Jesteś moją czekoladą i batonem

2017-08-04 12:00:00(ost. akt: 2017-08-07 11:19:30)
krzysztof iwańczyk

krzysztof iwańczyk

Autor zdjęcia: Władysław Katarzyński

Ludzie\\\ Czasami przemknie tędy szynobus, innym razem z hałasem przetoczy się towarowy. Ale Krzysztof Iwańczyk, który mieszka naprzeciwko stacji w Marcinkowie koło Olsztyna, nie zwraca już na to uwagi. Żyje w świecie swojej poezji i satyry.
Na progu domu małżeństwa Iwańczyków witają mnie hałaśliwie trzy psy. Są tu gdzieś jeszcze dwa koty, które ktoś kiedyś podrzucił, dodając jako wyprawkę plastikową miskę na kocią karmę.

Krzysztof Iwańczyk wyjmuje opasłą teczkę, w której przechowuje wycinki z gazet ze swoimi utworami, jakie od lat publikuje, w tym w "Gazecie Olsztyńskiej". Ostatni wiersz sprzed dwóch tygodni, w „Angorze”. Nie ukrywa, że po każdej takiej publikacji skacze mu adrenalina i co najmniej przez dwa tygodnie napędza do pisania.

— Pisać zacząłem dość późno, w wieku 21 lat, po Technikum Mechaniczno-Energetycznym, kiedy zmarła mi babcia — opowiada. — Dzisiaj, jeśli chodzi o wykształcenie, to bym starał się kontynuować naukę. Sam widzę, jak niekiedy brakuje mi słów. To bardzo zubaża moje utwory.

Śmieje się, że w prasie zaczęto go publikować, kiedy podjął pracę na kolei jako młotkowy. Zetknął się wtedy z branżowym pismem „Sygnały”. Zamieszało one dowcipy nadsyłane przez czytelników. Pisał o niedogodnościach podróżowania koleją, spóźniających się pociągach, o relacjach pomiędzy pasażerami a obsługą. Twierdzi, że spotykało się to z przychylnym przyjęciem. Na kolei przepracował 17 lat. Ale że płace nie były zbyt wysokie, zdecydował się wstąpić do policji. Potem była emerytura.

W wolnych chwilach pisze poezję i satyry, a inspiracją są przeważnie publikacje prasowe i własne spostrzeżenia. Pisze o ludziach i przypadkach, z jakimi mają do czynienia, o zwierzętach, czasami o przyrodzie. Jeden z wierszy, który wydrukowano w kąciku poetyckim, był poświęcony którejś tam rocznicy powstania "Gazety Olsztyńskiej".

— Początki były trudne, utwory mi odrzucano — wspomina. — Ale z czasem, kiedy nabrałem doświadczenia, zaczęto je publikować. I tak jest do dzisiaj, choć okazji do tego coraz mniej, bo na przykład poezja w prasie jest czymś drugorzędnym, a pism satyrycznych typu „Szpilki” już nie ma.

Na początku dostawał nawet honoraria. Raz przysłano mu nawet aż sto złotych. Potem płacić przestano. Jest człowiekiem starej daty i do dzisiaj pisze na starej maszynie „Consul”. Kiedy zaczął pracować w policji, używał nawet pseudonimu Consul, bo trochę się obawiał, jak jego pisaninę odbiorą przełożeni. Ale nie mieli nic przeciwko. Ba, nawet chwalili się, że mają takiego twórczego podwładnego.
Nie zagląda do internetu, woli prasę papierową. Jest wiernym czytelnikiem "Gazety Olsztyńskiej". Czyta ją codziennie. Co tydzień wypatruje, czy ukazał się może jego wiersz. Jeśli tak, to go wycina.

Zauważa negatywne zjawiska dotyczące dnia codziennego. To bywa również tematem. Kiedyś na przykład przeczytał, że gdzieś wyrzucono 20 tys. ton odpadów mięsnych i mimo interwencji okolicznych mieszkańców wciąż tam leżą. Napisał o bezduszności sprawców i urzędników, którzy nic nie zrobili w sprawie docierających skarg.

Czasem pisze również o polityce. Ale bez zbytniej złośliwości.
Od wielu lat marzył, żeby występować w kabarecie. Zdawał sobie sprawę, że nie ma osobowości scenicznej ani zbyt dobrej pamięci. Chciał namówić do założenia kabaretu najpierw żonę, potem dwóch szwagrów, ale wszyscy odmówili. Postanowił więc utworzyć kabaret jednoosobowy. Taki warmiński Jaś Fasola albo Edek.

W końcu przyszedł ten dzień, kiedy nadarzyła się okazja do występu. W Lidzbarku Warmińskim ogłoszono nabór do turnieju kabaretowego dla debiutantów — Lidzbarskie Starcia Kabaretowe Eleska. Wysłał scenariusz swojego programu, przyjęli. Mimo ogromnej tremy wystąpił i zdobył drugą nagrodę. Widownia nagrodziła go aplauzem.

— W programie miałem wiersze satyryczne i monologi. Jeden z nich był skierowany przez zagubionego człowieczka, ubogiego Edka, do jego skarpetki — mówi.
Ta skarpetka jest jego największym skarbem. — Nazwałem ten monolog "Skarb Edka" — dodaje.
Albo drugi, o gościu, który zgubił komórkę. Kup sobie na drugi raz smycz! — radzą, gdy ją znalazł. I on tę smycz kupuje, ale dla psa. I rodzą się potem z tego różne perypetie.

Raz napisał o plaży, na której leżą dziewczyny opalone na czekoladę. Pokazał to żonie, trochę się boczyła. „Ty jesteś moją najsmaczniejszą czekoladą! — powiedział. — A jaką? Batonem! No wiesz, to znaczy, że jestem gruba? Nie, jesteś jak tabliczka czekolady! — sprostował. Taka płaska? " I tak by ten dialog trwał bez końca, gdyby jakoś jej nie ugłaskał.

— Sukces w Lidzbarku bardzo mnie podbudował- — przyznaje. — Dlatego kilka razy skorzystałem z zaproszenia na konfrontacje kabaretowe „Oskar”, organizowane przez Miejski Ośrodek Kultury w Olsztynie.
Potem było wyróżnienie na przeglądzie kabaretowym „O laur don Kichota” w skansenie w Olsztynku. Niestety, niedługo potem dyrektor się zmienił i drugiego przeglądu już nie było.

— Ostatni raz wystąpiłem na festynie w Marcinkowie, gdzie również koncertował Walerian Ostrowski, który od jakiegoś czasu tu zamieszkał. Jesteśmy sąsiadami, obaj kochamy Warmię, jej przyrodę, ludzi — wylicza.
Pan Krzysztof ze smutkiem zauważa, że na takich jak on nie ma zapotrzebowania. Scenę kabaretową zdominowali zawodowcy. Nawet tutaj, w gminie Purda jakby nie wiedziano o jego istnieniu. Wysłał do GOK-u list z propozycją występu, ale odpowiedzi nie otrzymał.

Spogląda z zadumą na leżące w dole tory. Mógłby wsiąść do pociągu i z tego Marcinkowa odjechać na zawsze, ale tego nie zrobi. Wrósł w ten kawałek warmińskiej ziemi, zakorzenił, a poza tym ma rodzinę, dzieci, ładny dom, psy i koty. Dawno mu już nie przeszkadza łoskot pociągów, które przejeżdżają tuż obok jego posesji. Poza tym skutecznie zagłusza je „Consul”.
Kolejarz obstukuje koła wagonu. "Kto tam? " — słyszy nagle.
To jeden z dowcipów, jakie wygłasza na scenie człowiek kabaret.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5