Powiadom moją rodzinę, że już nie wrócę

2014-09-16 22:02:34 (ost. akt: 2014-09-16 23:31:25)
Powiadom moją rodzinę, że już nie wrócę

— W nocy, jak wszystkie samochody chodziły, wszyscy byli pewni, że szykują się, żeby nas wywieźć i rozstrzelać. Mówiliśmy między sobą: może ty zostaniesz, a mnie zabiorą — powiadom moją rodzinę, że już nie wrócę — wspomina Antoni Fiedorowicz zesłany do Rosji podczas II wojny światowej. On wrócił, wielu się nie udało, pierwsi zesłani do Ostaszkowa spoczęli tam na zawsze… ale z polską dumą w sercu.

Antoni Fiedorowicz, zesłaniec, urodził się 12 czerwca w 1926 r. w Okółku w powiecie suwalskim. Od lat mieszka w miejscowości Jagiele koło Gołdapi, gdzie ma swoje piękne gospodarstwo. Choć lata zesłania odcisnęły na nim swoje piętno, nie traci hartu ducha i z błyskiem w oku opowiada historię o ludzkim nieszczęściu, bólu i upokorzeniu, żeby przestrzec tych, którym nie dane było zakosztować w kolorze wojny — kolorze krwi.

— Wszyscy znajomi byliśmy w partyzantce, byłem w wywiadzie w AK jako goniec. Ganiałem wtedy z polskim mauzerem i granatami, przebrany za Niemca, z lasu w Gruszkach wysyłali mnie do Gib na górę, z której było widać szosę z Sejn i Augustowa. Z tej góry wypatrywałem nadchodzących wojsk, miałem dać sygnał swoim — rzucić granat, jeśliby szli Niemcy. W AK służyłem półtora roku.

Zesłany 11 listopada 1944 roku

— Tak się złożyło, że zostaliśmy wtedy zwolnieni do domu. 11 listopada 1944 r. Przyjechali samochodem, trzech ruskich, zabrali mnie i ojca, Stanisława. Ja miałem wtedy 17 lat, ojciec — nie pamiętam. Na początku zabrali nas do Suwałk, trzymali w małej piwnicy. Było nas dwudziestu. Można było się udusić... Smród, brak wentylacji... ale to był dopiero początek — wspomina Antoni Fiedorowicz. — Po trzech dniach w piwnicy wywieźli nas do Białegostoku, tam ogolili na łyso i po tygodniu powieźli do Ostaszkowa. Po sześćdziesięciu ludzi w wagonie, wszyscy ściśnięci obok siebie jak sardynki. Żadnych pryczy, gołe deski... Rozdali nam po kawałku słoniny, trochę suchego chleba. Bez wody. Wieźli nas tak siedem dni! Dotarliśmy do Ostaszkowa. Jedyna różnica między wagonami transportowymi a barakami, do których nas przydzielono, była taka, że tu podłoga była z gliny, a na środku stał piec, gdzieś około dwóch metrów średnicy. Czasami dopuszczali do niego nas — młodzików. Paliliśmy w nim wykopanym torfem. Pamiętam jak dziś — wtedy było ciepło!

Bić, nie bili,
ale baliśmy się i tak

— Pierwsza zima była naprawdę zimna — mówi Pan Anotni. — Baraków było pięć, w nich trzech generałów, 222 oficerów sztabowych, a reszta, to my i kobiety. Bić nie bili, ale baliśmy się i tak, nasi czasami rozmawiali z Rosjanami, niektórzy z naszych im usługiwali. Tak żyliśmy w Ostaszkowie przez prawie dziewięć miesięcy, z duszą na ramieniu, jedząc mamałygę, kapustę, czasem małe rybki w zupie i raz na jakiś czas po pięćdziesiąt gram chleba. Jak się go ścisnęło, był jak gąbka. Gotowałem też obierki z ziemniaków. Po Ostaszkowie przetransportowali nas do Riazania. Tam nas rozdzielili, w tym mnie i ojca. Podzieli nas na trzy grupy wdg. stopnia wojskowego, ojciec — kapral, podoficer z I wojny światowej trafił gdzieś na Kaukaz. Ja trafiłem do Morowicz pod estońską granicą. Wreszcie po tej trzyletniej tułaczce trafiliśmy do Brześcia, z Brześcia pociągiem do Buga i tam już przejęli nas nasi. Przeszliśmy Bug i byliśmy już ze swoimi. Jeszcze pociągiem do Białej Podlaskiej i wróciłem do domu w Jagłach (pol. Jagiele), gdzie w domu czekała matka.

Nagrody za gospodarstwo,
czworo wspaniałych dzieci

— Ojcu też udało się wrócić trafił do domu, miesiąc po moim powrocie. Tutaj, w Jagłach, poznałem żonę Anielę, jej brat miał tu gospodarstwo. Ona sama pochodziła z Pawłówki i trafiła na roboty do Niemiec zanim jeszcze trafiła do Jagieł. W 1948 r. wzięliśmy ślub, założyliśmy tu nasze gospodarstwo. Dostawaliśmy za nie nawet nagrody z gminy! Brakuje mi żony, zmarła dwa lata temu, miała 83 lata. Zesłanie i na mnie odcisnęło swoje piętno, nie mogę już chodzić, ręce po latach w zimnie powykręcane, ale duch nadal młody. Mam czworo wspaniałych dzieci. Antoni urodził się w 1949 roku, potem Henryk w 1950 r., dalej Teresa i Mirosława. Wieku córek nie podam, to przecież kobiety!

Zobacz: kresy.wm.pl

Mariusz Dubin
m.dubin@gazetaolsztynska.pl

Czy jest ktoś, kto nie słyszał o Westerplatte? Chyba nie. A ilu z nas słyszało coś o żołnierzach pułku Korpusu Ochrony Pogranicza "Podole"?. Pewnie niewielu. A ci żołnierze bili się nie mniej dzielnie z czerwonoarmistami, jak żołnierze majora Sucharskiego z Wehrmachtem. - Przewaga Sowietów bardzo duża, bijemy się uporczywie i będę starał się jak najdłużej moje kierunki osłaniać - meldował 17 września 1939 roku Marceli Kotarba, dowódca pułku.


17 września 1939 roku Odziały Armii Czerwonej zaatakowały Polskę. Polskie dowództwo zakazało stawiania oporu Armii Czerwonej, w przypadku innym niż natarcie wroga lub próba rozbrojenia. Do wielu jednostek ten rozkaz jednak nie dotarł, inne zaatakowane broniły się. W czasie walk z Sowietami zginęło około 3 tysięcy żołnierzy. Ostatnie boje polscy żołnierze stoczyli z Sowietami pod koniec września 1939 roku.

Ten atak ze wschodu załamał możliwość prowadzenia skutecznej walki obronnej przeciwko Niemcom. Gorsze były jednak późniejsze następstwa. Jeszcze we wrześniu 1939 Sowieci rozstrzelali około 2,5 tysiąca polskich jeńców. Potem był Katyń
i wywózki na Syberię, które objęły kilkaset tysięcy osób.

Ostatnim akordem sowieckiego terroru były tzw. masakry więzienne w czerwcu-lipcu 1941 roku, kiedy to NKWD zamordowała około 35 tysięcy więźniów politycznych, z czego 7 tysięcy w samym Lwowie.

W 2013 roku Sejm ustanowił 17 września Dniem Sybiraka.

Igor Hrywna17 września: dzień Apokalipsy:



Komentarze (1)

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Piotr Miszkiel (Piecia) #1486440 | 80.50.*.* 17 wrz 2014 00:17

    Ostatnie akordy sowieckiego terroru grały długo po 1941 roku. Obława augustowska miała miejsce już po zdobyciu Berlina przez Robotniczo-Chłopską Armię Czerwoną.

    odpowiedz na ten komentarz