Życie 100-letniego Mikołaja Hermana to gotowy scenariusz na film!

2019-03-30 08:57:00(ost. akt: 2019-03-30 08:56:12)
Mikołaj Herman w swoim mieszkaniu na osiedlu Podleśne w Iławie, specjalnie do wywiadu wyszukał w swoim prywatnym archiwum stare fotografie, m.in. z wojska

Mikołaj Herman w swoim mieszkaniu na osiedlu Podleśne w Iławie, specjalnie do wywiadu wyszukał w swoim prywatnym archiwum stare fotografie, m.in. z wojska

Autor zdjęcia: Życie Powiatu Iławskiego

Polak, grekokatolik, noszący niemieckie nazwisko. Życie kombatanta Mikołaja Hermana to gotowy scenariusz na film! Niezwykłe losy 100-latka (jednego z niewielu w naszym powiecie) są warte opowiedzenia. Tak jak rzekł inny kombatant Karol Jacuński, spieszmy się poznawać historię tych ludzi, którzy są na ostatnim etapie swojego życia, bo jest ich już bardzo niewielu. Niosą oni w swoich sercach historie prawdziwe, a ich los jest dla nas żywa lekcją historii. Mikołaj Herman jest jedną z tych osób.
W lutym podporucznik Mikołaj Herman uczestniczył w spotkaniu noworocznym, które odbyło się w Starostwie Powiatowym w Iławie. Ubrany w mundur, udekorowany medalami za zasług, nieco posągowy, przyjął wówczas wiele życzeń, kwiatów i gratulacji. Życzono mu zdrowia i radości z każdego dnia. I na tym etapie pewnie kontakt by się zakończył, gdyby nie pomysł żeby poznać pana Mikołaja nieco bliżej. Objawił się jakby od nowa, jako sympatyczna, otwarta osoba z dużym poczuciem humoru i wrażliwością. Wspomnienia wojenne okazały się na tyle silne, że nie mógł powstrzymać łez. Imponuje sprawnością fizyczną, komunikatywnością i serdecznością. Zawiłości życiorysu pana Mikołaja spowodowały, że dziś z zaskoczeniem reagujemy na pewne fakty. Za walkę z Niemcami w Armii Czerwonej, odznaczony został bowiem przez Józefa Stalina. Po latach otrzymał listy gratulacyjne za zasługi wojenne od prezydenta Rosji Władimira Putina i prezydenta Białorusi, Aleksandra Łukaszenki. W 2017 roku odznaczony Krzyżem Czynu Frontowego 1 i 2 Armii Wojska Polskiego 1943-1945.
Jest zatem o czym opowiadać…

Jedyny syn Mikołaj
Urodził się 10 lutego 1919 roku w małej wsi Rostoka koło Przemyśla, w biednej rodzinie rolniczej. Był jedynym synem rodziców Jana i Katarzyny, miał trzy siostry – Pelagię, Stanisławę i Annę. Dwoje innego rodzeństwa niestety zmarło. Dziś z całego rodzeństwa żyje jedynie nasz bohater. Pan Mikołaj nosi niemieckie nazwisko Herman, ale jest Polakiem z krwi i kości. Z wyboru natomiast jest grekokatolikiem.

We wsi, w której przyszedł na świat istniała piękna, stara, drewniana cerkiew, do której chadzał jako mały chłopiec. Ojciec Mikołaja, Jan był rolnikiem. Posiadał 8 morgów ziemi, trzy krowy, świnie, owce i jednego konia. Rodzina żyła sobie spokojnie i szczęśliwie z uprawy ziemi. Mikołaj już jako małych chłopiec ciężko pracował, razem z całą swoją rodziną, angażował się we wszystkie prace przydomowe. W czasie wolnym, jak to dziecko, uwielbiał bawić się z psem i biegać po okolicy. Najwspanialszą zabawką, o której często wspomina do dziś, był drewniany rowerek. Życie dzieci w latach 20-tych wyglądało zupełnie inaczej niż dziś. Być może nie jest to powszechna wiedza, ale w tamtych latach wszyscy we wsi chodzili boso. Buty noszono tylko w niedzielę, kiedy ludzie szli do kościoła. W jednym z filmów dokumentalnych wspomniała o tym aktorka Danuta Szaflarska, która mówiła, że boso chodziło się w zasadzie do października.

