"Boję się o swoją reputację", czyli rozmowa z pisarką Anną Osowską

2016-12-18 08:00:00(ost. akt: 2016-12-16 13:47:16)
Anna Osowska: — To jest inna książka, na pewno jest weselsza

Anna Osowska: — To jest inna książka, na pewno jest weselsza

Autor zdjęcia: Andrzej Grabowski

— Ja nie żyję ze sprzedaży książek, tylko z medycyny. Moim marzeniem jest, aby książka była dostępna w bibliotekach i aby ludzie mogli ją wypożyczyć, przeczytać i mówić o niej. To będzie sukces — mówi Anna Osowska. Właśnie ukazała się jej druga powieść zatytułowana "Ucieczka".
Andrzej Grabowski
a.grabowski@gazetaolsztynska.pl

— W przedmowie "Ucieczki" przeczytałem, że została ona napisana na życzenie czytelników domagających się kontynuacji powieści "W cieniu papierówki". To była jedyna motywacja do napisania drugiej książki?
Fot. Andrzej Grabowski
— Gdy skończyłam pisać "Papierówkę", wszystko potoczyło się jak kula śniegowa. Raptem miałam mnóstwo spotkań z czytelnikami oraz popularność, której się nie spodziewałam. Wtedy nie myślałam jeszcze o drugiej książce. Musiałam pogodzić pracę lekarki z moją działalnością jako pisarki. Nie było to łatwe. Samych spotkań z czytelnikami w różnych miejscach było 25. Każde było inne, bardzo dużo ode mnie wymagające, pełne różnych emocji.

Ta działalność bardzo mnie absorbowała. Nie mogłam też zaniedbać mojej roli jako lekarza. Z jednej strony na sto procent poświęcałam się spotkaniom z czytelnikami, z drugiej na sto procent wykonywałam mój zawód. Te dwieście procent trzeba było upchnąć w harmonogramie.

Podczas spotkań z czytelnikami pojawiły się pytania co dalej, czy bohaterka Ewa Pisarczyk poszła na Sylwestra? Wtedy uświadomiłam sobie, że "Papierówka" przestała być moją książką. Stała się własnością czytelników, a ja mam być tylko narratorem prowadzącym ich przez dalsze losy Ewy. Pomysł na drugą powieść zaczął za mną chodzić.

— Kiedy podjęła pani decyzję, że napisze kolejne opowieści z życia Ewy Pisarczyk?
— Kluczowym momentem był wyjazd z moją kuzynką na Podlasie. To co tam przeżyłam i ludzie, których tam spotkałam utwierdziło mnie w pomyśle napisania "Ucieczki". Tam już wiedziałam, że książka powstanie i że taki będzie miała tytuł.

— "Ucieczka" nie dzieje się więc w siedlisku i nie na terenach nam bliskich. Czy czytelnicy nie będą zawiedzeni tą informacją?
— Nie będą, bo opowieść "Ucieczki" prowadzona jest w dwóch czasach. Rzeczywisty dzieje się na Podlasiu. Ewa poznaje tam nowych ludzi, ma różne przeżycia. Jednocześnie w dziennikach Ewy pojawia się czas przeszły. To czas, który dzieli "W cieniu papierówki" od "Ucieczki". To specyficzna książka, która może być czytana jako zupełnie oddzielna powieść, od początku do końca zamknięta.

— Skąd tytuł książki?
— Tytuł ma zaintrygować. Tak jak w poprzedniej książce papierówka miała znaczenie symboliczne, tak teraz takie znaczenie ma słowo "ucieczka". Myślę, że każdy z nas ma chwile, kiedy potrzebuje uciec od codziennego życia, od siebie, od innych. Wyjazd na Podlasie był swego rodzaju ucieczką. Wyjaśniam to od razu w pierwszym rozdziale.

— Ile czasu trwała praca nad nową powieścią?
— Blisko dwa lata. Ten czas był tak długi między innymi dlatego, że w 2015 roku ukazało się poprawione wydanie "Papierówki" i wiązało się to z ogromem pracy.

— Czy Ewa Pisarczyk w "Ucieczce" zmaga się z chorobą?

— Ewa ma różne perturbacje życiowe i może na tym stwierdzeniu poprzestańmy.

— Zdradźmy choć jeden wątek "Ucieczki".
— Pojawia się tajemniczy Wiktor. Jest on odpowiedzią na Marlenę z "Papierówki". Mąż bardzo mnie dopytuje, kim jest ten Wiktor i trochę się boję o moją reputację (śmiech). Liczę jednak na dystans czytelników. Ewa to nie jest Anna Osowska "jeden do jednego".

— A na ile perturbacje życiowe Ewy Pisarczyk są tożsame z perturbacjami Anny Osowskiej?
— Moje własne doświadczenia są wymieszane z doświadczeniami czytelników oraz innych osób, które spotkałam na Podlasiu. Bardzo duży wpływ na kształt tej książki miało Podlasie, ale także Gniew. To są dwa miejsca, do których Ewa lubi uciekać albo wracać. To jest Szlak Polskich Tatarów i zamek w Gniewie oraz samo miasto.

— Zainteresowanie Tatarami ma jakiś związek z korzeniami rodziny?
— Nie, nie mam korzeni tatarskich, a przynajmniej nic o tym nie wiem. Dość szybko się jednak zachwycam. Gdy pojechałam na Podlasie i poznałam ludzi, a przez nich historię tego regionu, to było po mnie. Wiedziałam, że będę tam wracać. Ci ludzie są tak fantastyczni, że trzeba ich było opisać.

— Skoro tak łatwo panią zachwycić, to może trzecia książka będzie np. o Kaszubach? To też niezwykle ciekawy region, z ciekawymi ludźmi.
— To nie tylko kwestia samego wyjazdu w dane miejsce. To także kwestia spotkania odpowiednich ludzi. Podróże dzielę na puste i pełne. Puste to te, gdzie coś zwiedzam, jadę szlakiem noża i widelca. To jedna strona podróży. Druga to niesamowite spotkania. To przytrafiło mi się na Podlasiu i w Gniewie. Ci ludzie, także z naszego regionu, a nawet z naszego powiatu, właściwie sami weszli do mojej książki. Kiedy zaczynam pisać jest taki moment, gdy bohaterowie zaczynają mówić co chcą. Mogę im potem tylko przecinki postawić lub nieco poprawić stylistykę. Zaczynają żyć na stronach książki. To jest trudne do określenia uczucie, ale sprawia ono, że piszę do trzeciej w nocy, choć rano mam wstać do pracy. Piszę i nie mogę przestać. I gdyby coś takiego przytrafiło mi się na Kaszubach, to pewnie bym pomyślała o kolejnej książce.

Na razie jednak proszę mnie nie pytać czy napiszę. To trochę jakby pytać kobietę, która dopiero urodziła dziecko o to, kiedy będzie miała kolejne. Muszę się nacieszyć dzieckiem, które się dopiero urodziło.

— Jakie miejscowości z naszego regionu pojawiają się w "Ucieczce"?
— Oczywiście Bartoszyce, Sępopol, Bisztynek, Lidzbark Warmiński, Wojciechy, Kandyty, Krawczyki i Galiny. Te miejsca same wpisywały się w książkę. Nie potrafiłabym napisać o jakiejś miejscowości na zamówienie.

— Czy "Ucieczka" napisana jest w podobnej konwencji do swej poprzedniczki?
— To jest inna książka, na pewno jest weselsza. Ci, którzy ją czytali, czyli moi korektorzy, tak właśnie twierdzą. Mówią, że czyta się ją wartko. Nie gubi się też czasu, czego nieco się obawiałam. Łatwo wrócić do czasu rzeczywistego po lekturze wspomnieniowych dzienników. Na opinie czytelników muszę poczekać.

— A jeśli będzie krytyka?
— To jej nie udźwignę (śmiech). A tak poważniej, to o tych opiniach, dociekaniach, porównaniach jeden pan napisał mi kiedyś, że "to nieuniknione, więc po co się bać". Nazywał się Andrzej Grabowski (śmiech).

— Liczy pani na sukces finansowy?
— Ja nie żyję ze sprzedaży książek, tylko z medycyny. Moim marzeniem jest, aby książka była dostępna w bibliotekach i aby ludzie mogli ją wypożyczyć, przeczytać i mówić o niej. To będzie sukces.

— To podejście bardzo odległe od biznesowego.
— Wiem, ale to jest właśnie moje marzenie.

Rozmawiał:
Andrzej Grabowski
a.grabowski@gazetaolsztynska.pl


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Źródło: Gazeta Olsztyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5