Matka córki z zespołem Downa: "Co się stanie z Anią, kiedy ja odejdę?"

2018-04-08 12:00:00(ost. akt: 2022-02-07 22:00:11)
— Kiedy Ania się urodziła, nie pomyślałam, że może być chora. Skośne oczy? Przecież tata miał podobną urodę, więc to zapewne po nim.

— Kiedy Ania się urodziła, nie pomyślałam, że może być chora. Skośne oczy? Przecież tata miał podobną urodę, więc to zapewne po nim.

Autor zdjęcia: Przemysław Getka

Nie zamieniłaby swojego życia na inne. Jest szczęśliwa, ale… modli się o to, żeby jej córka Ania zmarła przed nią. Bo Ania ma zespół Downa i dziś wcale nie jest wiecznym dzieckiem. Ma 42 lata i… jest starsza od swojej matki.
Kiedy Anna Sobota dowiedziała się, że jest w ciąży, była najszczęśliwsza na świecie. Wszystko przebiegało bez problemów. Miała 28 lat, więc to był najlepszy czas na dziecko.

— Kiedy Ania się urodziła, nie pomyślałam, że może być chora. Skośne oczy? Przecież tata miał podobną urodę, więc to zapewne po nim. Ania miała też czarne włosy, również po ojcu. Nie martwiłam się — opowiada Anna Sobota, która wychowuje córkę z zespołem Downa.


I nie powiedziała. Jedynie mężowi Anny, który miał jej wszystko wytłumaczyć. Był lekarzem, znał ją, więc spadło to na jego barki. Ale nie dał rady.

— Któregoś dnia mama wzięła to na siebie — wspomina pani Anna. — Zaczęła od tego, że jestem bardzo silna. Że dam radę ze wszystkim… I powiedziała. Niestety niefortunnie się złożyło, że dwie klatki dalej mieszkała serdeczna przyjaciółka mojej mamy, która miała syna z zespołem Downa. On jednak miał tę najgorszą postać — był bardzo upośledzony. Marek przeżył 52 lata, ale życie bardzo go męczyło. Pierwszej nocy, kiedy dowiedziałam się o schorzeniu Ani, nigdy nie zapomnę. Stałam cały czas przy łóżeczku i w kółko myślałam: „to będzie drugi Marek… Ania nie będzie chodziła, mówiła… Będzie siedziała w miejscu i kiwała się do końca życia.” Jako że jestem wierząca, liczyłam na jakiś cud. Że wszystko będzie inaczej. I w sumie stało się inaczej, bo podczas kolejnej wizyty u lekarza dowiedziałam się, że z Anią nie jest tak źle. Że poza zespołem Downa nie ma schorzeń towarzyszących.

Pani Ania zaczęła nowe życie. Do dziś jest wdzięczna swojej mamie, która bardzo jej pomagała. Przeszłą na emeryturę i opiekowała się wnuczką.


Najczęściej pokazuje się maluchy, ale zapomina się dopowiedzieć, że one rosną i się starzeją. I, nawet jeśli są dorosłe, cały czas potrzebują opieki. A wcale lepiej nie jest.

I ja to widzę… Z dnia na dzień coraz bardziej. Tak samo mówiła matka Marka. Modliła się, żeby odszedł przed nią. Zachorował na raka. Bardzo się męczył… Po pogrzebie przytuliłam ją i powiedziałam: to już pani jest spokojna. Przytaknęła. Zmarła dwa lata później.

Gdy Ania chodziła do przedszkola, nie było problemu. Życie toczyło się normalnie.
— W przedszkolu miała cudowną wychowawczynię, panią Polę. Gdy był Dzień Matki czy Dzień Babci, pani Pola zawsze wkręcała ją do zabawy. Występowała! — cieszy się Anna Sobota. — Bo Ania była ciepła, radosna, a nigdy agresywna. Dlatego gdy miała trzy lata, zdecydowałam się na drugie dziecko. Po latach też na trzecie. Ogromnie się bałam i chciałam zrobić na badania. Niestety nie było takiej możliwości. Gdybym się zgodziła, płód mógłby obumrzeć. Machnęłam więc ręką: co będzie, to będzie. Chciałam żyć normalnie. I myślałam o przyjaciółce mamy. Ona miała tylko Marka. Całkowicie mu się poświęciła. Nie chodziła nawet ze sobą do lekarza, bo on był najważniejszy.

— Gdy się urodziłem, Ania miała trzy lata — dodaje Marcin Sobota, brat Ani. — Gdy dorastałem, świetnie się dogadywaliśmy. Kiedy poszedłem do trzeciej klasy podstawówki, zauważyłem różnicę między nami. Do tego czasu byliśmy na tym samym poziomie intelektualnym. Później było trudniej się porozumieć. Ania długo myślała, a ja byłem szybki. Dziś na przykład, kiedy mama musi wyjechać albo chce odpocząć, biorę Anię do siebie na noc. Ale nie mogę jej tego powiedzieć kilka dni wcześniej, bo wtedy zrobi wszystko, żeby nie pojechać. Muszę wziąć ją z zaskoczenia. Zanim Ania przeanalizuje sytuację, już jest u mnie w domu.
Ania chodziła do szkoły do osiemnastki. Później trzeba było szukać dla niej zajęcia.

