Samotny strażnik Piaskowej Góry

2024-01-15 10:00:00(ost. akt: 2024-01-15 11:00:05)
Pan Zdzisław Milewski mieszka w bardzo spartańskich warunkach

Pan Zdzisław Milewski mieszka w bardzo spartańskich warunkach

Autor zdjęcia: MCH

W kozie ląduje opał i w pomieszczeniu robi się dosyć ciepło. Jego wyposażenie jest bardzo spartańskie – szczątkowe meble pamiętające piwnicę Edwarda Gierka, na ścianie kocyk w bajkowe misie. Największą uwagę zwraca stół, przy którym siedzi p. Zdzisław. Tuż obok jest łóżko. No i przy wejściu ta koza. Gdyby jeszcze chociaż dawała mleko...
Pana Zdzisława Milewskiego odwiedziliśmy wraz z redakcyjną koleżanką, która już wcześniej zwróciła na niego uwagę i jej znajomymi - Przemkiem i Basią. A zwróciła na niego uwagę nie bez powodu, bo chodzi o samotnego mężczyznę, który zamieszkuje w warunkach rodem z przedwojennej prowincji.

Historia jego życia jest dosyć skomplikowana. Kiedyś mieszkał u kuzynów w Orzechowie. Gdy jego wujek przeszedł na rentę gospodarzyć zaczął jego syn. I jak mówi pan Zdzisław, tak gospodarzył, że on sam dostał kopa – musiał się wynieść. Nie mając gdzie się podziać znalazł azyl u sąsiadów, na końcu tej samej wioski.

Siedziałem tam z 10 lat — wspomina.

Los dla pana Zdzisława ułożył się tak, że po wielu perypetiach trafił finalnie do stróżówki na byłym wysypisku śmieci tuż obok Starych Juch, w pobliżu drogi na tamtejszą Piaskową Górę. Mała i pozbawiona prądu oraz ogrzewania centralnego kanciapka jest jego domem już od 12 lat. Dostał ją od gminy.

Senior spod Juch

Gdy jakaś firma sprzątnęła te śmiecie zostało jak zostało. Tutaj siedział stróż, a w pomieszczeniu obok trzymano w beczkach chlor czy inne substancje (zapewne do neutralizacji wysypiska – przyp. red.) — mówi Zdzisław Milewski.

Koleżanka pyta, czy ma jakąś „babę” – towarzyszkę i / lub dzieci.

Babę miałem, dzieci nie mam — śmieje się adresat pytania.

Obecnie za towarzyszy dnia codziennego ma żywą przyrodę. Ale kiedyś tak nie było, pracował i obracał się wśród ludzi. Życie prowadziło go przez wiele miejsc i zajęć: Ogródek, Białystok, Olecko, praca na ełckiej i kieleckiej kolei, wreszcie betoniarnia – w międzyczasie perypetie z miejscem zamieszkania – i finalnie stróżówka. Pierwszy jej lokator, o którym wspominał pan Zdzisław, już nie żyje. Podobnie jak Józek Chrzanowski, który wprowadził się swego czasu do sąsiedniego pomieszczenia.

Czy przez te 12 lat zamieszkiwania w byłej stróżówce ktoś z samorządowców zainteresował się losem jej lokatora? Może przyjeżdżali gminni radni?

A czego? Po co im to? — pyta retorycznie p. Zdzisław.

Tak naprawdę mieszkaniec podjuskiej stróżowki nie potrzebuje wiele, tym bardziej z rzeczy materialnych. Ma skromną emeryturę i nikogo o pieniądze nie prosi. Zanim mu ją przyznano korzystał z pomocy GOPS-u. W zasadzie jedyną potrzebą p. Zdzisława jest ewentualnie nowe lokum, ale też nie mówi o tym sam z siebie. W stróżówce mieszka już 12 lat i z pewnością ma doświadczenie w radzeniu sobie z trudami i specyfiką takiego trybu życia. Niestety wraz z biegiem lat i deterioracją zdrowia panu Zdzisławowi jest coraz trudniej. Na senioralne lata dają o sobie znać nogi.

Mimo wszystko nie narzeka. Mówi że są biedniejsi. Skromne środki pozwalają mu liczyć na pomoc znajomego np. w celu dojazdu do sklepu i załatwiania ewentualnych sprawunków. Co prawda w prowizorycznej wiacie stoi kupiony przez niego skuterek, ale zimą... po prostu stoi. Tuż obok leży naszykowane i pocięte drewno do kozy, dzięki której p. Zdzisław może w ogóle przeżyć zimową porą. Gdy przyjeżdżamy, jeszcze nie jest napalone. Gospodarz skromnego przybytku dopiero wstał.

Pan Zdzisław mieszka w byłej stróżówce już 12 lat

Po chwili w kozie ląduje opał i za niedługo w pomieszczeniu robi się ciepło. Jego wyposażenie jest bardzo spartańskie – szczątkowe meble pamiętające piwnicę Edwarda Gierka, na ścianie kocyk w bajkowe misie. Największą uwagę zwraca stół, przy którym siedzi p. Zdzisław. Tuż obok jest łóżko. No i przy wejściu ta koza. Gdyby jeszcze chociaż dawała mleko...

Ale na szczęście tego – ani tym bardziej ptasiego – mieszkaniec powysypiskowej stróżówki wcale nie potrzebuje. W szafie ma popakowaną odzież. Pranie robi ciepłymi porami dzięki deszczówce. Ekologicznie. Brakuje mu za to czegoś innego – wody i prądu. Tę pierwszą zapewnia sobie na zasadzie uzupełniania baniaków, które są do niego przywożone. Jego jedyną metodą kontaktu ze światem zewnętrznym jest stary, rozpadający się – dosłownie i w przenośni – telefon. Do tego szwankuje w nim bateria i raz po raz trzeba ją wyciągać, co chwilowo pomaga. Co jakiś czas – przy okazji robienia zakupów – zagląda do niego znajomy, bierze telefon do siebie i tam go ładuje. Starcza na kilka dni, góra tydzień. Prąd w stróżówce mógłby być, bo do sąsiedniego pomieszczenia prowadzi kabel ziemny, ale podobno poprzedni lokatorzy nieco za bardzo się „opalali”, a że licznik był na gminę...

Jak zimą drzwi były otwarte, to na 3 metry śnieg był stopiony. Prawdopodobnie naciągnęli gminę na kilka dużych tysięcy złotych i po prostu im ten prąd odcięli. Chodziłem do wójtowej (5 lat temu – (przyp. red.) i prosiłem, aby mi ten prąd podłączyli – wstawili licznik pod kartę i będę płacił. Ale usłyszałem „nie” i to nie raz.

Obecnie prąd pan Zdzisław czerpie na potrzeby świetlne z akumulatora. Ma ku temu powód, bo jest wielkim miłośnikiem dobrej lektury, uwielbia także rozwiązywać krzyżówki. Lokator stróżówki to inteligentny i oczytany człowiek. Książki pokochał gdy tylko nauczył się czytać.

No niestety – mówi z ironiczną przekorą – w szkole nieźle się uczyłem.

Jako również wierny przyjaciel książek koniecznie muszę zapytać kolegę „po pasji” kto jest jego ulubionym pisarzem.

Mario Puzo (m.in. „Ojciec Chrzestny”) i Agatha Christie (m.in. „Morderstwo w Orient Ekspressie”, Śmierć na Nilu; twórczyni postaci Herkulesa Poirot) — wymienia błyskawicznie fan dobrego kryminału i sensacyjnej literatury noir.

Pan Zdzisław Milewski mieszka w bardzo spartańskich warunkach

Jak wiadomo „kto czyta książki, żyje podwójnie” i na pewno samotny czas w na zimowym odludziu płynie dzięki papierowym przyjaciołom szybciej. I tym samym przybliża moment, w którym Zdzisław Milewski doczeka się pomocy ze strony gminy, o co prosił wielokrotnie. Podobno ma taką obiecaną.

Wójtowa (Ewa Jurkowska-Kawałko – przyp. red.) przywiozła przed świętami kawałek wędliny, czekoladę i oranżadę. Przypomniałem się jej i zapytałem o pomieszczenie po zmarłym sąsiedzie, w którym mógłbym trzymać jakieś rzeczy, bo tutaj mam wszystko na jednej kupie. Wspomniała, że na wiosnę postawi kontener — mówi pan Zdzisław, wahając się, czy tym wyznaniem nie zniechęci do siebie włodarz gminy.

Ale czemu miałby? To przecież miło, że długoletnia szefowa samorządu juskiego odwiedziła samotnego mieszkańca z drobnym, przedświątecznym upominkiem i zapewniła o woli pomocy. Trzymamy kciuki, aby pan Zdzisław się jej szybko doczekał.

Maciej Chrościelewski

Okolice Starych Juch są urocze każdą porą roku

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ZJawa #3113228 16 sty 2024 21:15

    Rutyna, brak empatii, brak odwagi, zachowawczość, nieumiejętność zarządzania ludźmi i sprawami to cechy trzeciokadencyjnej wójtowej. Pytanie czy byli lepsi kandydaci? Nie! Czy będą? Wątpię. Czwarta kadencja już nadchodzi.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5