Polacy, Ukraińcy i Żydzi - razem
Osadę, w której mieszkał mały Mikołaj, zamieszkiwali Polacy, Ukraińcy i Żydzi, do tych ostatnich należały dwie karczmy we wsi. W czasie żniw ludzie przychodzili na pole Jana Hermana – ojca Mikołaja, żeby napełniać gliniane dzbanki wodą z podziemnego strumienia. Do młócenia zboża używano wówczas cepów – była to ciężka i czasochłonna praca, która dziś trudno sobie nawet wyobrazić. W tygodniu wszyscy jedli ziemniaki, chleb, potrawy z mąki – pierogi i kiszoną kapustę. Mięsiwo jadło się w niedziele i w święta.

Jak wszystkie dzieci, Mikołaj chodził do szkoły podstawowej. Często był zwalniany z lekcji przez nauczyciela w zamian za kury, które donosiła jego mama. Praca na roli i pomoc ojcu była najważniejsza, decydowała bowiem o przeżyciu całej rodziny. Wiele dzieci w tamtych czasach pracowało u bogatszych gospodarzy lub zbierało owoce leśne, aby zarobić dla siebie dodatkowe pieniądze.
- Czasami chodziliśmy z koszykami kilkanaście kilometrów na targ, żeby coś sprzedać – wspomina pan Mikołaj. – A kiedy byłem trochę starszy woziłem drewno z lasu.
Słodkie dzieciństwo miało się niestety wkrótce skończyć.

Armia Czerwona
upomniała się o Mikołaja

Po wybuchu wojny z Niemcami w 1939 roku na teren Polski wschodniej wkroczyła Armia Czerwona, zaczęły się czystki i represje. Wiele osób zostało wówczas wywiezionych na Syberię. Represje dotyczyły wszystkich, w takim samym stopniu Polaków i Ukraińców. Wystarczyło, że ktoś miał ziemi trochę więcej niż inni lub służył w wojsku. W rodzinnej wsi Mikołaja po wkroczeniu Rosjan było w miarę spokojnie, ludzie tam byli zbyt biedni i prości, jednak wiele osób przeczuwało, że coś złego wisi w powietrzu. Na początku 1941 roku do domu Hermanów przyszedł sołtys, w ręku trzymał tzw. powiastkę, czyli zawiadomienie. Stało się… Młody, bo 22-letni Mikołaj Herman, otrzymał wezwanie do Armii Czerwonej. Nie miał wyboru, odmowa kończyła się zawsze rozstrzelaniem. Pożegnał się z rodziną i ruszył w nieznane. Razem z innymi chłopcami ze wsi został wywieziony do Charkowa na Ukrainie, gdzie odbył podstawowe szkolenie wojskowe. Jak wspomina, ogolono mu głowę, dano karabin i mundur z czerwoną gwiazdą. Miał teraz walczyć pod szyldem Stalina i Związku Radzieckiego. I tak się stało…

Chaos na froncie
po akcji Barbarossa

Sytuacja międzynarodowa była dynamiczna. Trzymilionowa armia niemiecka przeprowadziła w 1941 roku operację Barbarossa – napadała na Związek Radziecki. Zaczęła się wówczas prawdziwa gehenna. Niemcy uderzyli jednocześnie od morza, po góry. W tym samym czasie w Rosji przebywało ponad dwa miliony przestraszonych czerwonoarmistów, a wśród nich Mikołaj Herman. W tych okolicznościach bardzo szybko na froncie wschodnim powstał chaos. Kompania Mikołaja wraz z innymi oddziałami została skierowana w rejon rzeki Dniepr na Ukrainie a nasz bohater przeszedł prawdziwy chrzest bojowy. Po raz pierwszy zobaczył na własne oczy, czym jest wojna. W wyniku działań wojennych linia frontu zaczęła się przemieszczać w rejon Charkowa, skąd było już niedaleko do Kurska, gdzie za jakiś czas miała się odbyć największa bitwa pancerna II wojny światowej. Dwóch żołnierzy z kompanii Mikołaja zdezerterowało. Szybko ich złapano i zorganizowano pokazowy sąd polowy.
Kiedy dziś opowiada o tym zdarzeniu pan Mikołaj, nie potrafi pohamować łez…
- Pamiętam, że zaprowadzili nas na ogłoszenie wyroku – wspomina pan Mikołaj. - Moi dwaj koledzy zostali skazani na śmierć. Wyrok wykonano…

W czasie kolejnych bitew, kiedy Mikołaj obsługiwał RKM (ręczny karabin maszynowy), niedaleko jego stanowiska spadła bomba. Dwa odłamki trafiły go w nogę. Zabrano go z linii frontu do szpitala wojskowego w Kursku. Rana okazała się dotkliwa.

Sytuacja na froncie w tym czasie była fatalna. Brakowało żołnierzy, broni i amunicji. Stalin szybko zarządził zmiany. Armia radziecka zaczęła się przegrupowywać, formowano nowe oddziały na Syberii i rozpoczęto budowę nowych fabryk zbrojeniowych. Mikołaj Herman transportem wojskowym został wysłany do Nowosybirska. Pracował tam między innymi jako szewc. Poznał tam pierwsza miłość swojego życia, Donię. W międzyczasie, w 1941 roku, na terenie Rosji sformułowano polskie siły zbrojne tzw. Armię Andersa, podlegającą pod polski rząd emigracyjny w Londynie. W maju 1943 roku zaczęto formować Pierwszą Dywizję Piechoty im. Tadeusza Kościuszki Ludowego Wojska Polskiego. Dowództwo nad nią objął pułkownik Zygmunt Berling. Premier i wódz naczelny polskich sił zbrojnych na zachodzie, generał Władysław Sikorski nazwał wojska Berlinga, Polska Dywizją Komunistyczną o charakterze dywersyjnym, będącą na usługach Stalina.

Rok 1943. Powołanie
do polskiej armii

W 1943 roku Mikołaj Herman dostał powołanie do polskiej armii. Pojechał transportem wojskowym z Nowosybirska. Został przydzielony do artylerii. Przeszedł krótkie szkolenie, po którym został kanonierem. Obsługiwał działa kalibru 76 mm. Dodatkowo otrzymał funkcję zwiadowcy a później telefonisty. Był wówczas ceniony za odwagę i szybkość działania. Wraz z armią walczył w Białorusi a później na terenie Polski, wyzwalając kolejne miasta. Po ostatecznym zdobyciu Warszawy wziął udział w walkach o Wał Pomorski (były to jedne z najcięższych bitew, w jakiej żołnierze uczestniczyli – ofiary były ogromne, podobnie jak stawka) w I Armii Wojska Polskiego, w ramach operacji pomorskiej, stanowiącej część operacji wiślańsko-odrzańskiej pierwszego frontu białoruskiego. Bój toczył się o nowe granice Polski, o ostateczne zwycięstwo. Ciężka bitwa o Wał Pomorski trwała od 5 do 20 lutego 1944 roku. Później, w marcu rozpoczęły się walki o Kołobrzeg, a po nich zaślubiny z morzem. Kołobrzeg został zdobyty. Po przegrupowaniu polska armia przekroczyła Odrę i kroczyła w kierunku Berlina. Był to rok 1945.


Wyszedł w radzieckim
mundurze a wrócił w polskim

Po zakończeniu działań wojennych Mikołaj trafił do Kraśnika Lubelskiego a później do cywila. Gdy wrócił do domu, do wsi Rostoka było wiele radości i łez.
Jak dziś mówi:


Dumnie spacerował po wsi, spotykał sąsiadów i niektórych kolegów. Jednak nie wszyscy wrócili z frontu. Spokój nie trwał długo, w okolicy szalały bandy UPA (Ukraińska Powstańcza Armia). Jednej nocy przyszli do domu Hermana, było ich dwóch. Zażądali bielizny i odeszli. Wszyscy jednak bardzo się bali, bo dobrze wiedzieli, że na tym się nie skończy. Okolice Przemyśla to było miejsce szczególnej aktywności Banderowców. I faktycznie, kilka dni później, ta sama dwójka uzbrojonych bandytów wpadła do domu. Jeden grożąc nabitą bronią, zażądał żeby Mikołaj wyszedł z nim na plac. Użył sformułowania, że przeczyści sobie lufę. Oznaczało to egzekucję. Drugi z bandytów stanął na czatach przed domem. Zaczęła się ostra wymiana zdań. Gdy bandyta ruszył z wycelowanym karabinem na Mikołaja, ten rzucił się na łóżko. W tym samy czasie podbiegły siostry i rodzice, krzycząc przeraźliwie, złapały za lufę karabinu – padła seria, kule trafiły w sufit. Na skutek strzałów i krzyków w całej wsi zaczęły ujadać psy. Bandyci uciekli!

Mikołaj zrozumiał wtedy, że komuś bardzo przeszkadza jego polski mundur i że jeśli dłużej pozostanie w domu, skończy się to jego śmiercią lub śmiercią jego najbliższych. Musiał podjąć męską decyzję i zrobił to. Spakował się i wyjechał do Przemyśla.
- Po latach spotkałem tego bandytę na stacji PKP w Olsztynie – wspomina dziś pan Mikołaj. Dobrze pamiętam jego twarz…

Wywózka do Prus
W Przemyślu Mikołaj wynajął mieszkanie i zaczął pracę jako szewc. Jednego dnia założył mundur i pobiegł do fotografa. Dzisiaj, po latach, to zdjęcie to jedyny świadek tamtych czasów. Życie w Przemyślu przebiegało normalnie. Mikołaj poznał dziewczynę – odwiedzał ją w domu na wzgórzu. Niedaleko mieszkała natomiast inna dziewczyna, Stefania. I to właśnie w niej zakochał się Mikołaj i z nią wziął ślub. Byli małżeństwem 61 lat, do 2007 roku, kiedy niestety Stefania umarła. Jeździli do rodziców na wieś, słyszeli od nich opowieści o akcjach KBW (Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego) i UPA (Ukraińska Powstańcza Armia). Było coraz gorzej.


W 1947 roku, w ramach akcji Wisła, cała Rostoka została wywieziona do Prus. Po ludziach pozostały puste domy i zagrody. Nie miało znaczenia kto jest Polakiem a kto Ukraińcem, po prostu chodziło o masową deportację. Rodzice i teściowie Mikołaja trafili do wsi Pieszkowo pod Lidzbarkiem Warmińskim. Mikołaj ze Stefanią wyjechali z Przemyśla dopiero w 1949 roku i dołączyli do rodziców w Pieszkowie. Jako były wojskowy zgłosił się Mikołaj w Lidzbarku do Rady Narodowej, gdzie na podstawie dokumentów otrzymał akt własności na dom, działkę rzemieślniczą, około 2 hektarów w Nowej Wsi Wielkiej. Dom, który otrzymał był w okropnym stanie, miał powybijane szyby, obok był częściowo spalony niewielki kurnik, a dalej bunkier niemiecki w bardzo dobrym stanie. Na polach znajdowały się kilometry drutu kolczastego i zapory przeciwczołgowe. Tak wyglądały Prusy po 1945 roku.

Talenty Mikołaja
pozwoliły im przetrwać

Przed Mikołajem była kolejna próba i egzamin z życia. Co zrobić, aby przetrwać z żoną Stefanią i godnie żyć? Inni gospodarze we wsi posiadali wspaniałe duże budynki, ogromne stodoły i obory – wszyscy otrzymywali pomoc z UNRRY (Organizacja międzynarodowa utworzona w 1943 roku w Waszyngtonie, w celu udzielenia pomocy obszarom wyzwolonym w Europie i Azji po zakończeniu II wojny światowej). Mikołaj szybko podjął pracę jako zdun, szewc i murarz. Każdego dnia walczył o przetrwanie. W Radzie Narodowej załatwił pozwolenie na rozebranie zniszczonego pałacu w sąsiedniej wsi, stamtąd pozyskał dobrą, pruską cegłę i ogromne drewniane konstrukcje dachowe. Rozpoczął się remont kurnika a potem budowa ogromnej stodoły połączonej z oborą.

Zwierząt hodowlanych przybywało, bo oboje bardzo ciężko na to pracowali. Z czasem zaczęli używać maszyny – młóckarnię, sieczkarnię, kopaczkę, kosiarkę itd. Niektórzy sąsiedzi zaczęli się do Hermanów odnosić z większym szacunkiem, inni natomiast patrzyli z zazdrością. Zasada była wówczas taka, że każdy rolnik musiał umieć wszystko, od robót murarskich, stolarskich, ślusarskich, kowalskich, po wszelkie inne. Mikołaj posiadał szczęśliwie wiele talentów.

„Obywatel pojedzie z nami”
Pewnego razu na podwórko przyszedł postawny mężczyzna. Zakomunikował Mikołajowi: „Obywatel pojedzie z nami”. Razem poszli do samochodu, który stał na początku wsi. Dopiero w Górowie Iławeckim Mikołaj zrozumiał, że trafił do UB (Urzędu Bezpieczeństwa). Tam zaczęło się przesłuchanie – pytano dosłownie o wszystko. Poproszono go o dodatkowe dokumenty. Gdy je dostali, wyciągnęli jeden z nich. Było to podziękowanie od towarzysza Stalina dla polskich żołnierzy… Wielkie było ich zdziwienie. Na ironie, ten dokument uratował Mikołaja i jego rodzinę. Skutek był taki, że UB wypuściło go do domu, z tym że musiał wracać pieszo, 12 kilometrów i to nocą.

Iława 1981 rok
Na gospodarce Stefania i Mikołaj osiągnęli wszystko, co można było osiągnąć. W latach 70-tych i 80-tych było to wzorowe gospodarstwo rolne. Po śmierci rodziców Mikołaja i Stefanii, oboje postanowili przenieść się do Iławy. Był rok 1981. Wprowadzono właśnie stan wojenny. Wielki samochód ciężarowy wjechał na osiedle Podleśne w Iławie. Na pace poza dobytkiem siedział pies o imieniu Mucha. Trochę wystraszony, bo była to najdłuższa podróż samochodem w jego życiu. Mucha miał trzy łapy, była to pamiątka po zderzeniu z pojazdem wojskowym. I tak zaczęło się życie w mieście. Nie oznaczało to jednak, że Mikołaj wraz z żona Stefanią, osiedli na laurach.

Tęsknota do ziemi i przyzwyczajenie obcowania z przyrodą spowodowały, że postanowili zająć się dwoma działkami, jedna pod lasem – typowy ogród działkowy a droga w Dziarnach (spadek). Sadzili warzywa, hodowali drób, byli bardzo aktywni. Nie doczekali się wprawdzie dzieci a tym samym wnucząt, ale cieszyli się z kontaktu z krewnymi i ich pociechami. Stefania Herman, małżonka Mikołaja, była aktywistką, udzielała się społecznie, szczególnie jako parafianka kościoła greckokatolickiego w Iławie. Pan Mikołaj przez ostatnie lata nie opuszczał spotkań kombatanckich. Jest także, na ile to dziś możliwe, aktywnym parafianinem Parafii Grekokatolickim p.w. Jana Apostoła w Iławie. Z okazji 100 urodzin proboszcz tej parafii, ks. Protojerej Jarosław Gościński odprawił mszę świętą w intencji Mikołaja Hermana. Odbyła się ona 10 lutego 2019 roku i była bardzo uroczysta i radosna. Mikołaj Herman otrzymał dyplom uznania z rąk proboszcza, który pragnął w ten sposób podziękować Mikołajowi Hermanowi za jego zaangażowanie w sprawy parafii, za wieloletnią aktywność, jako parafianina – uważa go za budowniczego iławskiej parafii.

- Budowniczym naszej parafii jest na kilka sposobów – uczestniczy we mszach świętych, w miarę możliwości – mówi ks. Proboszcz Jarosław Gościński. – Jest także budowniczym duchowym, angażującym się w życie parafii oraz budowniczym w dosłownym tego słowa znaczeniu – uczestniczył bowiem w budowie naszej świątyni. Msza była hołdem oddanym panu Mikołajowi. Miała ona charakter niemal osobisty. A uświetnił ją Dziecięcy Chór „Suziriaczko” z Olsztyna.

Jak dziś żyje Mikołaj Herman?
Uśmiechnięty i energiczny człowiek z pana Mikołaja, szczerze zainteresowany rozmową, aktywny i zakłopotany czasem, kiedy nie może sobie czegoś przypomnieć. Z dumą pokazuje mundur z medalami i fotografie, ukryte gdzieś głęboko w szafce. Wszystko to robi samodzielnie. Ślady talentów są obecne w jego domu - kapcie, które uszył i oficerki własnej produkcji. Pan Mikołaj nie odmawia sobie niczego – dobrego jedzenia, lampki koniaku, kawy, czasem papierosa, mięsiwa, a na śniadanie nie może obyć się bez twarożku ze szczypiorkiem. Poza schorzeniami typowymi dla wieku, nic mu w zasadzie nie dolega, nawet grypa trzyma się z daleka. Dużo śpi. Poza tym świętem jest dla niego uczestnictwo we mszy. Od 2007 roku, kiedy odeszła ukochana żona Stefania, mieszka samotnie na pierwszym piętrze bloku na osiedlu Podleśnym w Iławie. Kilka razy w tygodniu odwiedza go rodzina, i jest bardzo pomocna.

Materiał oparty na osobistej rozmowie i na podstawie filmu pt. „Mikołaj Herman. Żołnierska Droga”

Życie Powiatu Iławskiego


Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. kresowiak #2715701 | 83.9.*.* 12 kwi 2019 19:10

    Brawo wojaku za całą drogę życiową.Pozdrowienia od kresowiaka.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  2. REK #2714488 | 94.254.*.* 11 kwi 2019 09:36

    Nie rozumiem czego życzy "olsztynianka" pisząc "sto lat Panie Mikołaju " jak on ma ponad sto lat.

    odpowiedz na ten komentarz

  3. ona #2707951 | 80.55.*.* 2 kwi 2019 08:47

    Szanowna Redakcjo, ponownie proszę o blokowanie komentowania artykułów biograficznych.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. olsztynianka #2707453 | 80.55.*.* 1 kwi 2019 12:24

      Jestem pod wrażeniem. Piękne życie i krótka opowieść. Sto lat Panie Mikołaju.

      odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. kaka #2707252 | 88.156.*.* 31 mar 2019 23:19

        pewnie starego sycza spotkał na dworcu w Olsztynie...

        Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        Pokaż wszystkie komentarze (6)
        2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5