Wiele bzdur od pewnego czasu się o nas mówi i pisze [ROZMOWA]

2021-01-16 16:00:00(ost. akt: 2021-01-16 19:25:16)
— Dobro klubu zawsze będzie leżało mi na sercu — mówi prezes Jarosław Moczarski

— Dobro klubu zawsze będzie leżało mi na sercu — mówi prezes Jarosław Moczarski

Autor zdjęcia: Wojciech Caruk

Zawirowania wokół finansowania klubu, rezygnacja zarządu - o Granicy jest ostatnio głośno. Niestety nie ze względu na wyniki sportowe licznych grup młodzieżowych czy pierwszego zespołu. O sytuacji w klubie rozmawiamy z prezesem Jarosławem Moczarskim.
— Dużo szumu jest ostatnio wokół Granicy. Jak to wygląda z twojej perspektywy? Ten szum pomógł, czy może jednak bardziej zaszkodził?
— Wygląda na to, że w krótkiej perspektywie jednak zaszkodził. Jest dużo niepotrzebnych emocji. Z drugiej strony wystawiliśmy na światło dzienne to, co było od zawsze. Jeśli ludzie nie mieli takiej wiedzy, jaki jest budżet klubu i z czego on się składa to myślę, że jednak dobrze się stało. Teraz każdy może się dowiedzieć na jakich zasadach funkcjonuje klub, skąd się biorą pieniądze itp.

— A przy okazji pojawiło się sporo sprzecznych i nieprawdziwych informacji. Do nich jeszcze wrócimy. Ja mimo wszystko miałem cały czas takie wrażenie, że od momentu, kiedy zostaliście powołani do zarządu klubu oraz zmieniła się władza w mieście, to ta współpraca między wami dosyć dobrze wyglądała. Przynajmniej tak to do tej pory wyglądało...
— Dziękuję ci za miłe słowa. Jeżeli ta cała sytuacja wpłynie na relacje miasto - klub to będzie bardzo niedobrze. To, co się wydarzyło to nie był absolutnie nasz atak na władze Kętrzyna. Chcieliśmy otworzyć publicznie dyskusję na temat problemu z finansowaniem klubu. Granica nie może funkcjonować na dotychczasowych zasadach przy proponowanych mniejszych środkach na klub. Mamy liczne grupy młodzieżowe, trenerów, pierwszy zespół. Przy takim obcięciu budżetu nam tych pieniędzy po prostu nie wystarczy. Jeśli ta kwota miała być rzeczywiście tak drastycznie zmniejszona, to trzeba byłoby wskazać z czego mamy zrezygnować. Ja nie widzę nic, co moglibyśmy "odpuścić". Zawsze powtarzałem, że klub ma dwie "nogi". Pierwszą jest zespół seniorski, który jest wizytówką i historią miasta. Druga to szeroko pojęte szkolenie dzieci i młodzieży. I te dwie "nogi" muszą ze sobą równo chodzić.

— Ile osób jest w tej chwili związanych z klubem?

— To jest w granicach 180-200 osób. Ta liczba się zmienia. To jest 10 grup młodzieżowych. To również sześciu trenerów grup młodzieżowych i trener pierwszego zespołu. Granica ma naprawdę ogromną strukturę organizacyjną.

— Z tego co wiem, to nasi trenerzy młodzieżowi mogą pochwalić się wysokimi uprawnieniami UEFA?
— Taki od dwóch lat był cel naszego zarządu, żeby dzieci trenowały pod okiem trenerów z jak największymi uprawnieniami i kwalifikacjami. Klub dofinansowywał ich szkolenie do poziomu uprawnień do szkolenia dzieci i młodzieży.

— Czy te pieniądze, które dostawaliście m.in. z budżetu Urzędu Miasta szły m.in. na te szkolenia trenerskie?

— Oczywiście. Pieniądze z urzędu szły nie tylko na szkolenia, ale i utrzymanie grup młodzieżowych. Polepszaliśmy przez to bazę infrastrukturalną, poprzez m.in. zakup sprzętu i wszystkiego, co jest niezbędne zawodnikom i trenerom do przeprowadzenia zajęć na odpowiednim poziomie.

— To finansowanie odbywało się tylko z konkursów grantowych, czy może była jakaś umowa sponsorska?
— Takie umowy były. W sierpniu 2019, kiedy z władzami Kętrzyna podpisywaliśmy porozumienie o współpracy, to taka umowa też powstała. Ja jestem już w zarządzie od czterech lat. Wcześniej byłem jego członkiem, a od dwóch lat jestem prezesem. I przez te cztery lata budżet klubu składał się właśnie z dotacji z urzędu, dotacji na stypendia dla zawodników. Ważnym elementem są też składki członkowskie. Dzięki zaangażowaniu obecnego zarządu od dwóch lat wzrosło przekonanie rodziców co do zasadności wydatkowania tych pieniędzy na szkolenie ich pociech. To istotny zastrzyk finansowy do naszego budżetu. Mieliśmy też darowizny, w tym od spółek miejskich. Do tego doszły umowy reklamowe. Darowizny od miejskich spółek to kwoty rzędu kilkunastu tysięcy rocznie od jednej spółki.

— Jaki udział w budżecie mieli sponsorzy prywatni?
— Według danych na koniec października, przychód środków prywatnych był na poziomie 18-20%. Czyli przy ogólnej kwocie 423 tysięcy, 73 tysiące stanowiły środki prywatne pozyskane przez nasz zarząd. Mówimy o roku 2020. To ogromny wzrost w stosunku do lat poprzednich, więc skuteczność zarządu w tym zakresie uważam za zadowalającą. Takie dane, o których tutaj mówię, otrzymali od nas również radni. Nic dziwnego, że wszystkie komisje to poparły. Przedstawiłem, koszty, przychody, bilans końcowy. Wszystko na "papierze" widać czarno na białym, stypendia, wynagrodzenia, itp. Za zgodą każdej ze stron w okresie pandemii obniżyliśmy wynagrodzenie trenera pierwszego zespołu o 50%. To też przykład mądrego zarządzania. Nie można nie realizować obowiązujących umów, ale zawsze można się na pewne warunki umówić. Do tego jeszcze masa innych kosztów - wynajem autokaru, ochrona meczów. Granica to naprawdę przedsiębiorstwo, a co za tym idzie - muszą być wydatki.

— To teraz przyznaj się, bo z tego co czytam w internecie, to są też dyskusje na ten temat - ile zarabia zarząd?
— Nie wiem skąd się taka dyskusja wzięła i dlaczego teraz raptem ktoś podnosi tę kwestię. Być może ten ktoś nie wie i nie interesował się tym wcześniej. Z tego co wiem, to nigdy członkowie zarządu nie otrzymywali żadnych pieniędzy. Tak jest przynajmniej od czterech lat, od kiedy jestem w zarządzie. Nikt nie otrzymał nawet złotówki za swoją społeczną pracę na rzecz klubu. Mało tego. Niejednokrotnie oprócz poświęconego czasu zdarzało nam się wnosić własne środki finansowe.

— Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" powiedział takie słowa: "Jeżeli są kluby w IV lidze, okręgówce i A-klasie, które płacą zawodnikom, to nie jest mój problem. Przypomnę, że wszyscy piłkarze oficjalnie podpisują tam deklaracje gry amatora. Skąd ja mam wiedzieć jako prezes PZPN, że tam płacą zawodnikom?". I dodał: "Z mojego punktu widzenia to piłka amatorska, w którą grają ludzie dla przyjemności. Jak jakiś klub chce płacić amatorom – niech płaci, ale to jego sprawa". A jak jest w Granicy z tym płaceniem dla zawodników?
— Nie chcę komentować słów prezesa Bońka. To nie my ułożyliśmy tę strukturę, w której rzeczywiście w IV lidze obowiązują wynagrodzenia, nazywane stypendiami sportowymi. Tak jest w Granicy i myślę, że w większości klubów naszego szczebla. Jedyną osobą związaną kontraktem z naszym klubem jest Misza Kolesnyk. Pozyskaliśmy go z Piasta Karnin, gdzie również był związany kontraktem. Pomogliśmy mu znaleźć tutaj pracę dzięki firmie MTI Furninova, która wspiera nas w wielu kwestiach. Firma wystąpiła do wojewody o pozwolenie na pracę i pobyt czasowy. Dlatego Misza jest związany z nami kontraktem do końca czerwca 2021 roku. Tu nie ma nic do ukrycia. Miesięcznie otrzymuje 1000 złotych za reprezentowanie barw Granicy. Warto też dodać, że w dokumentach klubu jest wpłata finansowa w postaci darowizny od Miszy. Ten chłopak sam się wykupił z Piasta, żeby tylko do nas trafić. To on zapłacił ładne pieniądze, żeby być w Granicy i trenować pod okiem Adama Fedoruka. Myślę, że to dużo mówi o tym fajnym chłopaku. Reszta chłopców gra na zasadach wynikających z podpisanych deklaracji gry amatora. Z tego tytułu pobierają stypendia od 250 do 1200 złotych.

— Czy to też jest finansowane z pieniędzy otrzymanych z miejskiej kasy?
— Tak, tylko trzeba pamiętać o jeszcze jednym fakcie. Co roku w Kętrzynie są dzielone stypendia. My w roku 2020 mieliśmy przyznanych sześć stypendiów w kwocie 350 złotych brutto. Czyli mogliśmy zgłosić sześciu naszych zawodników zamieszkałych w Kętrzynie, bo taki jest warunek. Netto to wychodziło 280 złotych, więc jeśli nasz piłkarz otrzymywał np. 700 złotych, to 280 zł netto pochodziło z miejskiego stypendium, a resztę dopłacał klub. My nie wydajemy na ten cel pieniędzy, które wpływają np. na szkolenie młodzieży. W tym celu wykorzystujemy pieniądze z ogólnej puli, pochodzące nie tylko z samorządu ale też od sponsorów. W tej chwili mamy kilkanaście umów sponsorskich, co daje przypływ do budżetu ok. 5 tysięcy miesięcznie. I z tego w pierwszej kolejności wypłacamy piłkarzom stypendia.

— Dostajecie jakieś wsparcie finansowe z Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej?
— Niestety jeśli chodzi o W-MZPN, to możemy jedynie poprzez punkty w systemie Pro Junior dostać pieniądze za zajęcie jednego z trzech pierwszych miejsc grając zawodnikami poniżej 21 roku życia. Poza tym ze związkiem łączą nas opłaty, m.in. licencyjne, płacenie sędziom, opłaty za kartki. Generalnie więc nie ma możliwości finansowania Granicy ze środków W-MZPN.

— Czyli właśnie np. takich sędziów na mecze opłaca klub?
— Tak jest. Związek nic nie opłaca. To my więcej dokładamy do związkowej puli. Tak naprawdę oprócz systemu Pro Junior nie ma żadnych możliwości pozyskania pieniędzy. Oczywiście jakiś czas temu W-MZPN doposażył nas m.in. w kamerę w oparciu o projekt "forBet IV liga". Jest to jednak wsparcie logistyczne, a nie finansowe.

— Nawiązując do słów Zbigniewa Bońka i do tego, co mówisz... Nie masz wrażenia, że te kluby w niższych ligach są zostawione same sobie?

— Dokładnie tak jest. Futbol na niższych szczeblach stoi tak bardzo, jak bardzo zależy na tym społecznikom i pasjonatom oraz władzom miasta.

— Popularne stało się ostatnio słowo "transparentność". Czy do tej pory nie było tej transparentności w finansowaniu klubu?

— Słowo w Kętrzynie stało się ostatnio bardzo modne i rzeczywiście w kontekście naszej sytuacji może wywoływać takie pytania. Jeśli chodzi o przejrzystość czy uczciwość to zawsze było transparentnie. Być może to słowo zostało niefortunnie użyte w petycji do władz miasta, ale oznaczało też po prostu jasność. Chodzi o to, żeby powiedzieć w sposób jasny, że 200 tysięcy na klub nie wystarczy, kiedy nasz budżet to 400 tysięcy. Chodziło też o otwarcie dyskusji, która mam nadzieję będzie postrzegana tylko pozytywnie. Moja obecność na komisjach Rady Miasta pokazała, że wielu radnych nie wie w jaki sposób jest finansowany klub. Myślę, że w tym momencie zrobiliśmy im przysługę. W końcu nie możemy planować wydatków nie znając wpływów.

— Tylko czy rzeczywiście transparentnym rozwiązaniem jest przesunięcie tych 400 tysięcy dla Granicy w budżecie miasta na "promocję", a nie po prostu na "sport"?
— Nasza petycja dotyczyła tylko zabezpieczenia w budżecie miasta kwoty 400 tysięcy złotych. Nie wnioskowaliśmy o żadne przesunięcia. Propozycję 200 tysięcy z miejskiego budżetu otrzymaliśmy 13 listopada. Taka kwota została nam zaproponowana na spotkaniu z burmistrzem Ryszardem Niedziółką i jego zastępcą. Uzasadnieniem była trudna sytuacja związana z pandemią. Poinformowano nas, że jest to kwota kompleksowa zawierająca wszystkie wpływy do klubu, zarówno z grantów jak i ze spółek. Dzisiaj jesteśmy w sytuacji, kiedy z trzech miejskich spółek otrzymaliśmy wypowiedzenia umów. Więc finansowanie z tej strony zostało zakończone. Zastanawiam się, co będzie dalej. Jeśli rzeczywiście okaże się, że Regionalna Izba Obrachunkowa zakwestionuje uchwałę Rady Miejskiej, to nam pozostanie tylko 200 tysięcy i w tym momencie będą to chyba tylko pieniądze z grantów.

— Niestety radni dokonując tych przesunięć na waszą korzyść musieli zabrać innym...
— Radny Daniel Sapiński pisze na swoim Facebooku, że odbyło się tylko jedno spotkanie w temacie finansowania Granicy. Ja uważam, że to za mało. może gdyby takich spotkań odbyłoby się dwadzieścia jeden, to dziś nie rozmawialibyśmy o tym problemie. Być może wtedy na sesji nie doszłoby do przesunięć, bo wypracowano by model zadowalający wszystkich. Mam prawo mieć poczucie, że odbyło się za mało spotkań w tej sprawie.

— Nie jest tajemnicą, że od pewnego czasu są "zgrzyty" między radnymi a burmistrzem. Nie boisz się tego, że Granica została w ten konflikt wciągnięta?
— Wiem, że tak się niestety stało. Widzę jak to zadziałało. Tylko w czym my jesteśmy winni? Nasza petycja wpłynęła dosyć dawno i myślę, że było dużo czasu, żeby do wspólnej dyskusji zasiadło wiele osób z różnych opcji politycznych. Dzisiaj mam świadomość, że jest taki spór, a klubowi nie jest to do niczego potrzebne. Postawiliśmy otwarcie sprawę dyskusji o finansowaniu klubu i nie mamy sobie nic do zarzucenia. Nasze działania mają na celu zadbanie o przyszłość Granicy i o to, co z klubem będzie się teraz działo.

— No właśnie. A co będzie się teraz działo?
— To jest bardzo dobre pytanie. 18 stycznia spotkamy się na zebraniu sprawozdawczo-wyborczym i tam będziemy oczekiwali, że członkowie klubu przyjmą naszą dymisję. My decyzję już podjęliśmy. Mam nadzieję, że RIO pozwoli nowemu zarządowi pracować w oparciu o budżet, o który my wnioskowaliśmy. Nowy zarząd przedstawi swoją wizję rozwoju klubu. A być może pokaże, że da się prowadzić Granicę za 200 tysięcy. My odchodzimy ze świadomością, jaki jest budżet klubu i jakie potrzebne są nakłady, żeby go na obecną chwilę utrzymać. Kończymy swoją misję. Teraz przydałoby się, żeby światło dzienne ujrzał plan, o którym już od pewnego czasu słyszałem od wiceburmistrza Macieja Wróbla czy jednego z trenerów drużyn młodzieżowych. Mam na myśli plan dyrektora Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji - Krzysztofa Niemca. Ten plan już dawno powinni poznać zarówno członkowie klubu, jak i mieszkańcy Kętrzyna. Na najbliższym walnym prawdopodobnie zostaną powołane nowe władze i dobrze by było, jakby było wiadomo jaki kształt przyjmie funkcjonowanie Granicy w 2021 roku.

— A możesz powiedzieć coś więcej? Co to za plan?
— Niestety nie. Ja go po prostu nie znam. I nad tym boleję. Nie zna go trener Adam Fedoruk, który też ma przecież prawo wiedzieć na czym stoi. Nie znają go też sami zawodnicy pierwszego zespołu, ani tym bardziej trenerzy grup młodzieżowych.

— Przyznam, że to dziwna sytuacja. Na zebraniach walnych każdego stowarzyszenia nie tylko podsumowuje się poprzedni rok, ale też mówi się o planach na nowy. A w przypadku Granicy to jedna wielka niewiadoma? Nie wiecie, jak klub ma funkcjonować, bo nie znacie planu dyrektora MOSiR-u?
— Dokładnie tak jest. A komunikat naszego zarządu jest jednoznaczny - nie jesteśmy w stanie zagwarantować dobrego funkcjonowania klubu przy tak drastycznym obcięciu budżetu.

— Opinia Kętrzyńskiej Rady Sportu na temat waszego wniosku była negatywna. Mocno cię to zdziwiło?
— Byłem zaskoczony tą uchwałą KRS, bo jej po prostu nie znałem. Nie wiem w jaki sposób ona powstała i z czyjej inicjatywy. To przedziwna sytuacja, że środowisko sportowe wyraża się przeciwko środkom dla klubu. Po pierwsze, takie same pieniądze trafiały do nas ze środków publicznych w latach poprzednich. Po drugie nikt nie powiedział czy te cięcia kosztów dotyczą też innych klubów. W całej tej dyskusji nigdzie nie padło takie stwierdzenie, że wszystkim równo tniemy to musimy uciąć też Granicy. Nie rozumiem tej decyzji rady sportu i uważam, że dała się ona wciągnąć w narrację, że Granica coś komuś zabiera.

— Przyznam, że oglądając sesję najbardziej byłem zdziwiony twoim zdziwieniem. I zacząłem mieć pewne wątpliwości... Czyżby największy klub sportowy w mieście nie miał swojego przedstawiciele w radzie sportu?
— To dziwna sytuacja. Jeszcze do niedawna przedstawicielem piłki nożnej w radzie był... były prezes Granicy Andrzej Klimowicz, obecnie właściciel piłkarskiej szkółki. Niedawno jego miejsce zajął członek naszego zarządu Robert Majchrzak. Niestety ze względu na obowiązki służbowe nie mógł być na ostatnim spotkaniu. Wtedy właśnie podjęto tę uchwałę. To niezręczna sytuacja. Myślę, że taka decyzja powinna zapaść przy przedstawicielu piłki nożnej, a tym bardziej w tym przypadku - przy przedstawicielu zarządu "Granicy". Komuś najwyraźniej bardzo się spieszyło. Ja o tej uchwale dowiedziałem się 30 grudnia podczas sesji budżetowej.

— Jakbyś podsumował te dwa lata waszej pracy w zarządzie?
— Mam ogromną satysfakcję z minionych dwóch lat. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Wiem, że prawdziwi kibice to widzą. Dziś spotykam się z wieloma głosami i wsparcia i poparcia, ale też i żalu, że to się kończy. To dwa lata ciężkiej społecznej pracy po to, żeby Granica stawała się klubem nowoczesnym, o którym mówi się w województwie. To bardzo mocny nacisk na reorganizację grup młodzieżowych. Świetną robotę przy tym wykonał Robert Reszka, który za to odpowiadał. Gigantyczna praca, żeby od podstaw szkolić młodzież i dzieci. To dofinansowanie sprzętu, pozyskanie wielu pieniędzy na ubrania dla trenujących dzieciaków. Przeglądając ostatnio archiwum naszego Facebooka zauważyłem, że mieliśmy naprawdę dużo ciekawych inicjatyw i wydarzeń. To m.in. wizyta byłego trenera młodzieżowej reprezentacji Polski. Były też niestety trudne decyzje personalne oraz wręcz upokorzenia w kontekście wyników pierwszej drużyny, kiedy przegrywaliśmy po 0:7 czy 1:9. To były sygnały, że pewne rzeczy musimy do końca wyczyścić i dać podwaliny pod budowę stabilnego klubu. Taką wisienką na torcie jest trener Adam Fedoruk i świeżutki jeszcze transfer Piotra Dominika do Wisły Płock.

— Ten transfer Piotra Dominika to też chyba dowód na dobrą politykę kadrową, jaką robiliście razem z trenerem Fedorukiem?
— To symbol tego, jak chcieliśmy pracować. Naszym zamiarem było, żeby do Granicy przychodzili młodzi, chcący się rozwijać piłkarze, którzy widzą potencjał w tym klubie. Żeby właśnie tutaj rozwijali się pod okiem Adama Fedoruka i dostarczali wiele radości kibicom. Jeśli jednak kiedyś pojawi się oferta z klubu z wyższej ligi to nikt nie będzie im robił problemów z transferem. Będziemy zawsze trzymać kciuki za ich dalszy rozwój. Przykładem tego jest właśnie Piotr Dominik.

— Nie żal wam tego zostawiać po tych dwóch latach?
— Żal jest ogromny. Niestety chyba nie mamy wyboru. Szkoda, że to w taki sposób zostało przerwane. Dążyliśmy do ewolucyjnego zmniejszenia finansowania z budżetu miasta na rzecz większego udziału środków prywatnych. Ja już nie chcę odnosić się do plotek i pomówień, bo nasze dokumenty i to co upubliczniamy pokazuje wyraźnie, jak wiele bzdur od pewnego czasu się o nas mówi i pisze. Klub stoi na dwóch nogach, a publicznych pieniędzy nikt nie wydaje lekką ręką.

— A czy nie lepszym rozwiązaniem, niż rezygnacja, byłaby jeszcze większa determinacja, podwinięcie rękawów i jeszcze intensywniejsza praca? Nawet mimo takich problemów?
— My przez dwa lata pracowaliśmy z podwiniętymi rękawami. Kierowała nami właśnie determinacja. Często robiliśmy to kosztem własnego czasu, rodzin czy nawet finansów. Było wiele rzeczy, o których nie będę już dzisiaj mówił. Wiem do czego zmierzasz swoim pytaniem i powiem szczerze, że ja sam się wahałem najdłużej. Jednak po ostatniej sesji i po tych wszystkich zawirowaniach może nowemu prezesowi będzie się lepiej współpracowało ze wszystkimi wokół.

— Co się stanie, jeżeli członkowie klubu na walnym nie przyjmą waszej rezygnacji?
— Tak też się może stać. Zdziwiłbym się, gdyby ktoś negatywnie ocenił ten dwuletni okres naszej pracy. Tylko, że chyba nie powinno się nikogo przymuszać do społecznej pracy. To muszą być osoby z odpowiednim zapasem energii, której nam już chyba po prostu w tym momencie zabrakło.

— Czego na ten 2021 rok życzyłbyś nowemu zarządowi i prezesowi?
— Będę życzył powodzenia, bo dobro klubu zawsze będzie leżało mi na sercu. Marzę, żeby RIO nie zakwestionowało zapisów budżetu i żeby nowy zarząd miał komfort planowania swoich działań. To jest najważniejsze. Klub musi z góry wiedzieć na co go stać. My walczyliśmy o budżet nie dla siebie, a dla Granicy, w tym również dla nowego zarządu.

Wojciech Caruk


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. zbychu #3042704 | 89.228.*.* 16 sty 2021 19:45

    Panowie trenujcie trenujcie i grajcie taki piękny obiekt to mus.Finanse,Pan Boniek już to podsumował to do kogo macie żal do miasta ? Dajecie utalentowanych zawodników może nawet do wyższej ligi a Pan Boniek dalej tego nie R Z U M I E.Moze to góra z Wami gra nie fer.

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5