W górach Cagan-Daban

2014-11-25 22:36:57 (ost. akt: 2014-11-25 22:40:58)
W górach Cagan-Daban

Autor zdjęcia: AM

Wpłynęła kolejna wpłata na organizację spotkania bożonarodzeniowego dla Polonii w Ułan Ude (z Zespołu Szkół w Olecku - Siejnik). W sumie na koncie jest 4353,20 zł.

Sobota, 15 listopada 2014 r.
Mróz nadal trzyma. Kiedy o godz. 9.45 wychodziłem do gimnazjum było -25°C. Teraz wieczorem jest -14°C.
Najmłodszym moim uczniem jest 3-letnia Ewa. I wcale nie muszę poświęcać jej najwięcej czasu. Jest bardzo zdyscyplinowana, nie boi się mnie, potrafi powiedzieć, jaki jest polski orzeł i flaga, że ptaki są piękne i fruwają. Po zajęciach odbyła się kolejna próba przedstawienia „Złota kaczka”, która już naprawdę nabrała rumieńców. Aktorzy w ciekawy sposób wcielają się w postaci z legendy. Grają pewniej i z większą wyobraźnią. W poniedziałek będziemy mieli rekwizyty.

Zaraz zabiorę się za tłumaczenie z języka rosyjskiego na język polski bajki Anny Winogradowej (członka organizacji Autonomii Polaków „Nadzieja” w Ułan Ude) „Kamień szczęścia”. Zajmie mi to kilkanaście dni, ponieważ będę tłumaczyć w wolnych chwilach. Książka zawiera 72 strony. Ukazała się w czerwcu 2014 r. w nakładzie 1600 egzemplarzy.
Szkoda, że do tej pory nie napisałem własnej książki. A bardzo bym chciał, jednak na wszystko mam mało czasu, jestem wiecznie zabiegany i robię tysiące rzeczy na raz. Nie potrafię racjonalnie odpoczywać, tak zwyczajnie, w spokoju. Zawsze mnie dokądś gna, coś nowego fascynuje i urzeka. Ja nawet nie mam czasu na sen.
Jutro wybieram się w góry.

Niedziela, 16 listopada 2014 r.
Rano, kiedy wychodziłem do kościoła temperatura powietrza wynosiła -20°C, w dzień było już tylko -12°C i ostry, ale suchy mróz - taki lubię (mróz jest dobry na zdrowie).

Siostra Bernadetta przedstawiła sprawozdanie z pobytu na IV Ogólnorosyjskim Katolickim Kongresie Misyjnym, który odbył się w dniach od 7 do 9 listopada 2014 r. w Sankt Petersburgu. Zgromadził on przedstawicieli wszystkich katolickich diecezji Rosji. Ewangelizacja w tak specyficznych warunkach jak np. Syberia nie jest łatwa, ponieważ parafianie i parafie są od siebie oddalone o setki kilometrów.

Dzisiejsza piękna pogoda, a praktycznie taka jest zawsze zachęciła mnie do wędrówki po górach Cagan-Daban. Są one na wyciągnięcie ręki, tuż za kościołem, tak jak dwa pozostałe pasma górskie (za rzekami Udą i Selengą). Towarzyszyło mi słońce i jego fantastyczne promienie, które łowiłem pomiędzy drzewami. Fotografowałem blask słońca rzucony na las i góry. Urzekło mnie ono niesamowicie – te żywe świetliste smużki, przenikające powietrze. Tyle radości w tych promieniach widziałem, tyle szczęścia mi one dały. Zachwycałem się każdą gałązką, każdym źdźbłem trawy otulonym drobinami szronu. W dodatku zmętnienie powietrza (typowe zjawisko na Syberii podczas mrozów) dodawało uroku. I te żleby (wklęsłe formy rynnowe ukształtowania terenu górskiego), i ten dzięcioł duży, i te drzewa, i ten śnieg. Znów zawiał wiatr i porwał moje myśli o tym, by życie przeżyć jak najpiękniej, mądrze i rozważnie.

W drodze powrotnej zrobiłem dość duże zakupy w supermarkecie „Absolut” za 989 rubli (71 zł). Kupiłem m.in. małe, nawet słodkie chińskie mandarynki i kapustę kwaszoną, ale zupełnie inną niż ta, do której jestem przyzwyczajony. Miejscowa nie ma zupełnie kwasowości, smakuje jak świeża kapusta (jest poszatkowana i „sztywna”). Oprócz marchwi jest w niej papryka i są świeże duże grzyby. Nigdy tak nie jadłem.

Pół godziny czekałem w kolejce do bani, nie było wolnych miejsc. Pani w kasie uprzedziła mnie, że trzeba będzie czekać. Zapytałem grzecznie siedzących w zamyśleniu panów – „Kto krajnij?” (kto ostatni) i po chwili też tak jak oni, rozmyślałem. W końcu głos łaziebnego – „Sliedujuszczij, pożałujsta” wyrwał mnie z letargu i wszedłem, bo była moja kolej. Tym razem przypadła mi szafa z numerem 33, ostatni raz miałem nr 13. Dzisiaj myli się praktycznie sami Buriaci. Jeden z nich, zawsze się znajdzie jakiś uprzejmy i uczynny, wychłostał mnie „wienikiem” brzozowym tak, że zapomniałem jak się nazywam. Gdybym mógł zapłakać, zapłakałbym. Brzuch i plecy miałem całe czerwone (a propos brzucha – wcale tak nie wystaje, jak ostatnio się nad sobą użalałem) i od razu zanurzyłem się w beczce z lodowatą wodą. Oczywiście łaziebny był w swoim żywiole i nie obeszło się bez: „Zachodim, szto ja skazał, bystrjeje, zachodim”. Jednak nie postarał się o właściwą temperaturę w „pariłce”, zimno w niej było, tylko 97°C.

Po drodze do domu zaszedłem do sklepu „Siem+ja” i kupiłem wodę irkucką (po takiej chłoście, którą dostałem, a nie zasłużyłem bardzo chciało mi się pić). Przy kasie wiszą duże zdjęcia osób, które „zapomniały” zapłacić za zakupy w tym sklepie.

Jutro pójdę do fryzjera i aż się boję, że będzie mnie strzygła ta sama pani, co poprzednio i na czole zostawi mi bujną „grzywę”, którą stepowy wiatr będzie miotał na wszystkie strony.

Lubię to jutro, co za chwilę się wydarzy, lubię to, że potrafiłem się odważyć – napisałem kiedyś wiersz, który tak się rozpoczyna, więc … może mnie strzyc nawet ona. A niech tam!

Poniedziałek, 17 listopada 2014 r.
Wpłynęła kolejna wpłata na organizację spotkania bożonarodzeniowego dla Polonii w Ułan Ude (z Zespołu Szkół w Babkach Oleckich).
Nie miałem czasu, żeby pójść do fryzjera. Zrobię to jutro, albo w środę. Nie wychodziłem z domu. Zajęcia, zajęcia, zajęcia …, próba, tłumaczenie, próba, próba, tłumaczenie. W grupie dla zaawansowanych (dorośli) wszyscy się zgodzili z tematem zajęć – „Pieniądze to nie wszystko”. Uczniowie wyrażali pewność i niepewność w różnych sytuacjach oraz rozwiązywali quiz „Wiem wszystko” – i wszystko wiedzieli!

Mama Saszy przyniosła piękną dekorację do „Złotej kaczki” – panoramę warszawskiej ulicy (format 2 x 3 m), zegar i okno. Wszystko wykonała samodzielnie. Do Tomska jednak nie jadę, do Irkucka też nie. Szkoda mi zajęć, które z powodu mojego wyjazdy by się nie odbyły. W środę z uczniami do Tomska pojedzie pani Olga, a w piątek do Irkucka pan Walenty.

Zacząłem już przygotowania do spotkania andrzejkowego dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Wojtek Jegliński z Olecka i Ania Kielar z Częstochowy pomogli mi w doborze wróżb i zabaw.

Znam już imiona i nazwiska wszystkich swoich uczniów, ich „otcziestwa” niestety nie pamiętam. W środę na zajęcia przyjdzie po raz pierwszy nowy uczeń. Zapisał go dzisiaj tata.
Za oknem -14°C.

Wtorek, 18 listopada 2014 r.
Wpłynęła kolejna wpłata na organizację spotkania bożonarodzeniowego dla Polonii w Ułan Ude (z Zespołu Szkół w Olecku - Siejnik). W sumie na koncie jest 4353,20 zł.

Dasza, Marina i Galina dobrze wymawiają polskie słowa i ich deklamacja nabiera już ciekawego wydźwięku. W piątek pojadą na konkurs recytatorski do Irkucka. Widzę, że tak jak ja, przeżywają swój występ.

