Węgry nie lubią bartoszyckiego pilota?
2024-05-17 12:00:00(ost. akt: 2024-05-17 10:20:32)
SPORTY MOTOROWE\\\ Druga runda Mistrzostw Polski Samochodów Terenowych odbyła się na... Węgrzech.
Rajd - mający ponad 300 km oesowych podzielonych na sześć odcinków - był bardzo wymagający. Problemów nie uniknęła m.in. załoga Mirosław Tokarczyk i bartoszycki pilot rajdowy Adam Binięda, która osiągnęła metę na 8. pozycji w klasie pojazdów UTV Nat4. - Tradycji stało się zadość, bo był to mój piąty start na Węgrzech i po raz piąty zmagaliśmy się tam z awaria auta - wyjaśnia Adam Binięda. - Cóż, nie jest to dla mnie szczęśliwy kraj... Baja Riverside miał inną charakterystykę niż rundy przeprowadzane w Polsce. Na Węgrzech jechaliśmy w dużej części przez otwarte tereny, dość płaskie, głównie polnymi drogami. Niestety, zarazem mocno dziurawymi i podbijającymi, co przy dość dużych prędkościach, które osiągaliśmy, stanowiło spore wyzwanie, bo można było wylecieć z trasy i zakończyć rywalizację na dachu. Z 300 zaplanowanych kilometrów ostatecznie przejechaliśmy tylko 200, ponieważ na jednym z oesów doszło do groźnego wypadku, podczas którego ucierpiał pilot. Ósma lokata w stawce 17 aut SSV to przyzwoity wynik, bo naszym celem było miejsce w dziesiątce. A mogło być jeszcze lepiej, gdybyśmy tylko w naszym aucie nie tracili mocy. Z tym problemem walczyliśmy praktycznie na każdym odcinku.
Teraz muszę szybko przestawić się na drogowe płaskie nawierzchnie, bo już w najbliższy weekend Rajd Nadwiślański, druga runda Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski. Jest to bardzo specyficzny rajd z dużymi prędkościami i śliskim asfaltem. Rodzi to spore trudności, bo niekiedy wydaje się, że asfalt jest przyczepny, więc można „iść ogniem”, a tymczasem przyczepność okazuje się bardzo iluzoryczna - kończy bartoszycki pilot.
Teraz muszę szybko przestawić się na drogowe płaskie nawierzchnie, bo już w najbliższy weekend Rajd Nadwiślański, druga runda Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski. Jest to bardzo specyficzny rajd z dużymi prędkościami i śliskim asfaltem. Rodzi to spore trudności, bo niekiedy wydaje się, że asfalt jest przyczepny, więc można „iść ogniem”, a tymczasem przyczepność okazuje się bardzo iluzoryczna - kończy bartoszycki pilot.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez