O NICH NALEŻY PAMIĘTAĆ: JÓZEF MIKUCKI
2025-08-22 12:00:00(ost. akt: 2025-08-21 16:11:52)
W kolejnym odcinku cyklu poświęconego zasłużonym przedstawicielom bartoszyckiego sportu chciałbym przypomnieć postać Józefa Mikuckiego, znakomitego piłkarza ręcznego Victorii Bartoszyce, którego poznałem w latach siedemdziesiątych XX wieku.
Mieszkaliśmy niedaleko siebie - Józek na ulicy Jagiellończyka, a ja na placu Zjednoczenia, obecnie Konstytucji 3 Maja. Józek był starszy o trzy lata, więc nie było między nami zbyt dużej różnicy wiekowej, dlatego też mieliśmy podobne lub takie same zainteresowania. Często graliśmy na podwórku w piłkę nożną, ale Józek bardziej polubił piłkę ręczną - trzeba przyznać, że miał znakomite predyspozycje do tej dyscypliny sportu, a przy tym wielki talent.
Urodził się 10.01.1957 roku w Bartoszycach, uczył się w SP 5, w Zasadniczej Szkole Zawodowej, a następnie w Pedagogicznym Studium Technicznym przy ulicy Limanowskiego (1975-79).
Poza nauką kontynuował oczywiście grę w piłkę ręczną. Powołana stosunkowo późno, bo dopiero w 1975 roku, sekcja piłki ręcznej zapisała w historii klubu bodaj najpiękniejszą kartę. Jej animatorem byli znany aktywista sportowy Władysław Klimko oraz śp. Teodor Marcinowski i śp. Zbigniew Mazur.
Klimko po latach wspominał: „W roku szkolnym 1969/70 postanowiłem utworzyć grupę piłki ręcznej chłopców urodzonych w roku 1957. Była to grupa wybrana ze wszystkich szkół podstawowych w mieście, klasa VI. Zgłosiło się bardzo dużo chłopców, trzeba było wyselekcjonować najlepszych. Józka zapamiętałem jako sympatycznego blondynka, już wtedy wyróżniał się w grupie sprawnością fizyczną, był szybki i miał bardzo dobrą koordynację ruchu tak potrzebną w piłce ręcznej, a do tego był leworęczny, co jest dużym atutem w piłce ręcznej. Wyselekcjonowałem 24 chłopców i rozpoczęliśmy zajęcia w hali sportowej JW (Czarna) 4 razy w tygodniu wtorek-piątek . Józek bardzo dobrze przyswajał sobie elementy techniczne, miał też bardzo dobry przegląd sytuacji na boisku. Zaczęliśmy uczestniczyć w turniejach na terenie województwa, a od klasy VII - ogólnopolskich, osiągaliśmy znaczne sukcesy, organizowaliśmy też turnieje w Bartoszycach. Chłopcy nabierali pewności siebie i przekonali się, że można też wygrywać z zespołami z dużych miast. Już wtedy przeciwnicy uważali Go za bardzo dobrego zawodnika i w meczach często był kryty indywidualnie, gdyż stwarzał duże zagrożenie w ataku. Tak po trzech latach treningu doszliśmy do srebrnego medalu na mistrzostwach Polski! A katowicki „Sport” (popularna codzienna ogólnopolska gazeta sportowa - red.) ocenił Józka jako największy talent w kraju. Po zakończeniu wieku młodzika Józek grał w juniorach i seniorach, zawsze będąc wyróżniającą się postacią.
W pewnym momencie kariery przychodziły propozycje z innych klubów. Józek był „rozdarty”, nie wiedział, jak postąpić, młody zawodnik miał problem. Rozmawiałem z Nim na ten temat, sugerowałem, żeby zastanowił się, bo jest to bardzo istotna decyzja w Jego życiu. Nie dokończyliśmy naszej rozmowy, Józek zginął w wypadku samochodowym. Długo nie mogłem się z tym pogodzić, często odwiedzałem Jego grób, bardzo długo wracałem myślami do tej tragedii, nie mogłem się z tym pogodzić. Zapamiętałem Go jako zawsze uśmiechniętego, pracowitego, koleżeńskiego i ciągle powracało do mnie pytanie: dlaczego?” - zakończył swe wspomnienia Władysław Klimko.
