Niezwykła historia tablic z Gorynia. Czekały lata na odkrycie! [ZDJĘCIA]

2018-12-07 17:00:00(ost. akt: 2021-02-07 09:11:53)
Tablice od 2000 roku można oglądać na ścianie bocznej kościoła w Goryniu

Tablice od 2000 roku można oglądać na ścianie bocznej kościoła w Goryniu

Autor zdjęcia: Mateusz Partyga

Historia naszych ziem nie jest łatwa. Nie jest ani czarna, ani biała, nie jest zero-jedynkowa. Jest trudna, zagmatwana, do dziś budząca kontrowersje. Tak jest choćby z tablicami znajdującymi się na bocznej ścianie kościoła w Goryniu. To historia niejednego z nas, naszych rodzin i przodków.
— Moja mama wspomina do dziś, że przed II wojną światową mieszkańcy Gorynia byli szykanowani przez Niemców za polskie pochodzenie. Po wojnie sytuacja się zmieniła. Gorynianie byli wówczas szykanowani przez Polaków, za pochodzenie niemieckie — te słowa Ireny Plebaniak, rodowitej gorynianki, dobrze obrazują stan życia na pograniczu dwóch krajów.

A Goryń (z niem. Guhringen), podobnie jak spora część południowej części dzisiejszego powiatu iławskiego, to idealny przykład miejscowości położonej na pograniczu. Starsi mieszkańcy Gorynia do dziś wspominają, że "tam dalej" (czyli np. położona o kilka kilometrów na południowy zachód wieś Krzywka) to już była Polska. Bywało więc tak, że np. mieszkający tuż obok siebie gospodarze Nickel i Lepianka z okolic Wałdowa (wieś położona w południowej części dzisiejszej gminy Kisielice, tuż przy Krzywce, na krańcu jeziora Goryńskiego/Szerokiego) byli w rzeczywistości obywatelami dwóch różnych krajów. A dzieliła ich tylko mała rzeczka, na której była granica. Łączyła za to przyjaźń. I wspólna mała ojczyzna.

Granica polsko-niemiecka w trakcie 20-lecia międzywojennego była delikatnie zmieniana. Niekiedy zdarzało się więc, że dane domostwo należało do Polski, by po chwili znaleźć się po stronie niemieckiej.
Tuż przed II wojną światową Goryń był dużą i prężnie działającą wsią. Domów w tej pięknie położonej miejscowości (teren pagórkowaty, pomiędzy trzema jeziorami) było wówczas więcej, niż obecnie. Według różnych przekazów, mogło ją zamieszkiwać ponad tysiąc mieszkańców. Polaków, Niemców? A może po prostu, gorynian?

••• W 1999 roku rodzice dzieci, które miały przystąpić do pierwszej komunii, wzięli się za remont znajdującej się tuż przy kościele figury Matki Boskiej. Ku zaskoczeniu odkryli, że do bocznych ścian wysokiego postumentu na którym stoi figura, przymocowane były cztery płyty. Po ich odwróceniu okazało się, że na każdej z nich znajdowały się listy z nazwiskami. Były to imiona i nazwiska mieszkańców Gorynia, którzy polegli w I wojnie światowej. Co interesujące: tablice zamontowano w taki sposób, że strony zapisane zostały ukryte i od tej pory przylegały bezpośrednio do postumentu. Natomiast strony niezapisane znajdowały się na zewnątrz.

— Tablice zostały zamontowane odwrotnie tuż po zakończeniu II wojny światowej. Mieszkańcy Gorynia chcieli prawdopodobnie zachować je dla potomnych. Nie zniszczyli ich tylko ukryli mając zapewne w świadomości, że przedstawiciele ustroju, który właśnie przejmował władzę w Polsce, nie będzie tolerował takich akurat reliktów przeszłości tych ziem — mówi Irena Plebaniak, która wiedzę o historii Gorynia i okolic czerpie m.in. z opowieści swojej mamy, Małgorzaty Plebaniak (z domu Karrasch). Rodzina ta zamieszkiwała miejscowość przed 1939 rokiem, a jej mająca miejsce pod koniec wojny tułaczka (pieszo do Kołobrzegu i z powrotem) to temat na oddzielny artykuł, jak nie książkę. Pozostańmy na razie przy tablicach.

Na czterech płytach znajduje się 56 nazwisk. W większości niemieckich, nie brakuje też polskobrzmiących — idealne odzwierciedlenie społeczeństwa Gorynia. Tuż obok każdego nazwiska znajduje się data śmierci oraz jednostka w której służył dany żołnierz podczas I wojny światowej.

— Wszystko wskazuje na to, że materiał z którego zostały wykonane te tablice to granit szwedzki — twierdził początkowo Krzysztof Czapliński. Właściciel firmy kamieniarskiej z Iławy zadał sobie trud i przy okazji wizyty w gminie Kisielice sam podjechał do Gorynia, aby potwierdzić swą tezę lub też nie. A tu mały szok.
— W niedzielę pojechałem do Gorynia i ku memu zaskoczeniu okazało się, że granit na jakim wypisane są nazwiska to nie granit szwedzki, czyli tzw. czarny szwed. Jak się okazuje, goryńskie tablice wykonane są z granitu pochodzącego z Republiki Południowej Afryki. Granit ten nazywa się Impala — tłumaczy Czapliński.

Na pierwszej płycie znajduje się dodatkowo napis w języku niemieckim: "Aus der Gemeinde Guhringen starben Heldentod furs Vaterland", czyli "Z gminy Guhringen polegli śmiercią bohaterską za ojczyznę" (tł. Joanna Babecka).

Płyty te zaraz po I wojnie światowej przymocowano do postumentu stojącego w centrum wsi (oczywiście z nazwiskami od strony widocznej) — w tym samym miejscu później ustawiono figurkę Matki Boskiej, jednak sam postument uległ delikatnemu obniżeniu. Wcześniej zamiast figurki znajdował się na nim krzyż (stylizowany na krzyż żelazny, jak zauważa historyk dr Seweryn Szczepański), całość była poświęcona ofiarom I wojny światowej. Krzyż został zdjęty prawdopodobnie w latach 60-tych XX wieku.
Na zdjęciu poniżej widać cały pomnik, wraz z tablicami i krzyżem. Zdjęcie zatem wykonano przed demontażem płyt.


••• Wracamy znowu do wiosny 1999 roku. Co może dziś (pozytywnie) zaskakiwać to fakt, że społeczeństwo Gorynia do całego odkrycia podeszło z dużą tolerancją, nawet pietyzmem. Postanowiono bowiem, że skoro już tablice po ponad pół wieku ukrycia ujrzały ponownie światło dzienne, to trzeba o nie zadbać. Najlepiej oczywiście, aby pozostały na miejscu i przypominały kolejnym pokoleniom o historii tej miejscowości i jej okolic. Dlatego też podjęto decyzję, że tablice zostaną na stałe przytwierdzone do bocznej, zachodniej ściany kościoła. Jednym z głównych pomysłodawców był rodowity gorynianin, Horst Krupp, który już od wielu lat mieszkał w Niemczech, jednak Goryń wciąż odwiedzał.

— W 2000 roku Krupp dowiedział się o tym odkryciu. Poszedł do księdza z pytaniem, czy można w jakiś sposób zadbać o te znalezisko, ważne nie tylko dla niego, ale dla całych pokoleń rodzin z naszej miejscowości. Nieżyjący już proboszcz naszej parafii Stanisław Sarnicki przystał na tę propozycję i gorynianie przedwojenni oraz ci teraźniejsi zaczęli wdrażać w życie swój pomysł — wspomina Irena Plebaniak.

Ustalono, że w sierpniu 2000 roku w kościele parafii rzymskokatolickiej w Goryniu odbędzie się msza ekumeniczna połączona z odsłonięciem oraz poświęceniem czterech tablic. Na kilka tygodni przed uroczystością ksiądz Sarnicki podczas nabożeństw zapraszał na nią. Proboszcz z Gorynia poprowadził mszę wraz z Krzysztofem Kopaczem, pastorem kościoła ewangelicko-metodystycznego w Iławie.

Jak się okazuje, pastor doskonale pamięta to wydarzenie i bardzo miło je wspomina.
— Muszę przyznać szczerze, że sama propozycja przeprowadzenia takiej mszy była dla mnie zaskoczeniem — wspomina Krzysztof Kopacz.
— Dopiero co rozpoczynałem swoją służbę w Iławie, wcześniej sam organizowałem msze ekumeniczne, a tu proszę: mam razem z księdzem rzymskokatolickim poprowadzić nabożeństwo związane z tablicami. Zostałem o to poproszony przez mniejszość niemiecką. Trzeba pamiętać, że osoby, które przyjechały do Gorynia z Niemiec, były w tej świątyni chrzczone, to tu mieli pierwszą komunię świętą. Z ks. Sarnickim bez problemu ustaliłem wszelkie szczegóły mszy. Pamiętam też te długie rozmowy gorynian i iławian o czasach przeszłych. A, już niestety nieżyjącego, księdza Stanisława odwiedziłem później jeszcze kilka razy, już jako kolega — wspomina pastor Kopacz.

••• Msza, która odbyła się 6. sierpnia, była doskonałą okazją do spotkania się gorynian żyjących tu przed II wojną światową z aktualnymi mieszkańcami wsi. Z Niemiec przyjechał autokar wypełniony ludźmi wciąż tęskniącymi za swą dawną małą ojczyzną. Niektórzy z nich na czas przyjazdu mieszkali m.in. w domu Plebaniaków.

— Pamiętam, że po mszy część tej grupy z Niemiec pojechała do Iławy, gdzie jeszcze długo trwała biesiada i wspominano dawny Goryń. Do Iławy udali się także dzisiejsi mieszkańcy naszej miejscowości. To była bardzo miła, fajna integracja ludzi zamieszkujących kiedyś i aktualnie tę wieś. Trzeba tu także koniecznie wymienić nazwisko iławianki Gertrudy Otulak, przedstawicielki mniejszości niemieckiej z naszych ziem, która była jedną z organizatorek całego wydarzenia — zauważa Irena Plebaniak.

Od tamtej pory tablice nie zmieniły swojego miejsca, nikt ich ponownie nie ukrył i można je oglądać na kościele, od strony cmentarza.

••• Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale społeczeństwo Iławy w dużej mierze tworzą rodziny pochodzące właśnie z Gorynia i okolicznych wsi.

zico
m.partyga@gazetaolsztynska.pl

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. czytelnik #2662903 | 37.47.*.* 14 sty 2019 23:45

    Nie istnieje coś takiego, jak "msza ekumeniczna"! To bluźnierstwo i profanacja!

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  2. II #2639652 | 89.228.*.* 8 gru 2018 20:04

    502 Bad Gateway ...... najbardziej popularny artykuł w portalu olsztyńska powtarza się co kilka artykułów. Co prawda krótki ale mój ulubiony :)

    odpowiedz na ten komentarz

  3. Niestety #2639198 | 37.47.*.* 7 gru 2018 21:47

    to politycy dzielą narody i społeczności

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5