowymi.
A jeśli chodzi o grupę Bez Spinki, to co chwila trzeba jej dawać nowe wyzwania. Ona ma tę pozytywną cechę, że udanie pokonuje kolejne przeszkody. Grupa rozwija się i chce to robić, a to jest najważniejsze. Są w niej chęci, jest też pasja. To nie jest kurtuazja z mojej strony. Prowadzę też inne grupy i często Bez Spinki podaję im jako wzór do naśladowania.
— Doskonale pan widzi, jak od momentu powołania grupy do życia zmienili się jej członkowie. Dużą przeszli metamorfozę od waszego pierwszego spotkania?
— Myślę, że bardzo dużą. W październiku minie sześć lat, odkąd przyjechałem do Wojciech po raz pierwszy. Każde próby do nowego spektaklu, każde nowe wyzwanie jest rozwijające. Dzięki temu członkowie grupy bardzo się otworzyli, są odważniejsi, mają chęć poszerzania swojego emploi, nie chcą stać w miejscu. Zauważam też przełamanie bariery wstydu. Jeżeli ktoś nie ma doświadczenia i zaczyna pracę na scenie, to występ publiczny jest bardzo trudny.
— Tym bardziej chyba w tak małej małej miejscowości, gdzie ta bariera jest znacznie większa.
— Oczywiście. Tutaj wszyscy się znają, mieszkają blisko siebie. Człowiek występujący na scenie musi brać pod uwagę, że będzie wystawiony na ocenę, czasem na krytykę, a miejscowościach tej wielkości jest to o wiele trudniejsze. Członkowie grupy jednak znakomicie sobie z tym radzą. Inna sprawa, że odbiór tego co robią w zdecydowanej większości jest pozytywny.
— Zaskoczeniem było dla pana, że w tak niewielkiej miejscowości znalazło się tylu otwartych ludzi, chcących zrobić teatr?
— Pokornie przyznaję, że tak. Nie znałem tej miejscowości, nie pracowałem też wcześniej przy teatrze amatorskim z dorosłymi, a jedynie z młodzieżą. Dlatego teraz chylę czoła. Można trafić na grupę, w której na kilkanaście osób zaangażowane będą dwie, trzy. A tutaj widzę sto procent chęci do pracy.
— Ktoś szczególnie zaskoczył pana aktorskim talentem?
— Nie będę nikogo indywidualnie wyróżniał. Jestem za zespołowością i ze wszystkich jestem bardzo zadowolony. Tak mam wpojone od początku mojej pracy aktorskiej.
— Mówi pan jak trener piłkarski po wygranym meczu, że wszyscy w jego drużynie zasłużyli na wyróżnienie.
— Kocham piłkę nożną i często robię porównania piłkarskie do teatru, który też jest grą zespołową. Tutaj każdy jest istotny. Główna rola nie zafunkcjonowałaby, gdyby nie epizod. Epizod nie miałby szans, gdyby nie większa rola. Ważne są też światło, muzyka, scenografia, kostiumy. Wyróżniać kogoś indywidualnie byłoby w moim odczuciu bardzo niesprawiedliwe. Wszyscy gramy do jednej bramki.
— Wracając do słuchowiska. Długo trwało nagrywanie "Rewizora"?
— Nagraliśmy pięć aktów. Nagrania trwały cztery, może pięć dni, które rozłożyły się na trzy tygodnie. Byliśmy dobrze przygotowani po próbach na Discordzie. Mogliśmy pozwolić sobie na to, że robiliśmy jedną próbę i zaczynaliśmy nagranie. Bardzo zadowolony jestem z tego, że udział w słuchowisku wziął zespół Wojcieszanie, za co bardzo im dziękuję. Cieszę się, że wpadłem na ten "pandemiczny" pomysł. Gdybyśmy przygotowywali normalny spektakl, to muzyka pewnie byłaby inna. Zespół tymczasem sprawdził się znakomicie i kto wie, czy w przyszłości znowu się do niego nie uśmiechnę.
— Jesteście zadowoleni z efektu końcowego?
— Zdaję sobie sprawę, w jakich czasach przyszło nam żyć. Kiedy 11 marca siedziałem w swoim domu, kiedy zamknęli mi wszystko, bo należę do tej grupy zawodowej, która została całkowicie odcięta od aktywności, to byłem przekonany, że nic się nie uda zrobić. Pierwszy tydzień był dramatyczny. I nagle okazuje się, że człowiek potrafi poradzić sobie w różnych sytuacjach. Chociaż na aplikacji momentami naprawdę trudno nam się pracowało, głównie ze względów technicznych. A to kogoś wyrzuciło, a to ktoś miał gorszy komputer, a to pojawiał się problem z zasięgiem. Biorąc to wszystko pod uwagę, jestem bardzo zadowolony z efektu końcowego.
— Grupa na swoje premiery w Domu Kultury w Wojciechach ściąga bardzo liczną publiczność, a sala pęka w szwach. Na wsi ludzie też są spragnieni kultury?
— Są spragnieni, ale są też ciekawi. Ludzie są zapracowani, mają wiele obowiązków i trudno im jechać jeszcze do teatru. Dobrze więc, że mają go u siebie. A zobaczyć na scenie sąsiada lub kolegę jest dodatkowym walorem. Mieszkańcy wiedzą już, że na koniec zimy albo na początku wiosny będzie w domu kultury premiera. To zawsze było dla nas ogromne święto. Dlatego strasznie mi przykro, że w tym roku premiera nie mogła się odbyć. Każdą wspominam z ogromnym sentymentem.
— Mimo wszystko, planujecie coś jeszcze na ten rok?
— Raczej niczego nie wystawimy, ale mam nadzieję, że jesienią będziemy mogli rozpocząć próby. Nie powiem do czego, ale będzie to nowy projekt.
Grzegorz Kwakszys
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
anna #2961307 | 24.190.*.* 19 sie 2020 00:19
swietny pomysl, fajne sluchowisko, profeska! no , ale pod okiem tak utalentowanego aktora nie moglo byc inaczej! gratuluje calej grupie i oby wiecej takich projektow!
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
Sławomir Berbec #2961236 | 88.156.*.* 18 sie 2020 21:12
Słuchałem ,świetny pomysł. Amatorzy a brzmią bardzo profesjonalne. Miły głos Pani inspektor oświaty pobudza wyobraźnię
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz