Gdzie jest ryba? Zastanawiają się wędkarze

2021-07-12 12:45:42(ost. akt: 2021-07-14 19:18:00)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do artykułu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do artykułu

Autor zdjęcia: pixabay.com

Jak to jest z rybami w mazurskich jeziorach? Wiele lat temu zadowoleni byli ze swoich mniejszych lub większych, ale zawsze przyjemnych połowów turyści i wędkarze. Dziś na ich brak narzekają nawet rybacy. Ich wspólnym wrogiem jest kormoran, jedyny legalny kłusownik oraz degradacja środowiska.
Ryb w mazurskich jeziorach jest coraz mniej. Od lat problem narasta, a wędkarze zastanawiają się dlaczego?

– Od pół roku nie trafiłem na rybę, a zezwolenie kosztowało mnie prawie 500 zł i to nie jest mała kwota – skarży się pan Adam, jeden z giżyckich wędkarzy. – W ubiegłym roku kilka razy udało mi się złowić szczupaka, sandacza, kilka okonków. Teraz zero. Szczupak, okoń, sandacz, węgorz, sieja, sielawa, leszcz, krąp, miętus, płoć to ryby, w które obfitowały mazurskie jeziora. Teraz można je złowić w stawach hodowlanych. Naprawdę nie ma ryb w jeziorach. Wędkarze siedzą na wodzie z kijem i na pusto wracają. A na jeziorze widzę rybaków. Zamiast zastawić sieci i wyławiać ryby, powinni wpuszczać narybek. Ale to chyba robią na papierze, bo w jeziorach nie ma ryb. To trochę frustrujące. Człowiek jedzie na ryby odpocząć i się zrelaksować, a tylko się wkurza. Pytam, gdzie jest ryba?

Wędkarze z giżyckiego stowarzyszenia wędkarskiego, zrzeszającego pond 200 członków twierdzą, że ryby w jeziorach są, ale znacznie mniej niż jeszcze kilka lat temu. Dlaczego?

– To efekty rabunkowej działalności gospodarstw rybackich – podejrzewa pan Jan, miejscowy wędkarz. – Tyle ryb, co wyciągają z jezior rybacy, to skandal. W sieciach wyławia się tony ryb i to takich, których wędkarz nie zabierze ze sobą, a kłusownik nie wyciągnie. Nie na jakość patrzą, tylko na ilość. Czysta komercja. Kilkanaście lat temu razem z rybakami zarybialiśmy nasze jeziora. Od dziewięciu lat nikt z naszego stowarzyszenia nie był zapraszany na zarybianie. Pieniądz rządzi. Prywatne firmy dzierżawią jeziora i użytkują, jak chcą. Sami ustalają, kiedy, jak i w jakich ilościach zarybiać, kiedy łowić, sprzedają pozwolenia na wędkowanie, które też nie są tanie.


Aby wziąć udział w zawodach trzeba posiadać sprzęt wędkarski — siatkę do przechowywania ryb oraz wędkę
Fot. Archiwum redakcji

Aby wziąć udział w zawodach trzeba posiadać sprzęt wędkarski — siatkę do przechowywania ryb oraz wędkę

Rybak kontra żeglarz, klimat...

Gospodarstwo Rybackie w Giżycku mające swoją siedzibę w Pięknej Górze dzierżawi blisko 12 tys. ha jezior. Są to popularne wśród wędkarzy jeziora: Doba, Dargin, Kisajno, Niegocin, Jagodno, Wojnowo, Bawełno, Ublik Mały, Ublik Wielki, Okrągła, Byczek, Sztynort, Wojsak. Kiedyś firma zatrudniała 30 rybaków, dziś pracuje tam 10. Jeden rybak przypada na 1200 ha jezior.

– Nie ma możliwości, żeby rybak przełowił rybę – wyjaśnia Mieczysław Wełna, dyrektor Gospodarstwa Rybackiego w Giżycku. – Od lat zarybiamy na poziomie 20-28%. To znacznie powyżej normy ustalonej w umowie dzierżawy. Trzymamy się wytycznych, które zostały wiele lat temu ustalone. Jesteśmy stale kontrolowani przez urząd marszałkowski. Prowadzimy racjonalną gospodarkę jezior. Systematycznie jeziora zarybiane są szczupakiem, linem, sandaczem, węgorzem, sielawą, karasiem i karpiem. Kupujemy narybek, choć jego cena nieustannie wzrasta, zarybiamy jeziora, ale efekty są różne. Zarybiamy dwa razy w roku w okresie wiosennym i jesiennym. Ikrę do tarła pozyskujemy we własnym zakresie. Narybek kupujemy też od stałych dostawców z Mazur. Jednak z rybą jest tak, że nie zawsze bierze szczególnie w okresie letnim, stąd niezadowolenie wielu wędkarzy.

Fot. Pixabay.com

Szef gospodarstwa rybackiego wskazuje na trwające od dziesięcioleci zmiany środowiska wodnego, postępujące skażenie wody i utratę cennych gatunków ryb. Okazuje się, co potwierdzają płetwonurkowie, strefa beztlenowa w mazurskich jeziorach jest już na głębokości około 8 m.

– Woda nie nadaje się do produkcji rybackiej – dodaje dyrektor Wełna – Podwodna roślinność, w której ryby składają ikrę, powoli zanika. W Niegocinie na głębokości siedmiu czy ośmiu metrów nie ma tlenu w lipcu, kiedy ryba powinna bytować. Musimy dorybiać wody, ale w naszych jeziorach nie ma już odpowiednich warunków. Zmiana klimatu i zanieczyszczenia z jachtów też nie sprzyjają gospodarce rybackiej. Turystów na jeziorach przybywa, a nie ma żadnej kontroli nad zrzucaniem nieczystości z jachtów. Toalety chemiczne często opróżniane są w jeziorach zamiast w portach czy przystaniach żeglarskich. W takich wodach, jakie mamy obecnie, ryba nie będzie żerować. Dewastacja i degradacja jezior postępuje.

Zarybianie w Szwaderkach

Okolice Szwaderek- Nz. pracownicy gospodarstwa rybackiego Szwaderki prowadzą zarybianie okolicznych jezior
Fot. Przemysław Getka
Zarybianie w Szwaderkach Okolice Szwaderek- Nz. pracownicy gospodarstwa rybackiego Szwaderki prowadzą zarybianie okolicznych jezior

Kormoran legalny kłusownik

Wyspa kormoranów na jeziorze Dobskim to największy wodny rezerwat na Mazurach. Znajduje się tu kolonia lęgowa, gdzie żyje około 3 tys. kormoranów, a każdy z nich zjada około 0,5 kg ryb dziennie. Taka ilość kormoranów potrafi zjeść nawet kilkadziesiąt ton ryb rocznie. W poszukiwaniu pokarmu nurkują do głębokości 10 m. Aktualnie kormoran nie jest zagrożony. Stanowi raczej zagrożenie, bo na niektórych wodach może spowodować dużą redukcję ryb. Kiedyś były przeprowadzane odstrzały kormoranów, ale ich zaprzestano ze względu na zbyt małą skuteczność. Podobnie jak płoszenie tych ptaków jest tylko działaniem doraźnym.

Fot. mazury.info.pl

– Prowadziliśmy odstrzały, ale jeśli dzierżawcy sąsiednich akwenów tego nie robią, to mija się z celem – informuje Mieczysław Wełna. – Kormoran poleci na inne jezioro, a potem wróci. Odstrzał tych ptaków nie powoduje istotnej redukcji populacji. Wszyscy wiemy, jak szkodliwy jest ten ptak dla naszego narybku. Wojna z kormoranami, to jak walka z wiatrakami. Naszym zadaniem jest znalezienie kompromisu.

Fot. arch.GG

– Kormoran to największy legalny kłusownik – dodają wędkarze. – Nikt z nim nie wygra. Tonami wybiera rybę. I to chyba dwukrotnie więcej. Niż wyciągają w sieciach rybacy. Ofiarami kormoranów są przede wszystkim małe ryby, na które polują pod wodą, ale bywają i duże, nawet długości 40 centymetrów szczupaki, które ważą nawet kilogram.

Wędkowanie to pasja

Niezależnie czy wędkuje turysta czy miejscowy, ryba niewymiarowa wraca do jeziora. Zdecydowana większość wędkarzy przestrzega tych zasad. Wędkują dla samej przyjemności, nie dla obfitego połowu.

– Z wędką trzeba się urodzić – twierdzi wędkarz ze stowarzyszenia wędkarskiego w Giżycku. – To pasja jakiej świat nie widział. Mogę cały dzień siedzieć na łódce i wpatrywać się w wędkę, obserwować czy ryba bierze. Nie jadę po rybę, ale na ryby. To zamiłowanie i hobby od dzieciństwa. Wspaniała rekreacja i ogromna przyjemność. Oczywiście jakaś ciekawa sztuka potrafi uatrakcyjnić pobyt na jeziorze. Jednak zawsze wraca do wody. Wędkowanie to hobby, które łączy pokolenia. Podobnie, jak niegdyś mój dziadek zabierał mnie na ryby, tak ja teraz zabieram swoje wnuki. Jednak trudniej dziś złowić rybę.

Od lat wiele mazurskich samorządów popularyzuje wędkarstwo jako atrakcję turystyczną swojej gminy nie tylko w okresie letnim, ale także jesienią chcąc w naturalny sposób wydłużyć sezon turystyczny i zachęcić do pobytu dodatkowych gości. Działaniom tym nie sprzyjają informacje niezadowolonych wędkarzy o tym, że w mazurskich jeziorach nie ma ryb. Co więc można zrobić?

– Przejść z komercji na turystykę – radzą wędkarze z Giżycka. – Stawy hodowlane i małe prywatne jeziora cieszą się dużym zainteresowaniem turystów, bo to pewniak na połów ciekawej sztuki. Taki wędkarz złowi rybę, zrobi pamiątkowe zdjęcie i wypuszcza ją do wody. W jeziorach trzeba zmniejszyć połów na sprzedaż. Ich nadmierna eksploatacja negatywnie wpływa na turystykę, bo odstrasza wędkarzy. Amatorom wędkowania pozostają często tylko małe ryby, których nie udało się odłowić w sieci. Wędkarz nie zabierze takiej małej ryby, tylko ja wypuści do wody. Tymczasem wpływy z rozwijania turystyki wędkarskiej mogłyby być wielokrotnie większe niż z typowej gospodarki rybackiej. Niektórzy dzierżawcy jezior, jak na Dejgunach, wprowadzili całkowity zakaz połowu ryb przez dwa lata. Ryba się odnowiła. To jest jakieś rozwiązanie, ale u nas rządzi biznes.
Renata Szczepanik

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Janek #3070892 13 lip 2021 14:25

    Największymi kłusownikami na jeziorach są rybacy nie wędkarze czy kormorany tak jest wszędzie i nikt tego nie sprawdza i nie kontroluje.

    Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5