Aby koń był silny, należy go karmić, aby człowiek był silny, należy go uczyć

2014-10-27 02:00:00 (ost. akt: 2014-10-27 23:51:07)
Aby koń był silny, należy go karmić, aby człowiek był silny, należy go uczyć

Autor zdjęcia: AM

Buriaci przed wejściem do domu czy mieszkania obowiązkowo zdejmują buty. Goście też. Tradycja zdejmowania butów jest tutaj jak najbardziej żywa i funkcjonalna.

Poniedziałek, 20 października 2014 r.
Na schodach przed gimnazjum ślisko. O mały włos i bym się przewrócił. W dzień było -9°C, ale nie odczuwało się tak bardzo mrozu, dlatego że nie było wiatru.

W mikrofalówce, podczas podgrzewania kurczaka pojawiały się niebieskie języki ognia. Bacznie je obserwowałem. Nic jednak złego się nie wydarzyło. Kurczak był zdecydowanie smaczniejszy niż wczoraj. Koreańska marchew jest ostra w smaku, ale też smaczna. Tylko miejscowa cebula niezbyt dobra – brak w niej soczystości. Kończy mi się oblepicha.

Zadzwoniła pani Nina z Tomska i stwierdziła, że nie wyobraża sobie, żebym nie przyjechał w listopadzie na teatralny festiwal polonijny. Powiedziała, że to m.in. ze względu na mnie jest on organizowany, chcą mnie tam ponownie zobaczyć (po 12 latach) i pobyć ze mną chociaż przez te kilka dni. Chcą też, żebym przeprowadził dla uczniów warsztaty.

Nie wiem czy do tego czasu otrzymam z powrotem paszport (bez niego nie mogę kupić biletu kolejowego, ani podróżować po Syberii), bo 20 dni przed upływem terminu ważności wizy pracowniczej muszę go dostarczyć wraz z innymi dokumentami do urzędu migracyjnego w celu jej przedłużenia.

Wtorek, 21 października 2014 r.

Wczoraj po południu doszedł do Warszawy list polecony (z planami dydaktycznymi), który wysłałem 2 października.
W dzień temperatura utrzymywała się w granicach -9°C (z samego rana było -16°).

Pani Ludmiła i pani Swieta „zagadały” mnie i mało brakowało, a spóźniłbym się na zajęcia w Domu Przyjaźni. W komputerze pani Swietłany nie działa skype i jest problem z dostępem do internetu. Umówiłem się z nią na czwartek. Skorzysta z mojego komputera i porozmawia ze swoim bratankiem mieszkającym w Polsce.

Z panią Adelą rozmawialiśmy na temat naczyń kuchennych. Opowiadała, jak w dzieciństwie przyglądała się pracom w kuchni swojej mamy. W ich domu były tylko dwa garnki, w których gotowano, smażono i pieczono – służyły do wszystkiego. Słuchaliśmy piosenek Marka Grechuty i Dżemu (Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi ... Idź własną drogą, bo w tym cały sens istnienia …).

Bardzo często podczas zajęć zapoznaję uczniów ze skarbnicą polskich powiedzeń i przysłów. Wykorzystując swój pobyt w Buriacji, zainteresowałem się również przysłowiami buriackimi, trafnie wyrażającymi mądrość swojego narodu.

- Jeżeli chcesz mieć dużo mleka, karm krowę już w zimie; jeżeli chcesz dużo wiedzieć, ucz się już od dzieciństwa.
- Aby koń był silny, należy go karmić, aby człowiek był silny, należy go uczyć.
- Dobry koń ma wielu gospodarzy, dobry człowiek ma wielu przyjaciół.
- Człowieka, który stracił krewnych, nawet na wodzie może zniszczyć ogień.
- Drzewo mające korzenie pokryje się liśćmi, człowiek mający dzieci podniesie się z upadku.
- Gdy zaszczeka duży pies, szczeka i mały.
- Dobrym można się stać z własnej woli, pięknym – tylko z urodzenia.
- To, o czym słyszymy tysiąc razy, dobrze jest zobaczyć choćby jeden raz.
- Plotkarza własny język zgubi.
- Tłusta zupa nie paruje, rozumny człowiek nie złości się.
- Lepiej nie znać się wcale, niż zaprzyjaźniwszy się rozstawać.

Środa, 22 października 2014 r.
Jestem zadowolony z pani Asi. Bardzo się stara i szybko uczy. W jednej z grup zapoznawaliśmy się z polskimi imionami. Przy okazji dowiedziałem się, że ojciec Bajaschalana (Buriat) ma na imię Czyngis. To dość popularne imię (oznaczające morze lub niebo), ponieważ Buriaci to naród mongolski. Według legendy, twórca potęgi Mongołów Czyngis-chan urodził się z grudką krwi w ręce, co miało zapowiadać jego przyszłe podboje. W imieniu tym jest siła, potęga i moc. I chyba każdy, kto je nosi wyróżnia się takimi przymiotami.

Dzisiaj chciałem zjeść coś buriackiego, ale nie miałem czasu, żeby iść do jadłodajni. Poszedłem więc do sklepu i kupiłem buuzy. Są to „woreczki” z ciasta, wypełnione farszem wieprzowym, wieprzowo-wołowym lub baranim. Przypominają pierogi. Gotuje się je na parze kipiącego tłuszczu w wielkim zamkniętym garnku i je rękami. Ja niestety ugotowałem w tradycyjny sposób i jadłem widelcem. W środku „woreczka” samoistnie wytwarza się bulion.

W Ułan Ude są nawet jadłodajnie specjalizujące się w tym daniu. Mięso jest mocno przyprawiane. Buuzy jadłem z pomidorem, czerwoną i zieloną bardzo ostrą papryką. Tak mnie piekło i parzyło, że momentalnie wypiłem prawie litr mineralnej wody bajkalskiej. Za 900 g opakowanie buuzy zapłaciłem 169 rubli (13,70 zł). Na sklepowej półce pięknie wyglądały i pachniały lepioszki, więc musiałem jedną z nich kupić (19,60 rubli – 1,60 zł).

Rosjanie i Buriaci przed wejściem do domu czy mieszkania obowiązkowo zdejmują buty. Goście też. Tradycja zdejmowania butów jest tutaj jak najbardziej żywa i funkcjonalna.

Andrzej Malinowski (notatka nr 24)

Andrzeja Malinowski
z Judzik koło Olecka to znany podróżnik, który tym razem wyruszył do Buriacji (Federacja Rosyjska), aby wspomagać działalność polonijną, uczyć języka polskiego, historii i geografii Polski oraz podtrzymywać wśród miejscowych Polaków poczucie tożsamości z ojczyzną przodków.

Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: Buriacja