Po godz. 21. miałem trochę wolnego czasu i poświeciłem go lekturze języka buriackiego – języka Buriatów. Należy on do północno-wschodniej grupy języków mongolskich (pismo cyrylica, wcześniej do 1931 r. posługiwano się pismem staromongolskim, a od 1931 do 1938 r. alfabetem łacińskim). Wyróżnia się w nim wiele dialektów, które tworzą trzy grupy: wschodnią, zachodnią i selengińską. Współczesny język buriacki powstał na podstawie dialektu chorińskiego.
Dzień dobry – Sajn bajna
Do widzenia – Bajartaj
Dziękuję – Hajn daa
Przepraszam – Namajje chylisyt
Jak masz na imię? – Ta chen gezhe nereteebta?
Ile masz lat? – Ta chedyteebta?
Jestem z Polski – Bi Polshohoob
Wrócę tutaj – Bi nasha heergee busachab
Jezioro Bajkał – Bajgal nuur
Co to jest? – Ene juunbe?
Kto to jest? – Ene chen be?
Tak – Zaj
Nie – Ygy
Trzy – Gurban
Pszczoła - Zugy
Kocham cię – Bi shamda duratajb

Zaciekawiła mnie też bajka buriacka „Jak pies szukał przyjaciela”.
Bardzo dawno temu opowiadano: W lesie samotnie mieszkał pies. Pewnego dnia postanowił, że poszuka przyjaciela. Chciał, żeby jego towarzysz był najsilniejszy na świecie i nikogo się nie bał. Myślał pies i myślał, i wymyślił, że najsilniejszy ze wszystkich na świecie jest wilk.

Poszedł więc do niego i powiedział:
- Wilku będę z tobą mieszkać, zostańmy przyjaciółmi.
- Dobrze – odpowiedział wilk.
Odtąd wilk i pies żyli w przyjaźni. Któregoś dnia pies usłyszał w lesie szelest i zaczął szczekać.
- Nie szczekaj – powiedział wilk – bo przyjdzie niedźwiedź i nas zje.
„Tak, pomyślał pies – widocznie najsilniejszy na świecie jest niedźwiedź, jeżeli wilk się go boi”.
Opuścił pies wilka i poszedł w lesie szukać niedźwiedzia.
Znalazł go i zapytał:
- Niedźwiedziu, czy możemy razem mieszkać? Będziemy przyjaciółmi?
- Tak, tak – odpowiedział niedźwiedź.
Pewnego dnia pies znowu usłyszał dziwny hałas w lesie. Zaczął głośno szczekać. Niedźwiedź przestraszył się.
- Zamilcz, nie szczekaj, bo twoje szczekanie usłyszy lew i przyjdzie do nas, żeby nas zjeść.
„Jeżeli niedźwiedź się boi lwa to znaczy, że niedźwiedź też nie jest najsilniejszy na świecie. – Na pewno lew jest od niego silniejszy”.
I poszedł pies szukać lwa, a gdy go w lesie znalazł zadał mu te same pytania co wilkowi i niedźwiedziowi, a gdy usłyszał – „Tak, będziemy przyjaciółmi” – razem z nim zamieszkał.
Po niedługim czasie zaniepokojony szmerem w lesie znów zaczął szczekać.
- Nie szczekaj, bo przyjdzie człowiek ze strasznym żelaznym kijem w rękach i zabije, i ciebie, i mnie.
„Widocznie, także lew nie jest najsilniejszy na świecie – pomyślał pies. Człowiek jest najsilniejszy!”
Pobiegł pies do człowieka i został z nim. Wieczorem usłyszał hałas i zaczął szczekać. Człowiek rzekł mu:
- Szczekaj, szczekaj, mój piesku, głośno!
Pies zrozumiał, że to człowiek jest najsilniejszy na świecie, że to człowiek nie boi się nikogo.
I tak pies znalazł przyjaciela.
Kupiłem kiełbasę krakowską. Nazwa polska, ale tylko nazwa, bo ani w smaku, ani z wyglądu jej nie przypomina. Jest niesmaczna. Nadaje się tylko do smażenia.
Za trzy-cztery dni temperatura powietrza w nocy obniży się do -30°C. W dzień było 12 stopni mrozu, ale nawet w rękawicach palce miałem zimne, a szyję wciśniętą w kurtkę i wyglądałem jak pelikan - wszystko przez ten wiatr.

Środa, 19 listopada 2014 r.
Byłem u fryzjera. Strzygła mnie inna pani, nie ta, która zostawiła na czole końską grzywę. Teraz wyglądam przyzwoicie. Było szybko, sprawnie i fachowo – tak lubię. Zapłaciłem tyle samo, co za pierwszym razem, czyli 150 rubli (tylko 10 zł, bo kurs spada).
Dzisiaj na zajęcia ponownie przyszedł Stefan. Wieczorem zadzwoniła do mnie jego mama i powiedziała, że Stefan chce przychodzić na zajęcia codziennie, ponieważ tak bardzo podoba się mu język polski. Żałuje, że wcześniej nie wysyłała go do Domu Polskiego, bo nie wiedziała, że są w nim organizowane takie lekcje.

Czwartek, 20 listopada 2014 r.
Wczoraj wieczorem moi uczniowie wyjechali pociągiem do Tomska na festiwal teatralny.
Doba mi się rozregulowała. Kładę się spać około drugiej w nocy, wstaję o ósmej, jem kiedy popadnie i na wszystko mam mało czasu.
Jeden z uczniów już od miesiąca ziewa na każdych zajęciach, nie z powodu braku ich atrakcyjności, lecz z niedospania – sam się do tego przyznaje. W grupie średnio zaawansowanej (dorośli) robiliśmy zakupy w sklepie, ale nie w dużym supermarkecie, tylko w małym sklepiku, gdzie o towar trzeba poprosić sprzedawcę. Zajęcia były bardzo pracowite, a materiał urozmaicony i bogaty: dialogi sytuacyjne, nazwy miar i ilości, dopełniacz liczby mnogiej w określeniu ilości jako forma dopełnienia bliższego po czasownikach zaprzeczonych.
Ania Kielar z Częstochowy otrzymała dzisiaj wizę i przyleci do Ułan Ude na święta Bożego Narodzenia. Bardzo się cieszę. Przyjazd na Syberię będzie dla niej wyzwaniem i czymś bardzo pięknym, bo w okresie zimowym. Zobaczy urzekający Bajkał, tajgę, okoliczne góry i Góry Jabłonowe (wybieramy się tam), Buriację, dacany; doświadczy grudniowych i styczniowych mrozów; powita Nowy Rok w syberyjsko-azjatyckiej głuszy (muszę coś wymyślić); pozna moich uczniów i zobaczy jak prowadzę zajęcia (liczę na wskazówki i rady).
W niedzielę planuję wyjazd do Zaigrajewa – 65 kilometrów na wschód od Ułan Ude. Chcę pobyć nad rzeką Brianką (oczywiście zamarzniętą), w Górach Chudanskich i w tajdze.

Piątek, 21 listopada 2014 r.
Wpłynęła kolejna wpłata na organizację spotkania bożonarodzeniowego dla Polonii w Ułan Ude (z Przedszkola z Oddziałami Integracyjnymi w Olecku). W sumie na koncie jest 4823,85 zł.

Pani Swietłana przyniosła mi kapustę kiszoną – jest bardzo dobra, a pani Albina buraki. Przed południem przyszła pani bibliotekarka i razem z nią oraz panią Swietą wypiliśmy herbatę.
Pani Olga dziwi się, że piję dużo kawy. Nie wiem czy dużo, tylko 3 filiżanki dziennie, co prawda wsypuję do nich po trzy czubate łyżeczki zmielonych ziaren. Każdy napój i każda potrawa musi mieć dla mnie wyrazisty, ale nie ostry smak, wtedy uznaję je za dobre.
Po godzinie 21. byłem na dworcu kolejowym. Odprowadzałem osoby jadące na konkurs recytatorski do Irkucka. Oczywiście jeszcze je „przepytałem” i przypomniałem jak się mają poruszać na scenie, i jak deklamować. I tak oto na dworcu w Ułan Ude o godz. 21.30 przy kasach biletowych rozległy się piękne polskie utwory: „A kto ciebie, ty wierzbino wychował?” i „Kukułeczka” Marii Konopnickiej, „Obłoki” Czesława Miłosza, „Talerz” Jana Brzechwy oraz „Między nami nic nie było” i „Sonet” Adama Asnyka.

Pociąg do Irkucka odjeżdżał o godzinie 17.25, a na zegarze w holu była godz. 21.50. Nie, opóźnienia nie było. Na rozkładach jazdy pociągów i na biletach kolejowych ukazywany jest zawsze czas moskiewski – dla niezorientowanych może to być niemiła niespodzianka i prawdziwe zaskoczenie.
Do domu wróciłem o godz. 22.30 (po raz pierwszy tak późno; nie lubię chodzić po zmroku, nie żebym się bał, ale tak już mam) i znowu wyglądałem jak pelikan (przy -18°C). Tym razem wąsy mi zamarzły. To wszystko przez ten wiatr.

Andrzej Malinowski

Andrzeja Malinowski
z Judzik koło Olecka to znany podróżnik, który tym razem wyruszył do Buriacji (Federacja Rosyjska), aby wspomagać działalność polonijną, uczyć języka polskiego, historii i geografii Polski oraz podtrzymywać wśród miejscowych Polaków poczucie tożsamości z ojczyzną przodków.



Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: Buriacja