Mariusz Sieniewicz o budżecie MOK w Olsztynie. Inflacja nie omija też kultury

2021-11-19 20:31:08(ost. akt: 2021-11-19 22:41:09)
Mariusz Sieniewicz

Mariusz Sieniewicz

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Mariusz Sieniewicz uderza w stół i czeka na reakcję. Wylicza, ile olsztynianin przeznacza na działalność MOK. Miesięcznie wychodzi 2,45 zł. To za mało, żeby kultura w Olsztynie była pełna kultury.
Co można kupić za 2,45 zł? Niewiele. Trudno za taką kwotę kupić nawet chleb. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, jesteśmy w stanie wydać znacznie więcej na przyjemności. Tylko nie na kulturę, bo tu zaciskamy pasa.

GUS wyliczył, że statystyczny Kowalski na przyjemności duchowe wydaje miesięcznie średnio 25 zł. Wydaje na siebie, jeśli tylko ma ochotę. Natomiast mieszkaniec Olsztyna wykłada miesięcznie na działalność Miejskiego Ośrodka Kultury 2,45 zł. Te pieniądze na konto instytucji wpływają z budżetu miasta. Czyli z naszych podatków. Jeśli pomnożymy tę kwotę przez wszystkich mieszkańców Olsztyna i przez 12 miesięcy, dowiemy się, że roczna dotacja miasta na MOK wynosi 5 mln zł. Tyle że te pieniądze w małej części przeznaczane są na działalność kulturalną. Większość tej kwoty pokrywa utrzymanie nieruchomości i płace. Biurokrację, łatanie dziur, zszywanie tego, co musi być zwarte i gotowe. Przyjemności dla ducha też są — z tego, co zostanie. Muszą kosztować ok. 900 tys. zł na cały rok.

Mariusz Sieniewicz, dyrektor MOK, ma tego świadomość już od kilku lat. Dlatego umieścił na swoim profilu dość wymowny wpis.

— Mroczna przyszłość żebraka, któremu przymierzają sznur, sprawdzając, czy olsztyńskiej kulturze do twarzy w pozie wisielca: ratuszowe wieści o amputowanym budżecie, oblig progresji pensji minimalnej, wzrost cen energii elektrycznej ze 100 do 150 tysięcy (betka), brak podestów scenicznych za kolejnych tysięcy 80, grożąca piorunem skrzynka w Amfiteatrze za tysięcy 90, nikczemne pensje ludzi kultury, które podpisuję co miesiąc, płonąc ze wstydu, gdy byle teczkowy głąb w polityce wyciąga dwa, trzy razy więcej — pisze Mariusz Sieniewicz na stronie „Konfesje i koncesje. Dyrektor MOK Olsztyn”. — I jeszcze zabezpieczenie siedmiu budynków, ich przeglądów, instalacji, wind i innych pierdół. Popytajcie inne miejskie instytucje — sala samobójców. Bawimy się w wieczne, mantryczne potakiwania z radnymi z komisji owej i tej: no tak, no tak, kultura jest bardzo ważna, podzielmy się niepokojem jak chlebem, nasza troską jest solą tego miasta. I jeszcze roszczenia samozwańczych "artystów" powiatowego salonu, którym się niby od MOK-u należy, bo to publiczna, czyli "do skasowania" instytucja. I te fochy Ferdków Kiepskich: jestem podatnikiem — baw mnie, ja wymagam, mnie się należy! Kultura większość pieniędzy oddaje na zewnątrz. Jesteśmy wdzięcznym dawcą naszych wątrób i serc. Wiem, co piszę — podpisuję faktury.

I dodaje: — Nie chcę już więcej słuchać, że MOK Olsztyn utrzymywany jest z pieniędzy podatników. Owszem, ale roszczenia są łaską pańską drobnomieszczanina, którego stać ledwie na Punto, a domaga się Mercedesa. To łatwo obliczyć. Każdy mieszkaniec Olsztyna łoży na MOK w skali miesiąca 2,45 zł (słownie: DWA ZŁOTE i CZTERDZIEŚCI PIĘĆ GROSZY). Autobusowy bilet jest droższy. Dla BWA, planetarium, Teatru Lalek, Miejskiej Biblioteki pewnie jeszcze mniej. Naprawdę? Browar kosztuje więcej w knajpie, więc chyba trafił się nam los wilków z Wall Street, a precyzyjniej: spod Żabki.


Skąd ten ponury ton dyrektora od kultury?


Pytamy Mariusza Sieniewicza: — Mam poczucie beznadziei i bezradności. Wszystkie nasze zobowiązania poszły w górę — płatności, media, ogrzewanie. 2,45 zł, które wyliczyłem, idzie na wszystko. Bo nasz budżet podzieliłem na liczbę mieszkańców. W skali roku wyszło 29 zł, a na miesiąc 2,45 zł właśnie — tłumaczy Mariusz Sieniewicz, dyrektor MOK. — Tym wpisem odpowiedziałem na głosy podatników, którzy zgłaszają roszczenia. Mówią, że MOK jest utrzymywany z ich pieniędzy. Ale to utrzymywanie, gdy spojrzy się na koszty, jest żałosne… Dlatego staram się zwrócić ludziom uwagę na tę sytuację. Żeby mieli większą świadomość. O kulturę trzeba dbać i warto starać, się żeby była finansowana — żeby zejść z syndromu lat 90., kiedy trzeba było zaciskać pasa i oszczędzać. Bez mówienia, że są ważniejsze sprawy. Ja już dobiegam pięćdziesiątki! Tę opowieść słyszę praktycznie przez całe życie i jednocześnie widzę, że społeczeństwo nam chamieje. Stajemy się coraz większymi ignorantami. Nie potrafimy budować żadnych relacji między sobą. Frustracja, ale i hejt wzrastają. To właśnie wynik tego, że olewa się te kwestie. Dlatego zbieramy żniwo.

I dodaje: — Gdy mowa o kulturze, wszyscy politycy są zgodni i mówią jednym głosem. I od lat są konsekwentni. A ja chciałbym podejść do tematu z innej strony. Chciałbym, żeby wytwarzać w ludziach potrzebę presji. Jest zupełnie inna energia i zaangażowanie, gdy ludziom na czymś zależy — na przykład na trzech metrach chodnika. Potrafią wtedy zorganizować nawet protesty uliczne. A gdy chodzi o sferę kultury i sztuki, takiej potrzeby presji nie ma. To przezroczysty temat paru frustratów, lekkoduchów i artystów. Ja widząc, co dzieje się dookoła, co dzieje się z nami, z ludźmi, widzę, że jest to paląca potrzeba.

Ratusz tego nie widzi?


W Radzie Miasta działa komisja kultury, która m.in. opiniuje wykorzystywanie kwot z budżetu na kulturę.

— Dyrektor Sieniewicz z jednej strony używa języka, który może wydawać się kontrowersyjny, a z drugiej strony znajduje się w niecodziennych okolicznościach. Musi realizować sporo za całkiem mało — komentuje Paweł Klonowski, radny i członek komisji kultury. — Działania dyrektora również uważane są za kontrowersyjne, ale według mnie robi on dobrą robotę. Chylę czoła za to, jak rok temu zorganizował jarmark świąteczny. Przypomnę, że miał mały budżet i obowiązywały nas obostrzenia. Na spotkaniach komisji kultury często rozmawiamy o tym, że trzeba odchodzić od gigantycznych inwestycji. Lepiej skupić się na tym, żeby w mieście dobrze się żyło. A kultura jest elementem życia.

I dodaje: — Z pustego i Salomon nie naleje. Ani Sieniewicz. Dlatego kultura potrzebuje większych środków. Muszą być też zabezpieczone flagowe olsztyńskie wydarzenia. Jeśli nie ma pieniędzy na jarmark, to co więcej można powiedzieć? Nie wydaje mi się, że w budżecie miasta znajdą się większe środki na kulturę. To wynika z tego, że mamy pewne zobowiązania inwestycyjne z poprzednich lat. Weszliśmy w projekt modernizacji Uranii i budowy torów tramwajowych. Decyzja została podjęta dwa lata temu i będzie odbijała się na budżecie miasta przez następne kilka lat. Ale nie też uważam, żeby nie można było znaleźć dodatkowych środków na kulturę. W ubiegłym roku udało się to zrobić. Zespół Profilaktyki i Terapii Uzależnień włączył się w finansowanie zadań kulturalnych i sportowych. Takiej współpracy trzeba szukać w przyszłości. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie znaleźli pieniędzy na Olsztyńskie Lato Artystyczne czy jarmark.

Paweł Klonowski uważa, że to, że brak jarmarku świątecznego w tym roku może być punktem zwrotnym w myśleniu o finansowaniu MOK-u.

— Jeśli notorycznie zmniejsza się środki na kulturę, to — okazuje się — pewnych imprez po prostu nie można zorganizować. Może dzięki temu komuś zapali się czerwona lampka. Brak jarmarku na pewno zrobi wrażenie. Nie będzie można tego nie zauważyć — podkreśla radny. — Dyrektora MOK rozumiem i popieram. Kontrowersyjnymi wpisami próbuje zwrócić uwagę na problem. Mam nadzieję, że to będzie punkt zwrotny. Na kulturze nie możemy oszczędzać.

A jaki budżet mają inne instytucje kulturalne w Olsztynie?


Olsztyński Teatr Lalek w 2021 roku dysponuje kwotą nieco ponad 3 mln zł dotacji podmiotowej. I jednym budynkiem. Statystyczny olsztyniak miesięcznie wykłada więc na sztukę dla dzieci ok. 1,5 zł.

— Czy kwota jest wystarczająca? W budżecie takiej wielkości brakuje środków na działalność merytoryczną, zaś przy planowanych podwyżkach na rok 2022 trudno na ten moment cokolwiek powiedzieć i zaplanować — komentuje Anna Ratkowska-Filipowicz, zastępczyni dyrektora Olsztyńskiego Teatru Lalek.

ADA ROMANOWSKA



Komentarze (7) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Zyzio Hyzio #3081689 19 lis 2021 21:30

    Ja, moja rodzina i znajomi płacimy wg sieniewicza tylko 2,45 miesięcznie na mok. Tyle że na ostatniej imprezie mok byłem ze 20 lat temu. To miasto dla mnie, miłośnika musicali, nie ma nic do zaoferowania. W warszawie działają z powodzeniem teatry prywatne, nie utrzymywane z podatków. Panie sieniewicz, trzeba zaproponować coś, co zarobi na siebie i na deficytowe imprezy a nie płakać w rękaw. 2,45? Tyle że z moją rodziną i znajomymi to jakieś 100 osób. 245 zł. Rocznie 2900. Od 20 lat to 58 tys. A ile osób nigdy nie wzięło udziału w imprezach moku? Płacimy wszyscy na niszowe imprezy dla nielicznych. A ilu z nas musi się zrzycić po te 2,45 na pana pensję? Do roboty a nie gwiazdorzenia.

    Ocena komentarza: warty uwagi (33) odpowiedz na ten komentarz

  2. Grzes #3081690 19 lis 2021 21:34

    Dostaje 5 milionów i co robi ??? Jakoś tego nie widać !!!

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

  3. Zyzio Hyzio #3081691 19 lis 2021 21:41

    2,45zł? 2% z 5 mln idzie na jednego sieniewicza. Wosp na całą administrację i koszty płaci mniej niż 5%, a tu na 1 dyrektora idzie 2%. 3500 olsztyniaków po 2,45 utrzymuje tylko dyrektora.

    Ocena komentarza: warty uwagi (22) odpowiedz na ten komentarz

  4. Zyzio Hyzio #3081694 19 lis 2021 21:44

    Panie sieniewicz, niech ratusz w oświadczeniu majątkowym zamaże pana adres, co za amatorka... rodo itp

    Ocena komentarza: warty uwagi (16) odpowiedz na ten komentarz

  5. _gość #3081701 20 lis 2021 07:13

    "Inteligent" jak ten z Rejsu - bardzo podobny. Ale kultury w mieście brak. Są jakieś smutne mini zajawki dla małej grupy smutnych "Inteligentów".

    Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (7)
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5