Młot, kieliszek i... Arsenal

2025-04-12 21:56:43(ost. akt: 2025-04-12 22:00:01)
Declan Rice zdobywa pierwszego gola dla Arsenalu

Declan Rice zdobywa pierwszego gola dla Arsenalu

Autor zdjęcia: PAP/EPA

Nie wszystkie małżeństwa lekkoatletów mają takie spektakularne finały jak to mistrza olimpijskiego w rzucie młotem z mistrzynią Polski w sprincie. Asysta policji i spóźniona o lata jednoosobowa podróż poślubna do izby wytrzeźwień w wielkopolskim mieście słynącym z fabryki mebli zapisała się może nie tyle, na szczęście, w historii polskiego sportu, co raczej w historii naszej... polityki. Ów bowiem specjalista od młota był przez jedną kadencję posłem na Sejm RP z ugrupowania, które dzisiaj jest główną partią rządzącą. Był gwiazdą jednej kadencji. Nie złożył żadnego pakietu ustaw o sporcie, tylko skoncentrował się na obrażaniu politycznych przeciwników. To było trochę mało dla wyborców, którzy już raptem po czterech latach powiedzieli mu „wystarczy”. Przeszedł do annałów również jako ten, który mocno publicznie narzekał na jakość pokojów w hotelu sejmowym(!). Ja w nim lata temu też mieszkałem i nie przyszło mi do głowy wybrzydzać; byłoby to nawet nieeleganckie wobec wyborców.

W ówczesnym pośle (wtedy opozycji, obecnie to opcja rządząca) było mało zapału do pracy poselskiej, za to dużo żółci. Cóż, widocznie topił ją w alkoholu. Do dziś nie wiem, czemu atakował ludzi angażujących się w sport, choć mających „wadę”, że byli z innej opcji politycznej niż ów młociarz parlamentarzysta. Atakował i mnie, choć jako poseł (nie mówię o wcześniejszym okresie) nie zrobił dla polskiego sportu jednej tysięcznej tego, co ja – przynajmniej jeśli chodzi o pozyskiwanie pieniędzy dla poszczególnych dyscyplin, klubów czy reprezentacji.

Przejdźmy do przyjemniejszych rzeczy. Tak to jest, że w sporcie zawsze jestem za Dawidem, a nie za Goliatem. Tak samo w piłkarskiej Lidze Mistrzów. Cieszę się więc, że klub z miasta, w którym się urodziłem, czyli Londynu stłukł na kwaśne jabłko wiecznie pysznych i wiecznie przemądrzałych Galacticos. Radość ma tym większa, że stało się to przy niemałym udziale reprezentanta Polski Jakuba Kiwiora, co zresztą podkreślał trener Arteta.

Poza zasadą wspierania w sportowej rywalizacji teoretycznie słabszego mam jeszcze inną: dopinguję zwykle kluby i reprezentacje, które grają przeciwko Niemcom (oczywiście poza wyjątkami, gdy w niemieckich klubach grają Polacy, bo wtedy rzecz jasna jestem za nimi). Wyznaję to dziś szczerze, bez owijania w bawełnę. Dlatego też cieszyłem się ze zwycięstwa Interu Mediolan (choć w mieście La Scali wolę AC Milan) nad Bayernem Monachium, i to w stolicy Bawarii. Byłem zresztą kontent z tego także jeszcze z jednego powodu. U mediolańczyków zagrał bowiem inny nasz reprezentant, Nicola Zalewski, choć na boisku był krócej i odegrał mniejsza rolę w wiktorii niż Kiwior w Arsenalu. Skądinąd Zalewskiemu przenosiny z AS Romy na północ Italii dobrze zrobiły.

Bo ja nieodmiennie trzymam kciuki za Biało-Czerwonych, gdziekolwiek nie grają, rzucają, skaczą, biegają czy pływają. Ta zasada jest święta.

Ryszard Czarnecki

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B