Wychryst w klatce, czyli zwycięstwo w Grze o Tron [ROZMOWA]

2020-02-14 19:00:13(ost. akt: 2020-02-14 19:06:48)

Autor zdjęcia: imprezylive.pl

SPORTY WALKI || — Pojedynek przebiegał pod moje dyktando — mówi Kamil Wychryst. Kętrzynianin odnotował 8 lutego cenny triumf podczas trójmiejskiej gali Time Of Masters "Gra o Tron". Nasz wojownik rozprawił się w klatce z solidnym Damianem Janikowskim.
Rywal, znany w Polsce ekspert od walki w stójce spod szyldu Centrum Sztuk Walki Chojnice, był jednym z trudniejszych wyzwań, przed którym w dotychczasowej karierze stanął Kamil Wychryst. — Facet ma dobre warunki fizyczne. Bardzo długie ręce, nogi... Potrafi boksować "luźno", bez spinania się i marnowania sił na niepotrzebne ruchy — mówi kętrzynianin, realizujący się zawodowo jako żołnierz 11 Mazurskiego Pułku Artylerii. — Spodziewałem się twardego oporu, bo to w końcu "olimpijczyk" — dodaje żartem, nawiązując do zbieżności imienia i nazwiska przeciwnika z medalistą olimpijskim oraz wicemistrzem świata (Damian Janikowski, WKS Śląsk Wrocław — przyp. red.).

Optymizm reprezentanta Submission Kętrzyn/Fighters Team nie opuszczał wyraźnie jeszcze dzień przed galą. Podczas oficjalnej ceremonii ważenia i tradycyjnego "face-to-face", przeciwnik zachowywał pełną powagę, podczas gdy Kamil Wychryst... rewanżował mu się szerokim uśmiechem.

Obrazek w tresci

fot. archiwum organizatorów

8 stycznia, gdy obaj panowie zostali zamknięci ze sobą w "klatce", żarty się skończyły. Nie było miejsca na zbyt długie "badanie" formy przeciwnika, od razu posypały się iskry. Niemałym atutem kętrzynianina były umiejętności zapaśnicze. Rywal najwyraźniej zdawał sobie z tego sprawę i starał się rozwiązać pojedynek w stójce. Wychryst — choć kosztowało go to niemało sił — nie ustępował mu na tej płaszczyźnie pola. Utrzymywał dystans lewym prostym, pracując jednocześnie dużo na nogach.

— Kamil podjął walkę w stójce, doszło do mocnych wymian. Plan był jednak taki, by obalać i kontrolować sytuację z góry — mówi trener Tomasz Kalinowski. Tak też się stało. W pierwszej 3-minutowej rundzie kętrzynianin dwukrotnie sprowadził przeciwnika do parteru, a w drugiej i trzeciej zapunktował kolejnymi dwoma obaleniami. Czy były momenty, w których ekipa z narożnika naszego wojownika zaczęła obawiać się przegranej?

— To za duże słowo. Kilka groźnych sytuacji jednak oczywiście było. Jak to w MMA, wystarczy jeden cios, chwila nieuwagi i się przegrywa. Groźna była zwłaszcza próba założenia trójkąta przez przeciwnika, czym udowodnił nie tylko swoją ambicję, ale i to, że ma niemało do powiedzenia i poza stójką. Kamil jednak umiejętnie się obronił i później kontrolował dalszą część rundy ciosami z góry — wspomina szkoleniowiec.

Obrazek w tresci

fot. archiwum organizatorów

Żadna ze stron nie skapitulowała przed końcowym gongiem. Werdykt wojny w oktagonie pozostał więc ostatecznie w rękach sędziów. Ci jednak nie mieli większych wątpliwości, a w górę — w geście triumfu — została wzniesiona rękawica Kamila Wychrysta, który niewiele później musiał zmierzyć się także... z kilkoma naszymi pytaniami.

— Startowałeś na niejednym turnieju i mistrzostwach. Był stres przed Time of Masters?
— Nie większy niż tradycyjnie, choć miałem świadomość, że będzie to trudny sprawdzian. Walka odbywała się w formule semi pro, czyli bez ochraniaczy. Od prawdziwie zawodowej różniła się tylko brakiem uderzeń łokciami i tym, że rundy zamiast 5 minut liczyły 3. Trzeba było uważać na każdy cios. Wiedziałem jednak, że nie obijałem się podczas przygotowań. Byłem gotowy do tej walki, choć propozycję dostałem z niedużym wyprzedzeniem.

— Jak oceniasz swój ostatni pojedynek?
— Myślę, że mogę śmiało powiedzieć, że przebiegał pod moje dyktando. Zawalczyłem dość mądrze, bez zbędnego "podpalania się". Mam za sobą już trochę amatorskich i półzawodowych pojedynków. Rywalizacja przed publicznością mnie nie paraliżuje. Jakieś doświadczenie już zdążyłem zdobyć. Byłem pewny siebie, bo znam swoje mocne strony. Kiedy coś mi nie pasuje, to zmieniam płaszczyznę walki i... wtedy "bawimy się na moich zasadach".

— Rywal zaskoczył cię czymś szczególnym?
— Odrobiłem wcześniej lekcję i wiedziałem czego mogę się spodziewać. Przyznaję jednak, że nie doceniłem nieco jego umiejętności w stójce. Chciałem nieco więcej poboksować. I choć nie szło mi w niej źle, to realizowałem przyjęty wcześniej plan i przenosiłem walkę do parteru, by zaznaczyć swoją dominację. W tej płaszczyźnie w sobotę czułem się skuteczniejszy.

— Gdy rozmawiamy, jesteś "na gorąco" po walce. Szykuje się jakieś świętowanie?
— Raczej nie tym razem (śmiech). Zrobię sobie oczywiście mały odpoczynek, by się nieco "podreperować" i ochłonąć. Niedługo wracam jednak na salę treningową, nie lubię się obijać.

— Kiedy spodziewać się kolejnych twoich walk?
— Otrzymałem kilka propozycji, ale nic konkretnie, tak na 100 procent, nie zostało jeszcze ustalone. Najprawdopodobniej będzie można mnie najszybciej zobaczyć podczas 7. edycji Pucharu Mazur, która 4 kwietnia odbędzie się w Mrągowie.

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5