Każdy z nas nosi w sobie radość

2018-12-30 12:00:00(ost. akt: 2018-12-29 11:27:28)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Na łamach „Węgorzewskiego Tygodnia” spotykamy się po raz drugi. Nasza ostatnia rozmowa miała miejsce w 2017 roku. "Animatorka-amatorka" – tak wtedy o sobie mówiła. Od tego czasu sporo się zmieniło. Zapraszamy do rozmowy z Anną Miękiną.
— Od naszej ostatniej rozmowy minął ponad rok. Co słychać u animatorki Ani w 2018 roku?
— Właściwie dopiero teraz dotarło do mnie, że w tak krótkim czasie zmieniło się tak wiele. Zaczynałam jako animator–amator, ale z każdym kolejnym zleceniem coraz bardziej zakochiwałam się w swojej pracy. Dostrzegli to moi klienci i miałam coraz więcej zleceń. Zaczynałam od prywatnych urodzin, pomocy w GOK-u w Pozezdrzu i małych imprezach w grupach przedszkolnych. Chyba się spodobałam lokalnej społeczności, bo zleceń wciąż przybywało i przybywało. W końcu stwierdziłam, że nie wystarcza mi już praca w weekendy i muszę zająć się tym na stałe. Założyłam własną firmę, zaczęłam współpracować ze szkołami i przedszkolami.

— Obserwuję Twoją stronę na facebooku i widzę, że wciąż urozmaicasz swoje występy. Prawdziwym hitem są pokazy baniek mydlanych.
— Tak się to wszystko rozkręciło, że wciągnęła się cała rodzina. Bańki były przełomowym momentem. Moja córka dzielnie mi towarzyszy, kiedy tylko może, myślę, że bardzo to lubi. Mój mąż wspiera mnie przy produkcji sprzętu do baniek mydlanych. Niestety nie był to łatwy orzech do zgryzienia, ale do odważnych świat należy. Zaryzykowałam i zorganizowałam pierwsze warsztaty baniek, które okazały się ogromnym sukcesem. Do naszego małego Pozezdrza na Mazurach zjechali ludzie z całej Polski, a nawet z zagranicy, by poznać sztukę wykonywania baniek mydlanych. Jestem z tego strasznie dumna, ale nie odbyłoby się to bez wsparcia moich wspaniałych przyjaciół i męża. Dzięki temu, że moja pasja się rozwinęła, pracuję na pełnych obrotach, poznaje bardzo dużo wspaniałych ludzi, a to mnie tylko napędza do działania. Kocham swoją pracę, bo w niej wciąż dzieje się coś nowego, a ja jestem typem człowieka, który nie cierpi monotonii i nie usiedzi na miejscu.

— Działasz już jako profesjonalistka. Otworzyłaś własną firmę i wciąż szukasz nowych pomysłów. Ktoś Cię w tym wspiera?

— Wciąż pracuję nad rozwojem firmy. Zaczęłam organizować własne imprezy wynajmując sale, jednak to dla mnie za mało. Stawiam na rozwój i moje plany idą ku temu, ale nie zdradzę jeszcze moich marzeń – nie chcę zapeszać (śmiech). Bardzo bym chciała, aby moja praca wiązała się też z pomocą. Jestem członkiem Fundacji 3D - Dla Dobra Dzieci działającej w Pozezdrzu i zamierzam wspierać jej działania. Planuję organizować cyklicznie letnią imprezę lokalną i bardzo zależy mi na współpracy z lokalnym rynkiem. Mam wiele pomysłów i planów, chociaż nie wszystkie są idealne. Na szczęście mam też wsparcie w przyjaciołach i mężu, więc jak wpadam na kiepski pomysł, to albo pomagają mi w jego udoskonaleniu, albo w wybiciu go sobie z głowy. Mam też swojego anioła stróża, który czuwa nad tym żeby to wszystko miało ręce i nogi. Agnieszka Saczek – to dzięki niej wszystko się udało, to ona namówiła mnie do założenia własnej firmy, słuchała, radziła, pomagała. To najlepszy człowiek jakiego w życiu spotkałam.

— Jakie niespodzianki czekają na Twoich klientów?
— Zajmuję się głównie animacją dla dzieci i prowadzeniem imprez, ale na rynku wyróżniają mnie mydlane bańki. Uwielbiam bańki, więc pracuję nad coraz nowszymi sztuczkami. Prowadzę również warsztaty i staram się aby były na jak najwyższym poziomie. Na pewno chciałabym rozwinąć działalność, dokupić sprzęt, wynająć lokal. Dodatkowo chce wejść w warsztaty w szkołach. Marzy mi się fotobudka i ogromne zjeżdżalnie. Będę się starała iść do przodu, tak by usatysfakcjonować zleceniodawców w każdym calu. Na pewno wejdę w drugi etap warsztatów Baniek Mydlanych. Jak wspominałam, mam kilka ciekawych pomysłów, więc zachęcam do obserwowania mojej strony na facebooku: Party Time Organizacja Imprez.

— Jakie imprezy i wydarzenia uświetniasz swoimi pokazami?
— W tej chwili najczęściej pracuję w szkołach, przedszkolach, ośrodkach kultury, sołectwach oraz dla prywatnych firm. Pracuję również na weselach, komuniach i imprezach rodzinnych oraz integracyjnych. Najbardziej lubię pracować z dużą ilością dzieci.

— Mogłoby się wydawać, że Twoja praca to wieczna zabawa, czy rzeczywiście tak jest?
— O tak, ja się wciąż bawię (śmiech)! Kocham to co robię i przynosi mi to wiele radości, ale też stresu. Staram się zawsze dobrze przygotować do powierzonego zlecenia, dużo nad tym pracuje. Nie są to już animacje „z doskoku".

— Miewasz czasem dość baśniowego świata? Zawód animatora ma jakieś minusy?
— Miewam gorsze momenty, jestem tylko człowiekiem, a minusów jest kilka, ale bardziej technicznych. Zdarzają się np. zlecenia, gdzie trzeba wnieść sprzęt na trzecie piętro, a że pracuję sama, jest to dla mnie wyzwanie. Dodatkowo wszystko trzymam w domu, więc można sobie wyobrazić cyrk przy pakowaniu lub rozpakowywaniu sprzętu. Marzy mi się lokal, gdzie mogłabym trzymać ten cały sprzęt i wszystkie gadżety i działać na miejscu. Na szczęście marzenia często się spełniają.

— Jesteś specjalistką od wywoływania dziecięcych (i nie tylko!) uśmiechów. Ludzie chętnie korzystają z Twoich usług. Myślisz, że na co dzień brakuje nam radości?
— Nie brakuje nam radości, a na pewno nie powodów do radości. Myślę, że każdy z nas ma tę radość w sobie, ale nie każdy umie ją okazywać.

— Czego powinniśmy uczyć się od dzieci?
— Od dzieci możemy się uczyć szczerości. Osobiście chciałabym też nauczyć się od nich asertywności. To jest to, czego mi brakuje.
(rozmawiała: Monika Kacprzak)


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5