Ukrainki nadal będą grać w Polsce

2024-05-24 12:00:00(ost. akt: 2024-05-23 09:36:24)

Autor zdjęcia: facebook

PIŁKA RĘCZNA\\\ Galiczanka Lwów nie uchroniła się przed spadkiem z kobiecej Superligi, jednak władze ukraińskiego klubu już zadeklarowały, że w kolejnym sezonie nadal chcą występować w Polsce, a konkretnie w rozgrywkach Ligi Centralnej.
Pomysł gry ukraińskiego klubu w polskiej Superlidze zrodził się wiosną 2022 roku, gdy na Ukrainie trwała już regularna wojna po inwazji rosyjskiej. Władze Superligi postanowiły powiększyć liczbę drużyn w elicie z ośmiu do dziesięciu i zaprosić m.in Galiczanka, klub o ponad 30-letniej historii, który miał na koncie siedem tytułów mistrza Ukrainy.
- Klub ze Lwowa będzie normalnie klasyfikowany, ale nie będzie mógł zdobyć medalu mistrzostw Polski ani prawa do gry w europejskich pucharach. Zawodniczki z Ukrainy będą miały taki sam status jak polskie piłkarki - mówił dwa lata temu prezes Superligi Piotr Należyty.

- Nasza droga do polskiej ligi wygląda jak piękna bajka. Wszystko dzieje się w ekspresowym tempie. Polska piłka ręczna czyni stałe postępy, na czym też chcemy skorzystać - deklarował wtedy prezes Galiczanki Roman Fedyszyn.

Klub z Ukrainy w sezonie 2022/23 mecze w roli gospodarza rozgrywał w podwarszawskich Markach. Debiutanckie rozgrywki w Polsce zakończył na szóstym miejscu. Najskuteczniejszą piłkarką ekstraklasy została Diana Dmytryszyn. Utalentowana zawodniczka uzyskała 175 bramek.
- Drużyna ze Lwowa wprowadziła do naszych rozgrywek dużo ożywienia. To było coś nowego i atrakcyjnego. Szczególnie w pierwszym sezonie, gdzie dziewczyny osiągnęły wiele dobrych wyników i grały w tzw. grupie mistrzowskiej - ocenił Należyty po dwóch sezonach występów lwowianek w ekstraklasie.
Po pierwszym sezonie klub opuściły, obierając kierunek na Kobierzyce, bramkarka Wiktoriia Saltaniuk i obrotowa Anastazja Meliekiecewa. Innych ubytków kadrowych nie było. Za to szybko, i to w nadmiarze, pojawiły się urazy.
W kolejnych rozgrywkach zespół ze Lwowa na swoją halę w Polsce wybrał Łańcut. Podyktowane było to mniejszą odległością od granicy (ok. 60 km). Galiczanka na domowe mecze w Superlidze przyjeżdżała w dniu zawodów i zaraz po nich wracała na Ukrainę. Jak wspomina Wasyl Turczyn, klubowy dyrektor ds. marketingu i komunikacji, zdarzało się, że aby przyspieszyć procedury paszportowe zawodniczki granicę przekraczały... pieszo.

Warte podkreślenia jest także to, że Galiczanka równolegle, tym samym składem, brała udział w ukraińskiej Superlidze, gdzie niebawem sięgnie po kolejny tytuł mistrza kraju.

- Kadra zespołu liczy 20 dziewczyn, a aż sześć z podstawowego składu doznało poważnych kontuzji, w tym Dmytryszyn. Ta seria zaczęło się już w listopadzie - tłumaczył Turczyn przyczyny słabszych wyników. Jak dodał, ze względów logistycznych i bezpieczeństwa w czasie weekendu na Ukrainie grał jeden lub dwa turnieje w tym samym mieście. Organizacja zawodów cały czas bowiem bardzo utrudniona, gdyż z miesięcznym wyprzedzeniem trzeba do władz ligi zgłosić miejsce rozgrywek.
- Kilka razy, ze względu na alarm lotniczy, musieliśmy przerwać mecz. W takiej sytuacji wszyscy obowiązkowo udają do schronu. Na szczęście nie znam przypadków, aby ktoś z najbliższych członków rodziny naszych zawodniczek poważnie ucierpiał w czasie trwającej wojny. Dla bezpieczeństwa szczypiornistki wraz z rodzinami przeprowadziły się np. z Chersonia czy Charkowa bliżej polskiej granicy - przekazał.
Turczyn nie może jeszcze potwierdzić, czy w Lidze Centralnej lwowianki będą grać w Łańcucie, choć przyznał, że jest pod ogromnym wrażeniem pomocy, jaką klub otrzymał od lokalnego samorządu w organizacji rozgrywek.
- To miasto bardzo mocno związane jest ze sportem. Nam było bardzo przyjemnie i łatwo tam grać, a miejscowi ludzie są bardzo życzliwi - podkreślił i ujawnił, że prezes Galiczanki ma marzenie: gdy skończy się wojna, to zaprosi do Lwowa polskie kluby, które mogłyby zagrać już w nowej hali, bo projekt budowy takiego obiektu jest wciąż aktualny.
Prezes Superligi przyznał jednak, iż liczył na to, że klub z Ukrainy bardziej uaktywni swoich rodaków mieszkających w Polsce. Spodziewał się pod tym względem lepszej organizacji. - Za to stawiam minus, ale szkoda, że Galiczanka spadła. W tym sezonie jednak kontuzje miały duży wpływ na jej wyniki. Mam nadzieję, że będzie walczyć o powrót - podsumował Należyty.
- Otrzymaliśmy pismo z prośbą o występy Galiczanki w Lidze Centralnej, które zostało rozpatrzone pozytywnie - wyjaśnił prezes ZPRP Henryk Szczepański.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5