Myślistwo oraz łowiectwo jest ściśle związane z Węgorzewem. To tutaj co roku odbywa się Festiwal Kultury Myśliwskiej, lasy i pola obfitują w zwierzynę. Coraz więcej młodych ludzi wstępuje do kół łowieckich. Po co? Argumenty są różne – oficjalne i nieoficjalne.
Tradycja oraz historia łowiectwa sięga czasów państwa feudalnego w średniowiecznej Polsce. Prawo do polowania na duże gatunki zwierząt było traktowane jako łaska, nagroda i przywilej. Rozkwit łowiectwa w Polsce przypada na okres XVI i XVII wieku. W tym czasie polowania uznawano za zajęcie godne prawdziwego mężczyzny. Pomimo zmniejszających się powierzchni lasów oraz ilości zwierzyny grubej, polowania nadal stanowiły ulubiona rozrywkę szlachty.
— Od stuleci łowiectwo było ściśle związane z naszym życiem, a przez wieki wykształcono tradycje, zasady, a nawet słownictwo łowieckie — tłumaczy Norbert Bejnarowicz, prezes Koła Łowieckiego "Mazury".— Ma ono długą i barwną historię. Czasy się jednak zmieniają, zmienia się społeczeństwo i elementy z nim związane. Tak samo zmianie ulega obraz myśliwych. Ten portret, przez niektórych utożsamiany jest z okrucieństwem, zabijaniem, brakiem poszanowania dla zwierzyny i przyrody. Tudzież wyłania się obraz inny – człowieka pielęgnującego zwyczaje, dbającego o integracje swojej społeczności, a przede wszystkim przykładającego wielką wagę do dbałości o ojczystą przyrodę i jej zasoby w tym – wbrew pozorom – troska się o zwierzynę tam żyjącą.
Gospodarka łowiecka
Obecnie uważa się łowiectwo, za naukę i sposób na gospodarowanie populacjami zwierzyny oraz tzw. biotopem czyli ich środowiskiem naturalnym. Mówi się o łowiectwie jako o formie ochrony przyrody, która ma na celu dostosowywanie liczby populacji do środowiska, które z biegiem lat jest zmniejszane przez ingerencję człowieka.
— Cel myślistwa to nie tylko zmniejszanie populacji, to również dokarmianie zwierząt, dosadzanie odpowiednich gatunków drzew, które stanowią pokarm oraz schronienie — tłumaczy Lechosław Woliński, prezes Koła Łowieckiego Żbik. — Dodatkowo Naszym zadaniem jest kontakt z leśnikami oraz rolnikami. Rozmawiamy dowiadujemy się gdzie zwierzyna dokonuje największych spustoszeń. Utrzymujemy populację na poziomie, który nie zagraża wyginięciu gatunku oraz nie stwarza zagrożenia nadmiernego rozrostu.
— Cały czas staramy się zmieniać obraz myśliwego w naszym społeczeństwie — mówi Norbert Bejnarowicz, Prezes Koła Łowieckiego „Mazury” w Węgorzewie, przewodniczący Komisji Kultury, Etyki i Edukacji Ekologicznej Okręgowej Rady Łowieckiej w Suwałkach.— Organizujemy festiwale kultury łowieckiej, wystawy, konkursy dla dzieci i młodzieży, jesteśmy w szkołach, promujemy zdrową żywność, jaką jest nasza dziczyzna. Współpracujemy z rolnikami, dokarmiamy zwierzynę w okresie niedostatecznej ilości pokarmu, budujemy paśniki, uprawiamy poletka łowieckie, z których produkcja przeznaczona jest wyłącznie dla zwierzyny.
Przeciwnicy myślistwa
To ludzie, którzy mówią o myśliwych jako o "rzeźnikach", a o samy procederze jako o "najohydniejszym czynie, którego może dopuścić się człowiek". Padają historie z polowań: grono myśliwych bawi się przy ognisku, nad płomieniem piecze się młody dzik, w tle leży siedem innych z którymi myśliwi robią sobie zdjęcia. Fotografie uśmiechniętych łowczych z ich ofiarami trafią na portale społecznościowe. Czy tak wygląda szacunek dla upolowanej zwierzyny?
