Mama przytulała nas i mówiła, że ta gehenna minie..

2014-09-16 21:41:54 (ost. akt: 2014-09-16 21:56:20)
Michał Jasudowicz (pierwszy z prawej) podczas tegorocznych obchodów  Dnia Sybiraka

Michał Jasudowicz (pierwszy z prawej) podczas tegorocznych obchodów Dnia Sybiraka

Michał Jasudowicz, mieszkaniec Sulim koło Giżycka, jest jednym z założycieli Koła Związku Sybiraków w Giżycku. Urodził się w Urniażach na Litwie. W maju 1948 roku wraz z rodzeństwem i mamą został zesłany na Syberię. W tym czasie jego tata już od trzech lat przebywał w gułagu na Workucie skazany na podstawie zeznań podstawionych przez NKWD świadków.

Michał Jasudowiucz wspomina:

— W 1945 roku, kiedy mieliśmy już dokumenty repatriacyjne wyjazdu do Polski, przyjechało NKWD z nakazem opuszczenia gospodarstwa, bo miał tu powstać kołchoz. Ojciec kategorycznie odmówił, pokazując dokumenty, że jesteśmy w trakcie wyjazdu do Polski. Wrócili następnej nocy z nakazem aresztowania ojca.

Zabrali go do słynnego więzienia na Łukiszkach w Wilnie. Po dwóch tygodniach odbyła się rozprawa. Na podstawie zeznań dwóch nieznanych podstawionych świadków i ich bzdurnych zeznań skazano ojca na 10 lat ciężkiej pracy i wywieziono na Workutę. Zgodnie z wyrokiem skonfiskowano nam całą gospodarkę, a my musieliśmy opuścić dom. Zamieszkaliśmy u dziadków.

Przyszedł maj 1948 roku. Zaczęły krążyć pogłoski o wywózkach. Mama nie spodziewała się, że też jesteśmy na liście. Przyszli, podobnie jak po ojca, o godzinie 2 w nocy. Dali nam 15 minut na zabranie najpotrzebniejszych rzeczy, tyle, ile można było unieść. Załadowali nas na furmanki. Niewiele mieliśmy dobytku. Sąsiedzi, obcy ludzie,
rzucali na wóz co kto miał: chleb, mięso, a nawet pieniądze. Był to ranek 21 maja 1948 roku. Zawieźli nas na bocznicę kolejową.

Usłyszałem słowo "tajga"

Podróż rodziny Michała Jasudowicza trwała około miesiąca. — Od żołnierzy dowiedzieliśmy się, że jesteśmy nad rzeka Jenisiej, w Krasnojarskim Kraju. Tam dano nam do podpisania dokument. Po pewnym czasie dowiedzieliśmy się, że zostaliśmy zesłani na dożywocie. Tutaj pierwszy raz usłyszałem słowo "tajga". Dotarliśmy do miejscowości Dierbiniec. Pierwszym naszym zajęciem było wyjmowanie pcheł i pluskiew z ubrań, a z głów wszy. Przez cały okres podróży nie było możliwości kąpieli ani zmiany ubrania. Wszystko było brudne i zawszone. Następnego dnia wezwano nas na zbiórkę na duży plac i zaczęto rozdzielać robotę. Każdemu przydzielono prace polowe w myśl powiedzenia "kto nie rabotajet, ten nie kuszajet". Za pracę dostawaliśmy przydział na zakup chleba. Pracujący mógł kupić 200 g chleba, a niepracujący 100 g, ale i tak nie zawsze mieliśmy pieniądze, aby go wykupić.

Spełniły się mamy słowa
10-letni wówczas Michał Jasudowicz trafił do prac przy wyrębie lasu. — Właśnie wtedy nauczyłem się palić machorkę i suszone liście. Musiałem nauczyć się palić, bo były to jedyne chwile na odpoczynek, uniknięcie wyzwisk i bicia. Ponieważ byłem Polakiem i byłem bez ojca, dostawałem podwójnie. Mama dodawała mi otuchy, mówiła: "Synku, nadejdą jeszcze takie czasy, że będziemy żyć szczęśliwie, że doczekamy się
powrotu ojca". Tak mijały lata...

— W październiku 1954 roku po odsiedzeniu wyroku, już jako wolny człowiek wrócił do nas ojciec. Miał skończoną szkołę buchalterską i został zatrudniony w biurze, a po śmierci głównego księgowego powierzono mu to stanowisko. Wiosną 1955 roku naczelnik pomógł ojcu napisać list do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, do ministra
Woroszyłowa, dołączając nasze dokumenty zezwalające na wyjazd do Polski. Odpowiedź przyszła w listopadzie. Dostaliśmy zezwolenie na wyjazd. Radość była ogromna, wszyscy płakaliśmy z radości. Spełniły się mamy słowa, że wrócimy do Ojczyzny.

