Szakal Rally Team kończy sezon w pięknym stylu [ROZMOWA]

2018-12-09 11:32:13(ost. akt: 2018-12-09 11:38:22)

Autor zdjęcia: archiwum Szakal Rally Team/Piotr Ptasznik

ROZMOWA///— Walczyliśmy do końca z nadzieją, że silnik wytrzyma — wspomina Piotr Szakal. Rajdowiec z Korsz, startujący w klasie 1400-1600cm3 z pilotką Natalią Laskowską, zdobył w tym sezonie m.in. tytuł II Wicemistrza Ziemi Lubawskiej.
— Liczyłeś ile startów mieliście w tym sezonie?
— W ciągu ostatnich miesięcy wzięliśmy udział w 11 rajdach. Ukończyliśmy dziesięć z nich. Z jednego musieliśmy zrezygnować w trakcie: w Ornecie złapaliśmy "kapcia", sytuacja nieco się pogmatwała... Mogliśmy więc jechać dalej, ale raczej treningowo. Mimo to jestem zadowolony z wyników, bo - poza tym jedynym przypadkiem - za każdym razem kończyliśmy rajd na podium w naszej klasie. Ponadto trzykrotnie byliśmy w najlepszej trójce w klasyfikacji generalnej rajdu.

— Gdy rozmawialiśmy ostatnio, wspominałeś o problemach ze sprzętem. Głównie z silnikiem. Jak wyglądało to pod koniec sezonu?

— Niestety nie najlepiej. Do samego końca jechaliśmy na mocno "wysłużonej" jednostce napędowej, która przez ostatnie trzy rajdy pracowała tylko na trzech z czterech cylindrów. Nie pozostawało to bez wpływu na jazdę. Duży spadek mocy był odczuwalny. Nie mogliśmy się jednak poddać na ostatniej prostej. Walczyliśmy więc do końca z nadzieją, że silnik wytrzyma.

— Który ze startów wspominasz najmilej?

— Trudno zdecydować się na jeden. Było ich stosunkowo naprawdę wiele. Jednym z najlepszych była niewątpliwie wygrana batalia podczas 3. rundy Szutrowego Pucharu Automobilklubu Warmińskiego. Zgarnęliśmy wszystko, co się dało: pierwsze miejsce nie tylko w swojej klasie, ale i klasyfikacji generalnej.

— Rundę wcześniej wykręciliście ten sam rezultat.

— Tak, ale trzecia odsłona była nieporównywalnie trudniejsza technicznie, głównie za sprawą kiepskiej nawierzchni. Niby wiemy już jak jeździć we Frączkach (zwłaszcza gdy jest błoto), ale ten tor nigdy chyba nie przestanie nas zaskakiwać. Mieliśmy tam sporo szczęścia. Na trzecim przejeździe omal nie dachowaliśmy na jednym z najostrzejszych zakrętów. Było blisko. Mile wspominamy też rajd w Byszwałdzie.

— Czyli samą końcówkę sezonu.
— Dokładnie. Mimo problemów sprzętowych ukończyliśmy rajd na 2. miejscu w naszej klasie.

— Zapytam i z drugiej strony. O którym rajdzie wolelibyście zapomnieć? Orneta?
— Tak. Był to jedyny rajd w całej mojej karierze, z którego musiałem zrezygnować nie z przyczyn technicznych. Temat tego rajdu budzi jednak we mnie wiele emocji. Nie chciałbym ich wywlekać, więc poprzestańmy na tym.

— Rozumiem. Za kierownicą i tak udowodniłeś już bardzo dużo. Po tylu latach startów widzisz wciąż kwestie, w których mógłbyś rozwijać się jako kierowca?
— Człowiek uczy się czegoś nowego podczas każdego rajdu. Przesuwanie granic możliwości fizycznych i psychicznych to nie tylko pusty slogan. Z każdym kolejnym rajdem chcesz pokonywać zakręty szybciej, łapiesz pewność siebie. Daje to dużo motywacji i zadowolenia. Niby poprawiasz minimalnie szereg pozornie mało istotnych detali, ale później przekładają się one na lepszy wynik.

— Nie za każdym razem wykręca się jednak lepszy czas.
— Są takie rajdy, w których osiągany czas jest praktycznie taki sam. Różnicę potrafią robić wówczas np. warunki pogodowe. Gdy są mniej korzystne, a wynik nie jest gorszy, to wiesz, że dałeś z siebie wszystko. Mieliśmy taką sytuację np. w Mikołajkach podczas tegorocznej Motomajówki. Początkowe czasy w pierwszej konfiguracji toru były identyczne. Późniejsze różniły się od siebie o 0,6 sek.

— Różnica mniejsza niż minimalna.
— I tak, i nie. Osoba, która dużo jeździ, inaczej postrzega prędkość, otoczenie i czas. Dzięki temu m.in. potrafimy jeździć szybciej, ale wciąż bezpiecznie. Rajdy wyrabiają lepszy "przegląd" otoczenia w danym czasie. Pozwalają nam później szybciej reagować na drodze, gdy np. wybiegnie nam na drogę zwierzyna.

— Wydaje mi się, że szczególnie rozwinąć skrzydła moglibyście jednak przy maszynie. Masz obecnie jakiś sprzęt, do którego dążysz?
— Biorąc pod uwagę fakt, że silnik z tego sezonu praktycznie nadaje się na złom... Moim marzeniem była po prostu jego wymiana. Po rozmowach ze sponsorami udało się kupić silnik na przyszły sezon. Oczywiście - z racji przyszłego przeznaczenia - musi zostać teraz rozebrany i wyremontowany (a właściwie zmodyfikowany). Nie jest to silnik o mocy 160KM, który posiadają niektórzy z moich konkurentów w klasie. Jednak będzie z pewnością pracował lepiej od tego, którym dysponowaliśmy w tym roku. Daje to szanse na pomyślny przyszły sezon.

— Jest coś, po zorganizowaniu czego mógłbyś powiedzieć: "mam co chciałem, więcej nie potrzebuję"?
— W motoryzacji chyba tak się nie da (śmiech). Marzy mi się jednak posiadanie jednostki o wspomnianej mocy minimum 160KM. Mógłbym wtedy się jeszcze lepiej sprawdzić jako kierowca. No i przeciwnicy mieliby ze mną dużo trudniej.

Obrazek w tresci

— To wróćmy teraz z marzeń na ziemię. Jak realne jest to, że w najbliższych sezonach uda się takową jednostkę zdobyć?
— Obawiam się, że niewielkie. To naprawdę drogie rzeczy. Obecnie poza moim zasięgiem finansowym. Wszystko jednak - jak to w tym sporcie - zależy od środków uzyskanych od sponsorów. Mam cichą nadzieję, że nadejdzie taki czas, w którym będziemy skupiali się na pytaniu "od kogo kupić", a nie "za co kupić". Mam też nadzieję, że to nie będzie za kilka lat, bo nie wiem jak długo będę brał udział w rajdach. Wydarzyć może się wszystko, to w końcu tylko życie.

— Ostatni start mieliście 11 listopada. Jak to w związkowych szeregach bywa, dopiero niedawno ukazały się wyniki klasyfikacji generalnej. Zgarnęliście tytuł II Wicemistrzów Ziemi Lubawskiej. Na początku sezonu liczyliście na to, że uda się wjechać na podium?
— Na wyniki w rajdach samochodowych trzeba trochę czekać, to fakt. Ale i tak - w porównaniu do innych tego typu imprez - pojawiły się one bardzo szybko. Głównym naszym celem było obronienie tytułu Mistrza Warmii i Mazur w klasie 2. Ze względu na rajd w Ornecie nie mieliśmy jednak na to szans, bo odpadliśmy wówczas z klasyfikacji. Dlatego też skupiliśmy się wówczas na Mistrzostwach Ziemi Lubawskiej oraz Szutrowym Pucharze Automobilklubu Warmińskiego. Celowaliśmy w najwyższe miejsca i tytuły. Wiedzieliśmy, że jeżeli tylko pech nam wreszcie odpuści, to będziemy w stanie konkurować z najlepszymi. Tak też się stało.

— Problemy techniczne nadrabialiście wzorową współpracą z pilotką, Natalią Laskowską?
— To nasza mocna strona. Ciężko pracowaliśmy nad wspólną jazdą i komunikacją. Przełożyło się to wielokrotnie na podium. Wygraliśmy wiele rajdów MZL, dało to i brąz w "generalce".

— Na prawym fotelu Natalię czasem zastępował Paweł Kobyliński. Czym różnią się jako piloci?
— W startach SZPAKW czasem faktycznie obok mnie siadał Paweł. Oboje spisywali się wzorowo, co potwierdziła wielokrotna obecność na podium. Nie mam jakichkolwiek powodów do narzekań.

— Kiedy spodziewać się wyników Pucharu?
— Trudno powiedzieć. Wszystko musi zostać dokładnie wyliczone, trochę to trwa. Nieoficjalnie wiem, że na pewno jesteśmy mistrzami w klasie 2. Jak w klasyfikacji generalnej? To się okaże.

— Macie już rozpiskę pierwszych startów w 2019 roku?
— Niestety, na przyszłoroczny kalendarz startów poczekamy pewnie jeszcze długo. Myślę jednak, że pierwszy rajd odbędzie się w marcu lub kwietniu.

— Jakie nadzieje wiążecie z kolejnym sezonem?

— Miło byłoby nie tylko obronić tytuły, ale i zawiesić poprzeczkę wyżej. Obecnie jest jednak zbyt dużo niewiadomych. Auto czekają pokaźne zmiany, naprawy. Będę musiał rozebrać je prawie całe na części pierwsze. Przy takich prędkościach to podstawa, by żaden z elementów nie był w stanie zagrażającym bezpieczeństwu. Chcemy dostosować też auto do regulaminów jeszcze bardziej wymagających imprez (niektóre musieliśmy odpuścić m.in. ze względu na niewłaściwe fotele). Przyjdzie mi też pobawić się w blacharza: w końcu reprezentujemy i siebie, i sponsorów, i gminę Korsze. W przyszłym sezonie może uda nam się nawiązać współpracę i z władzami powiatu. Tak czy siak - musimy jakoś wyglądać na trasie (śmiech).

— Tak szczerze. Dużo macie tych sponsorów?
— W sporcie to dość częsty problem. Z roku na rok coraz bardziej widać, że - przynajmniej w motoryzacji - amatorska rywalizacja przestaje istnieć. Nie ma się co dziwić, bo mało kogo stać, by przeciętny amator wyłożył kilkanaście, czasem kilkadziesiąt tysięcy, by pościgać się rajdówką. Nam - dzięki wsparciu wielu ludzi, którym sport jest bliski - wciąż udaje się przeciwstawiać tej trudnej rzeczywistości. Z całego serca im za to dziękuję. Bo każde nasze podium to także i ich sukces.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5