PRZEWODNIK PO BIEGANIU|| Zwiedzamy dalej Suwalszczyznę z Martą Góraj [cz. 2]
2020-11-07 10:15:55(ost. akt: 2020-11-07 12:25:42)
Zapraszamy do lektury drugiej części biegowej opowieści Marty Góraj z Iławy, która w niezwykły, obrazowy sposób relacjonuje swój udział w biegu na dystansie 102 km Ultra Hańcza.
Marta Góraj w wyjątkowy sposób przeprowadzi nas przez Ultra Hańczę. Dla niej to magiczne miejsce. Nie poczujemy skrajnego zmęczenia. Może tylko trud wkomponowany w krajobrazy. Kilkanaście godzin biegu. 102 km w otulinie Suwalszczyzny. Ultra Hańcza to nie tylko bieg. To podróż...
CZĘŚĆ DRUGA
Biegniemy. Pola, pastwiska i łąki bez końca. Bez chaosu i miotania się. Każdy sam ze swoim zmęczeniem na zaminowanym terenie. Na odcinku maratonu spotkaliśmy jednego gospodarza. Jego niecenzuralna dyskusja z niesfornymi krowami bawiła. To nasi jedyni kibice. Spoglądały na nas nieukrywanym, trochę bezczelnym zaciekawieniem. Coś szybszego w ich spowolnionym świecie. Nieruchome rude i rudo-białe ciała wiodły za nami wzrokiem, jakby chciały powiedzieć „po co?”.
Mijamy kilka gospodarstw. Ciche, spokojne jak opustoszałe. Jednak szczekające psy i drżące firanki w otwartych oknach mówiły co innego. Ciekawość, czy docenienie naszego wysiłku?
Jedno domostwo zaczarowało mnie. Nie mogłam się napatrzeć. To jedyny widok z trasy zamknięty w fleszu mojego aparatu. Niebieski drewniany dom, fioletowa drewniana szopa i turkusowa studnia - zaczarowały mnie. W ogrodzie ogrom kwiatów mieniących się kolorami słoneczników, malw, kosmosów, astrów i jeżówek. Cudnie. Mogłabym tam zostać, przysiąść na ławeczce i trwać. Może innym razem. Dzisiaj mam inny cel.
Jedno domostwo zaczarowało mnie. Nie mogłam się napatrzeć. To jedyny widok z trasy zamknięty w fleszu mojego aparatu. Niebieski drewniany dom, fioletowa drewniana szopa i turkusowa studnia - zaczarowały mnie. W ogrodzie ogrom kwiatów mieniących się kolorami słoneczników, malw, kosmosów, astrów i jeżówek. Cudnie. Mogłabym tam zostać, przysiąść na ławeczce i trwać. Może innym razem. Dzisiaj mam inny cel.
Połowa trasy. Punkt żywieniowy w Rowelach, niedaleko najwyższego wzniesienia na Suwalszczyźnie - Góry Rowelskiej. Woda i moje ulubione cukierki kukułki. Skąd wiedzieli, że tak je lubię? Pewnie nie, ale miło tak pomyśleć.
Aplikacja pokazuje 70km. Wbiegamy znów na asfalt. Czuję zmęczenie. Temperatura daje się we znaki. Bukłaki dawno puste. Myśl o zupie w Smolnikach podnosi na duchu. Jest nasze skrzyżowanie. Chce się przycupnąć na trawie obok Agnieszki dowodzącej punktem volo. Jej radosne, dodające otuchy; jesteście, brawo - zatrzymuje. Tak, jesteśmy, nie poddajemy się. A w nogach początek buntu.
Na punkcie niespodzianka, bezalkoholowe piwo. Ambrozja biegacza gasząca pragnienie, zupa pomidorowa z grzankami, naleśniki. Fajnie, tylko dlaczego muszę się zmuszać do jedzenia?...
Jeszcze tylko 31.5 km. Stara Hańcza, dobiec do niej. Potem już końcówka potoczy się siłą rozpędu, woli i umysłu. Wbiegamy w malowniczą konfigurację zbiegów, podbiegów i podejść decydujących za nas. Nie jest stromo, ale na tym etapie zmęczenia marsz staje się przyjacielem biegu. 20 km z matematyczną sinusoidą. Między polami, gospodarstwami, w koleinach wyjeżdżonych przez traktory. W ścieżkach skrytych w kukurydzy z melodią ptaków, ciepłem słońca, chmurami przesuwającymi się na błękitnym niebie. To jest czas, aby chłonąć spokój i czerpać siłę z wczesnej jesieni.
Na 80-tym kilometrze rozładowuje się garmin. Muszę go wyłączyć i chociaż 10 minut podładować. Mija kilometr ciągnący się w nieskończoność. Każdy następny staje się coraz dłuższy. Marsz, bieg, bieg i marsz. Inaczej się nie da. Parking przy Starej Hańczy 91.5km. Punkt żywieniowy ze zwariowanymi kobietami z teamu “wybiegaj siebie”. Tu zawsze coś nieprzewidywalnie dobrego się dzieje.
Przed nami chyba najtrudniejszy odcinek trasy. Pełen zagrożeń. Kilka kilometrów stromym zboczem nad jeziorem Hańcza. Wąska ścieżka ukryta w drzewach i gęstych zaroślach. Ścieżyna jakby modelowana falami wzburzonej Hańczy. Krótkie strome zbiegi i natychmiast w górę, siłą bezwładu. Dziesiątki razy. Powalone drzewa, wystające korzenie. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte nie tylko ze względu na nie.
Przed nami chyba najtrudniejszy odcinek trasy. Pełen zagrożeń. Kilka kilometrów stromym zboczem nad jeziorem Hańcza. Wąska ścieżka ukryta w drzewach i gęstych zaroślach. Ścieżyna jakby modelowana falami wzburzonej Hańczy. Krótkie strome zbiegi i natychmiast w górę, siłą bezwładu. Dziesiątki razy. Powalone drzewa, wystające korzenie. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte nie tylko ze względu na nie.
Niżej po prawej najgłębsze jezioro w Polsce. Dziś spokojne i milczące. Kuszące swoim kryształowym chłodem. Raj dla szkółek nurkowania. Wiele się tu zmieniło. Dziś to miejsce jest bardziej dostępne. Kiedyś owiane tajemnicą, magią, opowieściami nurkowymi taty o drewnianym czółnie, o ścianach zamieszkiwanych przez miętusy na głębokości 30-40 metrów. To wspomnienie z dzieciństwa o potężnej Królowej Hańczy. Kilka razy zatrzymywałam się by zanurzyć dłonie, zwilżyć twarz. Sekundy odpoczynku w powrocie do przeszłości.
Ostatnie kilometry. Chciałoby się, żeby było już lekko i przyjemnie. Myśl o mecie zamienia zmęczenie w radość. Że już blisko. A pod plecakiem rosną skrzydła. Już ich słyszę, już mnie widzą. Stoją na drugim brzegu i krzyczą nasze imiona. Trudno powstrzymać łzy.
Ostatnie kilometry. Chciałoby się, żeby było już lekko i przyjemnie. Myśl o mecie zamienia zmęczenie w radość. Że już blisko. A pod plecakiem rosną skrzydła. Już ich słyszę, już mnie widzą. Stoją na drugim brzegu i krzyczą nasze imiona. Trudno powstrzymać łzy.
Przebiegam most, mijam stary młyn w Turtulu, szczęśliwych finiszerów. I nagle stop. Chwila oddechu. Słyszę - biegnij. Wpadam na metę na oparach mocy. Szczęśliwa, że się udało. 14 godz. 11 min. 13 sek. Pokonałam siebie - właśnie tutaj na mojej ukochanej Suwalszczyźnie. Tak kończę bieg i opowieść o mojej Ultra Hańczy. Jeszcze nie wiem tak naprawdę jaką wartość ma to zwycięstwo.
Mikrofon prowadzących znaczy wiele. Niezastąpiony Paweł Myszkowski krzyczący w niego; splendor i chwała! W tym momencie trudno to widzieć inaczej.
Mikrofon prowadzących znaczy wiele. Niezastąpiony Paweł Myszkowski krzyczący w niego; splendor i chwała! W tym momencie trudno to widzieć inaczej.
Uściski od najbliższych i szefowej “Fundacja Kierunek Ultra” Iwony. Słyszę: dzika jesteś. Tak, jestem dzika kobieta. Podobnie jak te wszystkie 6 kobiet na 42 śmiałków mierzących się z dystansem 102km. To wariactwo. Wiem o tym. To wysiłek dźwigany w emocji czasu, dystansu i przetrwania. Wspomnienie, które zostanie na zawsze.
Ultra Hańcza, to nie tylko bieg. To magia podróży. I jeszcze coś. Gdy opada kurz na trasie Ultra - wisienka na torcie. Spotkanie z Patrycją Bereznowską, której nie trzeba przedstawiać. Dla ultra to postać niezwykła. A inni niech klikną w Wikipedię.
>>> Fundacja KieRUNek Ultra. Ultra Hańcza - tu trzeba przyjechać, biec i być, aby zakochać się w krajobrazie Suwalszczyzny. Zapisy na 2021 – nie przegapcie ich!
Zapraszam
Marta Góraj
Zapraszam
Marta Góraj
Trening 9-15 listopada – planujmy trening. Jest łatwiej jak wiemy co nas czeka. Uciekajmy do lasu.
poniedziałek – rozbieganie 20-30 min + 3x skip A, B C na odcinku 30 m, po każdej serii 100m z górki – 6-10km
wtorek – wybieganie – a w nim długie swobodne podbiegi i rozluźniające zbiegi, na koniec 5x100m – 8-12 km
środa – wolne, trochę rozciągania z rolowaniem
czwartek – to dzień na – 30 min truchtu z 4-6 x60-100m +trening sprawności i siły ogólnej z lekkim obciążeniem (p. lek, hantle, gumy)
piątek – wolne
sobota – po 4 km rozbiegania i przebieżkach- gim. rozciągająca i 1-2 x 2-3 km (II zakres – tętno 155-165) p. 8 min – do 15 km.
niedziela – wolne, lub regeneracyjne rozbieganie wg potrzeb
wtorek – wybieganie – a w nim długie swobodne podbiegi i rozluźniające zbiegi, na koniec 5x100m – 8-12 km
środa – wolne, trochę rozciągania z rolowaniem
czwartek – to dzień na – 30 min truchtu z 4-6 x60-100m +trening sprawności i siły ogólnej z lekkim obciążeniem (p. lek, hantle, gumy)
piątek – wolne
sobota – po 4 km rozbiegania i przebieżkach- gim. rozciągająca i 1-2 x 2-3 km (II zakres – tętno 155-165) p. 8 min – do 15 km.
niedziela – wolne, lub regeneracyjne rozbieganie wg potrzeb
Za tydzień – policja, bez niej nie wystartujemy na ulicy.
Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez