Festiwal Kultury Kresowej: Tu rodziły się prawdziwe przyjaźnie

2014-08-06 12:52:34 (ost. akt: 2014-08-06 12:57:13)
Jan Gudelis pokazuje plakietkę, którą posługiwał się w czasie II Festiwalu Kultury Kresowej

Jan Gudelis pokazuje plakietkę, którą posługiwał się w czasie II Festiwalu Kultury Kresowej

Autor zdjęcia: Radosław Dąbrowski

— W pierwszych dwóch festiwalach i organizowanych w ich ramach plenerach malarskich udział brali jedynie artyści z Litwy — wspomina Jan Gudelis. — Dopiero na trzeci przyjechali z Ukrainy i Białorusi. To w czasie tych plenerów rodziły się prawdziwe przyjaźnie, które przetrwały do dziś.

Od drugiego Festiwalu Kultury Kresowej, czyli od roku 1996, w Mrągowie odbywały się plenery malarskie, w których brali udział polscy artyści mieszkający poza granicami naszego kraju. Od samego początku opiekował się nimi Jan Gudelis, mrągowski artysta plastyk, którego korzenie także sięgają kresów.

Pierwsi przyjechali
z Wilna

Pierwszy festiwal przeszedł panu Janowi w pewnym sensie niezauważony. — Owszem, docierały do mnie jakieś głosy, że coś ma być, coś ma się dziać, ale jakoś, chyba z braku czasu, nie byłem w stanie się w to wydarzenie zaangażować — wspomina plastyk. — Dopiero od drugiej edycji moje bycie w festiwalu, a szczególnie w organizowaniu plenerów rozpoczęło się na dobre.
Pan Jan wspomina festiwal z roku 1996. Wówczas przyjechała z Wilna grupa ELIPS. — Na każdym kroku podkreślali, że nie są Litwinami. Tylko Polakami z Wilna. Wtedy też poznałem Władysława Ławrynowicza, Tadeusza Romanowskiego, Stanisława Kaplewskiego, Walentynę Skarżyńską i Jolantę Śnieżko. Przez dwa tygodnie byli tu, w Mrągowie i tworzyli. Ja się nimi opiekowałem — opowiada Gudelis.

Coraz więcej,
coraz piękniej

Na trzeci festiwal przyjechali już również artyści z Ukrainy i Białorusi. — Pamiętam jak pierwszy raz pojawił się Andrzej Filipowicz — kontynuuje swoją opowieść plenerowy opiekun artystów ze Wschodu. — Młody człowiek ze szkicownikiem i ołówkiem. Rysował portrety. Znakomicie. Ale było czuć, że nie czuje się pewnie. Bał się mówić po polsku. Tłumaczył mi: Jan, ja nie potrafię mówić. U nas polski język jest tępiony przez władze, przez to ja słabo mówię. Ja mu tłumaczyłem: Andrzej, ty się nie przejmuj, my się dogadamy, zrozumiemy. W następnym roku przywiózł swoje obrazy. Czuć w nich było jego ogromny talent. Pomyślałem: o, Andrzej rozwija się, idzie do przodu. W tym roku Andrzej znów przyjedzie. I ja jestem dumny, bo wiem, czuję, że tej pewności siebie, też w tworzeniu, on nabrał tutaj, na tych mrągowskich plenerach.

Prawdziwa przyjaźń,
mimo obaw

Między organizatorami, a uczestnikami rodziły się niesamowite więzi. — Dzięki tym festiwalom poznałem znakomitego człowieka i przyjaciela ze Lwowa, Mieczysława Maławskiego — wspomina pan Jan. — Zaczęło się to wszystko od mojego zakłopotania. Bowiem Mieczysław jest profesorem Akademii Sztuk Pięknych we Lwowie. Kiedy dowiedziałem się, że mam być opiekunem takiej wybitnej postaci, choć sam jestem artystą plastykiem, poczułem się nieco niezręcznie. Ale pomyślałem: no nic, jak mam się opiekować, to jakoś może dam radę.

Okazało się, że obawy pana Jana były zupełnie niepotrzebne. Mieczysław Maławski okazał się bowiem człowiekiem ogromnej dobroci. — Bardzo żeśmy się zaprzyjaźnili. Myślę, że mogę powiedzieć, że to taka prawdziwa przyjaźń. Dzwonimy do siebie, rozmawiamy, zwierzamy ze swoich kłopotów i radości. Ta nasza przyjaźń nie jest wyjątkiem. W czasie tych plenerów rodziły się przyjaźnie, które trwają do dziś — mówi Gudelis.

Zdrowie ogranicza,
ale serce się wyrywa

Dwa lata temu, na kilka dni przed festiwalem pan Jan nagle zachorował. Miał problemy z poruszaniem się. — Bardzo obolały poszedłem do Centrum Kultury i popłakałem się do dziewczyn, które tam pracują — wspomina. — Było mi tak żal, że nie będę mógł wziąć udziału w tym, co się będzie działo. Siedziałem w domu, ledwo mogłem chodzić, a tu nagle w dzień rozpoczęcia imprez, w piątek przed południem dzwoni telefon. I słyszę głos Mietka: Jan, ciebie nie będzie z nami? Nie wytrzymałem. O lasce ledwo bo ledwo, ale dotarłem do nich. Choć chwilę mogliśmy pobyć razem.
W tym roku, ze względu na zdrowie pan Jan musi nieco ograniczyć aktywność przy organizacji festiwalu. — Nie odcinam się zupełnie, ale nie mogę już zrobić tyle, co poprzednio. Choć naprawdę, nie wyobrażam sobie, że mógłbym kogoś z nich nie spotkać.

Redakcja
mragowo@gazetaolsztynska.pl



Komentarze (1)

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ona #1455540 | 83.9.*.* 7 sie 2014 09:07

    32 lata temu Pan Janu uczył mnie plastyki w szkole podstawowej nr.2 . Był prawdziwym artystą, spokojnym, opanowanym, miłym nauczycielem. Trudno było go wyprowadzić z równowagi . Panie Janie dużo zdrowia życzę, spełnienia marzeń, pogody ducha. Pozdrawiam serdecznie!!!

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz