Wirujące piękno. Sport, taniec i sztuka w jednym [WYWIAD]

2020-10-19 07:58:02(ost. akt: 2020-10-19 09:23:02)

Autor zdjęcia: Malowanie Światłem/Tomasz Gas

ROZMOWA || "Rurka" potrafi przynieść ból. To wymagająca dyscyplina — mówi Agnieszka Wienskiewicz z Reszla. Jedna z najlepszych ekspertek od pole dance w naszym regionie przekonuje jednak, że to sport dla każdego. Nieważne czy jest się „kobietą z pazurem” czy „kurą domową”.
— Taniec na rurze kojarzy się z klubami ze striptizem. Ile w tym stereotypie prawdy?
— Tego typu poglądy przejawiają się zazwyczaj u osób, które nie mają bladego pojęcia o początkach tego przepięknego sportu. Mało kto wie, że pole dance wywodzi się z Mallakhamb. Jest to narodowy sport indyjski, w którym wykonuje się akrobacje wraz z elementami jogi, a wszystko na drewnianym palu. Nikomu tam jednak nie kojarzy się to dwuznacznie.

— Poza bywalcami klubów.
— To prawda. Można w nich zapewne wciąż spotkać dziewczyny na rurkach, ale chcę wyraźnie podkreślić: nie ma to nic wspólnego z tym, z czym wiąże się moja pasja. To dwa odmienne światy.

— Pole dance, mimo wszystko, to dość pojemne pojęcie.
— Owszem. Sam pole dance można podzielić m.in. na pole sport, pole art, para pole (sport dla osób niepełnosprawnych) oraz exotic pole (elementy, szczególnie floorworkowe, wykonywane w wysokich butach). Zajmuję się głównie pierwszym z nich.

— W Europie pole dance to bardziej sport, taniec czy sztuka?
— To oficjalnie zatwierdzona dyscyplina sportowa. Dlatego też gdy ktoś mnie pyta czy „tańczę” na rurce, poprawiam wówczas, że „ćwiczę”. Główną różnicą jest to, że taniec jest wyrażaniem siebie, a w sporcie obowiązują twarde zasady, których musimy się trzymać.

Wbrew pozorom nie przeszkadza to jednak w tym, by ten sport miał cechy dwóch pozostałych pojęć. Zwłaszcza pole art, który jest trudną, ale i piękną sztuką. Widziałam wiele zapierających dech w piersiach występów, które zapadły w mojej pamięci. Gdy sobie o nich przypominam, mam ciarki na rękach.

— Polski pole dance, wydaje mi się, jest bardziej „grzeczny” od tego na zachodzie. Prawda czy fałsz?
— W Polsce pole dance w znacznej mierze ocenia się jako gimnastykę akrobatyczną, artystyczną. Myślę, że świadomość społeczeństwa w tym temacie jest na wysokim poziomie. I wciąż rośnie. Duża w tym zasługa działającej bardzo prężnie Polskiej Społeczności Pole Sport oraz światowej organizacji IPSF.

Obrazek w tresci

— Za granicą coraz mniej dziwi już widok faceta na rurze. Jak jest z tym u nas?
— Znów podobnie jak z gimnastyką czy baletem, w których możemy znaleźć ćwiczących mężczyzn. Na mistrzostwach i różnego rodzaju zawodach mamy odrębne kategorie męskie, ewentualnie duety męsko-damskie. To sport jak każdy inny. Bez znaczenia czy w zachodniej czy wschodniej części świata.

— Jak zaczęła się Twoja przygoda z tym sportem?
— Od dziecka byłam wysportowana. Wiele lat grałam w piłkę ręczną, ale już wtedy ciągnęło mnie do tańca i gimnastyki. Trenowałam breaking, dancehall, chodziłam na siłownię. Zawsze czegoś mi jednak brakowało. Jakbym wymagała od życia czegoś więcej. Pewnego razu odezwała się do mnie instruktorka pole dance z propozycją współpracy. Prowadziłam wtedy własną działalność fitness. I… się zaczęło. Bardzo szybko przychodziła mi nauka poszczególnych figur i elementów, aż w końcu sama zostałam instruktorką i zawodniczką. A ta sama instruktorka, która mnie „wciągnęła” w ten świat, w tej chwili jest moją przyjaciółką i partnerką duetową w grupie zawodniczej.

— Szkolisz innych. Z czym Twoi podopieczni mają największy problem rozpoczynając drogę z pole dance?
— Z tymi samymi kwestiami, z którymi i ja miałam problemy. Stopniowo pokonuje się bariery wysokości, przesuwa próg bólu (związany np. z otarciami, bólem mięśni czy stawów). „Rurka” potrafi przynieść ból. Problem często stanowi też to, że ludziom brak świadomości tego jak ten sport jest wymagający. Ile wymaga czasu, by dany element wyglądał ładnie i „lekko”.

— A co z zawstydzeniem?
— Zdarza się w tym sporcie już naprawdę rzadko. Zawsze powtarzam, że odkryte miejscami ciało jest dla naszego bezpieczeństwa. Abyśmy najzwyczajniej nie „zjechały” z rurki. Osoba przychodząca na zajęcia nie ma nawet czasu rozglądać się na inne panie. Nie ocenia. Mam wrażenie, że każda czuje się swobodnie i nie ma w tym żadnego skrępowania.

— Trudno w to uwierzyć.
— Wiesz… Jeśli nawet gdzieś w głębi ktoś czuje się skrępowany, to stopniowo nabiera pewności siebie. Choćby poprzez wzmocnienie i mobilność ciała, które niesie ze sobą ten sport.

— Pole dance pozwala poczuć się bardziej kobieco?
— Pewnie tak. Choć trudno to jednoznacznie stwierdzić, gdy plecy i bicepsy rosną od tych ćwiczeń jak szalone (śmiech).

— Na sali częściej spotykasz „kobiety z pazurem” czy „kury domowe”?
— To zajęcie dla każdego. Nie tylko pod względem płci czy charakteru, ale i wieku. Na zawodach poznałam panią, która startowała w kategorii pole sport 40+. Trening rozpoczęła ledwie kilka lat wstecz. Była niesamowita. To pokazuje, że wystarczy samozaparcie, wytrwałość i konsekwencja w tym co się robi. Można wtedy osiągnąć naprawdę wiele.

— Zawodniczki często pytane są o wpływ tej dyscypliny na „relacje łóżkowe”?

— Chyba tak. I wydaje mi się, że właśnie te pytania są jednym z powodów, które sztucznie seksualizują ten sport. Nie wiem z czego to wynika, ale nikt takich pytań nie zadaje np. gimnastyczkom, tancerkom w balecie, piłkarzom itd. To sport jak każdy inny.

— Dużo osób zajmuje się nim na Warmii i Mazurach? Jak prezentujemy się poziomem na tle innych regionów Polski?
— Jest u nas niewiele szkół, ale poziom trzymamy naprawdę wysoko. W ubiegłym roku, w duecie z koleżanką, zdobyłyśmy wicemistrzostwo Polski. W moim otoczeniu jest jednak wiele osób, na których koncie widnieje przynajmniej kilka tytułów. I tu moja mała rada dla początkujących: upewnijcie się, że zapisujecie się do wykwalifikowanej kadry, która wciąż się szkoli. A przede wszystkim skupia się na technice oraz indywidualnym podejściu do każdej kursantki.

— Od jakiego wieku można się brać za pole dance?

— Im wcześniej, tym lepiej. Sama żałuję, że zaczęłam tak późno, bo „ledwie” ok. 5 lat temu. Może dziś byłabym mistrzynią świata (śmiech)? Na mistrzostwach pole sport i pole art dzieci trzymają bardzo wysoki poziom. Rodzice coraz częściej zapisują swe dzieci na nasze zajęcia. To chyba najlepszy dowód na to, że rośnie popularność tego sportu.

— Dla kogo zatem ów sport NIE jest?
— Jest niewskazany dla osób z chorobami kręgosłupa. I, rzecz jasna, dla kobiet w ciąży. To sport wymagający, trzeba o tym pamiętać. Najlepiej przed rozpoczęciem z nim swej przygody skonsultować się z lekarzem lub fizjoterapeutą.

— Stereotypy, choć dalekie od prawdy, potrafią dać w kość. Zdarzało się, że słyszałaś jakieś przykre komentarze w związku z „rurką”?
— Jeszcze nigdy nie dotarł do mnie żaden z takich komentarzy. A żyję przecież w małym miasteczku, w którym „wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą”.

Obrazek w tresci

— Pracujesz w szkole. Młodzi chłopcy miewają „oryginalne” żarty, cięty język. Poważnie ani razu?
— Poważnie. Zresztą, nie afiszuję się z tym podczas pracy w szkole. Część uczniów jest świadoma, że ćwiczę na drążku pionowym oraz startuję w zawodach. Nie widzą w tym podtekstów, bo przecież nie tańczę w klubie. Mało tego, na zajęcia przychodzą do mnie moje absolwentki lub mamy dzieci, które obecnie uczę.

— Umiesz wiele. Zapytam więc z drugiej strony. Co w swoim warsztacie chciałabyś jeszcze poprawić?
— Wciąż się rozwijam, jak każdy sportowiec mam wzloty i upadki. Dobre i mocne strony. Chciałabym być jeszcze bardziej mobilna, szczególnie w kręgosłupie. Niestety czasem wydaje mi się, że moja górna partia ciała jest jak… drewno (śmiech). Kolejną rzeczą, którą chciałabym poprawić, to mój „art” w układach. Płynność ruchu, estetykę, siłę, lepszą dynamikę. I multum innych rzeczy, nad którymi obecnie pracuję.

— Masz w tej dyscyplinie jakieś marzenie? Cel, do realizacji którego dążysz?
— Jest ich wiele. Najbliższy cel to zdobycie w następnym roku mistrzostwa Polski w kategorii pole sport. A marzenie? Przede wszystkim to, by zdrowie pozwoliło mi po nie sięgnąć.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5