Najważniejsze są dla mnie emocje. To na nie czekam [ROZMOWA]

2020-11-29 10:10:00(ost. akt: 2020-11-29 10:24:51)
Urszula Las-Gastołek (w środku) odbiera Grand Prix MK Jazz Foto

Urszula Las-Gastołek (w środku) odbiera Grand Prix MK Jazz Foto

Autor zdjęcia: Krystyna Kubacka Góral

Urszula Las (w Kętrzynie i okolicy pamiętana pod nazwiskiem panieńskim Gastołek) pochodzi z niewielkiej wsi Dębiany (gm. Barciany). Jednak od wielu lat ma dwie wielkie pasje — to fotografia i muzyka jazzowa, które udaje się jej połączyć. I to w dodatku z sukcesami.
— Dlaczego fotografia i... jazz?
— Z miłości do jednego i drugiego. Te drogi bardzo długo szły równolegle, zanim przecięły się z taką intensywnością jak jest obecnie. Jeszcze kilka lat temu, będąc na koncertach jazzowych, rzadko zabierałam aparat, teraz nie wyobrażam sobie koncertu bez fotografowania. Ostatnie 3 lata pracowałam bardzo intensywnie, fotografując koncerty, głównie jazzowe oczywiście. W jednym roku fotografowałam ok. 100 koncertów, festiwali w kraju i za granicą, głównie jazzowych. Fotografowałam nie tylko jazz, ale również sztuki teatralne, taniec, wydarzenia artystyczne a nawet walkę MMA. Dużo się uczyłam, uczestniczyłam w kursach, panelach, szkoleniach. Świetnym doświadczeniem były warsztaty fotografii alternatywnej w Związku Polskich Artystów Fotografików. Z tych prac powstała fantastyczna wystawa w Galerii ZPAF. Fotografowanie to wiele godzin z blisko 3 kg aparatem w dłoni i noce spędzane przy komputerze. Ten rok jest oczywiście inny, ale staram się uczestniczyć w koncertach na tyle, na ile jest to możliwe.

— Znaleźć się na scenie tak prestiżowego festiwalu jak Jazz nad Odrą i odebrać nagrodę to chyba nie lada przeżycie?

— Na odebranie nagrody, ze względu na pandemię, musiałam poczekać blisko pół roku, aby festiwal mógł się odbyć. Rzeczywiście stanąć na scenie festiwalu z takimi tradycjami, w tym roku to przecież już 56. edycja i odebrać tam statuetkę za najlepszą fotografię jazzową, to wspaniałe uczucie!

— Grand Prix MK Jazz Foto 2020 im. Marka Karewicza odebrałaś za fotografię perkusisty Franka Parkera. Jak powstało to zdjęcie?

— Fotografię wykonałam na Love Polish Jazz Festiwal 2019 r. podczas koncertu Michała Urbaniaka, z którym gra Parker. To był taki moment, kiedy wszystko zagrało, czyli światło, "zawieszenie" aparatem na Parkerze i to co najważniejsze, jego twarz i oczy. Warto też dodać, że nie było ograniczenia czasowego, fotografować można było podczas całego koncertu. Dało to możliwość i czas na skupienie, obserwację i wyczekanie takiego momentu. Potem długo jeszcze szukałam sposobu jak pokazać właśnie ten moment jego gry. Ostatecznie całość gubi się w ciemności, zostaje tylko to, co najważniejsze, twarz i kawałek talerza perkusisty.

— Festiwal nosi imię Marka Karewicza. Słyszałem, że ten słynny fotograf miał wpływ również na twoją twórczość?
Marek Karewicz, wspaniały polski fotograf środowiska muzycznego i miłośnik jazzu, doskonale znany w Europie i Stanach, miał bardzo znaczący wpływ na moją fotografię. Przypadek, a może bardziej jazz sprawił, że gdzieś nasze drogi się spotkały i mogłam tworzyć pod okiem Mistrza w Jego pracowni. Jego uwagi zawsze były motywujące i niezwykle cenne. Kiedy Marek oglądał moje prace, brał nożyce i "kadrował" nimi moje fotografie. Fotografie, nie zdjęcia, bo jak mawiał Mistrz "zdjęcia to robi się u cioci na imieninach".

— Fotografia to twoja codzienność, praca czy jednak hobby po godzinach?

— Jest to przede wszystkim pasja, z wyraźnymi elementami uzależnienia (śmiech). Fotografia daje mi możliwość, pokazania mojego odbioru muzyki, odbioru człowieka, jego emocji, nastroju i w tym wyrażenia też siebie, przetworzenie obrazu przez moją percepcję i wrażliwość. Finalnie powstaje obraz, kawałek czasu i rzeczywistości, na tyle umykającej, że staje się subiektywnym zapisem. Często jest tak, że fotografujemy to samo wydarzenie, a jednak u każdego z fotografów, wygląda ono zupełnie inaczej.

— Kiedy złapałaś fotograficznego bakcyla? Pamiętasz swój pierwszy aparat?
— Oczywiście — lata 80-te, radziecka Vilia, którą mój brat dostał na komunię. Jako dzieciak fotografowałam wszystko wokół. A raczej wszystkich, bo ulubionym obiektem był u mnie zawsze człowiek. Potem przez wiele lat był klasyk czyli Zenit.

— Swój kunszt szlifowałaś kiedyś w ramach słynnego kętrzyńskiego Foto MX-a pod okiem Lucjana Mikulskiego. Co dał ci czas spęczony w tym „klubie”?

— Do Klubu Foto MX trafiłam w szkole średniej. Klub mieścił się wówczas w piwnicy kętrzyńskiego bloku. Prowadził go Lucjan Mikulski, którego bardzo miło wspominam. To było moje pierwsze zetknięcie z ciemnią fotograficzną, a pan Lucjan, wspaniały człowiek, dawał wolną rękę takim fanatykom jak ja. Mogłam bez ograniczeń przesiadywać nad powiększalnikiem całe noce, bardzo często wychodziłam kiedy było już widno.

— Twój pierwszy fotograficzny sukces to...
— Pierwszy założony film w Vilii (śmiech). A tak poważnie to kiedy powstał konkurs im. Marka Karewicza, zostałam skutecznie zachęcona do wysłania tam swoich prac. W pierwszej edycji konkursu moja praca weszła do finałowej 30-tki. Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem.

— A ten najważniejszy?
— Najważniejszy okazał się rok 2020, w którym zbieram owoce pracy z poprzednich lat. Fotografią Stanleya Clarke weszłam do finałowych 30-tu fotografii na Jazz World Photo, wyłonionych spośród kilkuset nadesłanych z 41 krajów. Zajęłam tam 8. miejsce! Potem dwie moje fotografie weszły do finału MK Jazz Foto 2020, a jedna z nich jednogłośnie wygrała Grand Prix tego konkursu. Ta nagroda ma dla mnie bardzo szczególne znaczenie.

— Bardziej wolisz zabawę programem graficznym czy może jednak mieszanie chemii w ciemni?
— Trudno to nazwać "zabawą". To są długie godziny, czasami dni, a czasami ciągłe powroty do wybranej fotografii. Nad niektórymi pracuję krótko, inne to tygodnie powrotów, zmian i poprawek. Tak było w przypadku zwycięskiej fotografii Franka Parkera. Takie drążenie jednej fotografii w tym przypadku się sprawdziło, jednak ile razy patrzę na swoje fotografie, zawsze coś bym jeszcze zmieniła, poprawiła, to dość uciążliwa cecha.
Fotografia cyfrowa oczywiście daje większe możliwości, pozwala na bieżąco śledzić, zmieniać, korygować czy szukać innych dróg, aby uzyskać pożądany efekt. Natomiast ciemnia, zapach chemii, patrzenie jak obraz wyłania się na papierze, jest magiczna i to zupełnie inny wymiar fotografii. Bardzo chciałabym stworzyć takie miejsce. Wierzę, że uda mi się ten plan zrealizować. Tym bardziej, że swoje miejsce znalazłyby tam rzeczy z pracowni Marka Karewicza, które częściowo mogłam stamtąd zabrać. Niestety pracowni Mistrza nie udało się zachować.

— Mówi się, że to nie aparat robi zdjęcia tylko fotograf. Jednak w przypadku fotografii, szczególnie koncertowej, jest jeszcze chyba ten czynnik zewnętrzny?

— Fotografia koncertowa jest bardzo trudna i zaryzykowałabym stwierdzenie, że najtrudniejsza. Fotografujemy w ciągle zmieniającym się świetle, kiedy muzyk jest poza nim, lub mocny strumień światła skupia się właśnie na nim. Bardzo często fotografować można tylko przez pierwsze 10 minut koncertu, a fotografów jest wielu. W takim czasie trudno o uchwycenie tych wyjątkowych emocji muzyka. Pojawia się pośpiech, a przy większej ilości fotografów to nie jest komfortowe ani dla muzyka, widza czy fotografa. Na koncercie Bobby McFerrina, niemal cały przeznaczony czas na fotografowanie, artysta śpiewał odwrócony tyłem lub wchodząc głęboko w scenę, a czasu przecież było bardzo mało. Kiedy musieliśmy zakończyć fotografowanie, pojawiło się światło i w pełni zwrócony do wszystkich artysta. Trudno nie podejrzewać, że nie miał ochoty na fotografowanie, co oczywiście rozumiem. Jednak w takich chwilach fotograf zawsze czuje niedosyt! Idealną sytuacją jest, kiedy można fotografować cały koncert, daje to czas na podpatrywanie obiektywem muzyka i tego, co wydarza się podczas koncertu, jego twarzy, wędrówki dłoni, momentami braku kontroli, bo najważniejsze są dla mnie emocje, to na nie czekam.

— Kim byś była, gdybyś nie robiła zdjęć?
— Z pewnością nie kapciem na kanapie! Zresztą cała moja rodzina składa się z pasjonatów. Młodszy brat Karol właśnie wkręcił się w latanie, zrobił kurs, kupił motolotnię i kiedy tylko może ogląda świat z góry. Starszy brat Robert pasjonuje się motoryzacją i z sukcesami bierze udział w rajdach. Początkowo w motocyklowych, a obecnie wraz z kętrzyńską MotoMasuria Racing Team ściga się swoim niezwykłym Can-Am Maverick XRS. Tak więc pasje chyba mamy w genach!

Wojciech Caruk


Urszula (Gastołek) Las zajmuje się fotografią jazzową i portretową. Pierwsze kroki z aparatem stawiała w kętrzyńskim Klubie Foto MX. Później swoje umiejętności fotograficzne rozwijała w pracowni słynnego artysty Marka Karewicza. Początkowo skupiała się głównie na fotografii tradycyjnej. Ma za sobą kilka wystaw zbiorowych m.in. Wystawa Fotografii Alternatywnej Galeria ZPAF. Finalistka I edycji konkursu MK Jazz Foto 2019. Finalistka Jazz World Photo 2020 (8 miejsce). Grand Prix MK Jazz Foto 2020. Fotografię połączyła z uwielbieniem do muzyki, a szczególnie jazzu, któremu w ostatnim czasie w pełni się poświęciła. Aktywnie uczestniczy w życiu jazzowym, gdzie nierozłącznie z aparatem, wnika w jego przestrzeń.

Marek Karewicz (1938-2018)
Znany i ceniony artysta fotograf specjalizujący się w zdjęciach muzyków jazzowych i rockowych. Również dziennikarz muzyczny, autor radiowy i telewizyjny, prezenter muzyki jazzowej, animator jazzu. Jako nastolatek Karewicz grywał na trąbce i kontrabasie w zespołach jazzowych. wykonał zdjęcia składające się na archiwum ok. 2 milionów negatywów. Fotografował m.in. ostatnią trasę koncertową Milesa Davisa i europejską trasę koncertową Raya Charlesa oraz koncert The Rolling Stones w Warszawie 13 kwietnia 1967. Jest autorem ok. 1500 okładek płytowych, m.in. serii Polish Jazz oraz uznawanej za przełomową w historii polskiego rocka płyty Blues zespołu Breakout, gdzie sfotografował Tadeusza Nalepę prowadzącego za rękę swojego syna Piotra. Przygotował też okładki płyt Ewy Demarczyk, Niebiesko Czarnych, Czerwonych Gitar, Ireny Santor, Sławy Przybylskiej, Maryli Rodowicz, Stana Borysa i Jerzego Połomskiego.
Źródło: Wikipedia


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5