Ręczna wytwórczość jest fajną opcją w życiu człowieka

2018-01-28 10:00:00(ost. akt: 2018-01-26 12:54:45)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

O cennym wyróżnieniu, pasji, inspiracjach, dalszych planach, a także o tym skąd wziął się pomysł na niezwykłą pracownię rozmawiamy z Martą Florkowską i Pawłem Szymańskim z "Garncarni" w Kamionku Wielkim koło Węgorzewa.
Garncarnia pod koniec zeszłego roku została wyróżniona znakiem jakości Produkt Warmia Mazury. Czym dla Państwa jest to wyróżnienie, jakie wiążecie z nim plany?

Marta Florkowska: — Chcielibyśmy być bardziej widoczni w regionie, bardziej sprecyzowani. Sam ten certyfikat daje nam poczucie, że jesteśmy bardziej zauważani przez turystów i lokalnych przedsiębiorców, przez osoby, które wytwarzają produkt lokalny silnie związany z regionem. My, tworząc naszą pracownię, bardzo mocno nawiązujemy od samego początku do tradycji Warmii i Mazur, do jej historii, rzemiosła, cały czas osadzamy się w lokalności. Nie ukrywamy, że wiele czasu spędzamy poza województwem warmińsko-mazurskim, więc chcielibyśmy promować pochodzący stąd produkt, podczas warsztatów, spotkań z turystami. A jednocześnie to, że będziemy się mogli logotypem Produkt Warmia Mazury okazywać, będzie to naszą wizytówką, będzie pokazywać, że jesteśmy stąd.

Paweł Szymański:
— Inspiracje czerpiemy z historii i kultury Warmii i Mazur. Sam produkt to tylko jedna składowa tego, czym się zajmujemy, bo prowadzimy również warsztaty garncarskie, zajęcia ze studentami, warsztaty budowy pieców garncarskich, wytwarzania cegieł. Dlatego we wniosku, który składaliśmy do Produktu Warmia Mazury opisaliśmy ów produkt jako odtworzony przez Garncarnię „proces technologiczny wykonywania rekonstrukcji naczyń z terenu Warmii i Mazur od okresu prehistorycznego do początków XX wieku”.

MF: — Innymi słowy, chodzi o cały proces, czyli przygotowanie gliny, przystosowanie pieców garncarskich, w których naczynia są wypalane, a przy okazji to współpraca z archeologami, instytucjami kulturalnymi, muzeami, a w efekcie prowadzenia warsztatów na których uczymy metod wytwarzania historycznej ceramiki.

PS: Rekonstrukcja naczyń pozwala nam na przykład odtworzyć dawne potrawy, które przyrządzano we współcześnie nieistniejących już naczyniach, jednocześnie rekonstruujemy dawne smaki…


Zabrzmiało to niezwykle ciekawie, ale pozwolę sobie do tego smakowitego zagadnienia powrócić za chwilę. Aby Garncarnia – a wraz z nią to, co w niej jest rekonstruowane – mogła zostać Produktem Warmii Mazur, najpierw musiała powstać. Jak wyglądały początki Garncarni, skąd pomysł, by w ogóle powołać ją do życia?

PS: — Był rok 2001. W pewnym momencie życia musiałem szukać nowej pracy. Trafiłem do Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie. Tam zacząłem stawiać pierwsze kroki związane z garncarstwem, tam też ukończyłem kurs organizowany przez ówczesna panią dyrektor Barbarę Chludzińską. Zostałem też wysłany na Litwę, gdzie poznałem swojego mistrza Stanisława Averke. To intensywne doświadczenia przebywania z środowisku rzemieślniczym, zainspirowało mnie do wybór nowej ścieżki życiowej. W efekcie w Kamionku Wielkim od 2001 roku rozpocząłem aranżację pracowni, a 2004 r. poznaliśmy się z Martą i od tamtej pory wspólnie prowadzimy Garncarnię. Muszę przyznać, że nasze wcześniejsze wyobrażenia na temat prowadzenia pracowni zupełnie się nie sprawdziły. Myśleliśmy, że po prostu będziemy produkować ceramikę i z tego będziemy uzyskiwać przychody. Po pewnym czasie okazało się, że te przychody pozyskujemy głównie dzięki warsztatom, edukacji i pracom rekonstrukcyjnym.

A dlaczego wybrał Pan właśnie rzemiosło garncarskie, a nie na przykład kowalstwo czy snycerstwo?

PS: — To był czysty przypadek. Aplikując o jakąkolwiek pracę w muzeum bardziej byłem nastawiony na ciesielstwo, bo mój dziadek był znanym cieślą na Litwie i potrafiłem tym się zajmować. Jednak ówczesna pani dyrektor miała na mnie inny pomysł i nie mogłem odmówić nauki wyrabiania ceramiki. Posiadam zdolności manualne, więc udało mi się nauczyć tej sztuki i tak to się potoczyło.

MF: — Nie jesteśmy po szkołach artystycznych. Ja brałam udział np. w warsztatach ceramicznych w różnych pracowniach na Litwie. To bardziej kwestia pewnego zmysłu artystycznego, zdolności manualnych. Garncarnia powstała siłami rąk własnych. Jesteśmy całkowicie samowystarczalni, co nieczęsto się zdarza. Przy okazji Pawła zaczynają zajmować inne rzemiosła związane z dawnym wiejskich gospodarstwem domowym, jak kowalstwo, bendarstwo. To człowiek, który lubi podejmować wyzwania, i sale robić coś nowego.

PS: — To, co mówiła Marta, o tym, że pracownia powstała dzięki pracy naszych rąk wynikało z tego, że na początku po prostu panowała bieda. Wszystkie narzędzia musiały być zrobione prosto i tanio. To nie kwestia tego, że chciałem by tak było, po prostu musiałem wykonać je własnoręcznie. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę, że to jest to, czego ludzie oczekują, czego współcześnie szukają, czyli takich miejsc, które są autentyczną emanacją człowieka, który tam przebywa. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że taka jest potrzeba osób, które zaczęły odwiedzać pracownię. Początkowo byliśmy wręcz zażenowani tym, co jest w pracowni, ale zauważyliśmy, że to jest to, co ludzi do nas przyciąga.

Cały wywiad przeczytacie Państwo na łamach aktualnego "Węgorzewskiego Tygodnia". Serdecznie zapraszamy do lektury – warto!
(raz)

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5