Z Syberii do Giżycka
Pan Michał wspomina dalej:
— 6 grudnia 1955 roku po południu ruszyliśmy do Polski tranzytem Władywostok - Moskwa. W dzień podziwialiśmy piękne widoki, rozległy step, rzekę Ob, góry Ural,
słuchaliśmy stukotu kół jadącego pociągu. Był on inny, szczęśliwszy bo wiózł do Polski. Wreszcie przejechaliśmy Ural i byliśmy w Europie. W wagonie słychać było okrzyki: Europa, Europa, koniec Syberii. Dotarliśmy do granic Polski. Pogranicznicy rosyjscy szczegółowo sprawdzali nasze bagaże i zabierali wszystkie rosyjskie dokumenty. W
końcu dotarliśmy do polskiej stacji kolejowej Przemyśl. Tu wszystkich wracających do kraju podzielono na dwie grupy. Jedna miała jechać do Żurawic, a druga do Giżycka. Mama wybrała Giżycko, gdyż w Ełku mieszkała jej siostra z rodziną.

Do Giżycka dotarli 31 grudnia 1956 roku, dokładnie o godzinie 24. Pociąg zatrzymał się na bocznicy wojskowej, dość daleko od miasta. Do miejsca zakwaterowania, do PUR-u wożono nas samochodami. Młodzi nie czekali, aż zawiezie ich samochód, poszli pieszo. Idąc przez miasto spotykali ludzi świętujących nadejście Nowego Roku.

— Witano nas bardzo serdecznie, zaproszono do restauracji. Bawiliśmy się do rana. Opowiadaliśmy o naszym pobycie na Syberii, śpiewaliśmy nasze piosenki... "Ach Sybir, moja Sybir, cudna ty planeta, dziewięć miesięcy zima, a reszta lato, lato, lato".

Zobacz: kresy.wm.pl

Sławomir Kędzierski
s.kedzierski@gazetaolsztynska.pl

Czy jest ktoś, kto nie słyszał o Westerplatte? Chyba nie. A ilu z nas słyszało coś o żołnierzach pułku Korpusu Ochrony Pogranicza "Podole"?. Pewnie niewielu. A ci żołnierze bili się nie mniej dzielnie z czerwonoarmistami, jak żołnierze majora Sucharskiego z Wehrmachtem. - Przewaga Sowietów bardzo duża, bijemy się uporczywie i będę starał się jak najdłużej moje kierunki osłaniać - meldował 17 września 1939 roku Marceli Kotarba, dowódca pułku.


17 września 1939 roku Odziały Armii Czerwonej zaatakowały Polskę. Polskie dowództwo zakazało stawiania oporu Armii Czerwonej, w przypadku innym niż natarcie wroga lub próba rozbrojenia. Do wielu jednostek ten rozkaz jednak nie dotarł, inne zaatakowane broniły się. W czasie walk z Sowietami zginęło około 3 tysięcy żołnierzy. Ostatnie boje polscy żołnierze stoczyli z Sowietami pod koniec września 1939 roku.

Ten atak ze wschodu załamał możliwość prowadzenia skutecznej walki obronnej przeciwko Niemcom. Gorsze były jednak późniejsze następstwa. Jeszcze we wrześniu 1939 Sowieci rozstrzelali około 2,5 tysiąca polskich jeńców. Potem był Katyń
i wywózki na Syberię, które objęły kilkaset tysięcy osób.

Ostatnim akordem sowieckiego terroru były tzw. masakry więzienne w czerwcu-lipcu 1941 roku, kiedy to NKWD zamordowała około 35 tysięcy więźniów politycznych, z czego 7 tysięcy w samym Lwowie.

W 2013 roku Sejm ustanowił 17 września Dniem Sybiraka.

Igor Hrywna17 września: dzień Apokalipsy:


Komentarze (2)

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. nie na temat #1486681 | 89.229.*.* 17 wrz 2014 12:37

    pan Igor(Ihor?) zapomniał napisać w lipcu o innej tragedii z tamtych lat.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Jarek.... #1486586 | 83.9.*.* 17 wrz 2014 10:31

    Pozdrawiam Ciebie Michale i całą Twoję rodzinkę....

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz