Alfabet pilota rajdowego (3)

2024-01-12 12:00:00(ost. akt: 2024-01-12 09:22:14)

Autor zdjęcia: archiwum domowe

SPORTY MOTOROWE\\\ Niespełniony maszynista kolejowy, jednocześnie podwójnie spełniony nauczyciel i zarazem znakomite narzędzie w ręku kierowcy - oto trzecia część Alfabetu Adama Biniędy, rajdowego pilota z Bartoszyc, aktualnego mistrza Polski.
MASZYNISTA - kiedyś wielu małych chłopców marzyło o zostaniu strażakiem, żołnierzem lub policjantem, ja natomiast zawsze chciałem być maszynistą pociągu. Miłość do tego środka lokomocji została mi do dzisiaj, bo gdy tylko mogę, jadę na rajd pociągiem. Myślę, że gdybym nie został nauczycielem w-f, to moim drugim wyborem byłoby Technikum Kolejowe.

NAWIGATOR - moja rola w rajdach terenowych, bo za każdym razem jest to dla mnie podróż w nieznane. Stając na starcie nigdy przecież nie wiemy, co nas czeka. Wiemy tylko, że przed nami wiele przygód, niewiadomą jest natomiast, jak to się wszystko skończy. Nie znamy przecież trasy, bo nie możemy jej wcześniej ani przejechać, ani przejść, więc dla pilota i kierowcy zawsze jest to odkrywanie nowego świata. Nigdy nie wiemy, co jest za zakrętem lub za wzniesieniem. W zwykłym rajdzie moim zadaniem jest poprowadzenie kierowcy jak najszybciej z punktu A do punktu B, tymczasem w rajdach terenowych wielkim wyzwaniem jest dobra nawigacja, bo łatwo zgubić drogę. A potem trzeba zawrócić, by dotrzeć do miejsca, gdzie się źle pojechało. I tam odszukać dobrą trasę i ponownie zacząć walkę. Oczywiście każdy taki błąd oznacza spore straty czasowe.

Nauczyciel - poszedłem śladami ojca, który też był nauczycielem wychowania fizycznego. Co ciekawe jestem nim i w szkole, i w rajdach terenowych, bo przecież moją rolą jest przekazywanie wiedzy. W pierwszym przypadku przekazują ją uczniom, a w drugim - kierowcom. Poza tym skończyłem jeszcze podyplomowe studia z historii i oligofrenopedagogiki (wychowanie i nauczanie osób z niepełnosprawnością intelektualną - red.).

OLSZTYN - moje życie w dużej mierze jest związane z tym miastem, bo z Olsztyna pochodzi połowa mojej rodziny. Tam też urodziła się moja córka. Gdy byłem mały, często spędzałem wakacje w Olsztynie, a teraz reprezentuję Automobilklub Warmiński, który swoją siedzibę też ma w stolicy regionu.

Opanowanie - jedna z niezbędnych cech pilota. Maciej Wisławski, przed laty znakomity pilot Krzysztofa Hołowczyca, powiedział kiedyś, że pilot jest narzędziem w ręku kierowcy. Ja też tak uważam. Podczas rajdu muszę stworzyć jak najlepsze warunki dla kierowcy, w czym opanowanie bardzo się przydaje. Niekiedy muszę być też dobrym psychologiem, by kierowcę uspokoić lub pobudzić do walki. Przede wszystkim muszę mu zapewnić jak największy komfort, dlatego pilot niekiedy pełni rolę gąbki, by filtrować wszystkie informacje i impulsy, żeby ograniczyć ich zły wpływ na kierowcę. Opanowanie szczególnie przydaje się w ekstremalnych sytuacjach, gdy kierowca jest w olbrzymim stresie, bo wtedy nerwy pilota byłyby jedynie „dołożeniem do i tak już rozgrzanego do czerwoności pieca”. Pilot musi zawsze zachować zimną głowę, by uspokoić sytuację.

PRZYJAŹŃ - mamy to szczęście mieć wielu przyjaciół, którzy jeżdżą z nami na rajdy. Czasem można usłyszeć, że w tym sporcie przyjaźń kończy się w momencie, gdy zaczynasz być lepszy od innych i z nimi wygrywać. Całe szczęście nas, czyli pilotów z Warmii i Mazur, to nie dotyczy. Kiedyś byliśmy razem w Hołowczyc Racing, gdy rywalizowaliśmy w Pucharze Dacii. Rywalizowaliśmy jednak tylko na trasie, bo po rajdzie tworzyliśmy fajną paczkę kumpli. W tej grupie są Daniel Siatkowski - aktualny wicemistrz Polski, Wojtek Jermakow - pierwszy mistrz Polski w Dacii Duster, i Konrad Dudziński. Teraz często razem jeździmy na rajdy terenowe - nie ma między nami zawiści i każdy każdemu kibicuje.

Przygody - w rajdach fajne są zwycięstwa, mistrzowskie szarfy i puchary, ale równie ważne są przygody, które zaliczamy na trasach. Niektóre są śmieszne, inne nie nadają się do opowiedzenia, ale wszystkie zostają w nas, i kiedyś, po latach, z przyjemnością będziemy do nich wracać w swoich wspomnieniach.

Polski Rajd - w tym roku wróci do cyklu mistrzostw świata. Dla mnie jest to bardzo ważna impreza, bo w 2022 roku to właśnie w Mikołajkach po raz pierwszy w karierze stanąłem na podium w klasyfikacji generalnej mistrzostw kraju. Zajęliśmy wtedy trzecie miejsce i zarazem szóste w klasyfikacji mistrzostw Europy, co było dla mnie dużym wydarzeniem. Jeszcze nie tak dawno oglądałem przecież rajd jako kibic, a teraz znalazłem się wśród najlepszych załóg Starego Kontynentu. Olbrzymia satysfakcja i zarazem równie olbrzymie przeżycie.

Porażka - nieodłączny element sukcesu, bo żeby kiedyś cieszyć się ze zwycięstwa, najpierw trzeba zaliczyć kilka, a niekiedy więcej, porażek. Sztuka polega na tym, by po każdej nie zrażać się, tylko wyciągać odpowiednie wnioski. Porażka w sporcie jest przecież nieunikniona, ważne tylko, by się po nich nie poddawać. Dla mnie porażką w rajdzie zawsze jest brak mety.

Początki - moja przygoda z tym sportem zaczęła się od obejrzenia w 2001 roku Rajdu Kormoran. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Do dzisiaj pamiętam te emocje, które czułem, widząc przemykające obok auta. Pamiętam też kurz i drobne kamienie, które poczułem na twarzy i w ustach, bo pewnie ze zdumienia miałem je otwarte (śmiech). Wtedy pomyślałem, że też bym tak chciał chociaż spróbować, nawet na amatorskim poziomie, ponieważ poważne ściganie wydawało się wówczas całkowicie poza moim zasięgiem. Zacząłem szukać i tak trafiłem na Konkursową Jazdę Samochodem. Musiałem „tylko” mieć samochód. Moich rodziców nie było na to stać, a gdybym im powiedział, że chcę startować w amatorskich rajdach, wtedy pewnie jeszcze bardziej by ich stać nie było (śmiech). Dlatego pieniądze postanowiłem zarobić podczas wakacji - pracowałem w sklepie jako magazynier, byłem też kierowcą w piekarni. Najważniejsze, że za zarobione pieniądze udało mi się kupić Seicento Sporting. Dzięki temu w 2005 roku wystartowałem w swoim pierwszym KJS-ie. Jak widać od pomysłu do realizacji trochę czasu upłynęło, ale nie było innego wyjścia. A o moim pierwszym aucie więcej pod literą S.

RODZINA - najważniejsza wartość. Niestety, podczas sezonu sporo tracę, bo wiele weekendów muszę spędzać poza domem i najbliższymi. Dlatego jak już jestem w Bartoszycach, wtedy staram się wykorzystać każdą chwilę, by nadrobić to, co wcześniej straciłem.

SEICENTO - bardzo wdzięczne auto z niskimi kosztami eksploatacji. Jednocześnie był to samochód, który uczył oszczędnego używania hamulców, bo po każdym zwolnieniu trudno potem było go ponownie rozpędzić. Służył mi przez sześć lat, a jeździłem nim w KJS-ach, potem były jakieś półprofesjonalne rajdy, a skończyłem na rajdowym Pucharze Polski, w którym wygrałem swoją klasę szutrowym PP.
Początkowo Seicento wykorzystywałem też do codziennej jazdy, ale potem stopniowo zacząłem je przerabiać. I tak pojawiła się klatka bezpieczeństwa, fotele kubełkowe i pasy szelkowe, zmianie uległo też zawieszenie. Wtedy musiałem już kupić drugi samochód, bo Seicento służyło mi już jedynie do sportu.
Po „dzwonie” na Rajdzie Nowowiejskie Szutry jeszcze zdołałem je odbudować, by wziąć udział w Rajdzie Kormoran, ale po tym starcie podjąłem decyzję o zmianie auta. I tak przesiadłem się do Suzuki Swifta.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5