— Środowisko myśliwych jest zdeprawowane i korzysta z niezasłużonych przywilejów —mówi Rafał Gaweł założyciel ruchu Ludzie Przeciw Myśliwym.— Pochodzę z Węgorzewa i idea ruchu narodziła się właśnie tutaj, teraz działamy na skalę ogólnokrajową. Tym co pchnęło mnie do założenia ruchu był incydent z mojej młodości. Moja rodzina miała lecznicę zwierząt w Węgorzewie, obok lecznicy chore zwierzęta odbywały kwarantannę, a gdzieś nieopodal latał mój pies – seter szkocki. Myśliwi wracający z polowania podjechali pod lecznice i zastrzelili psa. Według ich, stanowił zagrożenie. Arron był bardzo łagodny i przyjaźnie nastawiony.
Każde stado ma czarną owcę
—Z pewnością ciężko jest zrozumieć to, w jaki sposób można jednocześnie okazywać troskę i deklarować miłość do dzikich zwierząt i jednocześnie odbierać im życie — Norbert Bejnarowicz, sekretarz Koła Łowieckiego „Mazury” w Węgorzewie.— Ważne jest, aby rozróżniać dobro populacji od krzywdy osobniczej. Krzywda ta jest jednak niezbędna dla zachowania zdrowej, zbalansowanej i adekwatnej struktury i liczebności populacyjnej, która wynika z pojemności terenu, który populacja ta zajmuje. Proszę zwrócić uwagę, że gospodarka łowiecka jest nauką akademicką wykładaną na uniwersytetach.
—Z pewnością ciężko jest zrozumieć to, w jaki sposób można jednocześnie okazywać troskę i deklarować miłość do dzikich zwierząt i jednocześnie odbierać im życie — Norbert Bejnarowicz, sekretarz Koła Łowieckiego „Mazury” w Węgorzewie.— Ważne jest, aby rozróżniać dobro populacji od krzywdy osobniczej. Krzywda ta jest jednak niezbędna dla zachowania zdrowej, zbalansowanej i adekwatnej struktury i liczebności populacyjnej, która wynika z pojemności terenu, który populacja ta zajmuje. Proszę zwrócić uwagę, że gospodarka łowiecka jest nauką akademicką wykładaną na uniwersytetach.
— Trzeba podkreślić, że myślistwo to nie sport — dodaje prezes Koła Łowieckiego Żbik.
— Cywilizacja doprowadziła nas do takiego momentu jak teraz — kontynuuje Norbert Bejnarowicz. — Kiedy roku temu populacja dzików osiągnęła apogeum, to nie myśliwi wychodzili na drogi protestować. To byli ludzie, którzy z powodu szkód powodowanych przez zwierzynę łowną odczuwali bardzo duże straty w swojej gospodarce rolnej. A to jest tylko przypadek jednego regionu i tylko dzików!
Rolnicy między młotem a kowadłem
Sprawa myślistwa nie dotyczy wyłącznie dwóch obozów. Pomiędzy stoją rolnicy. To oni co roku muszą borykać się ze stratami wyrządzanymi przez dziką zwierzynę poszukującą pożywienia na polach uprawnych oraz w okolicach ludzkich osad.
— Popieram działalność kół łowieckich bo nie wiadomo jak inaczej zaradzić szkodliwej działalności dzikiej zwierzyny, aniżeli przez odstrzał — wypowiada się Andrzej Deneka, właściciel gospodarstwa rolnego w Pawłowie. — Co roku tracę około 10% uprawy. Mniejszych szkód nie zgłasza się do kół łowieckich, a same odszkodowania są niewielkie. Uważam, że dzikie zwierzęta powinny być w lesie, a obecnie częściej widać je w miastach i na polach. Wina leży w dokarmianiu, to właśnie wywabiło zwierzęta z lasów. Obecna sytuacja zmusza myśliwych do ingerencji. Wyobraźmy sobie stado 20 jeleni w rzepaku, po dwóch, trzech dniach nic z niego nie zostaje.
(mm)
(mm)