W Polsce odnalazła spokój

2022-05-29 10:44:43(ost. akt: 2022-05-29 10:49:38)

Autor zdjęcia: Pixabay

Uciekła z córkami z Ukrainy przed wybuchami bomb i odgłosami wystrzałów... Uciekła też przed mężem katem i jego rodziną, która źle ją traktowała... Olena z córkami w Polsce odnalazła spokój i prawdziwych przyjaciół — rodzinę, która ją wspiera, daje bezpieczeństwo i pozwala uwierzyć, że i na nią jeszcze czeka szczęście.
Olena do Polski trafiła na początku marca. Ma 31 lat i dwie córki w wieku 6 i 11 lat. Uciekły przed wojną... Jej mąż został w Ukrainie, żeby walczyć o kraj. Kobieta zabrała ze sobą tylko dokumenty i trochę ubrań. Dzieci w plecaczkach przywiozły swoje zabawki i książeczki. Nie miały czasu na pakowanie i przemyślenie tego, co ze sobą warto zabrać.
— Przez kilka dni ukrywałam się z córkami w schronie — opowiada Olena. — Było tam zimno, brakowało jedzenia, bo niewiele osób, słysząc syreny, zabrało ze sobą cokolwiek. Każdy ratował dzieci i siebie. Kiedy mąż przyszedł do nas, powiedział, że musimy uciekać do Polski, bo ruscy mogą nas pozabijać. Bałam się ruszyć do obcego kraju, jednak strach o życie dzieci był jeszcze większy. Mąż wywiózł nas z miasta, a później ponad 20 kilometrów szłyśmy pieszo. Na granicy czekał na nas kuzyn męża, który od kilku lat pracował w Polsce. Zabrał nas i przywiózł do swoich znajomych pod Olsztyn.
Kobieta z córkami zamieszkała na piętrze domu. Rodzina, która przyjęła ich pod swój dach, zaoferowała nie tylko bezpłatne mieszkanie, ale też wyżywienie i pomoc we wszystkim.
— Nigdy nie myślałam, że obcy ludzie mogą nam okazać tak wiele serca. Mieszkamy u nich już dwa miesiące i czuję, jakby to była moja prawdziwa rodzina — mówi ze łzami w oczach. — W Annie odnalazłam siostrę, której nigdy nie miałam. W ich domu poznałam smak radości i zobaczyłam, jak wygląda prawdziwa rodzina... Jak mąż szanuje żonę, jak można razem spędzać czas, jak może być w małżeństwie i jak ojciec potrafi zajmować się dziećmi. A przede wszystkim zrozumiałam, że nie chcę już nigdy być ofiarą przemocy i że nie pozwolę, aby moje dzieci żyły w ciągłym strachu.

Ukraina
Olena nie miała nigdy łatwego życia. Jej mama zaszła w ciążę z Rosjaninem. Była bardzo młoda i przez 4 lata mieszkała z ojcem dziecka w Rosji. Związek się rozpadł i kobieta z córką wróciła do Ukrainy. Dziewczynkę wychowywała praktycznie babcia, bo jej mama często zmieniała partnerów i wpadała w ciągi pijackie. Bywało, że dziewczyna z babcią nie miały co jeść, bo matka potrafiła zabrać i przepić wszystkie pieniądze. Olena uczyła się w szkole fryzjerskiej, bo jak najszybciej chciała mieć zawód i zacząć zarabiać. Miała 17 lat, gdy babcia zmarła.
— Kiedy babcia zmarła, zawalił się mój cały świat. To była jedyna osoba, która mnie kochała — opowiada. — Ojciec założył swoją rodzinę i rzadko się odzywał. Matka traktowała mnie jak śmiecia, wyganiała z domu, a bywało, że i biła... Sasha był chłopakiem, który okazał mi trochę uczucia — wydawało mi się, że mnie kocha. Był o rok starszy i pochodził z tzw. dobrej rodziny. Jego ojciec był merem (odpowiednik wójta) naszego miasteczka. Kiedy okazało się, że jestem w ciąży, Sasha przedstawił mnie rodzicom. Niestety nie takiej żony dla swojego najmłodszego syna się spodziewali.
Olena zamieszkała w domu swojego przyszłego męża. Wzięli ślub, na świecie pojawiła się córka. Młoda matka nie mogła liczyć na pomoc i wsparcie męża czy jego rodziny. W domu traktowano ją jak powietrze, nie miała prawa decydowania o niczym, nawet swoim dziecku. Miała tylko obowiązki i zakazy. Teściowa ciągle powtarzała, że zmarnowała jej synowi życie... Sasha też zaczął traktować ją źle, zdarzało się, że podniósł na nią rękę.
— Nie wiedziałam, co się dzieje, starałam się schodzić mężowi z oczu, jednak jego wrogość przybierała na sile — wspomina. — Początkowo były szturchnięcia, popchnięcia, ciągnięcie za włosy. Mąż początkowo po awanturze przepraszał, a ja nie widziałam w tych zachowaniach zagrożenia. Pewnego wieczoru jednak wpadł w furię, ponieważ nie mogłam uspokoić płaczącej córki, a on chciał odpocząć po pracy. Nie skończyło się na wyzwiskach i szarpaniu... Pobił mnie tak dotkliwie, że przez prawie dwa tygodnie leżałam w szpitalu. Nie odważyłam się jednak złożyć zeznań. Wróciłam do domu i przez kilka tygodni było dobrze.
Sielanka nie trwała długo. Potem akty przemocy były coraz bardziej brutalne. Bywało, że Olena w ciągu miesiąca była kilkakrotnie pobita. Wszystko działo się w domu, przy dziecku. W końcu teściowie Oleny kupili im dom.
— Myślałam, że może jak będziemy sami, to coś się zmieni. Niestety nic bardziej mylnego — tłumaczy. — Kiedy wspomniałam mężowi, że chciałabym iść do pracy, bo córka jest już duża, ma 5 lat, doszło do kolejnej awantury. Sasha oszalał, wyzywał mnie, bił i krzyczał, że pewnie innego chłopa chcę sobie poszukać. Kilka tygodni później okazało się, że jestem w drugiej ciąży. Mąż ucieszył się, że już do pracy nie pójdę, i zapowiedział, że liczy na syna. Urodziła się jednak córka. Mąż bardzo się zdenerwował i oczywiście mnie obwiniał, że to nie chłopiec...

Polska
Olena opiekowała się domem, córkami i wciąż wierzyła, że może w jej życiu coś się zmieni. O wojnie mówiło się dużo już wcześniej, jednak nikt nie wierzył, że wojska rosyjskie wkroczą do Ukrainy. Kiedy to się stało, nikt nie miał czasu na zastanawianie się, co zrobić. Wiele osób ukryło się w schronach, wiele kobiet z dziećmi zaczęło uciekać do Polski.
— Sasha przyjechał do domu i kazał nam się szybko spakować — opowiada Olena. — Dziewczynki do plecaków zabrały po kilka ubrań i jakieś swoje zabawki. Ja spakowałam dokumenty, kilka cieplejszych ubrań i buty. Przez cztery dni ukrywaliśmy się w schronie, piątego Sasha zawiózł nas w pobliże granicy. W Polsce miał na nas czekać jego kuzyn. Szliśmy pieszo kilka godzin, dziewczynki płakały, nie miały sił, ale dotarłyśmy. Wsiadłyśmy do busa i przyjechałyśmy do Ani i jej rodziny.
Olena nie znała ani słowa po polsku. Bała się nieznanego, nie wiedziała, jak się zachować w stosunku do ludzi, którzy ich przyjęli. Dość szybko jednak panie nauczyły się porozumiewać ze sobą, trochę gestami, trochę przez tłumacza. Dziś można już powiedzieć, że są dobrymi przyjaciółkami, a nawet siostrami — bo same tak o sobie mówią.
— Nie myślałam, że uciekając przed wojną, spotkam tak wspaniałych ludzi... Że w obcym kraju poczuję się szczęśliwa — przyznaje Olena. — Te dwa miesiące odmieniły moje życie. Ania i jej mąż przyjęli nas bardzo ciepło, pomagają i dają wsparcie. Kiedy pewnego wieczoru opowiedziałam im o swoim życiu, mieli łzy w oczach. Mój mąż dzwoni do mnie i każe mi wracać do Ukrainy. Ale ja chyba już nie chcę. Zobaczyłam, jak żyje normalna rodzina, jak ważne są uczucia i szacunek w małżeństwie. Ja nigdy nie zaznałam prawdziwej miłości, zawsze czułam się jak śmieć, chciałam być niewidzialna... Kiedy siadamy razem do stołu, aż łzy cisną mi się do oczu. Widzę spokój moich córek, tu są szczęśliwe. Chciałabym pójść do pracy, posłać dziewczynki do szkoły i zacząć żyć na nowo. Nie jest łatwo zapomnieć o przeszłości, ale muszę myśleć o przyszłości moich dzieci. Nie wiem co przyniesie los, wiem jednak, że już nie pozwolę się krzywdzić.

Joanna Karzyńska

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Dorota #3100453 29 maj 2022 21:06

    Następna alienatorka i alimenciara. Olenka, takich lasek mamy aż nadto swoich.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-5) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5