Zastanawialiśmy się, czy w Kortowie są jakieś znane duchy. Podczas szukania śladów zjawisk niewyjaśnionych, strasznych, natknęliśmy się na tragiczną historię szpitala psychiatrycznego, który istniał na terenie obecnego miasteczka uniwersyteckiego jeszcze w 1945 roku
Autor: Dominika Dankowska, Michał Zyskowski
Szpital przed II Wojną Światową był zakładem „dla obłąkanych” w Prusach Wschodnich. Wraz z przebiegiem wojny oraz eksterminacją ludności żydowskiej i polskiej, hitlerowcy przeprowadzali także czystki w szpitalach dla psychicznie chorych. Jednym z takich miejsc była placówka w Kortau (Kortowo). O śmierci pacjenta decydował lekarz. Z każdym po kolei przeprowadzał wywiad, po którym - odpowiednim kolorem atramentu - oznaczał w aktach śmierć lub życie. Zabijanie chorego pozorowano na „śmierć naturalną”. Niektórych z Kortowa wywożono - pod pretekstem lepszej opieki medycznej - do odległych placówek, gdzie czekała ich śmierć w komorach gazowych. Rodzinę informowano o śmierci z powodu np. zapalenia płuc. Jeszcze innych stopniowo podtruwano, doprowadzając do zgonu. Na chorych przeprowadzano eksperymenty medyczne, które kończyły się śmiercią.
Po wkroczeniu do Olsztyna wojsk Armii Czerwonej w styczniu 1945 roku gehenna trwała dalej, gdyż Kortowa nie ominęła brutalna rzeź ze strony sowieckich żołnierzy. Historię kortowskiej placówki przedstawiał w swoich książkach badacz dziejów Olsztyna, prof. Stanisław Piechocki. W opracowaniu pt. „Olsztyn styczeń 1945. Portret miasta” można znaleźć opis cierpień pacjentów i pracowników szpitala: „Zgodnie z relacją dziewiętnastoletniej wówczas olsztynianki, która w kilkudziesięcioosobowej grupie cywilnych uciekinierów po północy 21/22 stycznia 1945 roku opuszczała miasto dzisiejszą aleją Warszawską, wówczas płonął już duży, trzyskrzydłowy blok szpitalny położony najbliżej drogi wylotowej z miasta w kierunku Dorotowa i Olsztynka. Osobiście widziała ona wtedy sceny, które wręcz ją sparaliżowały i na zawsze wgryzły się w pamięć. Pośród odgłosów wystrzałów i przeraźliwego krzyku dostrzegła ona ludzi wyskakujących z okien objętego ogniem budynku. Ludzie ci, szukając ratunku przed płomieniami, gromadzili się na parapetach okien, a kiedy płomienie zaczęły ich dosięgać, skakali na zewnątrz, spadając bezwładnie z dużej wysokości na ziemię. Ponosili śmierć na miejscu lub byli dobijani z broni ręcznej”.
Jednak największą zagadką jest to, co się stało z 500 osobami, które jeszcze przed najazdem Armii Czerwonej zostały ewakuowane ze szpitala przez hitlerowców. Niektórzy mówią, że rozpłynęli się w powietrzu, inni spekulują, że dojechali tylko do podolsztyńskich Naterek, gdzie zostali rozstrzelani i pochowani. Jedno jest pewne, do dziś nie odnaleziono ich mogiły zbiorowej. Nie jest wykluczone, że ich dusze błąkają się gdzieś jeszcze w zakątkach jednego z najsłynniejszych campusów studenckich w Polsce - Kortowa...
Warto więc, przechadzając się po kortowskich uliczkach, poświęcić chociaż chwilę zadumy i refleksji tragicznym wydarzeniom, które rozegrały się nie tak dawno temu w miejscu tętniącym obecnie życiem, radością i zabawą kilkudziesięciu tysięcy młodych ludzi.
***
Więcej o tej smutnej historii olsztyńskiego miasteczka akademickiego, dowiecie się z książki Stanisława Piechockiego pt. „Czyściec zwany Kortau”. opis książki >>>
Szpital przed II Wojną Światową był zakładem „dla obłąkanych” w Prusach Wschodnich. Wraz z przebiegiem wojny oraz eksterminacją ludności żydowskiej i polskiej, hitlerowcy przeprowadzali także czystki w szpitalach dla psychicznie chorych. Jednym z takich miejsc była placówka w Kortau (Kortowo). O śmierci pacjenta decydował lekarz. Z każdym po kolei przeprowadzał wywiad, po którym - odpowiednim kolorem atramentu - oznaczał w aktach śmierć lub życie. Zabijanie chorego pozorowano na „śmierć naturalną”. Niektórych z Kortowa wywożono - pod pretekstem lepszej opieki medycznej - do odległych placówek, gdzie czekała ich śmierć w komorach gazowych. Rodzinę informowano o śmierci z powodu np. zapalenia płuc. Jeszcze innych stopniowo podtruwano, doprowadzając do zgonu. Na chorych przeprowadzano eksperymenty medyczne, które kończyły się śmiercią.
Po wkroczeniu do Olsztyna wojsk Armii Czerwonej w styczniu 1945 roku gehenna trwała dalej, gdyż Kortowa nie ominęła brutalna rzeź ze strony sowieckich żołnierzy. Historię kortowskiej placówki przedstawiał w swoich książkach badacz dziejów Olsztyna, prof. Stanisław Piechocki. W opracowaniu pt. „Olsztyn styczeń 1945. Portret miasta” można znaleźć opis cierpień pacjentów i pracowników szpitala: „Zgodnie z relacją dziewiętnastoletniej wówczas olsztynianki, która w kilkudziesięcioosobowej grupie cywilnych uciekinierów po północy 21/22 stycznia 1945 roku opuszczała miasto dzisiejszą aleją Warszawską, wówczas płonął już duży, trzyskrzydłowy blok szpitalny położony najbliżej drogi wylotowej z miasta w kierunku Dorotowa i Olsztynka. Osobiście widziała ona wtedy sceny, które wręcz ją sparaliżowały i na zawsze wgryzły się w pamięć. Pośród odgłosów wystrzałów i przeraźliwego krzyku dostrzegła ona ludzi wyskakujących z okien objętego ogniem budynku. Ludzie ci, szukając ratunku przed płomieniami, gromadzili się na parapetach okien, a kiedy płomienie zaczęły ich dosięgać, skakali na zewnątrz, spadając bezwładnie z dużej wysokości na ziemię. Ponosili śmierć na miejscu lub byli dobijani z broni ręcznej”.
Jednak największą zagadką jest to, co się stało z 500 osobami, które jeszcze przed najazdem Armii Czerwonej zostały ewakuowane ze szpitala przez hitlerowców. Niektórzy mówią, że rozpłynęli się w powietrzu, inni spekulują, że dojechali tylko do podolsztyńskich Naterek, gdzie zostali rozstrzelani i pochowani. Jedno jest pewne, do dziś nie odnaleziono ich mogiły zbiorowej. Nie jest wykluczone, że ich dusze błąkają się gdzieś jeszcze w zakątkach jednego z najsłynniejszych campusów studenckich w Polsce - Kortowa...
Warto więc, przechadzając się po kortowskich uliczkach, poświęcić chociaż chwilę zadumy i refleksji tragicznym wydarzeniom, które rozegrały się nie tak dawno temu w miejscu tętniącym obecnie życiem, radością i zabawą kilkudziesięciu tysięcy młodych ludzi.
***
Więcej o tej smutnej historii olsztyńskiego miasteczka akademickiego, dowiecie się z książki Stanisława Piechockiego pt. „Czyściec zwany Kortau”. opis książki >>>