Nauczyła się szyć na maszynie. Haftowała przepięknie. Podziwiałam ją za to, bo ja nie miałabym cierpliwości, żeby dziergać igiełką. A ona dawała radę. Chociaż ona nauczyła mnie cierpliwości. I wytrwałości.
Pięć lat temu jednak Ania przestała chodzić na warsztaty, bo przestały jej służyć.
— Przychodzili tam ludzie z różnymi schorzeniami — tłumaczy pani Anna. — Można powiedzieć, że mówili do siebie w innym języku. A Ania jest bardzo wrażliwa. Zaczęła tak przeklinać, że aż w pięty nam szło. Niektóre osoby były agresywne, inne niechętne, jeszcze inne krzykliwe. Ktoś miał padaczkę, ktoś depresję. Zaczęły się problemy z pamięcią u Ani. W tej chwili na przykład nie wyszłaby z domu. Zresztą i ja bałabym się, że nie trafi z powrotem.

MImo że wracała busem albo z nami, pogarszało jej się. Zaczęło zmieniać się jej zachowanie i szukaliśmy przyczyny. Chodziliśmy do lekarzy, nikt nie był w stanie im pomóc. Jedna lekarka powiedziała nam ważną rzecz: osoby z zespołem Downa były badane do czterdziestego roku życia. Później nie było takiej potrzeby. Bo przecież większość takich osób ma problemy z sercem, z układem krwionośnym i wcześnie umierają. Ania, poza chorą tarczycą, nie ma żadnych problemów.
— Ale gdy zaczęły się problemy z pamięcią, szukałam przyczyny — opowiada pani Anna. — Lekarze nie byli wstanie pomóc, odmawiali. Wystarczyło, że powiedziałam, że Ania ma zespół Downa.

— Aż rok szukaliśmy lekarza. Ani psychologowie nie chcieli się nią zająć, ani psychiatrzy — podkreśla pan Marcin. — Żaden z nich nie miał punktu odniesienia. Ale dopisało nam szczęście. Młoda psychiatra postanowiła spróbować. My z kolei zauważyliśmy u Ani oznaki demencji starczej. Na przykład prosiliśmy ją, żeby przyniosła kilka rzeczy z kuchni. Gdy już w niej była, zapominała po co przyszła.


Albo gdy zabieram ją do koleżanek, bo czasami wychodzę na kawę, Ania cały czas martwi się, czy „będzie tu spała”. Nie mogę na spokojnie porozmawiać, bo Ania cały czas się dopytuje. W domu maluje w zeszytach, więc jest trochę spokoju. Ale potrafi na przykład pomalować fotel i potem twierdzi, że tak już było, że to nie ona. Kiedyś potrafiła zadbać sama o higienę, teraz albo muszę jej przypominać, albo w ogóle jej pomagać.


W latach 80. XX wieku osoby z zespołem Downa dożywały średnio zaledwie 25 lat. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Dzięki rozwojowi medycyny i praktyk w zakresie terapii, długość życia chorego znacznie się wydłużyła.

Dziś średnia długość życia takich osób wydłużyła się do 49 lat. Spotyka się jednak coraz więcej przypadków dożywania takich osób pięćdziesiątki, a nawet sześdziesiątki.

— Podejrzewam, że w Olsztynie żyje kilka starszych osób z zespołem Downa. Możemy ich jednak policzyć na palcach jednej ręki. Zapewne jest ich więcej — zauważa Anna Sobota. — Chętnie poznałabym rodziców. Żeby wymieniać się doświadczeniem. Żeby się wspierać. Razem jest zawsze łatwiej.
ar

Komentarze (23) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. pwo #2480225 | 88.156.*.* 8 kwi 2018 12:30

    Jak kto gdzie, do kościoła,albo na Nowogrodzką do siedziby Pisu oni jako wielcy obrońcy życia przyjmą pani córkę z otwartymi ramionami

    Ocena komentarza: warty uwagi (19) odpowiedz na ten komentarz

  2. Teresa #2480227 | 213.76.*.* 8 kwi 2018 12:31

    Proszę się nie martwić, zwolennicy obrony życia od poczęcia będą na wyścigi dążyć do przysposobienia pani córki, przecież oni są za

    Ocena komentarza: warty uwagi (21) odpowiedz na ten komentarz

  3. ja #2480246 | 94.254.*.* 8 kwi 2018 13:11

    ten artykuł niech przeczytają ci obrońcy za życiem ten zna sprawę kto to doświadczył jak to boli matkę patrzeć na cierpienie dziecka

    Ocena komentarza: warty uwagi (32) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

    1. Trzeba mieć wielką siłe miłości #2480281 | 5.172.*.* 8 kwi 2018 14:32

      i wielka determinację .Doprawdy podziwiam Panią ,ze tak daje rade.

      Ocena komentarza: warty uwagi (14) odpowiedz na ten komentarz

    2. M. #2480291 | 176.221.*.* 8 kwi 2018 14:59

      Podziwiam poświęcenie Pani jako matki oraz babci dziecka jak również braci chorej córki. Mąż i jego rodzina nie wytrzymali, jak zresztą najczęściej bywa. Skutek taki, że rodzina się rozpadła i synowie stracili ojca a Pani męża. Faktycznie, bezmyślnie i nawet entuzjastyczne obarczanie kobiet chorymi dziećmi jest po prostu nieludzkie. A mowa tutaj o stosunkowo łagodnej formie choroby Downa...

      Ocena komentarza: warty uwagi (21) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (23)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5