Warto wyjaśnić, że ten srebrny medal bartoszyczanie - a oficjalnie reprezentacja województwa olsztyńskiego - wywalczyli w Igrzyskach Młodzieży Szkolnej, ogólnopolskiej imprezie szkół podstawowych o randze MP. Co ciekawe, była też prowadzona klasyfikacja klubowa (pod uwagę brano liczbę zawodników biorących udział w zawodach), w której wygrała... bartoszycka Łyna, bo cała „srebrna” reprezentacja naszego województwa była na niej oparta!
Józek jako piłkarz ręczny występował w Victorii Bartoszyce i drugoligowej Olimpii Elbląg. Był to wielki talent, którego błyskotliwie zapowiadającą się karierę przerwał tragiczny wypadek. Na początku lat siedemdziesiątych uchodził za wielką nadzieję polskiego szczypiorniaka. W 1972 roku „Przegląd Sportowy” napisał nawet, że obok Wacława Smagacza z Tarnowa jest to najlepiej rokujący na przyszłość zawodnik, jaki pojawił się w owym czasie na krajowych boiskach.
Warto wyjaśnić, że wspomniany Smagacz to wielokrotny mistrz Polski w barwach Śląska Wrocław, z którym w 1978 roku dotarł do finału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (obecnie Liga Mistrzów). W decydującym meczu Polacy przegrali 22:28 z niemieckim SC Magdeburg. Wpływ na to miały trzy elementy: decydujący mecz rozegrany został na terenie rywala, przysmaki zaserwowane przez gospodarzy dzień przed finałem podobno nie posłużyły wrocławskim sportowcom, na dodatek tuż na początku meczu kontuzji doznał Daniel Waszkiewicz.
Józek Mikucki zmarł 29 września 1978 roku w wieku zaledwie 21 lat. Został pochowany na cmentarzu miejskim w Bartoszycach przy ulicy Kętrzyńskiej w grobie rodzinnym wraz ze swoimi rodzicami. Zbyt szybko od nas odszedł, często odwiedzam Jego grób, zastanawiając się, dlaczego tak szybko od nas odszedł...
* Za pomoc w napisaniu tekstu dziękuję Władysławowi Klimce, Andrzejowi Garwackiemu i Danucie Woś.
Ze sportowym pozdrowieniem
Zbigniew Kobuszewski
Urodził się 10.01.1957 roku w Bartoszycach, uczył się w SP 5, w Zasadniczej Szkole Zawodowej, a następnie w Pedagogicznym Studium Technicznym przy ulicy Limanowskiego (1975-79).
Poza nauką kontynuował oczywiście grę w piłkę ręczną. Powołana stosunkowo późno, bo dopiero w 1975 roku, sekcja piłki ręcznej zapisała w historii klubu bodaj najpiękniejszą kartę. Jej animatorem byli znany aktywista sportowy Władysław Klimko oraz śp. Teodor Marcinowski i śp. Zbigniew Mazur.
Klimko po latach wspominał: „W roku szkolnym 1969/70 postanowiłem utworzyć grupę piłki ręcznej chłopców urodzonych w roku 1957. Była to grupa wybrana ze wszystkich szkół podstawowych w mieście, klasa VI. Zgłosiło się bardzo dużo chłopców, trzeba było wyselekcjonować najlepszych. Józka zapamiętałem jako sympatycznego blondynka, już wtedy wyróżniał się w grupie sprawnością fizyczną, był szybki i miał bardzo dobrą koordynację ruchu tak potrzebną w piłce ręcznej, a do tego był leworęczny, co jest dużym atutem w piłce ręcznej. Wyselekcjonowałem 24 chłopców i rozpoczęliśmy zajęcia w hali sportowej JW (Czarna) 4 razy w tygodniu wtorek-piątek . Józek bardzo dobrze przyswajał sobie elementy techniczne, miał też bardzo dobry przegląd sytuacji na boisku. Zaczęliśmy uczestniczyć w turniejach na terenie województwa, a od klasy VII - ogólnopolskich, osiągaliśmy znaczne sukcesy, organizowaliśmy też turnieje w Bartoszycach. Chłopcy nabierali pewności siebie i przekonali się, że można też wygrywać z zespołami z dużych miast. Już wtedy przeciwnicy uważali Go za bardzo dobrego zawodnika i w meczach często był kryty indywidualnie, gdyż stwarzał duże zagrożenie w ataku. Tak po trzech latach treningu doszliśmy do srebrnego medalu na mistrzostwach Polski! A katowicki „Sport” (popularna codzienna ogólnopolska gazeta sportowa - red.) ocenił Józka jako największy talent w kraju. Po zakończeniu wieku młodzika Józek grał w juniorach i seniorach, zawsze będąc wyróżniającą się postacią.
W pewnym momencie kariery przychodziły propozycje z innych klubów. Józek był „rozdarty”, nie wiedział, jak postąpić, młody zawodnik miał problem. Rozmawiałem z Nim na ten temat, sugerowałem, żeby zastanowił się, bo jest to bardzo istotna decyzja w Jego życiu. Nie dokończyliśmy naszej rozmowy, Józek zginął w wypadku samochodowym. Długo nie mogłem się z tym pogodzić, często odwiedzałem Jego grób, bardzo długo wracałem myślami do tej tragedii, nie mogłem się z tym pogodzić. Zapamiętałem Go jako zawsze uśmiechniętego, pracowitego, koleżeńskiego i ciągle powracało do mnie pytanie: dlaczego?” - zakończył swe wspomnienia Władysław Klimko.
Warto wyjaśnić, że ten srebrny medal bartoszyczanie - a oficjalnie reprezentacja województwa olsztyńskiego - wywalczyli w Igrzyskach Młodzieży Szkolnej, ogólnopolskiej imprezie szkół podstawowych o randze MP. Co ciekawe, była też prowadzona klasyfikacja klubowa (pod uwagę brano liczbę zawodników biorących udział w zawodach), w której wygrała... bartoszycka Łyna, bo cała „srebrna” reprezentacja naszego województwa była na niej oparta!
Józek jako piłkarz ręczny występował w Victorii Bartoszyce i drugoligowej Olimpii Elbląg. Był to wielki talent, którego błyskotliwie zapowiadającą się karierę przerwał tragiczny wypadek. Na początku lat siedemdziesiątych uchodził za wielką nadzieję polskiego szczypiorniaka. W 1972 roku „Przegląd Sportowy” napisał nawet, że obok Wacława Smagacza z Tarnowa jest to najlepiej rokujący na przyszłość zawodnik, jaki pojawił się w owym czasie na krajowych boiskach.
Warto wyjaśnić, że wspomniany Smagacz to wielokrotny mistrz Polski w barwach Śląska Wrocław, z którym w 1978 roku dotarł do finału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (obecnie Liga Mistrzów). W decydującym meczu Polacy przegrali 22:28 z niemieckim SC Magdeburg. Wpływ na to miały trzy elementy: decydujący mecz rozegrany został na terenie rywala, przysmaki zaserwowane przez gospodarzy dzień przed finałem podobno nie posłużyły wrocławskim sportowcom, na dodatek tuż na początku meczu kontuzji doznał Daniel Waszkiewicz.
Józek Mikucki zmarł 29 września 1978 roku w wieku zaledwie 21 lat. Został pochowany na cmentarzu miejskim w Bartoszycach przy ulicy Kętrzyńskiej w grobie rodzinnym wraz ze swoimi rodzicami. Zbyt szybko od nas odszedł, często odwiedzam Jego grób, zastanawiając się, dlaczego tak szybko od nas odszedł...
* Za pomoc w napisaniu tekstu dziękuję Władysławowi Klimce, Andrzejowi Garwackiemu i Danucie Woś.
Ze sportowym pozdrowieniem
Zbigniew Kobuszewski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez