Od zaginionych byków po festiwale filmowe: Jan Borodziuk i jego podniebna pasja

2024-09-25 19:00:00(ost. akt: 2024-09-25 09:12:24)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Przygoda Jana Borodziuka z dronami zaczęła się 17 lat temu. Dziś pracuje przy filmach fabularnych, reklamach telewizyjnych, a jego praca zawiodła go na czerwony dywan Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W naszej rozmowie opowiada o swojej drodze do zostania profesjonalnym operatorem dronów.
— Jak narodziła się Pana pasja do fotografii lotniczej?
— Moja pasja do fotografii lotniczej zaczęła się nie od klasycznej fotografii, lecz od zainteresowania modelami zdalnie sterowanymi. Fascynowały mnie samochody i samoloty sterowane na odległość, co naturalnie doprowadziło mnie do świata dronów. Początkowo były to proste urządzenia z zamontowanymi aparatami, a później do dronów zaczęto dołączać bardziej zaawansowane kamery, takie jak GoPro, co znacznie poprawiło jakość zdjęć. Z czasem, na rynek weszły drony z wbudowanymi kamerami wysokiej jakości, co sprawiło, że fotografia lotnicza stała się dla mnie prawdziwą pasją. Wszystko to miało miejsce około 17 lat temu i od tamtej pory ta fascynacja tylko się rozwija.

— Na początku robił Pan to hobbistycznie, kiedy pasja zaczęła przeradzać się w zawód?
— Pracowałem zawodowo jako szef działu kontroli jakości w filmie meblarskiej BRW na ul. Żeromskiego w Nidzicy. W tamtym okresie zaczęły się pojawiać moje pierwsze zlecenia komercyjne, głównie od firm z Warszawy i Trójmiasta. W tamtych czasach, by zrobić zdjęcia lotnicze lub nagrania wideo, konieczne było wynajęcie śmigłowca lub budowanie kosztownych rusztowań. Pojawienie się bezzałogowych statków powietrznych (BSP) zrewolucjonizowało branżę, umożliwiając tańszą produkcję tego rodzaju materiałów. Rynek dronów nie był wtedy jeszcze nasycony, co sprawiało, że była to branża niszowa. Choć teraz rozwija się dynamicznie, wówczas BSP stanowiły nowość. Do dziś otrzymuję zlecenia z Warszawy i Trójmiasta, mimo dużej konkurencji. Samo latanie dronem jest stosunkowo proste, ale potrzebne jest oko do szczegółów oraz doświadczenie. Miałem propozycje pracy na stałe w Warszawie, ale wówczas nadal pracowałem zawodowo w BRW, a fotografię traktowałem jako dodatkową działalność.

— Kiedy podjął Pan decyzję o założeniu własnej firmy?
— Pod koniec mojej pracy w BRW, kiedy już wiedzieliśmy, że zakład ma zostać zamknięty, otrzymałem propozycję przeniesienia do innego zakładu BRW w Iławie. Po namyśle jednak stwierdziłem, że nie jest to dla mnie opłacalne – wczesne wstawanie, późne powroty i jednoczesne prowadzenie komercyjnych projektów związanych z nagraniami lotniczymi nie szły w parze. W międzyczasie musiałem zająć się leczeniem biodra, co dało mi czas na regenerację. Po zakończeniu leczenia, zdecydowałem się spróbować otworzyć własną firmę. Uprawnienia robiłem w firmie, której współwłaścicielem był detektyw Krzysztof Rutkowski. Dzięki temu przy różnych sprawach Krzysztof Rutkowski korzystał z mojej pomocy. Dowiedziałem się z prasy o możliwości uzyskania dotacji na rozpoczęcie działalności. Złożyłem wniosek o dotację na kwotę 80 tys. zł, choć finalnie otrzymałem 63 tys. zł. Zainwestowałem w kamerę stacjonarną, statyw i mikrofony – sprzęt, którego wcześniej nie używałem, bo wszystko co latało, miałem już w swojej flocie. Aktualnie posiadam sześć dronów. Zawsze, kiedy jadę na plan filmowy, mam ze sobą zapasowy dron, bo zdarzyło mi się już kilka razy rozbić sprzęt. W trudnych ujęciach ryzyko uszkodzenia jest realne, dlatego mój sprzęt jest ubezpieczony, co pozwala na tanią wymianę i daje pewność podczas pracy. Ważne jest, aby mieć dron w zapasie, bo kiedy na planie filmowym czeka 40-70 osób na jedno ujęcie, nie można sobie pozwolić na przerwy.

— Jakie usługi oferuje Pana firma?
— Od szukania byków po poważne produkcje filmowe. Dwa lata temu dostałem nietypowe zlecenie od rolnika z gminy Janowo, który poprosił o pomoc w odnalezieniu 11 byków, które uciekły. Udało mi się odnaleźć dziewięć z nich dzięki dronowi. Z drugiej strony, najdroższą i najdłuższą produkcją, w której brałem udział, była reklama podpasek Bella. Zdjęcia odbywały się na greckiej wyspie Skopelos, gdzie spędziliśmy pięć dni, w tym trzy intensywne dni nagrań. Końcowy efekt? Zaledwie 30 sekund reklamy, co pokazuje, jak wymagająca potrafi być ta branża.
Na początku realizowałem zdjęcia korporacyjne, potem doszły eventy i zlecenia dla biur nieruchomości. To był początek współpracy z trzema strategicznymi klientami, dla których do dziś produkuję filmy fabularne oraz reklamy telewizyjne. Ważnym momentem w mojej karierze było zakwalifikowanie filmu „Jedna dusza” Łukasza Karwowskiego na Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, gdzie odpowiadałem za zdjęcia lotnicze. W tym roku wracam na festiwal z kolejną produkcją – filmem „Dwie siostry”. Pracowałem też przy niskobudżetowym filmie „Prawda”, opowiadającym o mężu zdradzającym żonę – produkcja ta była kręcona dwa lata temu a obecnie jest w montażu. Moja praca przy reklamach telewizyjnych dla Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych pozwoliła mi podróżować do różnych krajów, w tym Włoch, Grecji i Portugalii.

— Najtrudniejsze zlecenie?
— Praca nad filmem „Dwie siostry”. Zdjęcia były kręcone zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie, a szczególnie wymagającym momentem była realizacja ujęć w Ukrainie podczas trwających działań wojennych. Część nagrań odbywała się w okolicach Charkowa, gdzie z uwagi na ograniczenia wojenne nie mogłem używać drona. Aby uzyskać kilka kluczowych ujęć, współpracowaliśmy z wojskiem, które przejęło rolę operatorów w niektórych scenach. Dodatkowo, realizacja zdjęć przy przejściu granicznym Zosin-Uściług również napotkała trudności, ale ostatecznie udało nam się zakończyć projekt zgodnie z planem.

— Lata pan jeszcze dla przyjemności? Czy są jakieś miejsca, które wyjątkowo pan lubi?
— Tak, wciąż latam dla przyjemności na terenie powiatu nidzickiego, choć mam teraz mniej czasu. Najczęściej fotografuję nieruchomości, obecnie przygotowuję katalog dla ZSO. Lubię także uwieczniać ciekawe wydarzenia w Nidzicy, kiedy coś się dzieje. Nidzica jest dla mnie takim poligonem doświadczalnym, gdzie mogę doskonalić swoje umiejętności i dokumentować rozwój miasta, szczególnie kiedy buduje się coś nowego.
Moje ulubione miejsca to przede wszystkim Mazury i ziemia nidzicka – jeziora Kownatki, Szkotowo, Omulew, Brzeźno Łyńskie oraz Tęczowe Łowisko. Zachody słońca w Kownatkach czy wschody w Omulewie to coś, co mnie zawsze inspiruje. Często zatrzymuję się tam, robię pauzę i chętnie dzielę się tymi widokami.


— Praca z dronem wymaga szczególnych pozwoleń?
— Tak, praca z dronami wymaga szczególnych pozwoleń i przestrzegania określonych przepisów. Aby legalnie operować dronem w przestrzeni powietrznej, zwłaszcza w strefach kontrolowanych, takich jak w pobliżu lotnisk, operator musi posiadać odpowiednie uprawnienia i certyfikaty. W zależności od wielkości i wagi drona, oraz od tego, czy loty są komercyjne czy rekreacyjne, wymagania mogą się różnić.
Każdy dron musi być wyposażony w numer identyfikacyjny, a jego loty muszą być zgłaszane przez aplikacje takie jak DroneTower. Dodatkowo, wiele stref lotów wymaga wcześniejszego zgłoszenia lub zezwolenia, zwłaszcza w obszarach o zwiększonej kontroli, jak w miastach z dużymi lotniskami. W przeciwnym razie, niezgłoszone loty mogą prowadzić do kolizji z innymi statkami powietrznymi, co może nieść poważne konsekwencje. Jest specjalna strona internetowa CoTuLata.pl, na której można sprawdzić, czy dany dron lata legalnie.

— Patrząc z perspektywy czasu - nie żałuje pan decyzji o rozpoczęciu własnej działalności?
— Żałuję tylko jednego: że nie otworzyłem firmy wcześniej. Praca z dronami to fascynujące doświadczenie, które pozwala na odkrywanie nowych miejsc i zdobywanie unikalnych perspektyw. Gdyby nie ta praca, pewnie nigdy nie miałbym okazji odwiedzić tylu krajów, miejscowości i hoteli, jakie zobaczyłem dzięki zleceniom. Zwiedziłem praktycznie całą Europę. Obecnie przygotowuję się do pracy nad kolejnym filmem, tym razem w Anglii. Jednym z najbardziej niezwykłych momentów była dla mnie możliwość uczestniczenia w 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni z filmem „Jedna Dusza”, a w tym roku będę uczestniczył w 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych z filmem „Dwie Siostry”. Takie chwile, które kiedyś wydawały się nierealne, stały się rzeczywistością dzięki mojej pracy.

Zuzanna Leszczyńska




2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5