O NICH NALEŻY PAMIĘTAĆ: GĄTKIEWICZ
2024-05-29 12:00:00(ost. akt: 2024-05-28 10:08:03)
Kontynuując cykl artykułów o ludziach zasłużonych dla lokalnego sportu, tym razem chciałbym napisać o Władysławie Józefie Gątkiewiczu, który do Bartoszyc przyjechał tylko na staż, po czym całe swoje życie związał z naszym miastem i... Victorią.
Władysław Gątkiewicz urodził się 7 października 1936 roku w Krakowie, gdzie ukończył Technikum Łączności, po czym na staż został wysłany do Bartoszyc. W tamtych czasach była to bardzo daleka i długa podróż do miasteczka, o którym w Małopolsce słyszeli jedynie nieliczni. Praktykę odbył w tzw. tajnej poczcie przy ulicy Paderewskiego, a po jej zakończeniu pozostał w Bartoszycach. Tu pracował aż do emerytury, tu też założył rodzinę (żona Irena oraz dzieci Bożena i Andrzej), a że piłka nożna była jego wielką pasją, więc swoje życie związał też z Victorią. Najpierw jako zawodnik, później jako szkoleniowiec, aż wreszcie jako działacz.
Pana Władka poznałem na bartoszyckim stadionie podczas jakiegoś meczu Victorii. Jako młody chłopak kochałem piłkę (co zresztą do dzisiaj mi zostało) - wielu z nas chciało wtedy być Lubańskim, Deyną lub Gadochą - dlatego każdą wolną chwilę spędzałem na boisku (niestety, lata lecą, więc dzisiaj boisko zastąpiły gabinety lekarskie:-).
W 1966 roku prowadzeni przez Gątkiewicza juniorzy Victorii wywalczyli mistrzostwo województwa olsztyńskiego, co było dla nich przepustką do rozgrywanych w Warszawie eliminacji strefowych mistrzostw Polski. Obok Victorii rywalizowały w nich: stołeczna Gwardia, Sokół Sokółka i Lechia Gdańsk. Debiutujący na tak wysokim szczeblu młodzi bartoszyczanie zaprezentowali się pod wodzą Pana Władka znakomicie, zajmując drugie miejsce. I choć nie wystarczyło to do awansu, to zasłużyli na wielkie słowa uznania.
17 lat później juniorzy Gątkiewicza wywalczyli wicemistrzostwo województwa. Po raz kolejny okazało się, że uchodzące za piłkarską prowincję Bartoszyce - nawet w tak trudnych dla polskiego sportu czasach - mogły stanowić wzór, jak pracować z młodzieżą. Na kolejny sukces trzeba było poczekać do 1988 roku, kiedy to Victoria zdobyła mistrzostwo województwa juniorów - było to równoznaczne z awansem do ligi międzywojewódzkiej. Później Władysław Gątkiewicz (Herrera - jak nazywali go zawodnicy, co było nawiązaniem do wybitnego argentyńskiego szkoleniowca m.in. Barcelony, Interu i Romy) trenował także seniorów, wychowując wielu piłkarzy, którzy występowali nie tylko w zespołach z ówczesnego województwa olsztyńskiego. Śmiało można powiedzieć, że był nestorem bartoszyckich szkoleniowców. Za zasługi m.in. został uhonorowany Złotą Odznaką PZPN, poza tym otrzymał wiele innych nagród, na które zasługiwał jak mało kto.
Na koniec chciałem wspomnieć o miłej przygodzie, jaką przeżyłem na początku lat 70. ubiegłego wieku. Do Bartoszyc przyjechał wtedy Alojzy Jarguz, który miał prowadzić mecz Victorii. W tamtych czasach w okręgówce był taki zwyczaj, że przyjeżdżał tylko arbiter główny, natomiast liniowych wyznaczały rywalizujące ze sobą kluby. Po jednym, żeby było sprawiedliwie. No i akurat wtedy spotkał mnie olbrzymi zaszczyt, bo Władysław Gątkiewicz niespodziewanie wskazał na mnie! Dostałem dres Victorii oraz chorągiewkę i usłyszałem, że będę sędzią liniowym (drugim liniowym był wtedy pan Sobótka z Reszla). Pamiętam, że z nerwów chorągiewka w ręku mi latała. Widząc to, pan Alojzy powiedział: „Słuchaj, młodzieńcze, ty tylko auty pokazuj i nic więcej, za spalone się nie bierz, bo zaraz wszyscy będą mieli pretensje”. W ten sposób ja, wyrośnięty chłopak z Bartoszyc, zostałem asystentem najwybitniejszego polskiego sędziego, który za kilka lat, a dokładnie w 1978 roku, stał się pierwszym Polakiem prowadzącym mecz w turnieju finałowym mistrzostw świata (Peru – Iran 4:1). Niestety, do Argentyny Alojzy Jarguz jako liniowego już mnie nie zabrał:-)
Władysław Gątkiewicz zmarł 1 sierpnia w 2006 roku i został pochowany na cmentarzu przy ulicy Leśnej w Bartoszycach w grobie rodzinnym u boku swojej małżonki Ireny.
A jego ukochana Victoria gra dzisiaj - z różnym skutkiem - w okręgówce, czyli na szóstym poziomie rozgrywkowym.
* Za pomoc w napisaniu tego teksu dziękuję Andrzejowi Gątkiewiczowi, poza tym korzystałem z wydanej w 2002 roku książki „Pięćdziesiąt lat Victorii Bartoszyce”.
ZBIGNIEW KOBUSZEWSKI
Pana Władka poznałem na bartoszyckim stadionie podczas jakiegoś meczu Victorii. Jako młody chłopak kochałem piłkę (co zresztą do dzisiaj mi zostało) - wielu z nas chciało wtedy być Lubańskim, Deyną lub Gadochą - dlatego każdą wolną chwilę spędzałem na boisku (niestety, lata lecą, więc dzisiaj boisko zastąpiły gabinety lekarskie:-).
W 1966 roku prowadzeni przez Gątkiewicza juniorzy Victorii wywalczyli mistrzostwo województwa olsztyńskiego, co było dla nich przepustką do rozgrywanych w Warszawie eliminacji strefowych mistrzostw Polski. Obok Victorii rywalizowały w nich: stołeczna Gwardia, Sokół Sokółka i Lechia Gdańsk. Debiutujący na tak wysokim szczeblu młodzi bartoszyczanie zaprezentowali się pod wodzą Pana Władka znakomicie, zajmując drugie miejsce. I choć nie wystarczyło to do awansu, to zasłużyli na wielkie słowa uznania.
17 lat później juniorzy Gątkiewicza wywalczyli wicemistrzostwo województwa. Po raz kolejny okazało się, że uchodzące za piłkarską prowincję Bartoszyce - nawet w tak trudnych dla polskiego sportu czasach - mogły stanowić wzór, jak pracować z młodzieżą. Na kolejny sukces trzeba było poczekać do 1988 roku, kiedy to Victoria zdobyła mistrzostwo województwa juniorów - było to równoznaczne z awansem do ligi międzywojewódzkiej. Później Władysław Gątkiewicz (Herrera - jak nazywali go zawodnicy, co było nawiązaniem do wybitnego argentyńskiego szkoleniowca m.in. Barcelony, Interu i Romy) trenował także seniorów, wychowując wielu piłkarzy, którzy występowali nie tylko w zespołach z ówczesnego województwa olsztyńskiego. Śmiało można powiedzieć, że był nestorem bartoszyckich szkoleniowców. Za zasługi m.in. został uhonorowany Złotą Odznaką PZPN, poza tym otrzymał wiele innych nagród, na które zasługiwał jak mało kto.
Na koniec chciałem wspomnieć o miłej przygodzie, jaką przeżyłem na początku lat 70. ubiegłego wieku. Do Bartoszyc przyjechał wtedy Alojzy Jarguz, który miał prowadzić mecz Victorii. W tamtych czasach w okręgówce był taki zwyczaj, że przyjeżdżał tylko arbiter główny, natomiast liniowych wyznaczały rywalizujące ze sobą kluby. Po jednym, żeby było sprawiedliwie. No i akurat wtedy spotkał mnie olbrzymi zaszczyt, bo Władysław Gątkiewicz niespodziewanie wskazał na mnie! Dostałem dres Victorii oraz chorągiewkę i usłyszałem, że będę sędzią liniowym (drugim liniowym był wtedy pan Sobótka z Reszla). Pamiętam, że z nerwów chorągiewka w ręku mi latała. Widząc to, pan Alojzy powiedział: „Słuchaj, młodzieńcze, ty tylko auty pokazuj i nic więcej, za spalone się nie bierz, bo zaraz wszyscy będą mieli pretensje”. W ten sposób ja, wyrośnięty chłopak z Bartoszyc, zostałem asystentem najwybitniejszego polskiego sędziego, który za kilka lat, a dokładnie w 1978 roku, stał się pierwszym Polakiem prowadzącym mecz w turnieju finałowym mistrzostw świata (Peru – Iran 4:1). Niestety, do Argentyny Alojzy Jarguz jako liniowego już mnie nie zabrał:-)
Władysław Gątkiewicz zmarł 1 sierpnia w 2006 roku i został pochowany na cmentarzu przy ulicy Leśnej w Bartoszycach w grobie rodzinnym u boku swojej małżonki Ireny.
A jego ukochana Victoria gra dzisiaj - z różnym skutkiem - w okręgówce, czyli na szóstym poziomie rozgrywkowym.
* Za pomoc w napisaniu tego teksu dziękuję Andrzejowi Gątkiewiczowi, poza tym korzystałem z wydanej w 2002 roku książki „Pięćdziesiąt lat Victorii Bartoszyce”.
ZBIGNIEW KOBUSZEWSKI
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez