W bani można zobaczyć wrota piekieł

2014-10-13 14:31:14 (ost. akt: 2014-10-13 14:34:55)
W bani można zobaczyć wrota piekieł

Autor zdjęcia: AM

W „pariłce” zniewalająca temperatura 103ºC, ale się nie ugotowałem. Jeden z życzliwych Buriatów pożyczył mi „wienik”, a drugi wychłostał swoim aż do czerwoności. Myślałem, ze umrę od tego wszystkiego. W „pariłce” zapełnionej po brzegi nie ma czym oddychać, a kiedy jeszcze ktoś poleje wrzątkiem po kamieniach, wtedy można zobaczyć wrota piekieł.

Sobota, 11 października 2014 r.
Wpłynęła kolejna wpłata (z Ełku) na organizację spotkania Bożonarodzeniowego dla Polonii w Ułan Ude.

Podczas dzisiejszych zajęć skupialiśmy naszą uwagę na przysłówkach i opisie dnia. Przygotowałem zagadki, krótkie teksty i ćwiczenia gramatyczno-ortograficzne. Małe dzieci nauczyłem pląsu „Tańczymy labada małego walczyka … Teraz uszka …”. Dzieci poznały nazwy części twarzy w języku polskim i je rysowały. Liczyliśmy także do sześciu.

Popołudniowe „czajepicie” było sympatyczne.

Byłem w kościele na mszy o godz. 18. Wyjątkowo dzisiaj, ponieważ jutro chcę pojechać do Gusinooziorska i zobaczyć jezioro Gęsie, 111 km od Ułan Ude. Oczywiście jeżeli nie zmienię planów i wcześniej wstanę. Pierwszy autobus mam o godz. 7.15. Na dzisiejszej mszy było 8 osób, łącznie z księdzem i 3. siostrami. Nie ominął mnie różaniec. Do domu wróciłem tramwajem.

Pogoda nieciekawa. Słońce i chmury na zmianę, wiatr ze śniegiem i lekki mróz.

Niedziela, 12 października 2014 r.
Wstałem o godz. 6. i przed 7. byłem na dworcu autobusowym. Dobrze, że miałem ze sobą czapkę i rękawice, ponieważ było - 12ºC. Pomimo słonecznego dnia utrzymywał się dwu-trzystopniowy mróz. Busy do Gusinooziorska odjeżdżają co pół godziny, ale pierwszy kurs był opóźniony o 45 minut ze względu na małą liczbę pasażerów. W końcu pojechało nas ośmioro. Opłata za przejazd w jedną stronę kosztuje 180 rubli (14,60 zł). Kiedy chciałem zapiąć pas, w ręce została mi tylko metalowa klamra. Zrezygnowałem więc z bezpiecznej jazdy. Odległość 111 km pokonaliśmy w ciągu 1 godziny i 20 minut (droga A165). Za oknem prześliczne widoki. Góry, przycupnięte wsie i osady, step, buddyjskie świątynie, suburgany (stupy).

Mijane niewielkie jeziora pokrywała cienka warstwa lodu. W wyższych partiach gór już od dawna zalega śnieg, więc krajobrazy bajeczne.
Celem mojej wyprawy było Jezioro Gęsie – drugi największy pod względem powierzchni po Bajkale zbiornik wodny w Buriacji. Najprościej można się do niego dostać z miejscowości Gusinooziorsk, która dosłownie nad nim leży (na północno-wschodnim brzegu). Trzeba się tylko trochę zapuścić na obrzeża. Gusinooziorsk jest dużym osiedlem typu miejskiego, zamieszkałym przez 25 tysięcy osób. Stanowi centrum rejonu selengijskiego (100 km na południe jest już Mongolia). W 1939 r. zaczęto tutaj wydobywać węgiel brunatny, stąd wszędzie widoczne zwałowiska. Kopalnia funkcjonowała do roku 1995, tak jak i fabryki tekstyliów czy aparatów radiowych. Z tamtego okresu pozostała tylko elektrownia wodna, która do dzisiaj zanieczyszcza wody jeziora i to bardzo.

Jezioro Gęsie (po buriacku Chułyn-nur, co dosłownie znaczy nogi-jezioro, czyli płytkie; rosyjska nazwa od dużej liczebności gęsi na wyspie Osieriedysz; dzisiaj wyspy już nie ma – znajduje się pod wodą, gęsi także nie ma) położone jest w Kotlinie Gusinoozierskiej pomiędzy górami Chamar-Dabar i Monostoj. Jezioro tektoniczne, słodkowodne, o długości 24 km, głębokości do 28 m, szerokości od 5 do 8,5 km i powierzchni 164,7 km2. Wysokość lustra 551 m n.p.m. Brzegi jeziora bezleśne, stepowe, łatwo dostępne. Dno ilaste pokryte roślinnością wodną. Występuje w nim m.in. sum amurski, rotan i rębak.

Przez trzy godziny obserwowałem życie jeziora. W ciszy, bo nawet odgłosy z osady właściwie do mnie nie dochodziły, no może szczekanie psów trochę tę ciszę mąciło. Zauroczyło mnie to miejsce! Jaka piękna jest Syberia!

W drodze powrotnej wszystkie miejsca w busie były zajęte. Nad siedzeniami wisiała kartka z informacją o konieczności zapinania pasów bezpieczeństwa, i że to pasażer, a nie kierowca ponosi odpowiedzialność za ich zapięcie. W razie czego kara 500 rubli. Oczywiście nikt się do tego nie dostosował, ja też nie, bo się nie chciałem wychylać. Ale skutek naszego lenistwa i braku odpowiedzialności za siebie i innych był opłakany.

Kierowca jechał jak szalony, chociaż nie wyglądał na takiego. A na zakrętach zamiast zwalniać przyspieszał. Wszystkich pasażerów podrzucało aż do sufitu. Myślałem, że wypadną wszystkie moje zęby. W tych trudnych warunkach cały czas podziwiałem step i góry. Są jak magnes - wymarzone, wyśnione tereny do pieszych wędrówek! Będę tutaj ich częstym gościem. Na dodatek pasące się krowy i owce. Praktycznie chodzą tak przez cały rok – jedzą suchą trawę (zimą wygrzebują ją spod śniegu).

Do Ułan Ude dojechałem poobijany. Na kilka minut zaszedłem nad Selengę. Zatrzymałem się także na placu Sowietów, gdzie zachęcano do wstępowania do armii zawodowej. Pokazy sprzętu wojskowego, ćwiczeń, występy żołnierzy, tańce, koncerty zespołów i solistów przyciągnęły wielu mieszkańców miasta. Niesamowity patriotyzm. Wykonywane piosenki nawiązywały nawet do roku 1918. Nie obyło się też bez pokazu potęgi Czyngis-chana (na szczęście w piosence).

Wieczorem byłem w bani i wygrzałem swoje stare kości, a później wymoczyłem je w lodowatej wodzie, zanurzając się co piętnaście minut w beczce. W „pariłce” zniewalająca temperatura 103ºC, ale się nie ugotowałem. Jeden z życzliwych Buriatów pożyczył mi „wienik”, a drugi wychłostał swoim aż do czerwoności. Myślałem, ze umrę od tego wszystkiego. W „pariłce” zapełnionej po brzegi nie ma czym oddychać, a kiedy jeszcze ktoś poleje wrzątkiem po kamieniach, wtedy można zobaczyć wrota piekieł. Dzisiaj głównym tematem w bani była Ukraina. Wypowiedzi raczej ostrożne.

Na kolację jadłem słoninę i chleb z miodem. Uczta wyśmienita.
Po tak świetnym dniu, wypoczęty i zrelaksowany rozpocznę jutro kolejny sześciodniowy tydzień wytężonej i miłej pracy.

Mój list wysłany do Warszawy 2 października dopiero dzisiaj został poddany kontroli celnej w Moskwie i przesłany dalej.

Andrzej Malinowski (notatka nr 21)

Andrzeja Malinowski
z Judzik koło Olecka to znany podróżnik, który tym razem wyruszył do Buriacji (Federacja Rosyjska), aby wspomagać działalność polonijną, uczyć języka polskiego, historii i geografii Polski oraz podtrzymywać wśród miejscowych Polaków poczucie tożsamości z ojczyzną przodków.



Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: Buriacja